Z ostateczną fazą uwiądu intelektualnego ma się do czynienia wtedy, gdy wokół słyszy się nie triumfalistyczne perory o "społeczeństwach bezklasowych", "tysiącletnich rzeszach" czy "erach wodnika", ale otumaniającą paplaninę o "transdyscyplinarnych dialogach", "kontekstowych zmianach paradygmatu" i "krytycznej świadomości przeżywanych doświadczeń". W pierwszym przypadku ma się bowiem do czynienia z wytworami zdeprawowanych, ale wciąż sprawnie funkcjonujących umysłów, którym należy dać zdecydowany logiczny odpór. W drugim natomiast przypadku ma się do czynienia z fermentującą umysłową pulpą, którą należy już wyłącznie skrzętnie wyprzątać z każdej przestrzeni, na którą ma się jakikolwiek egzekucyjny, organizacyjny lub reputacyjny wpływ.
Innymi słowy, tam, gdzie fundamentalnie obumiera możliwość toczenia stanowczych logicznych polemik (że nie wspomnieć o klasycznie dialektycznym wspólnym dochodzeniu do prawdy), pozostaje wyłącznie konieczność z jednej strony powtarzania odwiecznych oczywistości, a z drugiej strony wygłuszania bełkotu, który usiłuje rozpuścić świadomość owych oczywistości siłą korozyjnej inercji. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że tam, gdzie uczciwe dociekanie prawdy staje się zjawiskiem nie tyle nawet nieobecnym, co programowo niezrozumiałym, na placu boju ma prawo pozostać jedynie aksjomat, czyli wykładnik prawdy niewymagającej żadnego dociekania, oraz cisza, czyli wykładnik prawdy niedocieczonej. Podsumowując, pozostaje wtedy tylko "tak" i "nie" - wypowiedziane, gdy trzeba mówić, i przemilczane, gdy mówić nie sposób. Reszta jest hałasem.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment