Wysokiej rangi funkcjonariusze korporacyjnych przybudówek globalnego totalitarnego systemu, który objawił się w pełnej krasie dwa i pół roku temu, wprost już przyznają, że określone odmiany oczywistego farmaceutyku nie były testowane pod kątem zdolności do powstrzymywania transmisji gwiazdorskiego drobnoustroju (wczoraj podobne wyznanie padło - o ironio! - na sali Parlamentu Europejskiego).
Innymi słowy, dziesiątki lub nawet setki milionów osób na całym świecie straciły pracę bądź zostały umieszczone w bezterminowym areszcie domowym - że nie wspomnieć o bezustannej nawale upokarzających, demoralizujących zniewag - za odmowę uczestnictwa w czymś, co od samego początku nosiło znamiona wyjątkowo wyrachowanego i zuchwałego kłamstwa o globalnym zasięgu. Kłamstwa, którego główni propagatorzy ostentacyjnie mówią dziś swoim ofiarom: "i co nam zrobicie?".
Mundus vult decipi, ergo decipiatur. Jeśli jednak okaże się, że świat chce być oszukiwany aż tak bezczelnie, na aż taką skalę i przy aż takim przekonaniu oszukujących co do swojej bezkarności, to faktycznie może się spodziewać, że w następnej kolejności zostanie mu sprezentowane choćby i biblijne "znamię Bestii". Albo bowiem doświadczenia ostatnich dwu i pół lat okażą się w tym kontekście zasadniczą i ostatecznie otrzeźwiającą lekcją, albo ludzkość w swojej masie faktycznie "dojrzała" już choćby i do ochoczego popełnienia zbiorowego samobójstwa w akompaniamencie polityczno-medialnego trajkotu przetykanego "rozrywkowo"-plotkarską kakofonią. Oby przynajmniej dla pewnej części niniejsza alternatywa jawiła się tak jasno i przejrzyście, jak powinna.
Wednesday, October 12, 2022
Monday, October 10, 2022
The Ethical Structure of Production
The main contention of the present paper is that the capital structure of production, the preservation of which is often regarded as the essence of economic sustainability, needs to be grounded in the parallel ethical structure of production in order to remain intact. The article identifies several tendencies conducive to the erosion of the ethical production structure. Subsequently, it suggests that some of these tendencies may well be strongly present in today’s economic and cultural climate in the so-called developed world, thereby jeopardizing its prospects for continued economic growth and progress. Finally, the author indicates that only a widespread and well-established understanding of the relationship between the capital structure of production and its ethical counterpart can prevent a retrogression from the current, historically unprecedented level of global economic well-being.
[Read More]
[Read More]
Monday, October 3, 2022
Ewolucja rewolucji na przykładzie jednej kariery
Postać, która wedle wszelkiego prawdopodobieństwa trafiła dzisiaj do kotła, nie była, rzecz jasna, "wierzącym komunistą", tylko skrajnie oportunistycznym cynikiem, niemniej trajektoria jej kariery dobrze obrazuje, co stanowi naturalne chronologiczne przedłużenie ideologii komunistycznej w dziele rozbełtywania ludzkich mózgów. Otóż na początkowym etapie swojej właściwej kariery postać ta zajmowała się tumanieniem społeczeństwa polegającym na rozsiewaniu propagandy politycznej, na jej etapie środkowym przerzuciła się na stręczenie propagandy wulgaryzacyjnej, zaś na jej etapie końcowym skupiła się na produkcji propagandy głupkowato-infantylistycznej.
Innymi słowy, przebieg tejże kariery doskonale ilustruje kolejne mutacje antycywilizacyjnej (a od pewnego momentu już post-cywilizacyjnej) rewolucji dokonującej się na przestrzeni ostatnich stu lat: naturalnym przedłużeniem rewolucji marksistowsko-leninowskiej jest rewolucja neomarksistowsko-gramsciańska (która w naszej części świata była wprowadzana ze zrozumiałym opóźnieniem), natomiast naturalnym przedłużeniem tej ostatniej jest rewolucja infantylistyczna, czyli rewolucja permanentnego bodźcowego kociokwiku transmitowanego wszelkimi środkami masowego przekazu i obliczona na wprowadzenie jak najszerszych rzesz ludzkich w stan bezustannej histerycznej głupawki przetykanej otępiałą, "depresyjną" apatią (notabene wzmiankowana postać nie miała na tym ostatnim etapie żadnych szczególnych osiągnięć, nie umywając się do "gwiazd" rozmaitych Instagramów czy Tiktoków, niemniej doskonale wyczuwała stosownego "ducha czasu").
Podsumowując, nad personą spuśćmy zasłonę miłosierdzia, ale jej "ewolucję" potraktujmy jako istotną lekcję z zakresu najnowszej historii metod prania mózgu: po to przynajmniej, by nawet wśród post-cywilizacyjnych zgliszczy umieć stworzyć oazy rozsądku i sanktuaria normalności, w których my i nasi bliźni zdołamy ocalić osobistą godność, wewnętrzną wolność i duchowe zdrowie. Taką przynajmniej korzyść odnieśmy z refleksji nad spuścizną tych, którzy całe swe życie poświęcili uprawianiu rozmaitych form systemowego szkodnictwa.
Innymi słowy, przebieg tejże kariery doskonale ilustruje kolejne mutacje antycywilizacyjnej (a od pewnego momentu już post-cywilizacyjnej) rewolucji dokonującej się na przestrzeni ostatnich stu lat: naturalnym przedłużeniem rewolucji marksistowsko-leninowskiej jest rewolucja neomarksistowsko-gramsciańska (która w naszej części świata była wprowadzana ze zrozumiałym opóźnieniem), natomiast naturalnym przedłużeniem tej ostatniej jest rewolucja infantylistyczna, czyli rewolucja permanentnego bodźcowego kociokwiku transmitowanego wszelkimi środkami masowego przekazu i obliczona na wprowadzenie jak najszerszych rzesz ludzkich w stan bezustannej histerycznej głupawki przetykanej otępiałą, "depresyjną" apatią (notabene wzmiankowana postać nie miała na tym ostatnim etapie żadnych szczególnych osiągnięć, nie umywając się do "gwiazd" rozmaitych Instagramów czy Tiktoków, niemniej doskonale wyczuwała stosownego "ducha czasu").
Podsumowując, nad personą spuśćmy zasłonę miłosierdzia, ale jej "ewolucję" potraktujmy jako istotną lekcję z zakresu najnowszej historii metod prania mózgu: po to przynajmniej, by nawet wśród post-cywilizacyjnych zgliszczy umieć stworzyć oazy rozsądku i sanktuaria normalności, w których my i nasi bliźni zdołamy ocalić osobistą godność, wewnętrzną wolność i duchowe zdrowie. Taką przynajmniej korzyść odnieśmy z refleksji nad spuścizną tych, którzy całe swe życie poświęcili uprawianiu rozmaitych form systemowego szkodnictwa.
Sunday, October 2, 2022
W obliczu kulminacji etatystycznej destrukcji
Zrozumienie, że etatyzm stanowi czyste zło, musi iść w parze ze zrozumieniem, iż na finalnym etapie swojego istnienia jest to doktryna nie tyle pasożytnicza, co samobójcza. Innymi słowy, zrujnowawszy w wystarczającym stopniu ciemiężone przez siebie społeczeństwa i zabrnąwszy zbyt daleko w taktykę balansowania na krawędzi, monopolistyczne aparaty opresji mogą nie mieć żadnych zahamowań przed zniszczeniem samych siebie razem ze swoimi żywicielami, zwłaszcza jeśli ma się to wiązać z jednoczesnym zniszczeniem swoich "wrogów" i uniknięciem alternatywy w postaci wewnętrznego rozpadu.
Słowem: istnieją sytuacje, w których, patrząc z konsekwentnie etatystycznego punktu widzenia, eskalacyjne użycie broni masowego rażenia - a także analogicznie eskalacyjna odpowiedź - mogą być postrzegane jako "rozwiązania", które niosą z sobą więcej korzyści niż strat. Jeśli ze zdroworozsądkowej perspektywy wydaje się być to czystym szaleństwem, wówczas trzeba zdać sobie sprawę, że konsekwentny etatyzm jest ścisłym zaprzeczeniem zdrowego rozsądku, a wręcz jego diaboliczną inwersją.
Następnie zaś należy poszukać belki we własnym oku i uderzyć się w pierś - tak skrupulatnie i mocno, jak wcześniej skrupulatnie i mocno wierzyło się w nieuchronność etatyzmu, albo jak leniwie i słabo się go zwalczało. Nie po to, żeby karmić się strachem, ale, wręcz przeciwnie, po to, żeby zachować odwagę i wewnętrzny pokój nawet w obliczu kulminacji etatystycznej destrukcji, która w danych okolicznościach miejsca i czasu jest w coraz mniejszym stopniu bezwzględną niemożliwością.
Słowem: istnieją sytuacje, w których, patrząc z konsekwentnie etatystycznego punktu widzenia, eskalacyjne użycie broni masowego rażenia - a także analogicznie eskalacyjna odpowiedź - mogą być postrzegane jako "rozwiązania", które niosą z sobą więcej korzyści niż strat. Jeśli ze zdroworozsądkowej perspektywy wydaje się być to czystym szaleństwem, wówczas trzeba zdać sobie sprawę, że konsekwentny etatyzm jest ścisłym zaprzeczeniem zdrowego rozsądku, a wręcz jego diaboliczną inwersją.
Następnie zaś należy poszukać belki we własnym oku i uderzyć się w pierś - tak skrupulatnie i mocno, jak wcześniej skrupulatnie i mocno wierzyło się w nieuchronność etatyzmu, albo jak leniwie i słabo się go zwalczało. Nie po to, żeby karmić się strachem, ale, wręcz przeciwnie, po to, żeby zachować odwagę i wewnętrzny pokój nawet w obliczu kulminacji etatystycznej destrukcji, która w danych okolicznościach miejsca i czasu jest w coraz mniejszym stopniu bezwzględną niemożliwością.
Konieczność pielęgnowania pamięci o gigantach
Czas gigantów przeminął już dobrych kilka dekad temu. Niemniej jeszcze do niedawna zwykli ludzie mogli przynajmniej swobodnie obcować z ich dziedzictwem, a z rzadka nawet stanąć na ich pomnikowych ramionach i podziwiać rozpościerający się z nich widok.
Tymczasem na chwilę obecną wszelkie karzełki tego świata nie ustają w chuligańskich działaniach na rzecz tego, by owo obcowanie maksymalnie utrudnić: bądź to wysuwając pod adresem gigantów nieskończoną serię wyssanych z palca zarzutów (które są albo nieweryfikowalne, albo zbyt liczne, żeby ktokolwiek był w stanie je zweryfikować, jeśli nawet miałby je uznać za godne uwagi), bądź też próbując ich przekształcić na swój własny obraz i podobieństwo, przyprawiając im kabotyńskie ideologiczne gęby (w tym kontekście należy mieć się na baczności zwłaszcza przed sformułowaniami takimi jak "odczytanie na nowo", "reinterpretacja", "modernizacja", "dekonstrukcja" itp.).
Cel owych działań jest oczywisty: oczernienie wszelkich gigantów lub też zastąpienie ich błazeńskimi karykaturami ma być jednoznaczne z negacją ich istnienia, co z kolei ma sprowadzić do poziomu karzełka każdego, kto, obcując z ich spuścizną, pragnąłby choć minimalnie odrosnąć od ziemi. Innymi słowy, jest to realizacja diabolicznej strategii, której punkt docelowy streszcza się w spostrzeżeniu Davili, iż "w piekle wszyscy są równi".
Jak więc należy odnosić się do jej przejawów? Odpowiedź jest tu bardzo prosta: zarzuty wobec gigantów należy ignorować, a próby ich karykaturyzacji wyśmiewać, obnażając ich miałkość i fałszywość. Nawet jeśli bowiem któryś z tych zarzutów miałby się okazać prawdziwy, do elementarnych cywilizacyjnych norm należy nie atakowanie zmarłych pod ideologicznymi pretekstami, zwłaszcza jeśli podobne ataki wychodzą od kogoś, kto sam nie ma absolutnie żadnych konstruktywnych zasług. Wyśmiewanie wichrzycielskich karykatur ma z kolei tę wielką zaletę, że wydatnie sprzyja przypominaniu o tym, jak prezentują się oryginały - i dlaczego warto z nimi przestawać.
Przyjęcie podobnej postawy - tzn. czujne pielęgnowanie pamięci o gigantach - to najlepsze dziś zabezpieczenie nie tylko przed zakusami karzełków, ale również przed tym, by samemu nie skarłowacieć. Na tym zaś powinno bezwzględnie zależeć każdemu, kto dzieli z gigantami cele, nawet jeśli dysponuje znacznie skromniejszymi od nich środkami.
Tymczasem na chwilę obecną wszelkie karzełki tego świata nie ustają w chuligańskich działaniach na rzecz tego, by owo obcowanie maksymalnie utrudnić: bądź to wysuwając pod adresem gigantów nieskończoną serię wyssanych z palca zarzutów (które są albo nieweryfikowalne, albo zbyt liczne, żeby ktokolwiek był w stanie je zweryfikować, jeśli nawet miałby je uznać za godne uwagi), bądź też próbując ich przekształcić na swój własny obraz i podobieństwo, przyprawiając im kabotyńskie ideologiczne gęby (w tym kontekście należy mieć się na baczności zwłaszcza przed sformułowaniami takimi jak "odczytanie na nowo", "reinterpretacja", "modernizacja", "dekonstrukcja" itp.).
Cel owych działań jest oczywisty: oczernienie wszelkich gigantów lub też zastąpienie ich błazeńskimi karykaturami ma być jednoznaczne z negacją ich istnienia, co z kolei ma sprowadzić do poziomu karzełka każdego, kto, obcując z ich spuścizną, pragnąłby choć minimalnie odrosnąć od ziemi. Innymi słowy, jest to realizacja diabolicznej strategii, której punkt docelowy streszcza się w spostrzeżeniu Davili, iż "w piekle wszyscy są równi".
Jak więc należy odnosić się do jej przejawów? Odpowiedź jest tu bardzo prosta: zarzuty wobec gigantów należy ignorować, a próby ich karykaturyzacji wyśmiewać, obnażając ich miałkość i fałszywość. Nawet jeśli bowiem któryś z tych zarzutów miałby się okazać prawdziwy, do elementarnych cywilizacyjnych norm należy nie atakowanie zmarłych pod ideologicznymi pretekstami, zwłaszcza jeśli podobne ataki wychodzą od kogoś, kto sam nie ma absolutnie żadnych konstruktywnych zasług. Wyśmiewanie wichrzycielskich karykatur ma z kolei tę wielką zaletę, że wydatnie sprzyja przypominaniu o tym, jak prezentują się oryginały - i dlaczego warto z nimi przestawać.
Przyjęcie podobnej postawy - tzn. czujne pielęgnowanie pamięci o gigantach - to najlepsze dziś zabezpieczenie nie tylko przed zakusami karzełków, ale również przed tym, by samemu nie skarłowacieć. Na tym zaś powinno bezwzględnie zależeć każdemu, kto dzieli z gigantami cele, nawet jeśli dysponuje znacznie skromniejszymi od nich środkami.
Subscribe to:
Posts (Atom)