"Wokizm" to diaboliczna inwersja chrześcijaństwa (domaganie się od innych pokuty i zadośćuczynienia za urojone własne krzywdy, promocja wszelkich wypaczeń jako szydercza parodia zasady "ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi" itd.), podczas gdy "MAGA-izm" to kompletnie zdesakralizowane pogaństwo (plemienny tryumfalizm, kiczowata ostentacja, tromtadracka bufonada i szamański technokratyzm spod bandery "cyfrowej reindustrializacji").
Przy czym, co kluczowe, owe dwa pozornie skonfliktowane zjawiska prezentują się w powyższy sposób na użytek masowy, gdyż w swojej wersji "elitarnej" oba mają charakter gnostycko-okultystyczny: "wokizm" to dążenie do samoubóstwienia wyrażające się w chęci obalenia obiektywnego porządku rzeczywistości, podczas gdy "MAGA-izm" to dążenie do samoubóstwienia wyrażające się w chęci zawładnięcia obiektywnym porządkiem rzeczywistości.
Ten pierwszy, jako kulminacja antycywilizacyjnej rewolucji, utorował drogę temu drugiemu, który jest kulminacją acywilizacyjnej kontrrewolucji nie torującej już drogi niczemu. Stąd trudno o lepszy "negatywny" wyznacznik właściwego postępowania niż skrupulatne trzymanie się z dala od wszelkich zjawisk tchnących bądź to Scyllą "wokizmu", bądź Charybdą "MAGA-izmu" (we wszelkich swych lokalnych odmianach).
To z kolei może się okazać kluczem do odnalezienia "pozytywnego" wyznacznika właściwego postępowania, a więc nie tylko do opuszczenia manowców, ale też do wejścia na drogę wiodącą do prawdy, a nawet na Drogę wiodącą do Prawdy. Wszakże najłatwiej może być odnaleźć pszenicę wtedy, gdy - na zasadzie kontrastu - wszelkie gatunki kąkolu plenią się wokół ze szczególną obfitością. Tego pozostaje życzyć wszystkim, którzy wyrażają szczerą wolę wydostania się z kąkolowego gąszczu, a więc uzyskania tego rodzaju wolności, której nikt już nie może im odebrać.
Friday, February 28, 2025
Saturday, February 15, 2025
Obietnica ludzkiego samoubóstwienia, czyli odwieczne i ostateczne ideologiczne oszustwo
Co jest wspólnym ideologicznym mianownikiem kliki z Davos i koryfeuszy Doliny Krzemowej, depopulacyjnych ekologistów i promiskuitycznych techno-oligarchów, scjentystycznych "inżynierów społecznych" i newage'owskich heroldów "złotego wieku", neomarksistowskich mizantropów i hurraoptymistycznych apostołów "ewangelii dobrobytu" oraz paneuropejskich wyznawców "globalnego braterstwa" i waszyngtońskich czy pekińskich rzeczników nacjonalistycznego populizmu i "realizmu geopolitycznego"?
Otóż jest nim wiara w "cyfrową świadomość", "osobliwość technologiczną", "transhumanizm" i im podobne zjawiska skupiające się w centralnym punkcie, jakim jest fantastycznonaukowe samoubóstwienie człowieka czy też stworzenie "ziemskiego raju" przy współpracy z wyczekiwanym algorytmicznym bożkiem. Stąd, niezależnie od tego, jakie bieżące przetasowania dokonują się na wielkiej scenie teatralnej zwanej "globalną polityką", zwłaszcza dziś - w erze ostatecznego więdnięcia wszelkich utopijnych wizji i ideologicznych obłędów - należy mieć się szczególnie na baczności przed tym ostatnim, konsensualnie fetowanym ideologiczno-wizyjnym wabikiem, do którego w tym czy innym stopniu zdają się lgnąć nawet najbardziej zblazowani głosiciele "końca historii".
Wabik ten jest bowiem niczym innym, jak technokratyczno-postmodernistyczną repliką najbardziej odwiecznej wizji ludzkiego samoubóstwienia, czyli "zjedzenia owocu z drzewa wiedzy" czy też zbudowania wieży Babel sięgającej niebios - wizji, która, jeśli potraktować ją wystarczająco poważnie, rzeczywiście kończy się każdorazowo "końcem historii". Skoro więc wszystkie pozornie skonfliktowane "władze i zwierzchności" stręczą mniej lub bardziej otwarcie ten jeden cel jako "strategiczny priorytet" albo przynajmniej urzekającą melodię przyszłości, zachowywanie wobec niego daleko posuniętego dystansu wydaje się stanowić minimum zdrowego rozsądku niezbędnego do tego, żeby nie skończyć z "pomieszanym językiem" czy też dużo gorszym uszczerbkiem na ciele, duszy i rozumie.
Byłby to wszakże finalny krok w zakresie nieulegania żadnej formie syreniego śpiewu uprawianego przez domorosłych "władców świata" - a tym samym finalny krok na drodze do wykształcenia w sobie wewnętrznej wolności, która pozwala niezawodnie oddzielić to, co możliwe, a więc potencjalnie dobre, od tego, co niemożliwe, a więc z konieczności rujnująco złe, jeśli z przekonaniem po to sięgnąć.
Otóż jest nim wiara w "cyfrową świadomość", "osobliwość technologiczną", "transhumanizm" i im podobne zjawiska skupiające się w centralnym punkcie, jakim jest fantastycznonaukowe samoubóstwienie człowieka czy też stworzenie "ziemskiego raju" przy współpracy z wyczekiwanym algorytmicznym bożkiem. Stąd, niezależnie od tego, jakie bieżące przetasowania dokonują się na wielkiej scenie teatralnej zwanej "globalną polityką", zwłaszcza dziś - w erze ostatecznego więdnięcia wszelkich utopijnych wizji i ideologicznych obłędów - należy mieć się szczególnie na baczności przed tym ostatnim, konsensualnie fetowanym ideologiczno-wizyjnym wabikiem, do którego w tym czy innym stopniu zdają się lgnąć nawet najbardziej zblazowani głosiciele "końca historii".
Wabik ten jest bowiem niczym innym, jak technokratyczno-postmodernistyczną repliką najbardziej odwiecznej wizji ludzkiego samoubóstwienia, czyli "zjedzenia owocu z drzewa wiedzy" czy też zbudowania wieży Babel sięgającej niebios - wizji, która, jeśli potraktować ją wystarczająco poważnie, rzeczywiście kończy się każdorazowo "końcem historii". Skoro więc wszystkie pozornie skonfliktowane "władze i zwierzchności" stręczą mniej lub bardziej otwarcie ten jeden cel jako "strategiczny priorytet" albo przynajmniej urzekającą melodię przyszłości, zachowywanie wobec niego daleko posuniętego dystansu wydaje się stanowić minimum zdrowego rozsądku niezbędnego do tego, żeby nie skończyć z "pomieszanym językiem" czy też dużo gorszym uszczerbkiem na ciele, duszy i rozumie.
Byłby to wszakże finalny krok w zakresie nieulegania żadnej formie syreniego śpiewu uprawianego przez domorosłych "władców świata" - a tym samym finalny krok na drodze do wykształcenia w sobie wewnętrznej wolności, która pozwala niezawodnie oddzielić to, co możliwe, a więc potencjalnie dobre, od tego, co niemożliwe, a więc z konieczności rujnująco złe, jeśli z przekonaniem po to sięgnąć.
Labels:
ideologia,
samoubóstwienie,
transhumanizm,
utopia,
wieża babel
Friday, February 14, 2025
Technokracja elitarystyczna a technokracja ludowa, czyli o zastępowaniu postrachu przynętą
Wielu się wydaje, że wraz z reżimową zmianą w Waszyngtonie trwale zostało oddalone widmo groteskowej davosowskiej technokracji spod znaku "cyfrowych walut banków centralnych" wypłacanych wyłącznie tym, którzy zachowują "standardy ESG" i "zasady DEI" oraz dbają o minimalizację swojego "śladu węglowego" i regularne zastrzykiwanie się wszelkimi nakazanymi preparatami genowymi.
Tymczasem nie dość wielu bierze pod uwagę, że owa wizja davosowskiego piekła na ziemi została stworzona i rozpropagowana nie jako faktycznie wdrażany plan, ale jako ideologiczny odgromnik skupiający na sobie odrazę coraz większej części globalnego społeczeństwa, który będzie można w odpowiednim momencie schować do lamusa i zastąpić go czymś równie niebezpiecznym, ale sprawiającym pobieżne wrażenie zdroworozsądkowej alternatywy.
Bo czyż nie właśnie czymś takim jest DOGE-owska technokracja spod znaku "sztucznej inteligencji" dbającej o jawność każdego wydatkowanego dolara w imię "rządowej efektywności" i "walki z marnotrawstwem", a także stręcząca "identyfikację biometryczną" jako rzekome panaceum na coraz większe zdolności algorytmów w zakresie łamania i wykradania haseł? Nietrudno wszakże się domyślić, że w dobie tak bliskich związków "wielkiego państwa" i "wielkiego biznesu" (zwłaszcza z sektora bankowo-rozliczeniowego) owa jawność każdego wydatkowanego dolara ma docelowo objąć nie tyle każdego biurokratę, co każdego konsumenta, przypisując mu przy tej okazji niesławną "cyfrową tożsamość" - a wszystko to przy aprobacie samozwańczych zwolenników zrównoważonego budżetu i ograniczonego rządu.
Komu się zatem wydaje, że pączkującemu "systemowi bestii" został już zadany śmiertelny cios, niech zastanowi się poważnie nad tym, czy przypadkiem ów system nie dokonał kontrolowanego wycofania swojego elitarystyczno-diabolicznego oblicza, by zacząć się wdzięczyć do mas przy użyciu przybranego na tę okazję oblicza ludowo-mesjańskiego. Tylko wtedy bowiem będzie można uznać, że zachowuje się stosowną trzeźwość i czujność, która jest niezbędna, by nad owym systemem ostatecznie i prawdziwie zwyciężyć.
Tymczasem nie dość wielu bierze pod uwagę, że owa wizja davosowskiego piekła na ziemi została stworzona i rozpropagowana nie jako faktycznie wdrażany plan, ale jako ideologiczny odgromnik skupiający na sobie odrazę coraz większej części globalnego społeczeństwa, który będzie można w odpowiednim momencie schować do lamusa i zastąpić go czymś równie niebezpiecznym, ale sprawiającym pobieżne wrażenie zdroworozsądkowej alternatywy.
Bo czyż nie właśnie czymś takim jest DOGE-owska technokracja spod znaku "sztucznej inteligencji" dbającej o jawność każdego wydatkowanego dolara w imię "rządowej efektywności" i "walki z marnotrawstwem", a także stręcząca "identyfikację biometryczną" jako rzekome panaceum na coraz większe zdolności algorytmów w zakresie łamania i wykradania haseł? Nietrudno wszakże się domyślić, że w dobie tak bliskich związków "wielkiego państwa" i "wielkiego biznesu" (zwłaszcza z sektora bankowo-rozliczeniowego) owa jawność każdego wydatkowanego dolara ma docelowo objąć nie tyle każdego biurokratę, co każdego konsumenta, przypisując mu przy tej okazji niesławną "cyfrową tożsamość" - a wszystko to przy aprobacie samozwańczych zwolenników zrównoważonego budżetu i ograniczonego rządu.
Komu się zatem wydaje, że pączkującemu "systemowi bestii" został już zadany śmiertelny cios, niech zastanowi się poważnie nad tym, czy przypadkiem ów system nie dokonał kontrolowanego wycofania swojego elitarystyczno-diabolicznego oblicza, by zacząć się wdzięczyć do mas przy użyciu przybranego na tę okazję oblicza ludowo-mesjańskiego. Tylko wtedy bowiem będzie można uznać, że zachowuje się stosowną trzeźwość i czujność, która jest niezbędna, by nad owym systemem ostatecznie i prawdziwie zwyciężyć.
Labels:
ai,
dei,
efektywność,
esg,
inwigilacja,
technokracja
Subscribe to:
Posts (Atom)