Warto zwrócić uwagę na historycznie bezprecedensową wewnętrzną sprzeczność zawierającą się w trwającym obecnie globalnym konflikcie, która tyczy się zarówno jego bezpośrednich uczestników, jak i ich hybrydowych sojuszników.
Otóż wszystkie strony owego konfliktu przynależą do świata dobrowolnie wymierającego (tzn. konsekwentnie trwającego poniżej progu biologicznej zastępowalności), podczas gdy hasła, pod jakimi ów konflikt się toczy, są mimo to oparte na klasycznej retoryce "egzystencjalnego przetrwania", "żywotnych interesów", "globalnego bezpieczeństwa" itp. Innymi słowy, jako że owa witalistyczna frazeologia jest fundamentalnie niekompatybilna z powolnym zbiorowym samobójstwem, na jakie zdecydowała się większość jej użytkowników, opisywane przez nią działania zbrojne nie mogą być wiarygodnie interpretowane przy pomocy standardowych analiz geopolitycznych i ideologicznych.
Nie mamy tu więc do czynienia z wojną kolonialną ani hegemoniczną, tzn. z wojną o zasoby gospodarcze bądź polityczną kontrolę, jako że jest ona z jednej strony rażąco wręcz marnotrawcza dla wszystkich jej uczestników, a z drugiej strony sumarycznie szkodliwa dla ich "politycznego prestiżu". W świetle wspomnianych wcześniej długofalowych demograficznych trendów nie mamy tu też z całą pewnością do czynienia z wojną o jakkolwiek rozumianą "przestrzeń życiową". Nie mamy tu wreszcie do czynienia z wojną ideologiczną, jako że żadna z jej stron nie prezentuje jakiegokolwiek spójnego, uczciwie wyznawanego i wiarygodnie wdrażanego ideologicznego programu.
Pozostaje tu zatem konkluzja, iż jest to pierwszy w historii globalny konflikt o charakterze autentycznie samobójczym - i to samobójczym simpliciter, bez jakichkolwiek "strategicznych" czy gambitowych podtekstów. Innymi słowy, jest to w ostatecznym rachunku wojna motywowana nie impulsem przetrwania (jakkolwiek błędnie lub pokracznie rozumianym), ale, przeciwnie, impulsem samozniszczenia, czyli odruchem rozszerzającym i przyspieszającym wzmiankowane wyżej długookresowe biologiczne trendy (wraz z ich kulturowymi i duchowymi praprzyczynami).
Z konkluzji tej wypływają co najmniej dwa dalsze istotne wnioski. Po pierwsze, nie można założyć, że na wojnie tej będą skutecznie działały zwyczajowe bezpieczniki wynikające z doktryny wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia - tzn. scenariusz nuklearnej eskalacji staje się bezprecedensowo niewykluczalny. Po drugie zaś nie należy oczekiwać zakończenia czy nawet osłabnięcia owego konfliktu tak długo, jak długo równie bezprecedensowy zwrot o sto osiemdziesiąt stopni nie dokona się w mentalności i kulturze duchowej uwikłanych w niego społeczeństw, które musiałyby gwałtownie odwrócić się od tego, co przyjęło się nazywać "cywilizacją śmierci". Jak natomiast wnioski te rokują w kwestii dalszego rozwoju wydarzeń i jak można na niego wpłynąć w perspektywie jednostkowej - na to pytanie każdy musi już sobie odpowiedzieć sam.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment