Ostatnimi czasy "opiniotwórcze portale" raczą swych czytelników nadzwyczaj nachalną propagandą w postaci rzewnych historyjek o tym, jakim to rzekomym psychicznym wysiłkiem bywają rodzinne spotkania wigilijne, w czasie których potrafią padać "niewygodne pytania" i "apodyktyczne osądy" na temat czyichś osobistych wyborów. W ślady owej propagandy idą zaś coraz liczniej namnożone usługi samozwańczych "psychoterapeutów" i "trenerów rozwoju osobistego", gotowych nauczyć straumatyzowane ofiary ciocinych docinków i wujowskich żarcików trudnej sztuki przetrwania wigilijnej kolacji.
Można, rzecz jasna, zachowywać nadzieję, że powyższe historyjki i powiązane z nimi oferty są wyłącznie spreparowanymi medialnymi prowokacjami i przejawami wyrachowanego naciągactwa, a nie zapisem prawdziwie traumatycznych wydarzeń i propozycją autentycznie pożądanych środków zaradczych. Ta ostatnia wersja świadczyłaby bowiem o wykładniczo więdnących kompetencjach społecznych i towarzyskich w naszej części świata oraz o zgubnym samozadowoleniu tych, których dotknął ów uwiąd. Jak by jednak nie było, odpowiedź na pytanie o to, co w największym stopniu może się przysłużyć zepsuciu wigilijnej atmosfery, wydaje się oczywista.
Otóż jest nią traktowanie Wigilii Bożego Narodzenia nie jako święta upamiętniającego narodziny Zbawiciela ludzkości, tylko jak towarzyskiego podwieczorku czy podarunkowej imprezy, w czasie której należy przede wszystkim dobrze zjeść, popić i poplotkować. Próba zjedzenia ciastka i zachowania ciastka, a więc strywializowania tego, co najwznioślejsze, przy jednoczesnym pozostawieniu tego, co najradośniejsze, musi się wszakże zakończyć fiaskiem, czyli powstaniem wydarzenia sztucznego, wymuszonego i ostatecznie bezcelowego, któremu nie przyświeca żadna nadrzędna idea jednocząca wszystkich jego uczestników.
Nic zatem dziwnego, że w ramach jego duchowo wydrążonej wersji może dochodzić do towarzyskich zgrzytów nie mających nic wspólnego z atmosferą pokoju, nadziei i pokrzepienia. Remedium na owe zgrzyty nie jest jednakże asekurowanie się "terapeutycznymi" bezpiecznikami, tyko zdanie sobie sprawy z tego, że "nie da się służyć dwóm panom", a więc z tego, że Wigilia Bożego Narodzenia nie jest i nie może stać się "upominkowym świętem zimy". Wówczas będzie można postawić sprawę jasno, czyli albo uczestniczyć w wydarzeniu z definicji szczególnie radosnym, albo uczciwie przyznać, że się jeszcze do takiego uczestnictwa nie dojrzało. Innymi słowy, będzie można zadbać wówczas o to, aby nasza mowa była wolna od krępujących dwuznaczników i obłudnych poświęceń, tzn. żeby była: Tak, tak; nie, nie - ze wszystkimi tego wyzwalającymi konsekwencjami.
Tuesday, December 17, 2024
Wednesday, December 11, 2024
"Jeden, święty, powszechny i apostolski" oryginał a "ekumeniczny, inkluzywny i synodalny" falsyfikat
Jak odróżnić oryginał od falsyfikatu? Otóż oryginał jest "jeden, święty, powszechny i apostolski", podczas gdy falsyfikat jest "ekumeniczny", "dialogujący", "inkluzywny" i "synodalny". Zdolność odróżniania jednego od drugiego jest przy tym o tyle kluczowa, o ile falsyfikat rozpanoszył się zuchwale w przestrzeni zajmowanej przez oryginał, w związku z czym są one obecnie fatalnie wymieszane - jak pszenica i kąkol.
Pszenica ulega jednakże oddzieleniu od kąkolu tym wyraźniej, im bardziej ten drugi staje się zuchwale wybujały, pozornie dominujący i arogancko bezceremonialny - grunt zatem, żeby owej wybujałości, arogancji i pozornej dominacji nie wziąć za przejaw opatrznościowej pomyślności czy rozwojowego wigoru.
Wręcz przeciwnie: należy tym bardziej zdać sobie w tym kontekście sprawę, że widzi się przejawy przyspieszonego opadania masek i rezygnowania z dbałości o pozory, których kulminacją będzie sytuacja, gdzie wśród kąkolu nie pozostanie nikt, kto nie będzie chciał w pełni świadomie stanąć po jego stronie. W międzyczasie zaś pozostaje działać na rzecz tego, aby takich osób było w ostatecznym rachunku jak najmniej.
Pszenica ulega jednakże oddzieleniu od kąkolu tym wyraźniej, im bardziej ten drugi staje się zuchwale wybujały, pozornie dominujący i arogancko bezceremonialny - grunt zatem, żeby owej wybujałości, arogancji i pozornej dominacji nie wziąć za przejaw opatrznościowej pomyślności czy rozwojowego wigoru.
Wręcz przeciwnie: należy tym bardziej zdać sobie w tym kontekście sprawę, że widzi się przejawy przyspieszonego opadania masek i rezygnowania z dbałości o pozory, których kulminacją będzie sytuacja, gdzie wśród kąkolu nie pozostanie nikt, kto nie będzie chciał w pełni świadomie stanąć po jego stronie. W międzyczasie zaś pozostaje działać na rzecz tego, aby takich osób było w ostatecznym rachunku jak najmniej.
Tuesday, December 10, 2024
Przycisk Rothbarda jako twardy monetarny reset
Jedną z bardziej sugestywnych figur retorycznych używanych przez Murraya Rothbarda była ta traktująca o przycisku, naciśnięcie którego miałoby natychmiastowo wyeliminować w świecie wszelkie reżimowe struktury. Figura ta - jak przystało na narzędzie retorycznej emfazy - ma oczywiście swoje ograniczenia, gdyż - jak zauważyło wielu komentatorów - błyskawiczna eliminacja reżimowych struktur nie musiałaby się wiązać z równie błyskawiczną eliminacją reżimowej mentalności, prowadząc tym samym z dużym prawdopodobieństwem do rychłej rekonstrukcji zlikwidowanych w ten sposób reżimów, potencjalnie w jeszcze gorszych odsłonach.
Jest jednakże jeden obszar, w odniesieniu do którego naciśnięcie przycisku Rothbarda byłoby możliwością zbawienną w najzupełniej dosłownym sensie. Obszarem tym jest tzw. polityka pieniężna, a odnośnymi instytucjami nadającymi się do natychmiastowej i już mocno spóźnionej likwidacji są tzw. banki centralne. Gdyby bowiem jednym ruchem ręki można było skasować (na modłę selektywnie działającego megarozbłysku słonecznego) cały globalny system umożliwiający tworzenie z powietrza wirtualnych wpisów księgowych funkcjonujących jako jednostki pieniężne, wówczas bezzwłocznie musiałaby ustać większość toczonych obecnie w świecie wojen, ekspresowo musiałyby pęknąć wszystkie spęczniałe bańki giełdowe, o przyspieszone bankructwo zostałyby przyprawione wszelkie oligarchiczne sitwy podczepione aktualnie pod monetarne kroplówki i raptownie zahamowany zostałby permanentny drenaż siły nabywczej gromadzonej mozolnie przez zwykłych ludzi.
Innymi słowy, globalna gospodarka doznałaby wówczas otrzeźwiającego i ożywczego resetu w najlepszym tego słowa znaczeniu, a wszelkie oplatające ją pasożytnicze i niszczycielskie koterie utraciłyby swoją najgroźniejszą i najskuteczniejszą broń. Wszyscy ludzie dobrej woli powinni zatem życzyć sobie, aby podobny przycisk - rozumiany w sposób jak najbardziej dosłowny - został z powodzeniem skonstruowany, a następnie niezwłocznie użyty. Alternatywą jest bowiem to, że stosowny reset dokona się dopiero wówczas, gdy wspomniane pasożytnicze koterie zginą razem z zabitymi przez siebie żywicielami, a nie ulega wątpliwości, że ostateczna przegrana wszystkich byłaby jednak perwersyjnie pojmowanym zwycięstwem zła. Najwyższa więc pora, żeby zło dobrem zwyciężyć - a w opisywanej kwestii nie da się już tego zrobić dziś inaczej niż tylko "po rothbardowsku".
Jest jednakże jeden obszar, w odniesieniu do którego naciśnięcie przycisku Rothbarda byłoby możliwością zbawienną w najzupełniej dosłownym sensie. Obszarem tym jest tzw. polityka pieniężna, a odnośnymi instytucjami nadającymi się do natychmiastowej i już mocno spóźnionej likwidacji są tzw. banki centralne. Gdyby bowiem jednym ruchem ręki można było skasować (na modłę selektywnie działającego megarozbłysku słonecznego) cały globalny system umożliwiający tworzenie z powietrza wirtualnych wpisów księgowych funkcjonujących jako jednostki pieniężne, wówczas bezzwłocznie musiałaby ustać większość toczonych obecnie w świecie wojen, ekspresowo musiałyby pęknąć wszystkie spęczniałe bańki giełdowe, o przyspieszone bankructwo zostałyby przyprawione wszelkie oligarchiczne sitwy podczepione aktualnie pod monetarne kroplówki i raptownie zahamowany zostałby permanentny drenaż siły nabywczej gromadzonej mozolnie przez zwykłych ludzi.
Innymi słowy, globalna gospodarka doznałaby wówczas otrzeźwiającego i ożywczego resetu w najlepszym tego słowa znaczeniu, a wszelkie oplatające ją pasożytnicze i niszczycielskie koterie utraciłyby swoją najgroźniejszą i najskuteczniejszą broń. Wszyscy ludzie dobrej woli powinni zatem życzyć sobie, aby podobny przycisk - rozumiany w sposób jak najbardziej dosłowny - został z powodzeniem skonstruowany, a następnie niezwłocznie użyty. Alternatywą jest bowiem to, że stosowny reset dokona się dopiero wówczas, gdy wspomniane pasożytnicze koterie zginą razem z zabitymi przez siebie żywicielami, a nie ulega wątpliwości, że ostateczna przegrana wszystkich byłaby jednak perwersyjnie pojmowanym zwycięstwem zła. Najwyższa więc pora, żeby zło dobrem zwyciężyć - a w opisywanej kwestii nie da się już tego zrobić dziś inaczej niż tylko "po rothbardowsku".
Labels:
bank centralny,
pasożytnictwo,
pieniądz dekretowy,
Rothbard
Subscribe to:
Posts (Atom)