O ile rozmaite prawdy szczegółowe można na ogół oddzielać od przekłamań wskutek samodzielnego przeprowadzenia stosownych procesów dedukcyjnych bądź przyjrzenia się odnośnym faktom, niezłomne trzymanie się prawd ogólnych - i zabezpieczenie ich przed naporem mnóstwa partykularnych bałamuctw - wymaga przyjęcia odpowiedniej postawy normatywnej. Ściślej rzecz ujmując, niezbędne jest w tym kontekście niewzruszone trwanie przy klasycznej tetradzie cnót (roztropności, sprawiedliwości, wstrzemięźliwości i męstwie) i odrzucanie wszystkich komunikatów, które ewidentnie urągają którejkolwiek z nich.
Po pierwsze zatem należy odnosić się nieufnie do wszystkich obwieszczeń obliczonych na sianie paniki, wzbudzanie histerii i bezzwłoczne podporządkowywanie się owczemu pędowi, a więc obwieszczeń ukierunkowanych na to wszystko, co uwłacza roztropnemu badaniu konkretnych narracji. Znakomitym przykładem jest tu cała hipochondryczna propaganda, z którą mieliśmy do czynienia w czasie trwania niedawnego festiwalu chińskiej grypy, a która zniknęła w pewnym momencie tak szybko, jak szybko wcześniej się pojawiła.
Po drugie trzeba zachowywać sceptyczny dystans wobec wszelkich sugestii, które próbują podkopać ustalony porządek sprawiedliwych stosunków własnościowych i zasłużonych życiowych możliwości, upatrując w nich źródła domniemanych "systemowych zagrożeń". Sztandarową ilustracją jest tu coraz bardziej bezczelna agitacja insynuująca, że rewolucyjnego przeobrażenia ludzkiego życia wymaga groźba rzekomej "katastrofy klimatycznej" - agitacja, warto dodać, uprawiana najbardziej natrętnie przez ideowych (a nieraz i biologicznych) potomków tych, którzy onegdaj próbowali już wszczynać rozmaite przeobrażeniowe rewolucje ze skutkami jak najbardziej realnie katastrofalnymi.
Po trzecie należy opierać się otumaniającemu wpływowi wszelkich deklaracji skłaniających do spoczęcia na laurach i przyjęcia, że tym razem można wreszcie stworzyć "raj na ziemi" i umożliwić ludzkości trwałe otrzymywanie czegoś za nic. Do tej kategorii przynależą dziś, rzecz jasna, przede wszystkim groteskowe opowiastki o "sztucznej inteligencji" czy "technologicznej osobliwości" automatyzującej wszelkie procesy produkcyjne i oferującej ludzkości cyfrowy róg Amaltei w postaci "uniwersalnego bezwarunkowego dochodu". Ten rodzaj szachrajstw, atakując cnotę wstrzemięźliwości i wynikającą z niej zasadę odroczonej gratyfikacji, nie tyle straszy, co znieczula, paradując na ogół w kostiumie domniemanego rozwiązania problemów zawartych w szachrajstwach dwóch poprzednich rodzajów.
Wspólnym mianownikiem wszystkich powyższych typów bałamuctw jest wreszcie próba całkowitego pozbawienia człowieka cnoty męstwa, czyli intelektualnej, moralnej i duchowej samodzielności w korzystaniu z rzeczywistości i zmaganiu się z nią. W miejsce owej cnoty rzeczone blagi mają do zaproponowania wyłącznie zdanie się na łaskę rozmaitych samozwańczych "ekspertów", "filantropów" czy technokratycznych automatyzmów, czyli nie tyle utratę osobistej godności pod orwellowskim butem, co sprzedanie jej za trzydzieści judaszowych nawet nie srebrników, ale wirtualnych talonów.
Podsumowując, trwanie w Prawdzie przez największe P to zadanie tyleż intelektualne, co moralne, i tyleż analityczne, co charakterologiczne. Biorąc zaś pod uwagę, że zasadniczo nie sposób dziś uniknąć bezustannego i wszechobecnego bombardowania tym wszystkim, co Prawdą nie jest, jest to zadanie, od którego nie można się dziś wymigać nie skazując się na natychmiastową poznawczą klęskę. Innymi słowy, można dziś aspirować do bycia Sokratesem albo skazywać się na bycie Faustem, ale nie sposób być już Piłatem.
