Każda istotna prawda - tzn. prawda dotycząca bieżących wydarzeń o globalnym zasięgu - jest dziś nazywana dezinformacją (co nie oznacza, rzecz jasna, że wszystko to, co jest nazywane dezinformacją, staje się automatycznie istotną prawdą). Za wymowną ilustrację rzeczonego zjawiska posłużyć mogą choćby poniższe fakty skontrastowane z ich głównonurtowymi przeinaczeniami:
1. "Standardy ESG" to nie "dobrowolnie przyjmowane rynkowe wytyczne", tylko ideologiczny dyktat nachalnie stręczony przez finansowe molochy podpięte pod fiskalną i monetarną kroplówkę rządów i banków centralnych.
2. CBDC to nie "technologiczna innowacja usprawniająca finansowe transakcje i ograniczająca korupcję", tylko zuchwały zamach na finansową prywatność i niezależność od scentralizowanej, spolitycyzowanej infrastruktury technologicznej.
3. Organizacje takie jak WEF czy C40 Cities to nie bezbronne trzeciosektorowe "ciała doradcze" czy "fora dyskusyjne", tylko potężne grupy globalnego politycznego nacisku.
4. Planowe rujnowanie globalnej gospodarki, które dokonało się w trakcie festiwalu chińskiej grypy, nie miało absolutnie nic wspólnego z jakimikolwiek "naukowymi wytycznymi".
5. Globalna inflacja wywołana w ramach towarzyszącego owemu rujnowaniu zalania gospodarki bezprecedensową falą wirtualnych wpisów księgowych nie była "przejściowa" i nie było żadnego dobrego powodu, by uznać ją za przejściową, a podkreślanie tego nie było "sianiem paniki".
6. "Marksizm kulturowy" alias "polityczna poprawność" alias "teoria krytyczna" to jak najbardziej realne zjawisko, które skutecznie przekształciło znaczną część uczelni i tzw. ośrodków kultury (głównie amerykańskich) w rozsadniki antyintelektualnej indoktrynacji.
7. Gwiazdorski drobnoustrój to eksperymentalna broń biologiczna uwolniona z laboratorium w Wuhan, a nie "naturalna mutacja" powstała na chińskich targach dzikich zwierząt.
To tylko kilka przykładów z brzegu, z zastrzeżeniem, że część z nich w zasadzie przeterminowała się już jako prawdy nazywane dezinformacjami, bo wyjątkowo rozzuchwaleni dezinformatorzy mają to do siebie, że z dnia na dzień są gotowi przejść z etapu "X to dezinformacja" do etapu "X to przeszłość, którą powinniśmy puścić w niepamięć w ramach pojednania" (punkt 4), "X to oczywisty problem, który wziął wszystkich z zaskoczenia" (punkt 5) albo "X to nie szalona insynuacja, którą będziemy z miejsca cenzurować, tylko prawdopodobna hipoteza" (punkt 7).
Podsumowując, najpewniejszym miernikiem obiektywnej wartości poznawczej jest dziś natężenie kierowanego przeciw niej propagandowego nacisku. Stąd ostatnią rzeczą, na jaką powinna dziś sobie pozwolić dociekająca prawdy osoba, jest bycie zakrzyczanym przez mass-medialną propagandę przywołującą zmieniające się jak w kalejdoskopie "konsensusy opiniotwórczych ośrodków".
W erze informacyjnego szumu prawda staje się wyjątkowo deficytowym towarem, więc ostatnią rzeczą, jakiej należy oczekiwać, jest to, że środki masowego przekazu podporządkowane potężnym politycznym i ideologicznym interesom przekażą nam ją za darmo. Jest wręcz przeciwnie, bo "prawda nas wyzwoli", a wolność trzeba zawsze okupywać bezustanną czujnością.
Friday, April 28, 2023
Tuesday, April 18, 2023
CBDC, blockchain i nadgorliwość algorytmów
Poniżej zamieszczam dwa dodatkowe ostrzeżenia w temacie sławetnych CBDC (cyfrowych walut banków centralnych):
1. Wdrożenie niniejszego zjawiska nie wymaga przestawienia istniejącej bankowości elektronicznej na protokół blockchain. Wystarczy, że indywidualne rachunki zostaną przepisane z bilansów banków komercyjnych na bilans banku centralnego, a dana waluta stanie się de facto CBDC. W związku z tym ludzie dobrej woli gotowi torpedować wszelkie próby przeforsowania rzeczonego wynalazku powinni śledzić proponowane zmiany w prawie bankowym nie tylko na płaszczyźnie technologicznej, ale też - a może przede wszystkim - na płaszczyźnie rachunkowej.
2. Poza oczywistymi zagrożeniami prywatności i wyjątkowo inwazyjnej monetarnej ingerencji, CBDC niosą też ze sobą zagrożenie immanentnej dysfunkcjonalności. Nie sposób sobie wyobrazić, żeby w swym uniwersalnym wścibstwie CBDC nie były powiązane z algorytmami bezustannie skanującymi indywidualne rachunki pod kątem "podejrzanej aktywności". Każdy zaś, komu kiedykolwiek niespodzianie zawieszono konto w którymkolwiek z "serwisów społecznościowych", wie doskonale, że "podejrzana aktywność" jest pojęciem całkowicie arbitralnym, a mająca ją wykrywać "sztuczna inteligencja" jest nadzwyczaj "głupia" w dostrzeganiu jej w czysto losowych miejscach. Innymi słowy, należałoby oczekiwać, że system bankowy oparty o CBDC byłby wyjątkowo narażony nie tylko na rozmyślne polityczne ingerencje (takie jak opatrywanie pieniędzy datą ważności), ale też na przypadkowe blokady dostępu do środków, które mógłby zdejmować nie pracownik banku na szczeblu lokalnym, a jedynie biurokrata na szczeblu centralnym.
Gdyby zatem komukolwiek wciąż brakowało powodów, by mieć się na baczności przed wzmiankowanym patentem, stanowiącym domknięcie globalnego monetarnego totalitaryzmu, niech podda on powyższe kwestie szczególnemu namysłowi. Można być bowiem pewnym, że gdy przyjdzie czas, CBDC będą stręczone masom jako panaceum co najmniej równie zbawienne, jak pewne inne "rozwiązania" znane z ostatnich trzech lat - i wtedy, chcąc zachować niezależność od systemu, trzeba będzie im postawić co najmniej równy opór.
1. Wdrożenie niniejszego zjawiska nie wymaga przestawienia istniejącej bankowości elektronicznej na protokół blockchain. Wystarczy, że indywidualne rachunki zostaną przepisane z bilansów banków komercyjnych na bilans banku centralnego, a dana waluta stanie się de facto CBDC. W związku z tym ludzie dobrej woli gotowi torpedować wszelkie próby przeforsowania rzeczonego wynalazku powinni śledzić proponowane zmiany w prawie bankowym nie tylko na płaszczyźnie technologicznej, ale też - a może przede wszystkim - na płaszczyźnie rachunkowej.
2. Poza oczywistymi zagrożeniami prywatności i wyjątkowo inwazyjnej monetarnej ingerencji, CBDC niosą też ze sobą zagrożenie immanentnej dysfunkcjonalności. Nie sposób sobie wyobrazić, żeby w swym uniwersalnym wścibstwie CBDC nie były powiązane z algorytmami bezustannie skanującymi indywidualne rachunki pod kątem "podejrzanej aktywności". Każdy zaś, komu kiedykolwiek niespodzianie zawieszono konto w którymkolwiek z "serwisów społecznościowych", wie doskonale, że "podejrzana aktywność" jest pojęciem całkowicie arbitralnym, a mająca ją wykrywać "sztuczna inteligencja" jest nadzwyczaj "głupia" w dostrzeganiu jej w czysto losowych miejscach. Innymi słowy, należałoby oczekiwać, że system bankowy oparty o CBDC byłby wyjątkowo narażony nie tylko na rozmyślne polityczne ingerencje (takie jak opatrywanie pieniędzy datą ważności), ale też na przypadkowe blokady dostępu do środków, które mógłby zdejmować nie pracownik banku na szczeblu lokalnym, a jedynie biurokrata na szczeblu centralnym.
Gdyby zatem komukolwiek wciąż brakowało powodów, by mieć się na baczności przed wzmiankowanym patentem, stanowiącym domknięcie globalnego monetarnego totalitaryzmu, niech podda on powyższe kwestie szczególnemu namysłowi. Można być bowiem pewnym, że gdy przyjdzie czas, CBDC będą stręczone masom jako panaceum co najmniej równie zbawienne, jak pewne inne "rozwiązania" znane z ostatnich trzech lat - i wtedy, chcąc zachować niezależność od systemu, trzeba będzie im postawić co najmniej równy opór.
Tuesday, April 4, 2023
Judasz jako praojciec antyewangelii marksizmu
Praojcem marksizmu, czyli antyewangelii zazdrości, nie jest Hegel ani Saint-Simon, tylko Judasz. W jego świętoszkowatym pytaniu "czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?" zawierają się wszystkie kluczowe elementy tej ideologii: zawistne podbechtywanie, aprobata dla demoralizującego rozdawnictwa i złodziejska obłuda.
Natomiast odpowiedź Chrystusa - "zostaw ją (...) bo ubogich zawsze macie u siebie" - jest w swym duchu nie tylko antymarksistowska, ale też, szerzej rzecz ujmując, jednoznacznie antyegalitarystyczna. Biedni będą istnieć zawsze, bo bieda i bogactwo to kategorie względne, a tym samym każda nierówność stanowi wodę na młyn dla roszczeniowych populistów, podczas gdy absolutna równość może oznaczać jedynie absolutną nędzę i całkowity rozkład społeczno-gospodarczy.
Rzecz zatem nie w tym, czy istnieją nierówności i względne ubóstwo niektórych, tylko w tym, czy względnie bogaci roztropnie poprawiają bezwzględny status swoich mniej majętnych bliźnich poprzez zwiększanie ich produktywności w ramach działalności przedsiębiorczej (lub poprzez precyzyjnie ukierunkowaną dobroczynność wynikającą z aktu dobrej woli).
Innymi słowy, egalitaryzm to, mówiąc po rothbardowsku, bunt przeciw naturze, który jest szczególnie niszczycielski wtedy, gdy stroi się z jednej strony w marksistowską dialektykę, a z drugiej strony w ewangeliczne ideały. Całe szczęście, że nawet minimalnie uważni czytelnicy Ewangelii muszą zdawać sobie sprawę, jak fundamentalnie przeciwstawne są oba te źródła uzasadnień, a nawet minimalnie uważni czytelnicy marksistowskiej antyewangelii - jak fundamentalnie bałamutna i nielogiczna jest ona sama.
Natomiast odpowiedź Chrystusa - "zostaw ją (...) bo ubogich zawsze macie u siebie" - jest w swym duchu nie tylko antymarksistowska, ale też, szerzej rzecz ujmując, jednoznacznie antyegalitarystyczna. Biedni będą istnieć zawsze, bo bieda i bogactwo to kategorie względne, a tym samym każda nierówność stanowi wodę na młyn dla roszczeniowych populistów, podczas gdy absolutna równość może oznaczać jedynie absolutną nędzę i całkowity rozkład społeczno-gospodarczy.
Rzecz zatem nie w tym, czy istnieją nierówności i względne ubóstwo niektórych, tylko w tym, czy względnie bogaci roztropnie poprawiają bezwzględny status swoich mniej majętnych bliźnich poprzez zwiększanie ich produktywności w ramach działalności przedsiębiorczej (lub poprzez precyzyjnie ukierunkowaną dobroczynność wynikającą z aktu dobrej woli).
Innymi słowy, egalitaryzm to, mówiąc po rothbardowsku, bunt przeciw naturze, który jest szczególnie niszczycielski wtedy, gdy stroi się z jednej strony w marksistowską dialektykę, a z drugiej strony w ewangeliczne ideały. Całe szczęście, że nawet minimalnie uważni czytelnicy Ewangelii muszą zdawać sobie sprawę, jak fundamentalnie przeciwstawne są oba te źródła uzasadnień, a nawet minimalnie uważni czytelnicy marksistowskiej antyewangelii - jak fundamentalnie bałamutna i nielogiczna jest ona sama.
Labels:
bieda,
bogactwo,
egalitaryzm,
ewangelia,
marksizm,
nierówności
Sunday, April 2, 2023
Wnioski z trzech lat wzmożonego treningu odwagi
Czym w ostatecznym rachunku karmią się "władze i zwierzchności" tego świata? Nie bogactwem i nie władzą, tylko strachem szerokich mas, świadczącym o najwyższym stopniu kontroli nad ich życiem - kontroli zdolnej zdegradować człowieka do poziomu spanikowanego zwierzęcia, co daje degradującemu perwersyjne wrażenie bycia wyniesionym do poziomu wszechwładnego boga.
Stąd na przestrzeni ostatnich trzech lat byliśmy świadkami bezustannej, globalnie skoordynowanej i bezprecedensowo natarczywej kampanii strachu. Trzy lata temu owa kampania weszła w swą wstępną fazę: fazę sanitarną. Rok temu przeszła ona do fazy militarnej. Obecnie zaś jej prowodyrzy, zdając sobie sprawę ze "zmęczenia materiału" rzeczonych dwóch stadiów, starają się stopniowo uruchamiać fazę trzecią: fazę wirtualną.
Niedawny apel celebrytów wirtualnego świata o zahamowanie badań nad "sztuczną inteligencją" oraz zatroskane artykuły w prasie głównego nurtu dotyczące braku "regulacji" zdolnych nadać tym badaniom "odpowiedni kierunek" to pierwsze jaskółki owej kolejnej rundy tumanienia i przestraszania. Być może z czasem doczekamy się na tym polu bardziej stanowczych ruchów, np. sławetnych globalnych cyberataków z dawna zapowiadanych przez klikę z Davos, które zostaną przypisane zbytnio rozzuchwalonej "sztucznej inteligencji", dając asumpt do coraz nachalniejszego wmanewrowywania ludzkości w pułapkę rzekomo "bezpiecznych" i "odpornych na cyberataki" rozwiązań, takich jak cyfrowe waluty banków centralnych czy indywidualne "cyfrowe tożsamości". Możliwości jest tu co niemiara.
Tak czy inaczej, właściwy stosunek do wszystkich owych straszaków może być tylko jeden, i we wdzięczny sposób wyraża go słynne zawołanie osoby, którą wielu będzie dziś upamiętniać: "nie lękajcie się!". O ile bowiem panika mas jest dla domorosłych "władców świata" najsłodszą ambrozją, o tyle niezmącona odwaga i konsekwentne postępowanie zgodnie ze światłem rozumu i głosem sumienia jest dla nich najgorszym poniżeniem. Zadbajmy zatem o to, żeby, zwłaszcza po trzech latach tak wzmożonego treningu, odwaga i niezłomny spokój ducha były dla nas domyślnymi reakcjami na wszelkie "groźne" rewelacje stręczone nam przez globalne ośrodki wpływu. Tylko wówczas pozostaniemy w pełni wolni od ich kontroli niezależnie od zewnętrznych okoliczności - a na tym powinno zależeć w pierwszej kolejności każdej szanującej się jednostce.
Stąd na przestrzeni ostatnich trzech lat byliśmy świadkami bezustannej, globalnie skoordynowanej i bezprecedensowo natarczywej kampanii strachu. Trzy lata temu owa kampania weszła w swą wstępną fazę: fazę sanitarną. Rok temu przeszła ona do fazy militarnej. Obecnie zaś jej prowodyrzy, zdając sobie sprawę ze "zmęczenia materiału" rzeczonych dwóch stadiów, starają się stopniowo uruchamiać fazę trzecią: fazę wirtualną.
Niedawny apel celebrytów wirtualnego świata o zahamowanie badań nad "sztuczną inteligencją" oraz zatroskane artykuły w prasie głównego nurtu dotyczące braku "regulacji" zdolnych nadać tym badaniom "odpowiedni kierunek" to pierwsze jaskółki owej kolejnej rundy tumanienia i przestraszania. Być może z czasem doczekamy się na tym polu bardziej stanowczych ruchów, np. sławetnych globalnych cyberataków z dawna zapowiadanych przez klikę z Davos, które zostaną przypisane zbytnio rozzuchwalonej "sztucznej inteligencji", dając asumpt do coraz nachalniejszego wmanewrowywania ludzkości w pułapkę rzekomo "bezpiecznych" i "odpornych na cyberataki" rozwiązań, takich jak cyfrowe waluty banków centralnych czy indywidualne "cyfrowe tożsamości". Możliwości jest tu co niemiara.
Tak czy inaczej, właściwy stosunek do wszystkich owych straszaków może być tylko jeden, i we wdzięczny sposób wyraża go słynne zawołanie osoby, którą wielu będzie dziś upamiętniać: "nie lękajcie się!". O ile bowiem panika mas jest dla domorosłych "władców świata" najsłodszą ambrozją, o tyle niezmącona odwaga i konsekwentne postępowanie zgodnie ze światłem rozumu i głosem sumienia jest dla nich najgorszym poniżeniem. Zadbajmy zatem o to, żeby, zwłaszcza po trzech latach tak wzmożonego treningu, odwaga i niezłomny spokój ducha były dla nas domyślnymi reakcjami na wszelkie "groźne" rewelacje stręczone nam przez globalne ośrodki wpływu. Tylko wówczas pozostaniemy w pełni wolni od ich kontroli niezależnie od zewnętrznych okoliczności - a na tym powinno zależeć w pierwszej kolejności każdej szanującej się jednostce.
Subscribe to:
Posts (Atom)