Jeden z najbardziej znanych cytatów z Chestertona głosi, że człowiek, który przestaje wierzyć w Boga, nie przestaje wierzyć w cokolwiek, tylko zaczyna wierzyć w byle co. Chesterton wyraża tu dość uniwersalną zasadę, która znajduje zastosowanie w wielu pokrewnych przypadkach. Przykładowo: człowiek, który nie uznaje żadnych prawd absolutnych, nie przyjmuje postawy powściągliwego sceptycyzmu, tylko zaczyna utożsamiać z prawdą każde swoje widzimisię; człowiek, który nie ma w życiu żadnego "wyższego sensu", nie skupia się na poszukiwaniu własnych "małych sensów", tylko gotowy jest uprzykrzać cudze życie dowolnym bezsensem; zaś człowiek, który nie chce poświęcać się w imię jakiejkolwiek "wielkiej sprawy", nie okazuje bezwzględnego szacunku ludzkiej podmiotowości, tylko gotowy jest poświęcać innych w imię dowolnie błahych spraw.
Ostatnimi czasy powyższe stało się tak wyraziste, jak nigdy przedtem - po raz pierwszy w historii celowo włożono bowiem kij w coś, co rzeczywiście zasługuje już na miano nie ludzkiej cywilizacji czy ludzkiej społeczności, a jedynie ludzkiego mrowiska. W konsekwencji w domniemanych "liberalnych ironistach" niemal natychmiast odezwali się totalitarni histerycy, zażywający rzekomej "lekkości bytu" błyskawicznie popadli w ociężałość wegetacji, a pozorni "śmiałkowie odważnie stawiający czoła absurdowi istnienia" z miejsca ujawnili się jako tchórze epatujący absurdem swoich wyobrażeń o istnieniu.
I choć wzmiankowany obrót spraw nie powinien być w żadnej mierze zaskoczeniem, mimo wszystko warto potraktować go jako nauczkę oraz przestrogę. Jeśli bowiem - póki jeszcze czas - nie przestanie się uciekać od "absolutnych fundamentów", to nie tylko coraz bardziej jałowo będą brzmieć zapewnienia o nie byciu "absolutystą" i "fundamentalistą", ale też coraz bardziej nieuchronnie (i nieświadomie) będzie się zniewolonym przez takie fundamenty i absoluty, które w najmniejszym stopniu zasługują na to miano.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Gratuluję napisania tekstu, z którym w jakimś sensie bym się zgodził, z zastrzeżeniem, że ironistka (bo Rorty lubił "she") nie musi być liberalną ironistką (Heidegger).
ReplyDeletePan jednak nie jest ironistą, w każdym razie sprawia Pan wrażenie (liberalnego) metafizyka. Zastanawiam się, czy ustawianie dyskusji z poziomu feyerabendowskiej abstrakcji jest dla Pana wygodne, czy nieprzyjemne. Osobiście lubię zabawy w Galileusza, ale Pan przy innej okazji (jak sądzę) chciałby mieć po swojej stronie "naukę", "rozum" i "prawdę", co widać nawet w tym tekście.
Jeszcze muszę zrobić drugie zastrzeżenie, że zwolennikami obostrzeń nie musi kierować "strach", jeśli rozumiem Pan przez to lęk o siebie. Ich punktem odniesienia są prognozy ekspertów, które w naszej kulturze uchodzą z wyznacznik racjonalności. O zwolennikach obostrzeń można powiedzieć, że kierują się troską o innych. To przyjaźniejsza semantyka.
Delete