Gdy o jednoczesne podpalenie wszystkich geopolitycznych beczek prochu na tym świecie starają się ci, którzy mają już tyle pieniędzy, że nie zdołaliby ich wydać nawet gdyby przyszło im żyć sto razy, i tyle władzy, że dawno gubią się już w tym, jak daleko ona sięga, a przy tym za grosz jakiejkolwiek choć minimalnie inspirującej ideologii, wówczas powinno być oczywistym, że owo podpalenie dokonuje się nie dla władzy, pieniędzy czy ideologii, zwłaszcza biorąc pod uwagę, z jak dużym prawdopodobieństwem może się ono okazać kompletnie samobójcze dla podpalaczy.
Innymi słowy, jak długo trywializuje się skoordynowane, systemowe zło poprzez próby jego ekonomizacji, politycyzacji czy ideologizacji, tak długo jest się niezdolnym do jego zrozumienia, a tym samym bezradnym w zakresie bronienia się przed jego wpływem. I, zupełnie analogicznie, jak długo trywializuje się dobro poprzez próby sprowadzania go do "zbiorowego instynktu przetrwania", "wzajemnego interesu własnego" czy "powszechnego dobrego samopoczucia", tak długo odbiera się samemu sobie jedyną broń, która umożliwia przejście do skutecznej kontrofensywy w obliczu bezinteresownie niszczycielskich i bałamutnych procesów, zwłaszcza tych zakrojonych na globalną skalę.
Podsumowując, kto mieczem wojuje, od miecza ginie, ale kto w skierowanym przeciwko sobie mieczu chce widzieć nożyk do listów, ten pośrednio popełnia samobójstwo, a zatem rezygnuje nie tylko z potencjalnego zwycięstwa, ale nawet z ewentualnego honoru pokonanego.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment