Infantylizm jest w ostatecznym rachunku największym wrogiem wolności. Jest tak dlatego, że folgowanie wszelkim doraźnym zachciankom, wydumanym fanaberiom i ostentacyjnym kaprysom - a w najgorszym przypadku również patologicznym złudzeniom - utożsamia on z "emancypacją", tym samym utożsamiając ze zniewoleniem wszelki opór wobec podobnego folgowania. Innymi słowy, infantylizm w sposób nieskończenie dowolny redefiniuje pojęcie odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji swoich decyzji, tym samym je de facto odrzucając, co równocześnie odbiera wszelkie znaczenie pojęciu wolności wyboru. To zaś sprawia, że wszelka "walka o wolność" staje się nie tylko beznadziejna, ale wprost logicznie niemożliwa.
Warto zwrócić uwagę, że infantylizm prowadzi do jednakich skutków w odniesieniu do wszelkich rodzajów wolności - począwszy od najbardziej "przyziemnej" wolności w relacjach społeczno-gospodarczych, a skończywszy na najbardziej wzniosłych koncepcjach wolności eschatologicznej. Otóż, przykładowo, jeśli ktoś z uwagi na swój nieprofesjonalny wizerunek czy swoje natrętne roszczenia jest konsekwentnie wydalany ze stanowiska przez cały szereg pracodawców, to taki ktoś nie jest zniewoloną ofiarą "systemowej dyskryminacji", tylko jak najbardziej dobrowolną ofiarą swojego lekceważącego stosunku do określonych zawodowych i środowiskowych zasad lub konwencji.
I, analogicznie, jeśli ktoś gotów jest wymyślać Bogu od "kosmicznych tyranów" czy "metafizycznych oprawców" na myśl o tym, że konsekwentnie nieskruszony grzesznik trafia z konieczności do miejsca wiecznej udręki, to taki ktoś jest nie orędownikiem "emancypacyjnego humanitaryzmu", tylko, przeciwnie, osobą infantylnie dąsającą się na fakt, że ludzka wolność jest sprawą tak śmiertelnie poważną, iż następstwa wolnych wyborów mają bezwzględnie wieczny charakter. Jeśli ktoś zatem świadomie i do końca wybrał choćby i wieczną autodestrukcję - to w pełni doświadczy właśnie jej.
Podsumowując, każdą polityczną tyranię da się obalić, a od każdego środowiskowego nacisku można się wewnętrznie odizolować, ale od zniewolenia wynikającego z infantylizmu wobec obiektywnej rzeczywistości może człowieka ocalić wyłącznie dogłębne zrozumienie, że jedynym zniewalającym jest tu on sam. Jest to zaś o tyle trudniejsze, o ile pierwszą i główną ofiarą infantylizmu jest właśnie zdolność uświadomienia sobie, że dowolny aspekt rzeczywistości może nie być tożsamy z własnymi zachciankami i fantazjami co do jego natury. Należy więc szczególnie dbać o to, aby owej w gruncie rzeczy przyrodzonej świadomości nigdy ani na jotę nie utracić, zwłaszcza w świecie, który na każdym kroku do owej utraty zachęca.
Sunday, May 21, 2023
Thursday, May 18, 2023
Techno-yuppie New Age i rozkapryszony suicydalizm, czyli główne oblicza infantylizmu
Dwie główne formy infantylizmu, które stanowią nadrzędną plagę obecnych „rozwiniętych społeczeństw”, można opisać w sposób następujący.
Pierwsza z nich to techno-yuppie New Age, czyli połączenie miałkiej, samozadowolonej pseudoduchowości (synkretyzm religijny, „wolna miłość”, zanurzenie w „kosmicznej energii”, wynoszenie świadomości na „wyższy poziom wibracji” itp.) z ideologią pseudoburżuazyjnego sukcesu (słynna „praca w młodym i dynamicznym zespole”, dbałość o „holistyczny dobrostan”, „bycie sobą” i „spełnianie siebie” itp.) i techno-utopijnym sztafażem (korzystanie z domniemanych niezmierzonych dobrodziejstw „wielkich danych”, „inteligentnych technologii”, „cyfrowej transformacji” itp.). Innymi słowy, techno-yuppie New Age to maksymalnie rozcieńczony destylat kulturowych sloganów rewolucji hipisowskiej lat 60-tych, gospodarczych sloganów pseudorynkowego (a w rzeczywistości finansjalistyczno-centralnobankierskiego) triumfalizmu lat 80-tych i marketingowych sloganów wybujałego technoentuzjazmu lat 90-tych.
Z kolei drugą dominującą formę infantylizmu można by określić mianem rozkapryszonego suicydalizmu. Ten jest dla odmiany maksymalnie rozcieńczonym destylatem wszelkich gatunków paleo- i neomarksistowskiej autowiktymizacji (bycie rzekomą ofiarą kapitalizmu, rasizmu, seksizmu, kolonializmu, imperializmu, patriarchalizmu i niezliczonych postaci XYZ-fobii), który, w odróżnieniu od swojego „dojrzalszego” odpowiednika, nie motywuje do żadnej „rewolucyjnej walki o nowy, lepszy świat”, tylko do ostentacyjnego epatowania wszelkimi swoimi zaburzeniami, dysforiami i autodestrukcyjnymi urojeniami, częstokroć traktowanymi jako odznaki honorowe. Innymi słowy, rozkapryszony suicydalizm to druga, ”mroczna” strona medalu techno-yuppie New Age’u, charakterystyczna nie dla samozwańczych „pozytywnych ludzi”, tylko dla ich „alternatywnych” czy „kontrkulturowych” odpowiedników.
Wspólnym mianownikiem obu powyższych postaw jest ich kompletna intelektualna, moralna, estetyczna i duchowa jałowość: z jednej pustki się one wywodzą i do tej samej pustki zmierzają, będąc bliźniaczymi tworami kilkusetletniej i wciąż zaostrzającej się wojny toczonej z tym wszystkim, co zasługuje na miano cywilizacyjnych transcendentaliów. Jeśli zaś komuś się wydaje, że owe dwie formy infantylizmu są tak pojemne, że praktycznie wyczerpują zestaw możliwych dziś do przyjęcia życiowych orientacji, ten nie powinienem wzgardzić w tym kontekście rozwiązaniem „apofatycznym”: tzn. wyjściem z założenia, że każdym słusznym krokiem na życiowej drodze jest przede wszystkim właśnie taki wybór, który nie wikła wybierającego w żadne z wyżej wymienionych zjawisk, włącznie z ich oryginalnymi, „dojrzalszymi” pierwowzorami.
Wówczas można się bowiem przekonać, że im skrupulatniej bada się całą resztę dostępnych podejść, tym okazują się one liczniejsze, głębsze i bardziej oczywiście satysfakcjonujące: tak jak przypowieściowa drogocenna perła, którą można kupić tylko wtedy, gdy sprzeda się wszystko pozostałe. Trudno zaś chyba o lepszą „kupiecką” poradę w świecie, który nachalnie oferuje przede wszystkim nieprzebrany urodzaj tandety i brakoróbstwa. Żeby umieć odnaleźć wśród tego „urodzaju” ową drogocenną perłę: tego pozostaje życzyć wszystkim ludziom dobrej woli.
Pierwsza z nich to techno-yuppie New Age, czyli połączenie miałkiej, samozadowolonej pseudoduchowości (synkretyzm religijny, „wolna miłość”, zanurzenie w „kosmicznej energii”, wynoszenie świadomości na „wyższy poziom wibracji” itp.) z ideologią pseudoburżuazyjnego sukcesu (słynna „praca w młodym i dynamicznym zespole”, dbałość o „holistyczny dobrostan”, „bycie sobą” i „spełnianie siebie” itp.) i techno-utopijnym sztafażem (korzystanie z domniemanych niezmierzonych dobrodziejstw „wielkich danych”, „inteligentnych technologii”, „cyfrowej transformacji” itp.). Innymi słowy, techno-yuppie New Age to maksymalnie rozcieńczony destylat kulturowych sloganów rewolucji hipisowskiej lat 60-tych, gospodarczych sloganów pseudorynkowego (a w rzeczywistości finansjalistyczno-centralnobankierskiego) triumfalizmu lat 80-tych i marketingowych sloganów wybujałego technoentuzjazmu lat 90-tych.
Z kolei drugą dominującą formę infantylizmu można by określić mianem rozkapryszonego suicydalizmu. Ten jest dla odmiany maksymalnie rozcieńczonym destylatem wszelkich gatunków paleo- i neomarksistowskiej autowiktymizacji (bycie rzekomą ofiarą kapitalizmu, rasizmu, seksizmu, kolonializmu, imperializmu, patriarchalizmu i niezliczonych postaci XYZ-fobii), który, w odróżnieniu od swojego „dojrzalszego” odpowiednika, nie motywuje do żadnej „rewolucyjnej walki o nowy, lepszy świat”, tylko do ostentacyjnego epatowania wszelkimi swoimi zaburzeniami, dysforiami i autodestrukcyjnymi urojeniami, częstokroć traktowanymi jako odznaki honorowe. Innymi słowy, rozkapryszony suicydalizm to druga, ”mroczna” strona medalu techno-yuppie New Age’u, charakterystyczna nie dla samozwańczych „pozytywnych ludzi”, tylko dla ich „alternatywnych” czy „kontrkulturowych” odpowiedników.
Wspólnym mianownikiem obu powyższych postaw jest ich kompletna intelektualna, moralna, estetyczna i duchowa jałowość: z jednej pustki się one wywodzą i do tej samej pustki zmierzają, będąc bliźniaczymi tworami kilkusetletniej i wciąż zaostrzającej się wojny toczonej z tym wszystkim, co zasługuje na miano cywilizacyjnych transcendentaliów. Jeśli zaś komuś się wydaje, że owe dwie formy infantylizmu są tak pojemne, że praktycznie wyczerpują zestaw możliwych dziś do przyjęcia życiowych orientacji, ten nie powinienem wzgardzić w tym kontekście rozwiązaniem „apofatycznym”: tzn. wyjściem z założenia, że każdym słusznym krokiem na życiowej drodze jest przede wszystkim właśnie taki wybór, który nie wikła wybierającego w żadne z wyżej wymienionych zjawisk, włącznie z ich oryginalnymi, „dojrzalszymi” pierwowzorami.
Wówczas można się bowiem przekonać, że im skrupulatniej bada się całą resztę dostępnych podejść, tym okazują się one liczniejsze, głębsze i bardziej oczywiście satysfakcjonujące: tak jak przypowieściowa drogocenna perła, którą można kupić tylko wtedy, gdy sprzeda się wszystko pozostałe. Trudno zaś chyba o lepszą „kupiecką” poradę w świecie, który nachalnie oferuje przede wszystkim nieprzebrany urodzaj tandety i brakoróbstwa. Żeby umieć odnaleźć wśród tego „urodzaju” ową drogocenną perłę: tego pozostaje życzyć wszystkim ludziom dobrej woli.
Labels:
cywilizacja,
infantylizm,
korporacjonizm,
neomarksizm,
new age,
technokracja,
wartość
Sunday, May 14, 2023
Prawda, dobro i piękno w świecie cywilizacji, antycywilizacji i post-cywilizacji
Dla cywilizacji prawda to zgodność z rzeczywistością, dobro to realizacja obiektywnego potencjału, a piękno to harmonia wartości. Dla antycywilizacji prawda to zgodność z najsugestywniejszą wizją, dobro to realizacja najsilniejszych interesów, a piękno to jednogłos uległości. Dla post-cywilizacji prawda to zgodność z choćby i najabsurdalniejszą z własnych fantazji, dobro to realizacja choćby i najniedorzeczniejszej z własnych zachcianek, a piękno to kakofonia dowolności.
Stąd w obliczu cywilizacji można poznawać rzeczywistość, czynić dobro i tworzyć piękno, w obliczu antycywilizacji należy demaskować kłamstwo, sprzeciwiać się złu i obnażać szpetotę, zaś w obliczu post-cywilizacji pozostaje ufać w jak najszybszą autodestrukcję absurdu, trzymać się jak najdalej od implodujących fanaberii i nie ustępować ani kroku przytłaczającej tandecie. Tylko wówczas będzie można w pierwszym przypadku zyskać, w drugim nie stracić, a w trzecim nigdy nie pomylić jednego z drugim.
Stąd w obliczu cywilizacji można poznawać rzeczywistość, czynić dobro i tworzyć piękno, w obliczu antycywilizacji należy demaskować kłamstwo, sprzeciwiać się złu i obnażać szpetotę, zaś w obliczu post-cywilizacji pozostaje ufać w jak najszybszą autodestrukcję absurdu, trzymać się jak najdalej od implodujących fanaberii i nie ustępować ani kroku przytłaczającej tandecie. Tylko wówczas będzie można w pierwszym przypadku zyskać, w drugim nie stracić, a w trzecim nigdy nie pomylić jednego z drugim.
Friday, May 12, 2023
Trzy fazy globalnego zwiedzenia jako przygotowanie do ostatecznego testu
Faza sanitarna globalnego zwiedzenia, które rozpoczęło się z początkiem bieżącej dekady, stanowiła test tego, do jakiego stopnia dzisiejszy człowiek jest gotów złożyć swoją cielesną nietykalność na ołtarzu bożka "zdrowia". Następująca po niej faza militarna stanowiła test tego, do jakiego stopnia jest on gotów złożyć swoją polityczną niezależność na ołtarzu bożka "bezpieczeństwa". Rozpoczynająca się obecnie faza "sztuczno-inteligentna" stanowi test tego, do jakiego stopnia jest on gotów złożyć swoją intelektualną godność na ołtarzu bożka "efektywności". Wszystkie te fazy zmierzają zaś do kulminacji w postaci testu tego, do jakiego stopnia jest on gotów złożyć swoje człowieczeństwo na ołtarzu bożka "nadludzkości".
Labels:
bezpieczeństwo,
iluzja,
inteligencja,
transhumanizm,
zdrowie
Wednesday, May 10, 2023
Teoria i praktyka kary śmierci a kategorialne błędy
Stwierdzenia w rodzaju "teoretycznie dopuszczam stosowanie kary śmierci, ale w praktyce nie chcę jej powrotu do kodeksu karnego z uwagi na 1) ewentualność nieodwracalnych pomyłek sądowych i 2) niechęć poszerzania penitencjarnego arsenału reżimu" są nad wyraz często oparte na zasadniczych błędach kategorialnych.
Kara - niezależnie od jej szczegółowego charakteru, np. retrybutywnego bądź restytucyjnego - z definicji spełnia przede wszystkim funkcję moralną. Jeśli ma ona charakter czysto utylitarny - np. prewencyjny bądź "resocjalizacyjny" - to przestaje być karą, stając się de facto narzędziem inżynierii społecznej. Stąd "praktyczny" sprzeciw wobec stosowania kary głównej wynikający z możliwości wystąpienia pomyłek sądowych opiera się na pomieszaniu kategorii moralnych z kategoriami intelektualnymi, zaś podobny sprzeciw wynikający z niechęci wobec umacniania represyjego potencjału reżimu opiera się na pomieszaniu kategorii moralnych z kategoriami politycznymi.
Ściślej rzecz ujmując, powyższe zastrzeżenia mają naturę czysto instrumentalną lub formalną, nie zawierają one zatem uzasadnienia kategorycznej nieobecności kary głównej w kodeksie karnym. Problem ewentualnych pomyłek sądowych można w tym kontekście rozwiązać zaostrzając kryteria dowodowe poprzez wymaganie od nich identyfikacji przypadków, w których stosowny wyrok może być orzeczony "ponad wszelką wątpliwość" - a, nomen omen, nie ulega wątpliwości, że takie przypadki istnieją. Problem ewentualnych śmiercionośnych politycznych represji można zaś w tym kontekście rozwiązać maksymalnie decentralizując i konsensualizując proces wydawania wyroku, np. zwiększając liczbę zaangażowanych ławników, wymagając od nich bezwzględnej jednomyślności czy wprowadzając dodatkowe obostrzenia dotyczące transparentności ich wyboru i chronienia ich przed psychologicznym naciskiem.
Podsumowując, konieczność unikania powyższych i im podobnych przykładów kategorialnego zamętu jest kluczowa z tego względu, by nie rzucać pereł moralności przed wieprze polityki i biurokracji. Wystrzeganie się tego rodzaju hierarchicznych inwersji jest zaś niezbędne, by system karny mógł w jakimkolwiek stopniu służyć sprawiedliwości, niezależnie od nieuchronnie zawartych w nim proceduralnych i ogólnoludzkich słabości.
Kara - niezależnie od jej szczegółowego charakteru, np. retrybutywnego bądź restytucyjnego - z definicji spełnia przede wszystkim funkcję moralną. Jeśli ma ona charakter czysto utylitarny - np. prewencyjny bądź "resocjalizacyjny" - to przestaje być karą, stając się de facto narzędziem inżynierii społecznej. Stąd "praktyczny" sprzeciw wobec stosowania kary głównej wynikający z możliwości wystąpienia pomyłek sądowych opiera się na pomieszaniu kategorii moralnych z kategoriami intelektualnymi, zaś podobny sprzeciw wynikający z niechęci wobec umacniania represyjego potencjału reżimu opiera się na pomieszaniu kategorii moralnych z kategoriami politycznymi.
Ściślej rzecz ujmując, powyższe zastrzeżenia mają naturę czysto instrumentalną lub formalną, nie zawierają one zatem uzasadnienia kategorycznej nieobecności kary głównej w kodeksie karnym. Problem ewentualnych pomyłek sądowych można w tym kontekście rozwiązać zaostrzając kryteria dowodowe poprzez wymaganie od nich identyfikacji przypadków, w których stosowny wyrok może być orzeczony "ponad wszelką wątpliwość" - a, nomen omen, nie ulega wątpliwości, że takie przypadki istnieją. Problem ewentualnych śmiercionośnych politycznych represji można zaś w tym kontekście rozwiązać maksymalnie decentralizując i konsensualizując proces wydawania wyroku, np. zwiększając liczbę zaangażowanych ławników, wymagając od nich bezwzględnej jednomyślności czy wprowadzając dodatkowe obostrzenia dotyczące transparentności ich wyboru i chronienia ich przed psychologicznym naciskiem.
Podsumowując, konieczność unikania powyższych i im podobnych przykładów kategorialnego zamętu jest kluczowa z tego względu, by nie rzucać pereł moralności przed wieprze polityki i biurokracji. Wystrzeganie się tego rodzaju hierarchicznych inwersji jest zaś niezbędne, by system karny mógł w jakimkolwiek stopniu służyć sprawiedliwości, niezależnie od nieuchronnie zawartych w nim proceduralnych i ogólnoludzkich słabości.
Saturday, May 6, 2023
"Wielkie Społeczeństwo", "Wielki Skok" i "Wielki Reset", czyli o serii wielkich porażek
Optymistyczna wiadomość brzmi tak, że wszelkie tromtadrackie programy polityczno-ideologiczne zawierające w swej nazwie przymiotnik "wielki" (johnsonowskie "Wielkie Społeczeństwo", chiński "Wielki Skok" itp.) kończyły się spektakularnymi i zawstydzającymi porażkami. Pesymistyczna - albo raczej ostrzegawcza - wiadomość brzmi jednak tak, że owe programy były mimo to nad wyraz skuteczne w zakresie rujnowania gospodarki i demoralizowania społeczeństwa.
Innymi słowy, można być pewnym, że niesławny "Wielki Reset" nie zakończy się stworzeniem jakiejkolwiek globalnej maltuzjańsko-neomarksistowsko-technokratycznej dystopii, niemniej można być przy tym równie pewnym, że - jeśli pozwolić jego zwolennikom na jego konsekwentne wdrażanie - pochłonie on ogromne liczby ofiar na płaszczyźnie zarówno fizycznej, jak i duchowej.
Podsumowując, globalna totalitarna wieża Babel zawali się i tym razem - i to bardziej efektownie, niż kiedykolwiek wcześniej - jeśli jednak nie chce się skończyć pod jej gruzami, warto przystąpić już dziś do sabotowania jej budowy: odważnie, wytrwale i powszechnie. Jedynie wówczas będzie można zachować uzasadniony optymizm nie tylko co do nieuchronności porażki złoczyńców, ale również co do zwycięstwa ludzi dobrej woli.
Innymi słowy, można być pewnym, że niesławny "Wielki Reset" nie zakończy się stworzeniem jakiejkolwiek globalnej maltuzjańsko-neomarksistowsko-technokratycznej dystopii, niemniej można być przy tym równie pewnym, że - jeśli pozwolić jego zwolennikom na jego konsekwentne wdrażanie - pochłonie on ogromne liczby ofiar na płaszczyźnie zarówno fizycznej, jak i duchowej.
Podsumowując, globalna totalitarna wieża Babel zawali się i tym razem - i to bardziej efektownie, niż kiedykolwiek wcześniej - jeśli jednak nie chce się skończyć pod jej gruzami, warto przystąpić już dziś do sabotowania jej budowy: odważnie, wytrwale i powszechnie. Jedynie wówczas będzie można zachować uzasadniony optymizm nie tylko co do nieuchronności porażki złoczyńców, ale również co do zwycięstwa ludzi dobrej woli.
Monday, May 1, 2023
"Zielony ład" i "zrównoważony rozwój" jako apogeum wielusetletniej antyludzkiej rewolucji
Rewolucja francuska stanowiła bunt przeciwko porządkowi rzeczywistości w wymiarze stosunków społecznych, rewolucja bolszewicka ponowiła ów bunt w wymiarze stosunków gospodarczych, a rewolucja hipisowsko-"postmodernistyczna" - w wymiarze stosunków intymnych i ogólnie tożsamościowych.
Nic dziwnego, że w świecie trwale przeoranym owymi trzema przewrotami wciąż dokazującemu człowiekowi pozostało już jedynie zwrócić się przeciwko samemu sobie na najbardziej elementarnym bytowym poziomie. Stąd pojawienie się w tzw. dyskursie intelektualnym tak groteskowych zjawisk jak "antynatalizm", "posthumanizm" czy ideologiczny eutanazjonizm.
Niemniej, o ile normalnemu, niezakażonemu "intelektualnymi" miazmatami człowiekowi podobne wymysły muszą się wydać w najwyższym stopniu odstręczające, o tyle wciąż nie dość często ma się świadomość, że dokładnie ten sam rozkładowy duch przyświeca pozornie "konstruktywnym" i "proludzkim" projektom takim jak "zielony nowy ład", cele "zrównoważonego rozwoju" czy agenda "sprawiedliwości klimatycznej". We wszystkich nich zawiera się bowiem ta sama inwersyjna wizja rzeczywistości, która zakłada detronizację człowieka z roli simonowskiego "ostatecznego zasobu" (czy, używając bardziej podniosłej terminologii, z roli korony dzieła stworzenia) do roli "elementu globalnego ekosystemu", bez którego ów ekosystem jest się w stanie obejść.
Najwyższe i najbardziej wpływowe kręgi promotorów powyższych projektów to nie idealistyczni marzyciele, którzy nie wiedzą, jak funkcjonuje gospodarka, kultura i demografia, tylko bezwzględni kontynuatorzy trwającego od ponad dwustu lat dzieła rewolucji, którego nadrzędnym celem i zamierzonym rezultatem jest wzbudzanie w człowieku nienawiści do siebie samego. Stąd, o ile "antynatalizm" czy "posthumanizm" postuluje natychmiastowe zbiorowe samobójstwo, o tyle agenda "zielonego nowego ładu" czy "zrównoważonego rozwoju" postuluje zbiorowe samobójstwo o charakterze przewlekłym, a więc początkowo znacznie mniej dostrzegalnym.
Jeśli zatem ktoś wciąż kojarzy rzeczone projekty z pociesznie utopijną, hipisowską wizją człowieka żyjącego "w harmonii z naturą", która nie ma prawa się ziścić z uwagi na swoją ekonomiczną i antropologiczną miałkość, niech zda sobie czym prędzej sprawę z tego, że owa wizja jest wyłącznie bałamutną przykrywką dla bezwzględnie niszczycielskich zamiarów rodem z siarkowej otchłani. Tylko mając ową świadomość można bowiem torpedować te zamiary wszędzie tam, gdzie przyjmują one szczególnie ckliwą i pozornie bezradną postać - czyli tam, gdzie są one potencjalnie najbardziej niebezpieczne w swym konsekwentnym infiltracyjnym wysiłku.
PS. Wzmiankowana agenda wcale nie musi być w swej wymowie luddystyczna czy prymitywistyczna. Wręcz przeciwnie, równie dobrze może ona sugerować, że najskuteczniejszym narzędziem radzenia sobie z "ekosystemowymi problemami" jest mityczna "sztuczna inteligencja", zaś jeśli przy okazji ich rozwiązywania "wyprze" czy "zastąpi" ona człowieka, to tym gorzej dla tego ostatniego. Innymi słowy, ta sama szatańska, antyludzka nienawiść może stroić się równocześnie w szaty rewolucji ekologicznej i technologicznej, traktując je jako komplementarne źródła sofistycznego mącicielstwa.
Nic dziwnego, że w świecie trwale przeoranym owymi trzema przewrotami wciąż dokazującemu człowiekowi pozostało już jedynie zwrócić się przeciwko samemu sobie na najbardziej elementarnym bytowym poziomie. Stąd pojawienie się w tzw. dyskursie intelektualnym tak groteskowych zjawisk jak "antynatalizm", "posthumanizm" czy ideologiczny eutanazjonizm.
Niemniej, o ile normalnemu, niezakażonemu "intelektualnymi" miazmatami człowiekowi podobne wymysły muszą się wydać w najwyższym stopniu odstręczające, o tyle wciąż nie dość często ma się świadomość, że dokładnie ten sam rozkładowy duch przyświeca pozornie "konstruktywnym" i "proludzkim" projektom takim jak "zielony nowy ład", cele "zrównoważonego rozwoju" czy agenda "sprawiedliwości klimatycznej". We wszystkich nich zawiera się bowiem ta sama inwersyjna wizja rzeczywistości, która zakłada detronizację człowieka z roli simonowskiego "ostatecznego zasobu" (czy, używając bardziej podniosłej terminologii, z roli korony dzieła stworzenia) do roli "elementu globalnego ekosystemu", bez którego ów ekosystem jest się w stanie obejść.
Najwyższe i najbardziej wpływowe kręgi promotorów powyższych projektów to nie idealistyczni marzyciele, którzy nie wiedzą, jak funkcjonuje gospodarka, kultura i demografia, tylko bezwzględni kontynuatorzy trwającego od ponad dwustu lat dzieła rewolucji, którego nadrzędnym celem i zamierzonym rezultatem jest wzbudzanie w człowieku nienawiści do siebie samego. Stąd, o ile "antynatalizm" czy "posthumanizm" postuluje natychmiastowe zbiorowe samobójstwo, o tyle agenda "zielonego nowego ładu" czy "zrównoważonego rozwoju" postuluje zbiorowe samobójstwo o charakterze przewlekłym, a więc początkowo znacznie mniej dostrzegalnym.
Jeśli zatem ktoś wciąż kojarzy rzeczone projekty z pociesznie utopijną, hipisowską wizją człowieka żyjącego "w harmonii z naturą", która nie ma prawa się ziścić z uwagi na swoją ekonomiczną i antropologiczną miałkość, niech zda sobie czym prędzej sprawę z tego, że owa wizja jest wyłącznie bałamutną przykrywką dla bezwzględnie niszczycielskich zamiarów rodem z siarkowej otchłani. Tylko mając ową świadomość można bowiem torpedować te zamiary wszędzie tam, gdzie przyjmują one szczególnie ckliwą i pozornie bezradną postać - czyli tam, gdzie są one potencjalnie najbardziej niebezpieczne w swym konsekwentnym infiltracyjnym wysiłku.
PS. Wzmiankowana agenda wcale nie musi być w swej wymowie luddystyczna czy prymitywistyczna. Wręcz przeciwnie, równie dobrze może ona sugerować, że najskuteczniejszym narzędziem radzenia sobie z "ekosystemowymi problemami" jest mityczna "sztuczna inteligencja", zaś jeśli przy okazji ich rozwiązywania "wyprze" czy "zastąpi" ona człowieka, to tym gorzej dla tego ostatniego. Innymi słowy, ta sama szatańska, antyludzka nienawiść może stroić się równocześnie w szaty rewolucji ekologicznej i technologicznej, traktując je jako komplementarne źródła sofistycznego mącicielstwa.
Labels:
dystopia,
prawo naturalne,
rewolucja,
rozwój,
utopia
Subscribe to:
Posts (Atom)