Odtajniony właśnie raport amerykańskiego Departamentu Energii sugeruje, że gwiazdorski drobnoustrój prawdopodobnie wydostał się z laboratorium. Innymi słowy, najbardziej głównonurtowe ośrodki przekazu zaczynają coraz bardziej dystansować się od dotychczas forsowanej narracji o "naturalnym" pochodzeniu rzeczonego mikroorganizmu. Tym samym potwierdzają one to - choć wciąż półgębkiem, bo słowo "wyciek" sugeruje przypadkowość opisywanego zdarzenia - co nawet minimalnie baczni obserwatorzy wydarzeń sprzed trzech i więcej lat wiedzieli i otwarcie mówili od początku, wbrew bezustannemu propagandowemu jazgotowi i wszechobecnej kryptocenzurze.
Nigdy nie dość powtarzać, że kluczowym elementem owej wiedzy nie jest biegłość w sprawach medycznych czy nawet politycznych, tylko elementarne rozeznanie duchowe, pozwalające zrozumieć motywacje samozwańczych "światowych elit", dla których globalne społeczeństwo nie jest niczym więcej, niż zbiorem laboratoryjnych zwierząt. Aby zaś maksymalnie zaakcentować, w jak bezgranicznym stopniu góruje się nad owymi "zwierzętami", mogąc zawsze zachować wobec nich bezkarność, przedstawiciele owych pseudoelit zawsze jawnie ogłaszają to, co chcą niebawem sprokurować światu: stąd słynne "Wydarzenie 201" zapowiadające w październiku 2019 rychłe pojawienie się "nowego zoonotycznego mikroorganizmu w koronie", stąd jeźdźcy Apokalipsy i łuskowiec (kluczowy element do niedawna "oficjalnej" narracji) na okładce "The Economist" z końca 2018, stąd dość jawne (a w każdym razie bez większych oporów odtajnione) finansowanie w Wuhan badań gain-of-function przez niejakiego Daszaka, jednego z totumfackich Fauciego, stąd stwierdzenie przez niejakiego Brighta, innego zausznika Fauciego, w czasie Milken Institute Future of Health Summit (październik 2019, tydzień po "Wydarzeniu 201"), że masowe testowanie na globalnej populacji zastrzyków mRNA wymagać będzie jakiegoś znaczącego "czynnika podniety" ("entity of excitement") itd. itp.
Rzecz jednak nie w tym, żeby okazywać w tym momencie jakikolwiek triumfalizm czy schadenfreude, tylko w tym, żeby uczulić jak najszersze rzesze ludzkie na fakt, że "zabawa" trwa dalej, w związku z czym w tej chwili testowane jest to, w jakim stopniu można bezceremonialnie wrzucić do orwellowskiej dziury pamięci trzy lata bezprecedensowego propagandowego tumanienia, gaslightingu, oczerniania i ideologicznego rugowania. Owo uczulanie jest zaś o tyle ważne, o ile "pomyślne" zaliczenie powyższego testu w opinii światowych pseudoelit gwarantuje, że następnym razem - a następny raz nadejdzie ponad wszelką wątpliwość - pójdą one jeszcze dalej i jeszcze bezczelniej będą utrzymywać, że ani nie są winne problemowi, ani nie stręczą światu "lekarstwa" gorszego od trucizny. Do tego dojdzie jednak jedynie wtedy, gdy się im na to przyzwoli - zaś najwyższym stopniem przyzwolenia jest dobrowolna amnezja połączona z odnowioną wolą współpracy. Oby zatem nikomu nie zbywało w tym kontekście ani na pamięci, ani na oporze, w których będzie się przejawiać najgłębszy rodzaj wolności: wolność ducha nieomamionego żadnym wielkim zwiedzeniem.
Monday, February 27, 2023
Monday, February 20, 2023
Chatboty: automatyczne generatory językowo poprawnych zakamuflowanych plagiatów
Czym jest słynny ChatGPT i jego pochodne? Najprościej można by je zdefiniować jako automatyczne generatory plagiatów połączone z aplikacją maskującą plagiaty oraz funkcją sprawdzania pisowni i gramatyki. Innymi słowy, są to programy przeszukujące pobrane z Internetu bazy danych pod kątem dyżurnych odpowiedzi na zadane pytania, kopiujące owe odpowiedzi, nieznacznie modyfikujące ich formę (zmieniając szyk zdań, zastępując poszczególne słowa ich synonimami itp.) i, jeśli zaistnieje taka potrzeba, poprawiające ich pisownię oraz gramatykę.
Nic dziwnego, że są to urządzenia idealne do masowego produkowania sztampowych tekstów, takich jak szkolne wypracowania, słownikowe definicje, zajawki reklamowe czy informacje prasowe. Nie ma natomiast w ich działaniach nic "inteligentnego" ani tym bardziej "twórczego": i pod tym względem sytuacja nie zmieniłaby się ani na jotę nawet wówczas, gdyby dysponowały one nieskończenie większą mocą obliczeniową.
Czy owe skądinąd pożyteczne zabawki, obnażające kompletnie odtwórczy charakter dużej części czynności piśmiennych dzisiejszego człowieka, zasługują więc na ten poziom uwagi, zadumy, a czasem wręcz podziwu, jaki ostatnio się im poświęca - na to pytanie niech już każdy odpowie sobie sam. Nie sposób oprzeć się tu jednak wrażeniu, że każda rzetelna odpowiedź w tej kwestii powinna nawiązywać nie do tego, w jakim stopniu wzrosła na przestrzeni lat wiedza człowieka na temat zdolności obliczeniowych maszyn, ale do tego, w jakim stopniu w tym samym czasie proporcjonalnie zmalała wiedza człowieka na temat zdolności umysłowych jego samego.
Nic dziwnego, że są to urządzenia idealne do masowego produkowania sztampowych tekstów, takich jak szkolne wypracowania, słownikowe definicje, zajawki reklamowe czy informacje prasowe. Nie ma natomiast w ich działaniach nic "inteligentnego" ani tym bardziej "twórczego": i pod tym względem sytuacja nie zmieniłaby się ani na jotę nawet wówczas, gdyby dysponowały one nieskończenie większą mocą obliczeniową.
Czy owe skądinąd pożyteczne zabawki, obnażające kompletnie odtwórczy charakter dużej części czynności piśmiennych dzisiejszego człowieka, zasługują więc na ten poziom uwagi, zadumy, a czasem wręcz podziwu, jaki ostatnio się im poświęca - na to pytanie niech już każdy odpowie sobie sam. Nie sposób oprzeć się tu jednak wrażeniu, że każda rzetelna odpowiedź w tej kwestii powinna nawiązywać nie do tego, w jakim stopniu wzrosła na przestrzeni lat wiedza człowieka na temat zdolności obliczeniowych maszyn, ale do tego, w jakim stopniu w tym samym czasie proporcjonalnie zmalała wiedza człowieka na temat zdolności umysłowych jego samego.
Sunday, February 19, 2023
CBDC, "porządek z chaosu" i monetarny "system Bestii"
Przedstawiciele rządu ukraińskiego ogłosili ostatnio hucznie zawarcie finansowo-organizacyjnego przymierza z czołowymi reprezentantami globalnego polityczno-korporacyjnego kartelu, takimi jak Blackrock, Goldman Sachs i JPMorgan, które to przymierze ma na celu "powojenną odbudowę Ukrainy", w tym jak najpełniejszą cyfryzację tamtejszej gospodarki. Trzeba w tym kontekście pamiętać o fakcie, iż rząd ukraiński już od kilku lat idzie w awangardzie organizmów politycznych postulujących jak najszybsze wprowadzenie CBDC, czyli w pełni programowalnych i maksymalnie inwazyjnych odmian walut dekretowych.
Przykry, ale niezaskakujący wniosek nasuwa się tu samoistnie: wyniszczający konflikt zbrojny dotykający przede wszystkim Bogu ducha winnych ludzi wykorzystywany jest jako pretekst do prób poddawania sfery monetarnej coraz zuchwalszej, nachalniejszej i globalnie scentralizowanej kontroli politycznej.
Innym interesującym przykładem jest tu casus Nigerii, kolejnego "pioniera" CBDC, a przy tym jednego z najbardziej skorumpowanych krajów świata. Należy w tym kontekście oczekiwać, że w miarę jak nigeryjska odmiana CBDC będzie przechodzić z etapu pilotażowego do fazy "powszechnej adopcji", IMF i pokrewne instytucje zaczną publikować peany na temat tego, w jak zachwycającym stopniu owa "cyfrowa innowacja" zdołała zmniejszyć skalę korupcji w rzeczonym kraju.
Innymi słowy, CBDC - czyli inicjatywa mająca na celu domknięcie globalnego komunizmu monetarnego - ma być wdrażana w zgodzie z odwieczną wichrzycielską zasadą "ordo ab chao", a więc poczynając od krajów trapionych najbardziej chronicznymi kryzysami, w ramach których wzmiankowana "innowacja" ma być przedstawiana jako organizacyjne i infrastrukturalne panaceum. Pozostaje tu wyrazić nadzieję, że ogół ludzi dobrej woli zadba o to, żeby w ich miejscach zamieszkania nigdy nie doszło do dołączenia do owego monetarnego "systemu Bestii" pod pretekstem jakichkolwiek katastrof, zarówno spontanicznych, jak i zainscenizowanych. Tylko wtedy bowiem możliwe będzie podtrzymanie jakiejkolwiek wielkoskalowej współpracy społecznej nie zatrutej wpływami nieograniczonego globalnego pasożytnictwa.
Przykry, ale niezaskakujący wniosek nasuwa się tu samoistnie: wyniszczający konflikt zbrojny dotykający przede wszystkim Bogu ducha winnych ludzi wykorzystywany jest jako pretekst do prób poddawania sfery monetarnej coraz zuchwalszej, nachalniejszej i globalnie scentralizowanej kontroli politycznej.
Innym interesującym przykładem jest tu casus Nigerii, kolejnego "pioniera" CBDC, a przy tym jednego z najbardziej skorumpowanych krajów świata. Należy w tym kontekście oczekiwać, że w miarę jak nigeryjska odmiana CBDC będzie przechodzić z etapu pilotażowego do fazy "powszechnej adopcji", IMF i pokrewne instytucje zaczną publikować peany na temat tego, w jak zachwycającym stopniu owa "cyfrowa innowacja" zdołała zmniejszyć skalę korupcji w rzeczonym kraju.
Innymi słowy, CBDC - czyli inicjatywa mająca na celu domknięcie globalnego komunizmu monetarnego - ma być wdrażana w zgodzie z odwieczną wichrzycielską zasadą "ordo ab chao", a więc poczynając od krajów trapionych najbardziej chronicznymi kryzysami, w ramach których wzmiankowana "innowacja" ma być przedstawiana jako organizacyjne i infrastrukturalne panaceum. Pozostaje tu wyrazić nadzieję, że ogół ludzi dobrej woli zadba o to, żeby w ich miejscach zamieszkania nigdy nie doszło do dołączenia do owego monetarnego "systemu Bestii" pod pretekstem jakichkolwiek katastrof, zarówno spontanicznych, jak i zainscenizowanych. Tylko wtedy bowiem możliwe będzie podtrzymanie jakiejkolwiek wielkoskalowej współpracy społecznej nie zatrutej wpływami nieograniczonego globalnego pasożytnictwa.
Thursday, February 16, 2023
Zielony komunizm, gotowanie żaby i oddolny opór
Czerwony komunizm za cenę totalnego zniewolenia obiecywał powszechny dobrobyt, podczas gdy zielony komunizm za cenę totalnego zniewolenia obiecuje powszechną nędzę. Czerwony komunizm chciał uczynić wszechwładny ludzki kolektyw absolutnym władcą natury, podczas gdy zielony komunizm chce uczynić zmizerniałe ludzkie mrowisko czołobitnym służącym natury.
Powyższe różnice powinny być już na dzień dzisiejszy powszechnie znane. Kluczowe jest jednak uzupełnienie owej wiedzy o świadomość, że podczas gdy czerwony komunizm otwarcie i przejrzyście głosił swoją tożsamość, zielony komunizm kryje się tchórzliwie za wielowarstwową fasadą mdłych sloganów, ckliwych komunałów i bełkotliwych sałatek słownych. Innymi słowy, podczas gdy czerwony komunizm ostentacyjnie obwieszczał swoją rewolucyjną naturę, zielony komunizm nad wyraz często udaje "naturalne przedłużenie" gospodarki rynkowej i "liberalnego porządku". Tym samym, podczas gdy czerwony komunizm musiał złamać opór swoich ofiar, zielony komunizm liczy na ich całkowitą bierność, ignorancję i apatię.
Jeśli bowiem społeczeństwo w swej masie będzie przymykać oko na przyjmowanie przez globalne polityczno-korporacyjne kartele "standardów ESG", ochocze wdrażanie przez duże miasta "rekomendacji C40" i konsekwentne przeforsowywanie innych tego rodzaju mętnych biurokratycznych wymysłów, wówczas wejdzie ono w rolę żaby gotowanej na wolnym ogniu, przyzwyczajanej do przekonania, że otaczająca rzeczywistość zmierza ku celom zielonego komunizmu w "dobrowolny", "spontaniczny" i "samorządny" sposób. Kto zaś przyjmuje podobną postawę, ten - pardon my French - nawet obudziwszy się z ręką w nocniku gotów jest utrzymywać, że jego zawartość nie jest wcale tak odstręczająca, jak się na ogół twierdzi.
Należy zatem zadbać, żeby jak największa liczba osób przyjęła postawę diametralnie przeciwną, a tym samym w prawdziwie spontaniczny i samorządny sposób torpedowała nadawanie jakiegokolwiek wiążącego wpływu wszystkim powyższym zakusom. Wtedy i tylko wtedy niedojrzała zieleń owego nowego komunizmu nie stanie się nigdy zgniłą zielenią ostatecznie rozłożonej przez niego ludzkiej cywilizacji.
Powyższe różnice powinny być już na dzień dzisiejszy powszechnie znane. Kluczowe jest jednak uzupełnienie owej wiedzy o świadomość, że podczas gdy czerwony komunizm otwarcie i przejrzyście głosił swoją tożsamość, zielony komunizm kryje się tchórzliwie za wielowarstwową fasadą mdłych sloganów, ckliwych komunałów i bełkotliwych sałatek słownych. Innymi słowy, podczas gdy czerwony komunizm ostentacyjnie obwieszczał swoją rewolucyjną naturę, zielony komunizm nad wyraz często udaje "naturalne przedłużenie" gospodarki rynkowej i "liberalnego porządku". Tym samym, podczas gdy czerwony komunizm musiał złamać opór swoich ofiar, zielony komunizm liczy na ich całkowitą bierność, ignorancję i apatię.
Jeśli bowiem społeczeństwo w swej masie będzie przymykać oko na przyjmowanie przez globalne polityczno-korporacyjne kartele "standardów ESG", ochocze wdrażanie przez duże miasta "rekomendacji C40" i konsekwentne przeforsowywanie innych tego rodzaju mętnych biurokratycznych wymysłów, wówczas wejdzie ono w rolę żaby gotowanej na wolnym ogniu, przyzwyczajanej do przekonania, że otaczająca rzeczywistość zmierza ku celom zielonego komunizmu w "dobrowolny", "spontaniczny" i "samorządny" sposób. Kto zaś przyjmuje podobną postawę, ten - pardon my French - nawet obudziwszy się z ręką w nocniku gotów jest utrzymywać, że jego zawartość nie jest wcale tak odstręczająca, jak się na ogół twierdzi.
Należy zatem zadbać, żeby jak największa liczba osób przyjęła postawę diametralnie przeciwną, a tym samym w prawdziwie spontaniczny i samorządny sposób torpedowała nadawanie jakiegokolwiek wiążącego wpływu wszystkim powyższym zakusom. Wtedy i tylko wtedy niedojrzała zieleń owego nowego komunizmu nie stanie się nigdy zgniłą zielenią ostatecznie rozłożonej przez niego ludzkiej cywilizacji.
Monday, February 13, 2023
ESG, DEI i ideologizacja działalności gospodarczej
Tzw. standardy ESG (environmental, social, and corporate governance) i DEI (diversity, equity, and inclusion) są standardami nie tylko jednoznacznie politycznymi i ideologicznymi, ale wręcz hiperpolitycznymi i hiperideologicznymi, tzn. oderwanymi od jakiegokolwiek logicznego obiektywizmu i w pełni podporządkowanymi arbitralnej roszczeniowości ich egzekutorów.
Tymczasem najbardziej przewrotną i zuchwałą częścią planu mającego na celu ich globalne narzucenie jest próba nadania im statusu kryteriów całkowicie apolitycznych i ideologicznie neutralnych, stanowiących jakoby naturalne przedłużenie oczywistych zasad etyki biznesu, takich jak "nie oszukuj", "nie kradnij" czy "wywiązuj się z zawartych umów". W dodatku usiłuje się je przedstawiać jako nic więcej niż "dobrowolnie akceptowane wytyczne", co zakrawa na kpinę w świecie, w którym z marszu przyjmują je wszystkie wielkie instytucje finansowe stanowiące część globalnego polityczno-korporacyjnego konglomeratu permanentnie przypiętego do monetarnej kroplówki i ogłoszonego "zbyt wielkim, by upaść".
Docelowy rezultat powyższych knowań jest więc taki, że firma, której zarząd nie myśli kłaniać się narracji o domniemanej "antropogenicznej katastrofie klimatycznej" czy też postulatom wdzięczenia się do wszelkich rzekomych "systemowo dyskryminowanych" grup społecznych, nie ma co liczyć na udzielenie kredytu, wejście na giełdę czy nawet swobodne korzystanie z podstawowych usług bankowych. Co gorsza, taka sytuacja ma być docelowo traktowana jako wolna od wszelkich ideologicznych naleciałości oraz w pełni zgodna z zasadami gospodarki rynkowej i wolnej przedsiębiorczości.
Nie trzeba dodawać, że skuteczne przeforsowanie powyższego planu przekształciłoby światową gospodarkę w całkowicie dysfunkcyjną parodię systemu choćby częściowo kapitalistycznego, stanowiącą połączenie chińskiej oligarchii partyjno-biurokratycznej i ONZ-owskiej dyktatury maltuzjańsko-neomarksistowskiej. Oczywistym jest też, że tak zorganizowany system nie tylko natychmiast spełniłby oczekiwania zwolenników "zerowego wzrostu", ale też błyskawicznie wpadłby w spiralę wykładniczo pogłębiającego się gospodarczego uwstecznienia.
Innymi słowy, komu zależy na zachowaniu przynajmniej bieżącego poziomu wydajności światowej gospodarki, jak również godności przedsiębiorcy w zakresie swobody odrzucania upupiających ideologicznych roszczeń, ten powinien na miarę własnych możliwości dbać o to, aby zablokować wszelkie ruchy legislacyjne zmierzające ku usankcjonowaniu owych standardów. W szerszej zaś perspektywie powinien on wzmacniać siły oporu wobec bankowości centralnej, harmonizacji regulacyjnej oraz pokrewnych czynników umożliwiających trwanie globalnego polityczno-korporacyjnego kartelu pragnącego narzucić owe standardy metodami pozalegislacyjnymi. Wtedy i tylko wtedy ktoś taki może pokrzepiać się myślą, że nie pozostał bierny w obliczu wyrachowanej społeczno-gospodarczej destrukcji na światową skalę.
Tymczasem najbardziej przewrotną i zuchwałą częścią planu mającego na celu ich globalne narzucenie jest próba nadania im statusu kryteriów całkowicie apolitycznych i ideologicznie neutralnych, stanowiących jakoby naturalne przedłużenie oczywistych zasad etyki biznesu, takich jak "nie oszukuj", "nie kradnij" czy "wywiązuj się z zawartych umów". W dodatku usiłuje się je przedstawiać jako nic więcej niż "dobrowolnie akceptowane wytyczne", co zakrawa na kpinę w świecie, w którym z marszu przyjmują je wszystkie wielkie instytucje finansowe stanowiące część globalnego polityczno-korporacyjnego konglomeratu permanentnie przypiętego do monetarnej kroplówki i ogłoszonego "zbyt wielkim, by upaść".
Docelowy rezultat powyższych knowań jest więc taki, że firma, której zarząd nie myśli kłaniać się narracji o domniemanej "antropogenicznej katastrofie klimatycznej" czy też postulatom wdzięczenia się do wszelkich rzekomych "systemowo dyskryminowanych" grup społecznych, nie ma co liczyć na udzielenie kredytu, wejście na giełdę czy nawet swobodne korzystanie z podstawowych usług bankowych. Co gorsza, taka sytuacja ma być docelowo traktowana jako wolna od wszelkich ideologicznych naleciałości oraz w pełni zgodna z zasadami gospodarki rynkowej i wolnej przedsiębiorczości.
Nie trzeba dodawać, że skuteczne przeforsowanie powyższego planu przekształciłoby światową gospodarkę w całkowicie dysfunkcyjną parodię systemu choćby częściowo kapitalistycznego, stanowiącą połączenie chińskiej oligarchii partyjno-biurokratycznej i ONZ-owskiej dyktatury maltuzjańsko-neomarksistowskiej. Oczywistym jest też, że tak zorganizowany system nie tylko natychmiast spełniłby oczekiwania zwolenników "zerowego wzrostu", ale też błyskawicznie wpadłby w spiralę wykładniczo pogłębiającego się gospodarczego uwstecznienia.
Innymi słowy, komu zależy na zachowaniu przynajmniej bieżącego poziomu wydajności światowej gospodarki, jak również godności przedsiębiorcy w zakresie swobody odrzucania upupiających ideologicznych roszczeń, ten powinien na miarę własnych możliwości dbać o to, aby zablokować wszelkie ruchy legislacyjne zmierzające ku usankcjonowaniu owych standardów. W szerszej zaś perspektywie powinien on wzmacniać siły oporu wobec bankowości centralnej, harmonizacji regulacyjnej oraz pokrewnych czynników umożliwiających trwanie globalnego polityczno-korporacyjnego kartelu pragnącego narzucić owe standardy metodami pozalegislacyjnymi. Wtedy i tylko wtedy ktoś taki może pokrzepiać się myślą, że nie pozostał bierny w obliczu wyrachowanej społeczno-gospodarczej destrukcji na światową skalę.
Labels:
dei,
esg,
etyka biznesu,
ideologia,
kapitalizm,
oligarchia
Saturday, February 11, 2023
Pierwszy w historii globalny konflikt o autentycznie samobójczym charakterze
Warto zwrócić uwagę na historycznie bezprecedensową wewnętrzną sprzeczność zawierającą się w trwającym obecnie globalnym konflikcie, która tyczy się zarówno jego bezpośrednich uczestników, jak i ich hybrydowych sojuszników.
Otóż wszystkie strony owego konfliktu przynależą do świata dobrowolnie wymierającego (tzn. konsekwentnie trwającego poniżej progu biologicznej zastępowalności), podczas gdy hasła, pod jakimi ów konflikt się toczy, są mimo to oparte na klasycznej retoryce "egzystencjalnego przetrwania", "żywotnych interesów", "globalnego bezpieczeństwa" itp. Innymi słowy, jako że owa witalistyczna frazeologia jest fundamentalnie niekompatybilna z powolnym zbiorowym samobójstwem, na jakie zdecydowała się większość jej użytkowników, opisywane przez nią działania zbrojne nie mogą być wiarygodnie interpretowane przy pomocy standardowych analiz geopolitycznych i ideologicznych.
Nie mamy tu więc do czynienia z wojną kolonialną ani hegemoniczną, tzn. z wojną o zasoby gospodarcze bądź polityczną kontrolę, jako że jest ona z jednej strony rażąco wręcz marnotrawcza dla wszystkich jej uczestników, a z drugiej strony sumarycznie szkodliwa dla ich "politycznego prestiżu". W świetle wspomnianych wcześniej długofalowych demograficznych trendów nie mamy tu też z całą pewnością do czynienia z wojną o jakkolwiek rozumianą "przestrzeń życiową". Nie mamy tu wreszcie do czynienia z wojną ideologiczną, jako że żadna z jej stron nie prezentuje jakiegokolwiek spójnego, uczciwie wyznawanego i wiarygodnie wdrażanego ideologicznego programu.
Pozostaje tu zatem konkluzja, iż jest to pierwszy w historii globalny konflikt o charakterze autentycznie samobójczym - i to samobójczym simpliciter, bez jakichkolwiek "strategicznych" czy gambitowych podtekstów. Innymi słowy, jest to w ostatecznym rachunku wojna motywowana nie impulsem przetrwania (jakkolwiek błędnie lub pokracznie rozumianym), ale, przeciwnie, impulsem samozniszczenia, czyli odruchem rozszerzającym i przyspieszającym wzmiankowane wyżej długookresowe biologiczne trendy (wraz z ich kulturowymi i duchowymi praprzyczynami).
Z konkluzji tej wypływają co najmniej dwa dalsze istotne wnioski. Po pierwsze, nie można założyć, że na wojnie tej będą skutecznie działały zwyczajowe bezpieczniki wynikające z doktryny wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia - tzn. scenariusz nuklearnej eskalacji staje się bezprecedensowo niewykluczalny. Po drugie zaś nie należy oczekiwać zakończenia czy nawet osłabnięcia owego konfliktu tak długo, jak długo równie bezprecedensowy zwrot o sto osiemdziesiąt stopni nie dokona się w mentalności i kulturze duchowej uwikłanych w niego społeczeństw, które musiałyby gwałtownie odwrócić się od tego, co przyjęło się nazywać "cywilizacją śmierci". Jak natomiast wnioski te rokują w kwestii dalszego rozwoju wydarzeń i jak można na niego wpłynąć w perspektywie jednostkowej - na to pytanie każdy musi już sobie odpowiedzieć sam.
Otóż wszystkie strony owego konfliktu przynależą do świata dobrowolnie wymierającego (tzn. konsekwentnie trwającego poniżej progu biologicznej zastępowalności), podczas gdy hasła, pod jakimi ów konflikt się toczy, są mimo to oparte na klasycznej retoryce "egzystencjalnego przetrwania", "żywotnych interesów", "globalnego bezpieczeństwa" itp. Innymi słowy, jako że owa witalistyczna frazeologia jest fundamentalnie niekompatybilna z powolnym zbiorowym samobójstwem, na jakie zdecydowała się większość jej użytkowników, opisywane przez nią działania zbrojne nie mogą być wiarygodnie interpretowane przy pomocy standardowych analiz geopolitycznych i ideologicznych.
Nie mamy tu więc do czynienia z wojną kolonialną ani hegemoniczną, tzn. z wojną o zasoby gospodarcze bądź polityczną kontrolę, jako że jest ona z jednej strony rażąco wręcz marnotrawcza dla wszystkich jej uczestników, a z drugiej strony sumarycznie szkodliwa dla ich "politycznego prestiżu". W świetle wspomnianych wcześniej długofalowych demograficznych trendów nie mamy tu też z całą pewnością do czynienia z wojną o jakkolwiek rozumianą "przestrzeń życiową". Nie mamy tu wreszcie do czynienia z wojną ideologiczną, jako że żadna z jej stron nie prezentuje jakiegokolwiek spójnego, uczciwie wyznawanego i wiarygodnie wdrażanego ideologicznego programu.
Pozostaje tu zatem konkluzja, iż jest to pierwszy w historii globalny konflikt o charakterze autentycznie samobójczym - i to samobójczym simpliciter, bez jakichkolwiek "strategicznych" czy gambitowych podtekstów. Innymi słowy, jest to w ostatecznym rachunku wojna motywowana nie impulsem przetrwania (jakkolwiek błędnie lub pokracznie rozumianym), ale, przeciwnie, impulsem samozniszczenia, czyli odruchem rozszerzającym i przyspieszającym wzmiankowane wyżej długookresowe biologiczne trendy (wraz z ich kulturowymi i duchowymi praprzyczynami).
Z konkluzji tej wypływają co najmniej dwa dalsze istotne wnioski. Po pierwsze, nie można założyć, że na wojnie tej będą skutecznie działały zwyczajowe bezpieczniki wynikające z doktryny wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia - tzn. scenariusz nuklearnej eskalacji staje się bezprecedensowo niewykluczalny. Po drugie zaś nie należy oczekiwać zakończenia czy nawet osłabnięcia owego konfliktu tak długo, jak długo równie bezprecedensowy zwrot o sto osiemdziesiąt stopni nie dokona się w mentalności i kulturze duchowej uwikłanych w niego społeczeństw, które musiałyby gwałtownie odwrócić się od tego, co przyjęło się nazywać "cywilizacją śmierci". Jak natomiast wnioski te rokują w kwestii dalszego rozwoju wydarzeń i jak można na niego wpłynąć w perspektywie jednostkowej - na to pytanie każdy musi już sobie odpowiedzieć sam.
Saturday, February 4, 2023
Socjalizm dyktatorski, "opiekuńczy" i kabotyńsko-masochistyczny: trzy mutacje jednego potwora
W pierwszej połowie XX wieku na piedestał próbowano wywindować socjalizm dyktatorski: "społeczeństwa bezklasowe", "tysiącletnie rzesze" itp. W drugiej połowie XX wieku postanowiono zastąpić go socjalizmem sybaryckim: "państwami opiekuńczymi", prawo-człowieczym "końcem historii" itp. Obecnie zaś coraz bezczelniej stręczy się ludzkości socjalizm kabotyńsko-masochistyczny: "zerowy wzrost", robaczywą dietę, permanentny kiermasz wydumanych krzywd i niezaspokajalnych roszczeń itp.
Ten pierwszy całkowicie odbierał jednostce wolność, ale przynajmniej deklaratywnie próbował dbać o zachowanie jej poczucia godności i sprawczości; ten drugi odbierał jej wolność przy jednoczesnym rozmiękczaniu jej poczucia godności i sprawczości; zaś ten najnowszy próbuje połączyć odebranie jej wolności z maksymalnie szyderczym poniżeniem jej godności i skłonieniem jej do własnowolnego wyzbycia się sprawczości
Innymi słowy, od ponad wieku mamy do czynienia z kolejnymi, coraz bardziej groteskowymi mutacjami tego samego potwora, któremu do tej pory odrąbywano jedynie macki, zamiast finalnie odrąbać mu łeb. To zaś może się skutecznie dokonać nie na poziomie politycznym czy gospodarczym, lecz wyłącznie na poziomie duchowym: tzn. w ramach uświadomienia sobie raz a dobrze, że z natury rzeczy nic się nikomu nie należy, i że wszelkie dobrodziejstwa będzie się otrzymywać wprost proporcjonalnie do tego, jak stanowczo będzie się żyło w zgodzie z tą prawdą.
Ten pierwszy całkowicie odbierał jednostce wolność, ale przynajmniej deklaratywnie próbował dbać o zachowanie jej poczucia godności i sprawczości; ten drugi odbierał jej wolność przy jednoczesnym rozmiękczaniu jej poczucia godności i sprawczości; zaś ten najnowszy próbuje połączyć odebranie jej wolności z maksymalnie szyderczym poniżeniem jej godności i skłonieniem jej do własnowolnego wyzbycia się sprawczości
Innymi słowy, od ponad wieku mamy do czynienia z kolejnymi, coraz bardziej groteskowymi mutacjami tego samego potwora, któremu do tej pory odrąbywano jedynie macki, zamiast finalnie odrąbać mu łeb. To zaś może się skutecznie dokonać nie na poziomie politycznym czy gospodarczym, lecz wyłącznie na poziomie duchowym: tzn. w ramach uświadomienia sobie raz a dobrze, że z natury rzeczy nic się nikomu nie należy, i że wszelkie dobrodziejstwa będzie się otrzymywać wprost proporcjonalnie do tego, jak stanowczo będzie się żyło w zgodzie z tą prawdą.
Thursday, February 2, 2023
Producenci świec a klimatyczni pseudomesjasze
Bohaterowie "Petycji producentów świec" autorstwa Fryderyka Bastiata postulowali zasłonięcie słońca celem ochrony swoich interesów przed "nieuczciwym konkurentem" oferującym darmowe usługi oświetleniowe. Tymczasem co bogatsi i bardziej obłąkani prowodyrzy narracji o "antropogenicznej katastrofie klimatycznej" postulują zasłonięcie słońca celem rzekomego ocalenia ludzkości przed nadmiarem darmowej energii świetlnej.
Innymi słowy, niemalże prostolinijny merkantylny cynizm protekcjonistów gospodarczych został uzupełniony o diaboliczny cynizm lub też szczery pseudomesjański obłęd "protekcjonistów egzystencjalnych". Tym samym wpływ cywilizacyjnie rujnujących sofizmatów nie tylko nie został wyeliminowany, ale zaczął panoszyć się w sposób bezprecedensowo zuchwały.
Każdy zatem, kto naprawdę życzy ludzkości dobrze, pragnąc ocalić bastiatowski "naturalny porządek ludzkich potrzeb" oraz zawarte w nim "harmonie ekonomiczne", powinien tym nieustępliwej zwalczać oddziaływanie rzeczonych sofizmatów i dbać o to, by ich głosiciele nie uzyskali nigdy rządu dusz. Od tego bowiem, jak się okazuje, może zależeć nieporównanie więcej, niż ceny świec, latarni i lichtarzy.
Innymi słowy, niemalże prostolinijny merkantylny cynizm protekcjonistów gospodarczych został uzupełniony o diaboliczny cynizm lub też szczery pseudomesjański obłęd "protekcjonistów egzystencjalnych". Tym samym wpływ cywilizacyjnie rujnujących sofizmatów nie tylko nie został wyeliminowany, ale zaczął panoszyć się w sposób bezprecedensowo zuchwały.
Każdy zatem, kto naprawdę życzy ludzkości dobrze, pragnąc ocalić bastiatowski "naturalny porządek ludzkich potrzeb" oraz zawarte w nim "harmonie ekonomiczne", powinien tym nieustępliwej zwalczać oddziaływanie rzeczonych sofizmatów i dbać o to, by ich głosiciele nie uzyskali nigdy rządu dusz. Od tego bowiem, jak się okazuje, może zależeć nieporównanie więcej, niż ceny świec, latarni i lichtarzy.
Subscribe to:
Posts (Atom)