Tuesday, September 26, 2023
Wednesday, September 20, 2023
Tryumf hipisów i kontrkultura zdrowego rozumu
Absolutną słuszność mieli ci, którzy kilkadziesiąt lat temu twierdzili, że hipisi - jeśli pozostaną wierni swojej ideologii - niezawodnie doprowadzą świat do ruiny. Stosunkowo niewielu zdawało sobie jednak sprawę, że zdołają to oni uczynić nie jako narkotycznie odurzone "dzieci kwiaty" czy zachodni "pożyteczni idioci", tylko jako najbardziej wytrwali i zajadli instytucjonalni infiltratorzy, jakich kiedykolwiek widział świat.
Innymi słowy, stosunkowo niewielu zdawało sobie sprawę, że przerażający tryumf hipisów objawi się w pełnej krasie nie w bezpośrednim następstwie "rewolucji obyczajowej" lat 60-tych, tylko kilkadziesiąt lat później, gdy globalne społeczeństwo ocknie się nagle w świecie, w którym kontrkulturą jest nie agitowanie za "wolną miłością" i snucie fantazji o "Erze Wodnika", tylko komunikowanie choćby najprostszych prawd w sposób niezanieczyszczony różnorodnościowo-inkluzywistyczno-zrównoważonorozwojową politgramotą.
Pozostaje zatem, po zdaniu sobie sprawy, że przez kilkadziesiąt lat mówiło się coraz bardziej upupiającą prozą (albo przynajmniej w odrętwieniu słuchało się, jak taką prozą mówił otaczający świat), zacząć w końcu mówić otrzeźwiającą i dosadną poezją, choćby taką jak: "Niechaj więc mowa wasza będzie: tak – tak, nie – nie". Wszakże od tego, czy język pozostanie na tyle giętki, by powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa, zależy ostatecznie to, czy się tej głowy na własne życzenie bezpowrotnie nie straci.
Innymi słowy, stosunkowo niewielu zdawało sobie sprawę, że przerażający tryumf hipisów objawi się w pełnej krasie nie w bezpośrednim następstwie "rewolucji obyczajowej" lat 60-tych, tylko kilkadziesiąt lat później, gdy globalne społeczeństwo ocknie się nagle w świecie, w którym kontrkulturą jest nie agitowanie za "wolną miłością" i snucie fantazji o "Erze Wodnika", tylko komunikowanie choćby najprostszych prawd w sposób niezanieczyszczony różnorodnościowo-inkluzywistyczno-zrównoważonorozwojową politgramotą.
Pozostaje zatem, po zdaniu sobie sprawy, że przez kilkadziesiąt lat mówiło się coraz bardziej upupiającą prozą (albo przynajmniej w odrętwieniu słuchało się, jak taką prozą mówił otaczający świat), zacząć w końcu mówić otrzeźwiającą i dosadną poezją, choćby taką jak: "Niechaj więc mowa wasza będzie: tak – tak, nie – nie". Wszakże od tego, czy język pozostanie na tyle giętki, by powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa, zależy ostatecznie to, czy się tej głowy na własne życzenie bezpowrotnie nie straci.
Labels:
kontrkultura,
kontrrewolucja,
normalność,
rewolucja,
rozum
Saturday, September 9, 2023
Austrian Economics vs. CBDC, ESG, UBI, and Other Newfangled Socioeconomic Gimmicks
The Austrian school – on account of the logical, deductive character of its theories and their realistic applicability to the actual economy – is the only economic tradition that consciously aspires to the discovery of timeless, universally relevant truths that govern the realm of human action. Thus, it should come as no surprise that its analytical apparatus is naturally suitable for the evaluation of all the recent newfangled socioeconomic phenomena.
For example, in view of its reflection about the logical essence of the sound means of exchange, the Austrian school sends serious warning signals regarding the notorious concept of CBDCs (central bank digital currencies). More specifically, it points out that CBDC is nothing else but fiat money on steroids, which allows for an unprecedented redistribution of monetary purchasing power in the direction of special interest groups, as well as for immediate monetization of public debt. Worse still, the establishment of a global CBDC platform would be a major step in the direction of eliminating currency competition, which, as the Austrians suggest, is the best among imperfect anti-inflationary buffers in a world deprived of market-chosen money.
Successful implementation of CBCDs would lethally infect the lifeblood of the global economy, causing unprecedentedly ruinous business cycles, endlessly distorted monetary calculation, and eventually a worldwide disintegration of indirect exchange. Nothing should be less surprising, especially to the Austrians, since the abovementioned situation would be the exact opposite of the monetary stability and predictability afforded by the classical gold standard.
Similarly, in light of its considerations on the crucial role of economic calculation in the process of rational allocation of resources, the Austrians are naturally wary of the aggressively pushed “ESG standards”. This is because these standards, while parading around in the costume of “good business practices”, are a major factor that disrupts business calculation with arbitrary, ideologically charged obstructions manufactured by the global bureaucratic-corporate oligarchy. As such, far from being a form of genuine social capital that builds trust on the part of customers, they are a potent source of ideological confusion and bureaucratic uniformization that hamper the process of generating authentic goodwill by socially proactive companies.
Nevertheless, the ubiquity of such arbitrary pseudo-market standards can plunge the economy into an abyss of legal uncertainty, especially if some political regimes decide to enforce them as part of their “sustainable development” agenda. And it is precisely in such scenarios, as the Austrian school stresses repeatedly, that the entrepreneurial capacity for long-term planning becomes particularly hobbled.
Finally, so-called UBI (“universal basic income”) is easily identified by the Austrians as the most comprehensive and audacious form of Frederic Bastiat’s “great fiction through which everybody endeavors to live at the expense of everybody” - i.e., the ultimate incarnation of universal parasitism. More specifically, given their sound reflection on the logic of human action and the resulting incentive structure, the Austrians realize full well that large-scale introduction of UBI would result in immediate capital consumption and catapult the global economy back to at least the preindustrial stage.
In other words, the Austrian school is uniquely positioned to point out that UBI-ism would be a singularly destructive form of communism, since classical Soviet-style communism, even though supremely wasteful, was at least committed to diligence rather than idleness. Thus, it unwittingly nourished the spirit of dedication which, when combined with the spirit of defiance, brought about its eventual collapse. However, nothing similar can be said about UBI-ism, which eliminates the spirit of defiance by promoting universal shiftlessness and indolence.
In view of all the preceding remarks, it becomes obvious that the convergence of all the abovementioned phenomena would be particularly capable of sealing the fate of the world economy. More specifically, what I mean here is a situation in which UBI would be paid out in CBDC to those who qualify in virtue of their total acceptance of the ESG agenda. Or, to put matters somewhat differently, a situation in which universal parasitism converges with completely cashless monetary totalitarianism and complete submission to contrived ideological whims.
It goes without saying that such a scenario would be utterly dysfunctional on so many levels and in so many aspects that it would descend into total economic and social chaos in a very short time. However, even if we can rightly regard it as a highly unrealistic or indeed outright absurd contingency, we might at the same time treat it as a hypothetical anti-ideal against which all conceivable forces of resistance – conceptual and practical, academic, and entrepreneurial, and individual and collective – should be proactively rallied. And when it comes to coordinating such forces of resistance and serving as their fail-safe intellectual guide, there is no better candidate than the scholarly edifice of the Austrian school.
[Reposted from Mises.org]
For example, in view of its reflection about the logical essence of the sound means of exchange, the Austrian school sends serious warning signals regarding the notorious concept of CBDCs (central bank digital currencies). More specifically, it points out that CBDC is nothing else but fiat money on steroids, which allows for an unprecedented redistribution of monetary purchasing power in the direction of special interest groups, as well as for immediate monetization of public debt. Worse still, the establishment of a global CBDC platform would be a major step in the direction of eliminating currency competition, which, as the Austrians suggest, is the best among imperfect anti-inflationary buffers in a world deprived of market-chosen money.
Successful implementation of CBCDs would lethally infect the lifeblood of the global economy, causing unprecedentedly ruinous business cycles, endlessly distorted monetary calculation, and eventually a worldwide disintegration of indirect exchange. Nothing should be less surprising, especially to the Austrians, since the abovementioned situation would be the exact opposite of the monetary stability and predictability afforded by the classical gold standard.
Similarly, in light of its considerations on the crucial role of economic calculation in the process of rational allocation of resources, the Austrians are naturally wary of the aggressively pushed “ESG standards”. This is because these standards, while parading around in the costume of “good business practices”, are a major factor that disrupts business calculation with arbitrary, ideologically charged obstructions manufactured by the global bureaucratic-corporate oligarchy. As such, far from being a form of genuine social capital that builds trust on the part of customers, they are a potent source of ideological confusion and bureaucratic uniformization that hamper the process of generating authentic goodwill by socially proactive companies.
Nevertheless, the ubiquity of such arbitrary pseudo-market standards can plunge the economy into an abyss of legal uncertainty, especially if some political regimes decide to enforce them as part of their “sustainable development” agenda. And it is precisely in such scenarios, as the Austrian school stresses repeatedly, that the entrepreneurial capacity for long-term planning becomes particularly hobbled.
Finally, so-called UBI (“universal basic income”) is easily identified by the Austrians as the most comprehensive and audacious form of Frederic Bastiat’s “great fiction through which everybody endeavors to live at the expense of everybody” - i.e., the ultimate incarnation of universal parasitism. More specifically, given their sound reflection on the logic of human action and the resulting incentive structure, the Austrians realize full well that large-scale introduction of UBI would result in immediate capital consumption and catapult the global economy back to at least the preindustrial stage.
In other words, the Austrian school is uniquely positioned to point out that UBI-ism would be a singularly destructive form of communism, since classical Soviet-style communism, even though supremely wasteful, was at least committed to diligence rather than idleness. Thus, it unwittingly nourished the spirit of dedication which, when combined with the spirit of defiance, brought about its eventual collapse. However, nothing similar can be said about UBI-ism, which eliminates the spirit of defiance by promoting universal shiftlessness and indolence.
In view of all the preceding remarks, it becomes obvious that the convergence of all the abovementioned phenomena would be particularly capable of sealing the fate of the world economy. More specifically, what I mean here is a situation in which UBI would be paid out in CBDC to those who qualify in virtue of their total acceptance of the ESG agenda. Or, to put matters somewhat differently, a situation in which universal parasitism converges with completely cashless monetary totalitarianism and complete submission to contrived ideological whims.
It goes without saying that such a scenario would be utterly dysfunctional on so many levels and in so many aspects that it would descend into total economic and social chaos in a very short time. However, even if we can rightly regard it as a highly unrealistic or indeed outright absurd contingency, we might at the same time treat it as a hypothetical anti-ideal against which all conceivable forces of resistance – conceptual and practical, academic, and entrepreneurial, and individual and collective – should be proactively rallied. And when it comes to coordinating such forces of resistance and serving as their fail-safe intellectual guide, there is no better candidate than the scholarly edifice of the Austrian school.
[Reposted from Mises.org]
Thursday, September 7, 2023
Co dziś oznacza konsekwentny antykomunizm?
Komunizm to w ścisłym sensie polityczno-gospodarczym system dążący do całkowitej eliminacji prywatnej własności środków produkcji przez wszechwładny centralistyczny reżim. Niemniej w sensie ontologiczno-egzystencjalnym - a więc w sensie pojęciowo najbardziej pojemnym - komunizm można postrzegać znacznie szerzej, tzn. jako politycznie zorganizowany atak na uporządkowaną, zróżnicowaną i hierarchiczną naturę rzeczywistości. Innymi słowy, komunizm w najszerszym tego słowa znaczeniu to chęć przejechania po rzeczywistości ogromnym metafizycznym walcem, czego rezultatem ma być przywrócenie stanu "pierwotnego chaosu", gdzie nic nie jest niczym konkretnym, wobec czego wszystko może być wszystkim.
Stąd o ile komunizm w sensie polityczno-gospodarczym występuje w swej czystej postaci już w bardzo nielicznych zakątkach świata, o tyle komunizm w sensie ontologiczno-egzystencjalnym pleni się w najlepsze w prominentnych ośrodkach wpływu "edukacyjnego", "kulturowego" czy biurokratyczno-korporacyjnego. Wszakże maltuzjańsko-ekologistyczne próby stawiania człowieka na równi ze zwierzętami czy szeroko rozumianym światem natury, neomarksistowskie próby zacierania różnic między płciami czy rolami rodzinnymi, technokratyczne próby zrównywania maszyn i algorytmów z inteligentnymi podmiotami, czy pop-psychologiczne sugestie, że stan tej czy innej choroby psychicznej to nie rzadka anomalia, tylko społeczna norma, to nic innego, jak właśnie rozmaite emanacje jak najszerzej zakrojonej metafizycznej urawniłowki.
Być zatem antykomunistą w najpełniejszym tego słowa znaczeniu - albo, co na jedno wychodzi, być konsekwentnym antykomunistą w dzisiejszym świecie - to nie tylko rozumieć absolutnie kluczową rolę wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej konkurencji w zdrowym funkcjonowaniu dowolnej ludzkiej wspólnoty, ale też dostrzegać w tym kontekście równie kluczową rolę szacunku dla naturalnych rozróżnień, bytowych esencji, organicznych granic i spontanicznych hierarchii. Już 50 lat temu doskonale pojmował to choćby Rothbard, pisząc o egalitaryzmie jako o buncie przeciw naturze. Zaś jako że najgruntowniejszą i najbardziej zajadłą formą egalitaryzmu jest komunizm, ten ostatni należy w ostatecznym rachunku traktować jako dążenie do zrównania z ziemią nie tylko gospodarki, ale też całego "świata ludzkich spraw".
Kto więc nie myśli przykładać ręki do wydania tego świata na zatracenie, ten ma dziś równie wiele okazji do prezentowania konsekwentnie antykomunistycznej postawy, co uczestnicy niegdysiejszej zimnej wojny (jeśli nie więcej). Innymi słowy, wergiliuszowsko-misesowskie "nie poddawaj się złu, lecz coraz śmielej się z nim zmagaj" powinno dziś rozbrzmiewać wyjątkowo donośnie, by ostatecznie przepędzić niedobitego wciąż potwora z wszystkich zakamarków, w których miał on czelność się zagnieździć po swej polityczno-gospodarczej porażce.
Stąd o ile komunizm w sensie polityczno-gospodarczym występuje w swej czystej postaci już w bardzo nielicznych zakątkach świata, o tyle komunizm w sensie ontologiczno-egzystencjalnym pleni się w najlepsze w prominentnych ośrodkach wpływu "edukacyjnego", "kulturowego" czy biurokratyczno-korporacyjnego. Wszakże maltuzjańsko-ekologistyczne próby stawiania człowieka na równi ze zwierzętami czy szeroko rozumianym światem natury, neomarksistowskie próby zacierania różnic między płciami czy rolami rodzinnymi, technokratyczne próby zrównywania maszyn i algorytmów z inteligentnymi podmiotami, czy pop-psychologiczne sugestie, że stan tej czy innej choroby psychicznej to nie rzadka anomalia, tylko społeczna norma, to nic innego, jak właśnie rozmaite emanacje jak najszerzej zakrojonej metafizycznej urawniłowki.
Być zatem antykomunistą w najpełniejszym tego słowa znaczeniu - albo, co na jedno wychodzi, być konsekwentnym antykomunistą w dzisiejszym świecie - to nie tylko rozumieć absolutnie kluczową rolę wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej konkurencji w zdrowym funkcjonowaniu dowolnej ludzkiej wspólnoty, ale też dostrzegać w tym kontekście równie kluczową rolę szacunku dla naturalnych rozróżnień, bytowych esencji, organicznych granic i spontanicznych hierarchii. Już 50 lat temu doskonale pojmował to choćby Rothbard, pisząc o egalitaryzmie jako o buncie przeciw naturze. Zaś jako że najgruntowniejszą i najbardziej zajadłą formą egalitaryzmu jest komunizm, ten ostatni należy w ostatecznym rachunku traktować jako dążenie do zrównania z ziemią nie tylko gospodarki, ale też całego "świata ludzkich spraw".
Kto więc nie myśli przykładać ręki do wydania tego świata na zatracenie, ten ma dziś równie wiele okazji do prezentowania konsekwentnie antykomunistycznej postawy, co uczestnicy niegdysiejszej zimnej wojny (jeśli nie więcej). Innymi słowy, wergiliuszowsko-misesowskie "nie poddawaj się złu, lecz coraz śmielej się z nim zmagaj" powinno dziś rozbrzmiewać wyjątkowo donośnie, by ostatecznie przepędzić niedobitego wciąż potwora z wszystkich zakamarków, w których miał on czelność się zagnieździć po swej polityczno-gospodarczej porażce.
Labels:
antykomunizm,
egalitaryzm,
hierarchia,
komunizm,
maltuzjanizm,
neomarksizm,
technokracja
Subscribe to:
Posts (Atom)