Nigdy nie należy zapominać, że najskuteczniejszą metodą psucia rzeczywistości nie jest prosta negacja, tylko "dialektyka", czyli mieszanie negacji z afirmacją w celu maksymalnego zatarcia granic między nimi - co zawsze sprzyja wyłącznie tej pierwszej, tyle że w rzadko uświadomiony sposób.
W związku z tym po historycznym epizodzie otwartego podważania wszelkich prawd i otwartego promowania kłamstw przychodzi jeszcze groźniejszy epizod rozpuszczania prawdy i kłamstwa w mazi bełkotu; po epizodzie "przewartościowania wszystkich wartości" i promowania "emancypacyjnego" zła przychodzi jeszcze groźniejszy epizod otępiającego samozadowolenia, "autoekspresji" i "bycia sobą"; po epizodzie triumfalistycznego deptania świętości i "wyzwalania się z kajdan dogmatu" przychodzi jeszcze groźniejszy epizod infantylnego guślarstwa, kiczowatej ezoteryki i "holistycznej duchowości"; a po epizodzie niszczycielskiego nihilizmu przychodzi jeszcze groźniejszy epizod autodestrukcyjnego tumiwisizmu.
Zaś jako że historia nie tylko się nie powtarza, ale nawet rzadko się rymuje, trzeba zdać sobie sprawę, że po przekroczeniu pewnej granicy może się okazać, że z dialektycznej studni grawitacyjnej nie ma już ucieczki - i wtedy rzeczywiście następuje sławetny "koniec historii", tyle że niekoniecznie w wydaniu fukuyamowskim. Kto zatem nie chce się znaleźć wśród tych, którzy do tej studni wpadną, ten powinien się upewnić, czy nie mówi czasem już od dawna "dialektyczną" prozą, tylko zachowuje przywiązanie do "tak, tak" i "nie, nie". Wtedy bowiem ma szansę do końca otwarcie afirmować to, co afirmacji warte, i równie otwarcie negować to, co warte negacji, choćby nawet "duch świata" zdołał pozbawić tej zdolności wszystkich pozostałych.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment