Bezwarunkowy szacunek dla własności prywatnej, swobody gospodarczej i wolnej przedsiębiorczości nie może wynikać jedynie czy przede wszystkim z tego, że służy on bogactwu czy dobrobytowi społecznemu. Zamiast tego powinien on wynikać nade wszystko z faktu, że tylko człowiek mogący swobodnie dysponować swoją sprawiedliwie zdobytą własnością może być coraz bardziej produktywny dla swoich bliźnich i cieszyć się w związku z tym zasłużoną nagrodą za swoją pracowitość, roztropność i obrotność.
Innymi słowy, głównym czynnikiem motywującym powinna być w tym kontekście nie zamożność, tylko godność wynikająca z samodyscypliny, o której zamożność jedynie poświadcza. Nie może być inaczej w świecie kompletnej inwersji wartości, w którym jej ofiary myślą z rozrzewnieniem o rozmaitych "ekosocjalizmach", "technokomunizmach" czy "kapitalizmach interesariuszy" (czyli polityczno-korporacyjnych komunofaszyzmach) nie wskutek rojeń o "powszechnym i darmowym dobrobycie", ale wskutek pragnienia powszechnej, reglamentowanej nędzy (w imię "praw zwierząt", "walki z globalnym ociepleniem", "inkluzywności" itp.).
Podsumowując, w świecie obłędnej ideologicznej mizantropii i duchowego samobójstwa naczelnym hasłem przyświecającym wszystkim orędownikom nienaruszalności wolności gospodarczej, własności prywatnej i swobody międzyludzkiej współpracy powinno być nie "wznosząca fala podnosi wszystkie łodzie", tylko "kto nie pracuje, niech też nie je". To znaczy: jeśli w imię ideologicznych fantazmatów ktoś chce nie tylko żywić się cudzym kosztem, ale też ograniczać możliwość dowolnie obfitego żywienia się przez innych, wówczas w opozycji do niego i jemu podobnych należy gromadzić przede wszystkim tych, którzy nie tyle hołdują "konsumpcyjnemu materializmowi", co doceniają unikatową wartość czynienia sobie ziemi poddaną. Tylko wówczas bowiem wolność i własność mogą okazać się stawką w najbardziej fundamentalnej z walk: tej o zwycięstwo uwznioślającego sensu nad samobójczym absurdem.
Saturday, May 25, 2024
Friday, May 10, 2024
"Świat klaunów" a powszechność "antysemityzmu"
Obecny "świat klaunów" lubuje się w histerycznym nadużywaniu całego szeregu wyświechtanych propagandowych terminów, ale niewątpliwą palmę pierwszeństwa dzierży wśród nich "antysemityzm".
Jest to określenie do tego stopnia amorficzne w swojej uniwersalnej oskarżycielskiej poręczności, że oto zdołaliśmy się już przekonać o istnieniu m.in. "żydowskich antysemitów" (osób, którym krytyka poczynań pewnego politycznego tworu najwyraźniej odebrała ich genetyczną tożsamość), "arabskich antysemitów" (zapewne koranicznych rewizjonistów sugerujących, że Arabowie wywodzą się nie od Sema, tylko od, dajmy na to, Chama), "chrześcijańskich antysemitów" (postaci nie kwapiących się do usunięcia ze swoich egzemplarzy Pisma Św. fragmentów takich jak "krew Jego na nas i na nasze dzieci") i "wolnościowych antysemitów" (pryncypialnych wrogów penalizowania "antysemityzmu" jako przejawu "mowy nienawiści", traktujących samo to pojęcie jako zamach na wolność słowa).
Niemniej jako że "świat klaunów" ma przy wszystkich swoich niezliczonych wadach tę wyrównawczą zaletę, że ostatecznie ośmiesza on wykorzystywane przez siebie propagandowe liczmany, należy zachowywać nadzieję, iż taki właśnie los spotka również "antysemityzm", co poskutkuje automatycznym wykluczeniem z wszelkich poważnych dyskusji każdego, kto nieironicznie oskarży innych o ową "uniwersalną zbrodnię". Oczywiście także wyrażenie podobnej nadziei może być uznane w "świecie klaunów" za "antysemickie", niemniej trzeba ufać, że ci wszyscy, którzy wciąż poczuwają się do roli strażników choć minimum terminologicznej i argumentacyjnej powagi, każde takie oskarżenie potraktują jako komplement lub przynajmniej powód do rozbawienia.
Tam bowiem, gdzie wszechobecność klaunów już dawno odebrała ich wybrykom wszelki walor komiczny, pozostaje uśmiechać się na myśl, że naturalny opór wobec ich nużącego jazgotu z czasem odbierze im również wszelki walor sprawczy. Niech ta myśl towarzyszy więc jak najczęściej wszystkim ludziom dobrej woli, a tym prędzej stanie się ona dającą odetchnąć rzeczywistością.
Jest to określenie do tego stopnia amorficzne w swojej uniwersalnej oskarżycielskiej poręczności, że oto zdołaliśmy się już przekonać o istnieniu m.in. "żydowskich antysemitów" (osób, którym krytyka poczynań pewnego politycznego tworu najwyraźniej odebrała ich genetyczną tożsamość), "arabskich antysemitów" (zapewne koranicznych rewizjonistów sugerujących, że Arabowie wywodzą się nie od Sema, tylko od, dajmy na to, Chama), "chrześcijańskich antysemitów" (postaci nie kwapiących się do usunięcia ze swoich egzemplarzy Pisma Św. fragmentów takich jak "krew Jego na nas i na nasze dzieci") i "wolnościowych antysemitów" (pryncypialnych wrogów penalizowania "antysemityzmu" jako przejawu "mowy nienawiści", traktujących samo to pojęcie jako zamach na wolność słowa).
Niemniej jako że "świat klaunów" ma przy wszystkich swoich niezliczonych wadach tę wyrównawczą zaletę, że ostatecznie ośmiesza on wykorzystywane przez siebie propagandowe liczmany, należy zachowywać nadzieję, iż taki właśnie los spotka również "antysemityzm", co poskutkuje automatycznym wykluczeniem z wszelkich poważnych dyskusji każdego, kto nieironicznie oskarży innych o ową "uniwersalną zbrodnię". Oczywiście także wyrażenie podobnej nadziei może być uznane w "świecie klaunów" za "antysemickie", niemniej trzeba ufać, że ci wszyscy, którzy wciąż poczuwają się do roli strażników choć minimum terminologicznej i argumentacyjnej powagi, każde takie oskarżenie potraktują jako komplement lub przynajmniej powód do rozbawienia.
Tam bowiem, gdzie wszechobecność klaunów już dawno odebrała ich wybrykom wszelki walor komiczny, pozostaje uśmiechać się na myśl, że naturalny opór wobec ich nużącego jazgotu z czasem odbierze im również wszelki walor sprawczy. Niech ta myśl towarzyszy więc jak najczęściej wszystkim ludziom dobrej woli, a tym prędzej stanie się ona dającą odetchnąć rzeczywistością.
Saturday, May 4, 2024
"Problem wieży Babel" to nie brak wspólnego języka, tylko obfitość indywidualnej pychy
Niektórym mogłoby się wydawać, że w erze Internetu i przyzwoicie funkcjonujących automatycznych tłumaczy skutecznie rozwiązany został "problem wieży Babel", co oznacza, że ludzkość jest obecnie w stanie komunikować się w globalnej skali przy pomocy "wspólnego języka". Bardzo nieprzekonująco brzmiałaby jednak sugestia, że ludzkość stała się dzięki temu wyjątkowo zjednoczona, pokojowa czy harmonijna.
Świadomość tego stanu rzeczy pozwala na przejrzyste uzmysłowienie sobie faktu, że pomieszanie języków to skutek, a nie przyczyna bezproduktywnych sporów i jałowych konfliktów. Wieża Babel była przede wszystkim spektakularnym pomnikiem ludzkiej pychy, a pomniki ludzkiej pychy mają to do siebie, że na pewnym etapie ich budowy okazuje się, że każdy z budowniczych ma inne rozumienie ich natury i inny pomysł co do ich ukończenia. To jest z kolei oczywistą konsekwencją założenia, że zasady rządzące rzeczywistością mają być nie poznawane, tylko czynnie kształtowane i podporządkowywane ludzkiej woli.
Innymi słowy, komunikacyjna jałowość wynika przede wszystkim nie z tego, że mówi się różnymi językami, ale z tego, że nie ma się sobie nic sensownego do przekazania, to zaś wynika w przeważającej mierze z mniemania, jakoby poszczególnym słowom czy zwrotom można było przypisywać dowolne znaczenie, bądź też jakoby kwestia znaczeń była, nomen omen, bez znaczenia.
Problemy porozumiewawcze są zatem przede wszystkim pochodną problemów poznawczych, a różnorodność interpretacji i stanowisk może być owocna jedynie wtedy, gdy dobrowolnie podporządkuje się je wszystkie zaznajamianiu się z prawdą - traktowaną jako zjawisko obiektywne, niezmienne i powściągające widzimisię podmiotu poznającego. Jedynie wtedy jest rzeczą niewątpliwie jasną, że prawda wyzwala - również z komunikacyjnych kajdan, które dany rozmówca sam sobie założył.
Świadomość tego stanu rzeczy pozwala na przejrzyste uzmysłowienie sobie faktu, że pomieszanie języków to skutek, a nie przyczyna bezproduktywnych sporów i jałowych konfliktów. Wieża Babel była przede wszystkim spektakularnym pomnikiem ludzkiej pychy, a pomniki ludzkiej pychy mają to do siebie, że na pewnym etapie ich budowy okazuje się, że każdy z budowniczych ma inne rozumienie ich natury i inny pomysł co do ich ukończenia. To jest z kolei oczywistą konsekwencją założenia, że zasady rządzące rzeczywistością mają być nie poznawane, tylko czynnie kształtowane i podporządkowywane ludzkiej woli.
Innymi słowy, komunikacyjna jałowość wynika przede wszystkim nie z tego, że mówi się różnymi językami, ale z tego, że nie ma się sobie nic sensownego do przekazania, to zaś wynika w przeważającej mierze z mniemania, jakoby poszczególnym słowom czy zwrotom można było przypisywać dowolne znaczenie, bądź też jakoby kwestia znaczeń była, nomen omen, bez znaczenia.
Problemy porozumiewawcze są zatem przede wszystkim pochodną problemów poznawczych, a różnorodność interpretacji i stanowisk może być owocna jedynie wtedy, gdy dobrowolnie podporządkuje się je wszystkie zaznajamianiu się z prawdą - traktowaną jako zjawisko obiektywne, niezmienne i powściągające widzimisię podmiotu poznającego. Jedynie wtedy jest rzeczą niewątpliwie jasną, że prawda wyzwala - również z komunikacyjnych kajdan, które dany rozmówca sam sobie założył.
Labels:
język,
komunikacja,
konflikt,
prawda,
pycha,
wieża babel
Subscribe to:
Posts (Atom)