Klasyczny sowiecki komunizm był jak zombie: przez dekady wlókł się ociężale, pełznął w przypadkowym kierunku, powoli gnił i rozpadał się na kawałki, aż w końcu znieruchomiał, gotowy do wysłania na śmietnik historii.
Tymczasem centralnobankierski komunizm monetarny jest jak wampir: pozornie elegancki, wyrafinowany i dyskretnie działający zza kulis, ale przez to tym groźniejszy w swoim pasożytnictwie. Opity wysysaną przez dekady gospodarczą produktywnością, wydaje się krzepki i żywotny aż do momentu, gdy dosięgną go demaskatorskie promienie słońca, błyskawicznie obracające go w pył.
Innymi słowy, o ile na rozwlekłą śmierć żywego trupa, jakim był komunizm sowiecki, było gotowych wielu, o tyle na przyspieszoną śmierć rozdętego wampira, jakim jest komunizm monetarny, w skali globalnej wciąż nie jest gotowy prawie nikt. Jak to rokuje dla przebiegu jego rozpadu i jakie daje szanse, by nie być przez niego dotkniętym: na to pytanie niech już każdy odpowie sobie sam.
Thursday, September 22, 2022
Wednesday, September 21, 2022
Najgorszy bezrozum idzie w parze z bezwstydem
Powiadają, że kogo Pan Bóg chce ukarać, temu odbiera rozum. To jest jednak lekka kara, bo nierozumny szybko się ośmiesza, co go na ogół otrzeźwia i przywraca do pionu. Kogo zatem Pan Bóg chce ciężko ukarać, temu odbiera zarówno rozum, jak i poczucie wstydu. Wtedy pęd na drodze do zatracenia staje się wprost proporcjonalny do skali ośmieszenia, zwłaszcza gdy owa podwójna przypadłość występuje w postaci masowej, gdzie bezrozumni i bezwstydni prześcigają się nawzajem w samobójczym naporze.
Stąd poczucie wstydu - rozumność w zakresie wczesnego wykrywania bezrozumu - jest cenniejszym darem od czystego intelektu i wymaga szczególnej pielęgnacji, zwłaszcza w czasie, gdy ten ostatni zdaje się już od dawna leżeć zbiorowym odłogiem. Jak bowiem w kraju ślepców jednooki jest królem, tak w świecie bezwstydnej głupoty mędrcem jest już ten, kto potrafi się spłonić na myśl o uczestnictwie w jej pozornie triumfalnym pochodzie.
A to dopiero początek korzyści, bo taki ktoś może się następnie przekonać, że ani nie musi na nic się złościć, ani nie musi niczego pożądać, ani nie musi niczemu zazdrościć - wystarczy, że będzie wspierał bliźniego w unikaniu tych samych oczywistych przeszkód, których sam się w porę wystrzegł, a nasyci wszelkie zdrowe ambicje i rozumu, i sumienia, i smaku, i woli. Innymi słowy: uzyska to kluczowe niewiele, które jest jedyną niezawodną drogą do wszystkiego, co pozostanie, gdy ostatecznie przeminie to, co przeminąć musi.
Stąd poczucie wstydu - rozumność w zakresie wczesnego wykrywania bezrozumu - jest cenniejszym darem od czystego intelektu i wymaga szczególnej pielęgnacji, zwłaszcza w czasie, gdy ten ostatni zdaje się już od dawna leżeć zbiorowym odłogiem. Jak bowiem w kraju ślepców jednooki jest królem, tak w świecie bezwstydnej głupoty mędrcem jest już ten, kto potrafi się spłonić na myśl o uczestnictwie w jej pozornie triumfalnym pochodzie.
A to dopiero początek korzyści, bo taki ktoś może się następnie przekonać, że ani nie musi na nic się złościć, ani nie musi niczego pożądać, ani nie musi niczemu zazdrościć - wystarczy, że będzie wspierał bliźniego w unikaniu tych samych oczywistych przeszkód, których sam się w porę wystrzegł, a nasyci wszelkie zdrowe ambicje i rozumu, i sumienia, i smaku, i woli. Innymi słowy: uzyska to kluczowe niewiele, które jest jedyną niezawodną drogą do wszystkiego, co pozostanie, gdy ostatecznie przeminie to, co przeminąć musi.
Tuesday, September 13, 2022
Natarczywe drwienie z niezadowolonych klientów, czyli marketing okresu post-cywilizacji
Najbardziej charakterystyczną cechą dzisiejszego człowieka, zanurzonego w post-cywilizacji, jest infantylizm, czyli mieszanina intelektualnej miałkości, emocjonalnej niedojrzałości, duchowej nonszalancji i kulturowego niedbalstwa. Wygląda przy tym na to, że na chwilę obecną usilnie zaczyna być promowana jego dość zaskakująca forma, czyli infantylistyczny gaslighting: marketingowo nachalne i zupełnie gołosłowne powtarzanie, że wszystko, co wykazuje wyżej wymienione cechy, nie tylko nie pozostawia wiele do życzenia, ale, wręcz przeciwnie, jest ze wszech miar "fajne", "klawe", "świeże" i "postępowe", a kto tego nie pojmuje, ten bigot i skrupulant.
Sztandarowy przykład to w tym kontekście pojawiające się regularnie w tzw. mediach społecznościowych "reklamówki" (choć zwodniczo nie są one opisane jako materiały promocyjne, tylko jako "sugestie") bijące po oczach czysto deklaratywnymi stwierdzeniami, iż najnowszy twór tolkienopodobny produkcji amazońskiej nie tyle nie ma nic wspólnego z ontologiczną głębią i metafizyczną dojrzałością twórczości Tolkiena, co, wręcz przeciwnie, jest jej "ubogaconym", "kolorowym" i "emancypacyjnym" rozwinięciem, a kto tego nie pojmuje, ten rasista i mizogin (dosłownie!). Uderzające jest tu zwłaszcza to, jak ostentacyjnie "antymarketingowe" są rzeczone wirtualne afisze, tzn. nie tylko nie respektują one informacji zwrotnej wysyłanej konsekwentnie przez większość konsumentów, ale w dodatku już na starcie zuchwale sobie z nich dworują.
Jest to kolejna ilustracja obserwacji, iż największe globalne ośrodki wpływu nie dbają już ani o pieniądze, ani o kulturową "miękką władzę", tylko o folgowanie autodestrukcyjnemu ideologicznemu amokowi, choćby miało się przy tej okazji przepalić całość swoich pieniędzy i całkowicie rozmienić na drobne swoją niegdysiejszą reputację. Innymi słowy, jest to ilustracja typowego dla okresu post-cywilizacji ducha "soratycznego", czyli takiego, któremu przyświeca już wyłącznie sianie zamętu i destrukcji rozumianych jako cele same w sobie.
Jeśli, poza czysto badawczym doświadczeniem, z powyższych spostrzeżeń wypływa jakakolwiek lekcja dla ludzi dobrej woli, to przypuszczalnie brzmi ona tak, że konstruktywna wartość konsumencka będzie się stawała w przyspieszonym tempie dobrem coraz bardziej deficytowym, i że w związku z tym warto ją coraz bardziej świadomie i po "benedyktyńsku" magazynować. To bowiem może się okazać najlepszym sposobem na pamiętanie o tym, że taka wartość może jednak istnieć i dawać konsumentowi szczerą, a nawet głęboką satysfakcję - taką, jaką szanujący się bliźni mogą sobie wzajemnie zaoferować w ramach uczciwej, rzetelnej i godnej współpracy.
Sztandarowy przykład to w tym kontekście pojawiające się regularnie w tzw. mediach społecznościowych "reklamówki" (choć zwodniczo nie są one opisane jako materiały promocyjne, tylko jako "sugestie") bijące po oczach czysto deklaratywnymi stwierdzeniami, iż najnowszy twór tolkienopodobny produkcji amazońskiej nie tyle nie ma nic wspólnego z ontologiczną głębią i metafizyczną dojrzałością twórczości Tolkiena, co, wręcz przeciwnie, jest jej "ubogaconym", "kolorowym" i "emancypacyjnym" rozwinięciem, a kto tego nie pojmuje, ten rasista i mizogin (dosłownie!). Uderzające jest tu zwłaszcza to, jak ostentacyjnie "antymarketingowe" są rzeczone wirtualne afisze, tzn. nie tylko nie respektują one informacji zwrotnej wysyłanej konsekwentnie przez większość konsumentów, ale w dodatku już na starcie zuchwale sobie z nich dworują.
Jest to kolejna ilustracja obserwacji, iż największe globalne ośrodki wpływu nie dbają już ani o pieniądze, ani o kulturową "miękką władzę", tylko o folgowanie autodestrukcyjnemu ideologicznemu amokowi, choćby miało się przy tej okazji przepalić całość swoich pieniędzy i całkowicie rozmienić na drobne swoją niegdysiejszą reputację. Innymi słowy, jest to ilustracja typowego dla okresu post-cywilizacji ducha "soratycznego", czyli takiego, któremu przyświeca już wyłącznie sianie zamętu i destrukcji rozumianych jako cele same w sobie.
Jeśli, poza czysto badawczym doświadczeniem, z powyższych spostrzeżeń wypływa jakakolwiek lekcja dla ludzi dobrej woli, to przypuszczalnie brzmi ona tak, że konstruktywna wartość konsumencka będzie się stawała w przyspieszonym tempie dobrem coraz bardziej deficytowym, i że w związku z tym warto ją coraz bardziej świadomie i po "benedyktyńsku" magazynować. To bowiem może się okazać najlepszym sposobem na pamiętanie o tym, że taka wartość może jednak istnieć i dawać konsumentowi szczerą, a nawet głęboką satysfakcję - taką, jaką szanujący się bliźni mogą sobie wzajemnie zaoferować w ramach uczciwej, rzetelnej i godnej współpracy.
Labels:
ideologia,
infantylizm,
manipulacja,
marketing,
reklama
Saturday, September 10, 2022
Zielony komunizm: nie niedojrzały, tylko gnijący
Czerwony komunizm, przy wszystkich swoich logicznych absurdach, gospodarczych niedorzecznościach i katastrofalnych skutkach, zawierał w sobie przynajmniej to minimalne ziarno prawdy, z którego wynika, że człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną i w związku z tym wymagać od siebie dyscypliny, wyrzeczenia i samozaparcia. Tymczasem zielony komunizm nie może się poszczycić nawet tym minimum rozsądku, sugerując, że w ramach "nowej, lepszej społeczno-gospodarczej przebudowy świata" człowiek powinien ukorzyć się przed "matką naturą", najlepiej przy jednoczesnym zdaniu się na łaskę mitycznych "inteligentnych maszyn", mających mu jakoby zapewnić "zaspokojenie podstawowych potrzeb" i możliwość poświęcenia ogromu wolnego czasu "relaksowi i rozrywce".
Innymi słowy, czerwony komunizm upadlał człowieka prawie w każdym wymiarze, ale nie w tym związanym z jego statusem istoty przynajmniej potencjalnie produktywnej i zahartowanej wysiłkiem. Tymczasem zielony komunizm ma na sztandarach upodlenie człowieka w każdym możliwym wymiarze ze szczególnym uwzględnieniem tego wymienionego wyżej. Podsumowując, jak sugerują odnośne barwy, czerwony komunizm stanowił dojrzałą postać rzeczonej ideologii, podczas gdy zielony komunizm stanowi jej postać gnilną. Stąd wniosek, że o ile z tym pierwszym można było walczyć zachowując przynajmniej minimum szacunku dla ideologicznego przeciwnika, o tyle temu drugiemu należy się wyłącznie bezpardonowe wyegzorcyzmowanie z tego świata bez najmniejszych sentymentów.
Innymi słowy, czerwony komunizm upadlał człowieka prawie w każdym wymiarze, ale nie w tym związanym z jego statusem istoty przynajmniej potencjalnie produktywnej i zahartowanej wysiłkiem. Tymczasem zielony komunizm ma na sztandarach upodlenie człowieka w każdym możliwym wymiarze ze szczególnym uwzględnieniem tego wymienionego wyżej. Podsumowując, jak sugerują odnośne barwy, czerwony komunizm stanowił dojrzałą postać rzeczonej ideologii, podczas gdy zielony komunizm stanowi jej postać gnilną. Stąd wniosek, że o ile z tym pierwszym można było walczyć zachowując przynajmniej minimum szacunku dla ideologicznego przeciwnika, o tyle temu drugiemu należy się wyłącznie bezpardonowe wyegzorcyzmowanie z tego świata bez najmniejszych sentymentów.
Labels:
dyscyplina,
komunizm,
lenistwo,
praca,
produktywność
Tuesday, September 6, 2022
Droga doskonałości w świecie odartym z wielkości
Prominentni przedstawiciele cywilizacji budzą szacunek, prominentni przedstawiciele antycywilizacji budzą grozę, podczas gdy prominentni przedstawiciele post-cywilizacji budzą już wyłącznie zażenowanie. Tym pierwszym można szczerze zazdrościć, tych drugich można szczerze nienawidzić, podczas gdy tych ostatnich wypada już jedynie szczerze ignorować.
Innymi słowy, nawet w świecie całkowicie odartym z wielkości - czy to konstruktywnej, czy to destruktywnej - można skutecznie unikać marności wskutek wykorzystania unikatowej okazji do całkowitego uwolnienia się od „światowych” namiętności. Jest to doskonały przykład tego, że żadne okoliczności nie zwalniają z obowiązku dążenia do doskonałości - być może ze szczególnym wskazaniem na te, w których wszystkie drogi na skróty do owego stanu jawią się szczególnie nędznie i fałszywie.
Innymi słowy, nawet w świecie całkowicie odartym z wielkości - czy to konstruktywnej, czy to destruktywnej - można skutecznie unikać marności wskutek wykorzystania unikatowej okazji do całkowitego uwolnienia się od „światowych” namiętności. Jest to doskonały przykład tego, że żadne okoliczności nie zwalniają z obowiązku dążenia do doskonałości - być może ze szczególnym wskazaniem na te, w których wszystkie drogi na skróty do owego stanu jawią się szczególnie nędznie i fałszywie.
Subscribe to:
Posts (Atom)