Czerwony komunizm, przy wszystkich swoich logicznych absurdach, gospodarczych niedorzecznościach i katastrofalnych skutkach, zawierał w sobie przynajmniej to minimalne ziarno prawdy, z którego wynika, że człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną i w związku z tym wymagać od siebie dyscypliny, wyrzeczenia i samozaparcia. Tymczasem zielony komunizm nie może się poszczycić nawet tym minimum rozsądku, sugerując, że w ramach "nowej, lepszej społeczno-gospodarczej przebudowy świata" człowiek powinien ukorzyć się przed "matką naturą", najlepiej przy jednoczesnym zdaniu się na łaskę mitycznych "inteligentnych maszyn", mających mu jakoby zapewnić "zaspokojenie podstawowych potrzeb" i możliwość poświęcenia ogromu wolnego czasu "relaksowi i rozrywce".
Innymi słowy, czerwony komunizm upadlał człowieka prawie w każdym wymiarze, ale nie w tym związanym z jego statusem istoty przynajmniej potencjalnie produktywnej i zahartowanej wysiłkiem. Tymczasem zielony komunizm ma na sztandarach upodlenie człowieka w każdym możliwym wymiarze ze szczególnym uwzględnieniem tego wymienionego wyżej. Podsumowując, jak sugerują odnośne barwy, czerwony komunizm stanowił dojrzałą postać rzeczonej ideologii, podczas gdy zielony komunizm stanowi jej postać gnilną. Stąd wniosek, że o ile z tym pierwszym można było walczyć zachowując przynajmniej minimum szacunku dla ideologicznego przeciwnika, o tyle temu drugiemu należy się wyłącznie bezpardonowe wyegzorcyzmowanie z tego świata bez najmniejszych sentymentów.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment