Media głównego nurtu i perorujący w nich dyżurni "eksperci" już od dawna strofują ludzi sceptycznych wobec świeckiej apokaliptyki (która, jako taka, jest zawsze pretekstem do bawienia się w świecki mesjanizm), trajkocząc im do znudzenia nad uchem, że nie wolno "mylić pogody z klimatem" (czyli punktowych wydarzeń z długofalowymi trendami).
Tymczasem na przestrzeni ostatnich paru dni rzeczone media usiłują tumanić i przestraszać nie żadnymi przekrojowymi "analizami klimatycznymi", tylko dosłownie prognozami pogody, co i rusz powołując się w alarmistycznym tonie na "deszcz tysiąclecia", "burzę tysiąclecia", "najcieplejszy dzień w historii pomiarów" i inne tego rodzaju stricte izolowane zdarzenia. Oczywiście w tym kontekście "mylić pogodę z klimatem" nie tylko wolno, ale wręcz należy, bo mylą się tym razem nieomylne ośrodki wpływu.
Jest to nic innego, jak kolejny element nieskończonego ciągu dowodów na to, że nie istnieje tak siermiężna sofistyka i tak uwłaczająca hipokryzja, do której nie uciekną się rzeczone ośrodki wpływu w dziele wodzenia mas za nos przy pomocy rozmaitych "oficjalnych narracji". I choć na przestrzeni ostatnich trzech lat globalny kompleks medialno-indoktrynacyjny zdecydowanie przeszarżował, bezpowrotnie tracąc status wiarygodnego źródła informacji w oczach szerokich rzesz ludzkich, warto na podstawie podobnych przykładów umacniać w sobie świadomość tego faktu, aby konsekwentnie kształtować w sobie cnotę roztropności umożliwiającą ścisłe oddzielanie obiektywnej rzeczywistości od publicystycznej nierzeczywistości. Wtedy bowiem, i tylko wtedy, będziemy mogli mieć pewność, że - cytując klasyka - nie myśli za nas inny mózg.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment