Rzecz nie w tym, czy można, czy też nie można zadowalająco przeżywać uroczystości noworocznych bez użycia petard i fajerwerków, bo to jest kwestia zupełnie indywidualna. Rzecz w tym, że pseudomoralizatorskie potępianie czy też "odmawianie sobie" podobnych atrakcji w imię "dobrobytu zwierząt" jest podręcznikowym przykładem ontologicznego infantylizmu, który próbuje czynić cnotę z podporządkowywania tego, co wyższe, temu, co niższe.
W tym konkretnym przypadku jest to rezygnacja z tradycyjnego, odwiecznego elementu atmosfery uroczystej radości - a więc elementu o wartości kulturowej, symbolicznej i abstrakcyjnej, tzn. wartości właściwej dla świata istot rozumnych - na rzecz niewzbudzania dodatkowego strachu w istotach nierozumnych, czyli zjawiska mającego z punktu widzenia jego bezpośrednich beneficjentów "wartość" wyłącznie sensoryczną.
Tymczasem realizacja wartości właściwych istotom rozumnym niemal z definicji wiąże się z "negatywnymi" efektami ubocznymi wywieranymi na świat istot nierozumnych - i jest to "wymiana" aksjologicznie w pełni uzasadniona, biorąc pod uwagę nieskończoną ontologiczną różnicę między owymi dwiema kategoriami podmiotów. Stosowne przykłady można tu mnożyć w nieskończoność, do świętowania przy akompaniamencie petard i fajerwerków dodając huczne koncerty w plenerze, oddawanie salw honorowych, budowanie szklanych wysokościowców czy ogólnie zastępowanie dziczy cywilizacją.
Podsumowując, "etyczna" (nie estetyczna) rezygnacja z tradycyjnie hucznego świętowania różnych symbolicznie znaczących dat to pozornie niewinny ukłon w stronę głęboko wichrzycielskiej ideologii, u której fundamentów znajduje się zasadnicza inwersja wartości, której najskuteczniejszą bronią jest konsekwentna infantylizacja świata ludzkich spraw i której ostatecznym celem jest - w sensie zupełnie dosłownym - autoeliminacja człowieczeństwa. Warto o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy ma się skłonność do robienia wraz z tłumem niekończącej się serii "małych kroczków" w "pożądanym" kierunku pod pretekstem "nie robienia z igły wideł" - wtedy bowiem wideł nigdy się nie dostrzeże, nim będzie już za późno.
Friday, December 30, 2022
Saturday, December 17, 2022
"Sztuczna inteligencja" jako krzywe zwierciadło
Modnymi ostatnimi czasy zabawkami stały się boty generujące bohomazy i rymowanki, zwane czasem zwodniczo "malarstwem" lub "poezją". Podobno są one do tego stopnia skuteczne w dziele chałturzenia po chałturnikach, że niektórzy domniemani "artyści" zarzucają już ich twórcom "kradzież własności intelektualnej".
Jest to kolejna doskonała ilustracja faktu, iż tzw. sztuczna inteligencja nie tyle wykazuje coraz większy stopień rozumności i artystycznej umiejętności, co w coraz większym stopniu uzmysławia ludzkości skalę jej zabrnięcia w ślepy zaułek bezmyślności i tandety. W tym konkretnym przypadku obnaża ona estetyczną marność i zupełną odtwórczość tzw. sztuki współczesnej, polegającej na mieszaniu, łataniu, wykoślawianiu i losowym zestawianiu elementów dawnych dzieł będących przykładami rzeczywistej sztuki. Innymi słowy, jeśli przedmioty, wykazujące nad podmiotami przewagę wyłącznie ilościową, są w stanie szybciej i obficiej produkować dokładnie to samo, co wcześniej produkowały podmioty, jest to niezawodnym dowodem zerowej jakościowej wartości dodatkowej wnoszonej w danym przypadku przez podmioty.
Podsumowując, tzw. sztuczna inteligencja nie jest żadnym "równoprawnym partnerem" ludzkości w dziele tworzenia piękna, ani tym bardziej żadnym "artystycznym głosem przyszłości", tylko krzywym zwierciadłem, w którym ludzkość może coraz lepiej oglądać swoją własnowolnie sprokurowaną brzydotę i samodegradację. W tym sensie pełni ona niewątpliwie istotną edukacyjną rolę - pod tym wszelako warunkiem, że skorzystają z niej skłonni do odbycia coraz pilniejszej intelektualnej pokuty, nie do folgowania coraz bardziej kompromitującej intelektualnej pysze.
Jest to kolejna doskonała ilustracja faktu, iż tzw. sztuczna inteligencja nie tyle wykazuje coraz większy stopień rozumności i artystycznej umiejętności, co w coraz większym stopniu uzmysławia ludzkości skalę jej zabrnięcia w ślepy zaułek bezmyślności i tandety. W tym konkretnym przypadku obnaża ona estetyczną marność i zupełną odtwórczość tzw. sztuki współczesnej, polegającej na mieszaniu, łataniu, wykoślawianiu i losowym zestawianiu elementów dawnych dzieł będących przykładami rzeczywistej sztuki. Innymi słowy, jeśli przedmioty, wykazujące nad podmiotami przewagę wyłącznie ilościową, są w stanie szybciej i obficiej produkować dokładnie to samo, co wcześniej produkowały podmioty, jest to niezawodnym dowodem zerowej jakościowej wartości dodatkowej wnoszonej w danym przypadku przez podmioty.
Podsumowując, tzw. sztuczna inteligencja nie jest żadnym "równoprawnym partnerem" ludzkości w dziele tworzenia piękna, ani tym bardziej żadnym "artystycznym głosem przyszłości", tylko krzywym zwierciadłem, w którym ludzkość może coraz lepiej oglądać swoją własnowolnie sprokurowaną brzydotę i samodegradację. W tym sensie pełni ona niewątpliwie istotną edukacyjną rolę - pod tym wszelako warunkiem, że skorzystają z niej skłonni do odbycia coraz pilniejszej intelektualnej pokuty, nie do folgowania coraz bardziej kompromitującej intelektualnej pysze.
Saturday, December 10, 2022
Przeciw konwergencji globalnych totalitaryzmów
Większość złych rzeczy, które mogły przydarzyć się w tym świecie - zwłaszcza na płaszczyźnie społeczno-gospodarczej - już się przydarzyła, co nie zmienia faktu, że kilka ostatecznych gwoździ do trumny wieńczących samobójczy pęd globalnego systemu wciąż domaga się przyspieszonego wbicia. W ramach rozeznawania priorytetów, na których należy zogniskować siły niezłomnego oporu, należałoby zatem, jak się zdaje, wyróżnić zagrożenia następujące:
1. Tzw. waluty cyfrowe banków centralnych.
2. Globalne "cyfrowe sieci zdrowotne" połączone na stałe z systemem "sanitarnych paszportów".
3. Tzw. standardy ESG rozumiane jako warunek prowadzenia biznesu.
Wdrożenie tych pierwszych stanowiłoby domknięcie globalnego totalitarnego komunizmu monetarnego (wraz z takimi zjawiskami jak pełen monitoring transakcji, depozyty z datą ważności itp.), stworzenie tych drugich stanowiłoby zacementowanie i utrwalenie globalnego totalitaryzmu hipochondrycznego, natomiast narzucenie tych ostatnich stanowiłoby wprowadzenie globalnego totalitaryzmu neomarksistowsko-neomaltuzjańskiego, w którym być lub nie być dowolnego przedsiębiorstwa zależy od uznaniowych ideologicznych kaprysów podejrzanych polityczno-korporacyjnych sitw.
Nawet przy ze wszech miar rozsądnym założeniu, że skuteczna implementacja powyższych trzech wymysłów przyspieszy jedynie w sposób wykładniczy systemową społeczno-gospodarczą implozję, tym samym będąc zagrożeniem jedynie krótkoterminowym, nie ma żadnego dobrego powodu, by dać się owemu implodującemu systemowi pogrzebać i być przez niego pociągniętym w otchłań. W związku z tym - zważywszy na jego stricte globalne ambicje - należy zadbać o to, by przynajmniej nasza część świata nie dała się w żadnej mierze podczepić pod stosowną techniczną, jurydyczną, instytucjonalną i ideologiczną infrastrukturę.
Biorąc pod uwagę ogólne nastroje i przekonania społeczne, rokowania są w tym zakresie nie najgorsze - niemniej trzeba je czynnie umacniać i konsekwentnie nadawać im coraz bardziej świadomą formę, gdyż stawki są w tej kwestii na tyle duże, że nawet najdrobniejsze spoczęcie na laurach i popadnięcie w samozadowoloną bierność może być tu uznane za fatalne zaniedbanie. Życzmy więc sobie i wszystkim ludziom dobrej woli, by nigdy sobie na podobne zaniedbania nie pozwolili, wiedząc doskonale, czego i przed czym bronią.
1. Tzw. waluty cyfrowe banków centralnych.
2. Globalne "cyfrowe sieci zdrowotne" połączone na stałe z systemem "sanitarnych paszportów".
3. Tzw. standardy ESG rozumiane jako warunek prowadzenia biznesu.
Wdrożenie tych pierwszych stanowiłoby domknięcie globalnego totalitarnego komunizmu monetarnego (wraz z takimi zjawiskami jak pełen monitoring transakcji, depozyty z datą ważności itp.), stworzenie tych drugich stanowiłoby zacementowanie i utrwalenie globalnego totalitaryzmu hipochondrycznego, natomiast narzucenie tych ostatnich stanowiłoby wprowadzenie globalnego totalitaryzmu neomarksistowsko-neomaltuzjańskiego, w którym być lub nie być dowolnego przedsiębiorstwa zależy od uznaniowych ideologicznych kaprysów podejrzanych polityczno-korporacyjnych sitw.
Nawet przy ze wszech miar rozsądnym założeniu, że skuteczna implementacja powyższych trzech wymysłów przyspieszy jedynie w sposób wykładniczy systemową społeczno-gospodarczą implozję, tym samym będąc zagrożeniem jedynie krótkoterminowym, nie ma żadnego dobrego powodu, by dać się owemu implodującemu systemowi pogrzebać i być przez niego pociągniętym w otchłań. W związku z tym - zważywszy na jego stricte globalne ambicje - należy zadbać o to, by przynajmniej nasza część świata nie dała się w żadnej mierze podczepić pod stosowną techniczną, jurydyczną, instytucjonalną i ideologiczną infrastrukturę.
Biorąc pod uwagę ogólne nastroje i przekonania społeczne, rokowania są w tym zakresie nie najgorsze - niemniej trzeba je czynnie umacniać i konsekwentnie nadawać im coraz bardziej świadomą formę, gdyż stawki są w tej kwestii na tyle duże, że nawet najdrobniejsze spoczęcie na laurach i popadnięcie w samozadowoloną bierność może być tu uznane za fatalne zaniedbanie. Życzmy więc sobie i wszystkim ludziom dobrej woli, by nigdy sobie na podobne zaniedbania nie pozwolili, wiedząc doskonale, czego i przed czym bronią.
Subscribe to:
Posts (Atom)