Cato Institute przeprowadził ostatnio badanie ankietowe, z którego wynika, że 30% Amerykanów przed 30-tym rokiem życia popiera umieszczenie rządowych kamer inwigilacyjnych w każdym domu celem zmniejszenia skali przemocy domowej i działalności przestępczej.
Życzliwość interpretacyjna nakazywałaby tu założyć, że pytanie zostało sformułowane nie dość precyzyjnie, bo przywoływany rezultat brzmi cokolwiek kuriozalnie. Biorąc jednak pod uwagę, że tylko (a może mimo wszystko aż?) 5% Amerykanów powyżej 65-go roku życia popiera podobne "rozwiązanie", młodsza młodzież "wykazuje się" tu co najmniej marnymi zdolnościami w zakresie odpowiadania ze zrozumieniem.
Jeśli natomiast przyjąć, że młodsza i starsza młodzież (w przedziale wiekowym 30-44 odsetek zwolenników Wielkiego Brata w każdym domu to 20%) rozumie jednak treść zadawanych pytań i udzielanych odpowiedzi, wówczas jest to kolejna z nieskończonej serii ilustracji bezprecedensowej społecznej dysfunkcjonalności związanej ze skokowo pogłębiającym się infantylizmem "rozwiniętych społeczeństw".
Dość oczywistym wydaje się tu bowiem założenie, że lwia część entuzjastów permanentnej inwigilacji nie tyle pała miłością do rządu i jego wścibskich zakusów, co jest osobliwie niezdolna do rozumowania w kategoriach abstrakcyjnych pojęć, takich jak "wolność", "godność" czy "prywatność", zatrzymując się na poziomie ich dużo bardziej przyziemnych odpowiedników, takich jak "wygoda" czy "beztroska". Do tego wszakże sprowadza się założenie, że bycie podglądanym jest tożsame z byciem "zaopiekowanym", bez zastanowienia nad tym, czy podglądacz rzeczywiście chce się kimkolwiek opiekować, a co dopiero nad tym, czy dojrzałemu człowiekowi wypada chcieć tego rodzaju natrętnej kurateli.
Co ciekawe, wspomniane badanie jest jedynie częścią szerszej ankiety usiłującej ustalić poziom społecznego poparcia dla niesławnych CBDC (cyfrowych walut banków centralnych). Tu z kolei okazuje się, że o ile podobne poparcie wyraża jedynie 3% Amerykanów w wieku powyżej 65 lat, w grupie 30-44 jest to już 25%, a w grupie 18-29 - 32%. Tak jak w poprzednim przypadku, można tu odnieść wrażenie, że większość entuzjastów CBDC nie tyle wyznaje tu szczerą statolatrię, co reaguje jak psy Pawłowa na słowo "wygoda" czy "bezpieczeństwo", dokonując infantylistycznej redukcji tych terminów odrywającej je od kwestii transakcyjnej prywatności czy niebezpiecznej podległości wobec scentralizowanej, skrajnie inwazyjnej technologicznej infrastruktury.
Ogólne zagadnienie zagrożeń infantylizmu wiąże się tu z bardziej szczegółowym zagadnieniem technologicznej dojrzałości lub jej braku. Otóż najwyższa pora włożyć między bajki triumfalistyczne slogany o pokoleniu "cyfrowych tubylców", którzy rzekomo poruszają się w wirtualnym świecie jak ryby w wodzie, będąc naturalnie wyczulonymi na kwestie transakcyjnej prywatności, jakości otrzymywanych informacji czy korzyści dla bezpieczeństwa danych płynących z infrastrukturalnej decentralizacji. Wiele wskazuje na to, że jest wręcz przeciwnie: najsprawniejszymi użytkownikami cyfrowego świata coraz bardziej zdają się być ci, którzy w pełni świadomie wkraczali do niego jak na niezbadany ląd, podczas gdy ci, którzy się w nim "urodzili", traktują wszelkie obecne w nim pułapki - zwłaszcza te nowe - nadzwyczaj naiwnie i beztrosko.
Podsumowując, nawet jeśli babciom przyda się lekcja z zakresu tego, jak nie być okradanym metodą "na wnuczka", tym bardziej wnuczkom przyda się lekcja z zakresu tego, jak nie być okradanym i szpiegowanym metodą "na super-hiper-techno-krypto-cyberpunkizm". Biorąc pod uwagę pozostały horyzont czasowy obu tych grup oraz ich ogólne życiowe zaprawienie, ta druga może tu skorzystać niepomiernie bardziej.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment