Wielu zdaje się wychodzić z założenia, że postępująca "polaryzacja" jest jednym z największych społecznych nieszczęść. Jeśli jednak jest to polaryzacja między zwolennikami prawdy i fałszu, dobra i zła oraz piękna i brzydoty, to jest to rzecz słuszna i zasadniczo nieunikniona, przyspieszająca tym bardziej, im dłużej próbuje się ją odwlekać. Nic nie zmienia tu fakt, że obie spolaryzowane strony mogą się uważać za depozytariuszy prawdy, dobra i piękna - rzecz w tym, że w kwestiach najbardziej zasadniczych jedna z nich musi mieć rację i z czasem rzeczywistość musi w coraz większym stopniu zacząć to potwierdzać.
W odniesieniu do najgłębszych fundamentów rzeczywistości bezwzględnie obowiązuje zasada "tak, tak" i "nie, nie" - inaczej całą rzeczywistość trzeba by uznać za dom zbudowany na piasku, zaś takie założenie jest matką wszystkich samosprzeczności. Wynika z tego, że na najbardziej fundamentalnym poziomie jedyną alternatywą dla polaryzacji jest konwergencja - zaś konwergencja między prawdą a fałszem, dobrem a złem oraz pięknem a brzydotą w sposób konieczny prowadzi do zwycięstwa fałszu, zła i brzydoty (zgodnie z zasadą muchy psującej naczynie olejku).
Polaryzacji można się zatem bać, zżymać się na nią czy marzyć o jej uniknięciu, ale od pewnego momentu ma się w odniesieniu do niej tylko dwie alternatywy: albo akceptuje się jej miarowy postęp, albo - próbując ją coraz gwałtowniej odwlekać - jedynie się ów postęp przyspiesza. Z tego zaś wniosek, że najlepiej od początku dokładać starań, żeby w ramach jej rozwoju ustawić się po prostu po właściwej stronie - a następnie jak najlepiej ugruntować swój wybór. Nie ma łatwych gwarancji, że będzie to wybór poprawny - jest jednak gwarancja, że wyborem błędnym jest próba ucieczki od niego.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment