Jeśli ktoś uważa, że NWO nie tylko istnieje, ale też rozpoczęło półtora roku temu wdrażanie swojego z dawna planowanego globalnego przewrotu (do tego stopnia, że jego funkcjonariusze zupełnie wprost używają już tej frazy w czasie swoich konferencji), to komuś takiemu zdecydowanie nie brakuje politycznego instynktu samozachowawczego. Jeśli natomiast ktoś uważa, że na przestrzeni ostatniego półtora roku wciąż wydarzyło się za mało, żeby uznać istnienie NWO, ten powinien przynajmniej przyznać, że zagrożenie ze strony hipotetycznego NWO lub tworu NWO-podobnego jest znacznie większe, niż wcześniej gotów był przypuszczać.
Tak czy inaczej należy uczciwie stwierdzić, że błazeńskie prześmiewki ze straszenia NWO - nawet jeśli przyjmowało ono nieraz formę fantazyjnie wyolbrzymioną - okazały się wymownym świadectwem stępienia politycznego instynktu samozachowawczego znacznej części globalnego społeczeństwa. Warto jak najpilniej wyciągnąć z tego faktu stosowną lekcję - nie popadając w przeciwną skrajność, ale przyjmując do świadomości, że, choć działania domorosłych "władców świata" jak najbardziej można w dużej mierze tłumaczyć głupotą, to jednak główną siłą napędową owej głupoty są przede wszystkim nieskończone pokłady zorganizowanej złej woli. Tylko wówczas będzie bowiem możliwe zmobilizowanie przeciwko niej podobnie nieskończonych pokładów woli dobrej, bez których nie ma szansy na finalne nad nią zwycięstwo.
Thursday, September 30, 2021
Tuesday, September 28, 2021
Powtórka ze złego, czyli autodestrukcja bez ambicji
Klasyczny, czerwony komunizm jako nagrodę za powszechne zniewolenie obiecywał powszechny dobrobyt, natomiast dzisiejszy zielony komunizm otwarcie obiecuje w to miejsce powszechną nędzę. Klasyczny scjentyzm jako nagrodę za podporządkowanie się "światopoglądowi naukowemu" obiecywał podbój wszechświata, natomiast dzisiejszy ludyczno-gadżeciarski pop-scjentyzm otwarcie proponuje zamiast tego bycie zastąpionym przez "sztuczną inteligencję". Klasyczny romantyzm jako nagrodę za sprzeciwienie się "mieszczańskim konwenansom" obiecywał wzmacniającą świadomość "bólu istnienia", natomiast dzisiejszy infantylny pop-psychologizm oferuje w zastępstwie upupiające "spełnianie marzeń" i "kochanie siebie".
O ile można więc zrozumieć, że rozmaitym upokarzającym człowieka i poniżającym jego naturę ideologiom można było ulegać w świetle przedstawianych przez nie triumfalistycznych celów, o tyle trudniej jest być wyrozumiałym dla kogoś, kto przyklaskuje jawnie autodestrukcyjnym ideologicznym środkom w imię jeszcze bardziej jawnie autodestrukcyjnych ideologicznych celów. Można jedynie zachowywać przy tym rozsądną nadzieję, że taka kombinacja duchowo samobójczych impulsów jest skazana na spalenie się w przedbiegach, oszczędzając wszystkim ludziom dobrej woli kontaktu z jakimikolwiek poważniejszymi "realizacjami" zawartych w niej "wizji", choćby te ostatnie trwały nie dłużej niż mgnienie oka przed swoim nieuchronnym rozpadem.
O ile można więc zrozumieć, że rozmaitym upokarzającym człowieka i poniżającym jego naturę ideologiom można było ulegać w świetle przedstawianych przez nie triumfalistycznych celów, o tyle trudniej jest być wyrozumiałym dla kogoś, kto przyklaskuje jawnie autodestrukcyjnym ideologicznym środkom w imię jeszcze bardziej jawnie autodestrukcyjnych ideologicznych celów. Można jedynie zachowywać przy tym rozsądną nadzieję, że taka kombinacja duchowo samobójczych impulsów jest skazana na spalenie się w przedbiegach, oszczędzając wszystkim ludziom dobrej woli kontaktu z jakimikolwiek poważniejszymi "realizacjami" zawartych w niej "wizji", choćby te ostatnie trwały nie dłużej niż mgnienie oka przed swoim nieuchronnym rozpadem.
Sunday, September 19, 2021
Moralny infantylizm a chęć eliminacji cierpienia
Jednym z głównych fundamentów powszechnego dziś moralnego infantylizmu jest przekonanie, że najgorszą rzeczą na świecie jest cierpienie i że brak cierpienia jest tożsamy z dobrym życiem. Tymczasem, o ile wielkim złem jest rzeczywiście celowe zadawanie cierpienia, o tyle godne przyjmowanie cierpienia jest często najskuteczniejszym zabezpieczeniem przed czymś znacznie gorszym - przed miałkim samozadowoleniem uniemożliwiającym formowanie sumienia, hartowanie charakteru i dyscyplinowanie woli, czyli zjawiska niezbędne do nabycia umiejętności moralnie słusznego postępowania.
W rezultacie świat pełen "etyków", "doradców osobistych" i "terapeutów dusz" perorujących na okrągło o "byciu sobą", "kochaniu siebie" i "dbaniu o swój holistyczny dobrostan" to jednocześnie świat pełen moralnych inwalidów, którzy, nie umiejąc godnie przyjąć cierpienia, bezrefleksyjnie akceptują każdą stręczoną im wymówkę do cierpiętnictwa, twierdząc, że na każdym kroku satysfakcję z życia odbiera im "mowa nienawiści", "toksyczny patriarchat", "systemowy rasizm", "ekologiczna katastrofa" czy któryś z tysiąca innych ideologiczno-popkulturowych straszaków.
Innymi słowy, jeśli ktoś uwierzy, że warunkiem dobrego życia jest możliwość uniknięcia niesienia życiowego krzyża, ten prędzej czy później za krzyż uzna nawet turystyczny plecak. To z kolei uczyni go niewolnikiem nie tylko własnej moralnej słabości, ale również nieskończonego pochodu domorosłych "świeckich mesjaszy", którzy w ramach realizowania swoich politycznych celów obiecają mu, że natychmiast zdejmą z niego wszystkie krzyże, tak prawdziwe jak i urojone, jeśli tylko odda im pokłon i podpisze z nimi cyrograf.
W rezultacie świat pełen "etyków", "doradców osobistych" i "terapeutów dusz" perorujących na okrągło o "byciu sobą", "kochaniu siebie" i "dbaniu o swój holistyczny dobrostan" to jednocześnie świat pełen moralnych inwalidów, którzy, nie umiejąc godnie przyjąć cierpienia, bezrefleksyjnie akceptują każdą stręczoną im wymówkę do cierpiętnictwa, twierdząc, że na każdym kroku satysfakcję z życia odbiera im "mowa nienawiści", "toksyczny patriarchat", "systemowy rasizm", "ekologiczna katastrofa" czy któryś z tysiąca innych ideologiczno-popkulturowych straszaków.
Innymi słowy, jeśli ktoś uwierzy, że warunkiem dobrego życia jest możliwość uniknięcia niesienia życiowego krzyża, ten prędzej czy później za krzyż uzna nawet turystyczny plecak. To z kolei uczyni go niewolnikiem nie tylko własnej moralnej słabości, ale również nieskończonego pochodu domorosłych "świeckich mesjaszy", którzy w ramach realizowania swoich politycznych celów obiecają mu, że natychmiast zdejmą z niego wszystkie krzyże, tak prawdziwe jak i urojone, jeśli tylko odda im pokłon i podpisze z nimi cyrograf.
Saturday, September 18, 2021
Uczciwi bogacze versus etatystyczni oligarchowie
Ilekroć etatystyczni oligarchowie oświadczają za pośrednictwem swoich polityczno-medialnych pacynek, że należy "opodatkować bogaczy", wówczas wszyscy ciężko i uczciwie pracujący przedstawiciele klasy średniej powinni mieć świadomość, że jest to ostentacyjne szyderstwo kierowane przede wszystkim pod ich adresem. Mając więc poczucie własnej godności, powinni oni wszyscy z pełną odpowiedzialnością przyjąć miano bogaczy i wystąpić we wspólnym froncie bogaczy przeciwko oligarchicznym pasożytom i karmiącemu je fabiańsko-keynesistowskiemu systemowi - w tym przede wszystkim przeciwko takim jego elementom jak betonujące rynek "regulacje", biurokratyczne subsydia, pieniądze dekretowe i banki centralne.
Bogacze wszystkich krajów, łączcie się! Zachowujcie świadomość, że bogaczami we właściwym, godnym tego słowa znaczeniu mogą być wyłącznie twórcy bogactwa, a nie jego złodzieje - i krzewcie tą świadomość wśród biedaków, którzy uczciwą, produktywną pracą chcieliby wejść w wasze szeregi. Po dziesiątkach dekad pseudonaukowej sofistyki, politycznej propagandy i medialnego bałamuctwa, temu systemowi pozostały już jedynie coraz bardziej demonstracyjne szyderstwa - co świadczy o tym, że jego siły witalne są już na ostatecznym wyczerpaniu. Warto więc w końcu zadbać raz a dobrze, żeby nie był on już w stanie okradać z sił witalnych tych wszystkich, którzy sami nie tylko nie muszą ich nikomu odbierać, ale umieją ich też innym przysparzać.
Bogacze wszystkich krajów, łączcie się! Zachowujcie świadomość, że bogaczami we właściwym, godnym tego słowa znaczeniu mogą być wyłącznie twórcy bogactwa, a nie jego złodzieje - i krzewcie tą świadomość wśród biedaków, którzy uczciwą, produktywną pracą chcieliby wejść w wasze szeregi. Po dziesiątkach dekad pseudonaukowej sofistyki, politycznej propagandy i medialnego bałamuctwa, temu systemowi pozostały już jedynie coraz bardziej demonstracyjne szyderstwa - co świadczy o tym, że jego siły witalne są już na ostatecznym wyczerpaniu. Warto więc w końcu zadbać raz a dobrze, żeby nie był on już w stanie okradać z sił witalnych tych wszystkich, którzy sami nie tylko nie muszą ich nikomu odbierać, ale umieją ich też innym przysparzać.
Friday, September 17, 2021
Dialektyka: najlepsza metoda psucia rzeczywistości
Nigdy nie należy zapominać, że najskuteczniejszą metodą psucia rzeczywistości nie jest prosta negacja, tylko "dialektyka", czyli mieszanie negacji z afirmacją w celu maksymalnego zatarcia granic między nimi - co zawsze sprzyja wyłącznie tej pierwszej, tyle że w rzadko uświadomiony sposób.
W związku z tym po historycznym epizodzie otwartego podważania wszelkich prawd i otwartego promowania kłamstw przychodzi jeszcze groźniejszy epizod rozpuszczania prawdy i kłamstwa w mazi bełkotu; po epizodzie "przewartościowania wszystkich wartości" i promowania "emancypacyjnego" zła przychodzi jeszcze groźniejszy epizod otępiającego samozadowolenia, "autoekspresji" i "bycia sobą"; po epizodzie triumfalistycznego deptania świętości i "wyzwalania się z kajdan dogmatu" przychodzi jeszcze groźniejszy epizod infantylnego guślarstwa, kiczowatej ezoteryki i "holistycznej duchowości"; a po epizodzie niszczycielskiego nihilizmu przychodzi jeszcze groźniejszy epizod autodestrukcyjnego tumiwisizmu.
Zaś jako że historia nie tylko się nie powtarza, ale nawet rzadko się rymuje, trzeba zdać sobie sprawę, że po przekroczeniu pewnej granicy może się okazać, że z dialektycznej studni grawitacyjnej nie ma już ucieczki - i wtedy rzeczywiście następuje sławetny "koniec historii", tyle że niekoniecznie w wydaniu fukuyamowskim. Kto zatem nie chce się znaleźć wśród tych, którzy do tej studni wpadną, ten powinien się upewnić, czy nie mówi czasem już od dawna "dialektyczną" prozą, tylko zachowuje przywiązanie do "tak, tak" i "nie, nie". Wtedy bowiem ma szansę do końca otwarcie afirmować to, co afirmacji warte, i równie otwarcie negować to, co warte negacji, choćby nawet "duch świata" zdołał pozbawić tej zdolności wszystkich pozostałych.
W związku z tym po historycznym epizodzie otwartego podważania wszelkich prawd i otwartego promowania kłamstw przychodzi jeszcze groźniejszy epizod rozpuszczania prawdy i kłamstwa w mazi bełkotu; po epizodzie "przewartościowania wszystkich wartości" i promowania "emancypacyjnego" zła przychodzi jeszcze groźniejszy epizod otępiającego samozadowolenia, "autoekspresji" i "bycia sobą"; po epizodzie triumfalistycznego deptania świętości i "wyzwalania się z kajdan dogmatu" przychodzi jeszcze groźniejszy epizod infantylnego guślarstwa, kiczowatej ezoteryki i "holistycznej duchowości"; a po epizodzie niszczycielskiego nihilizmu przychodzi jeszcze groźniejszy epizod autodestrukcyjnego tumiwisizmu.
Zaś jako że historia nie tylko się nie powtarza, ale nawet rzadko się rymuje, trzeba zdać sobie sprawę, że po przekroczeniu pewnej granicy może się okazać, że z dialektycznej studni grawitacyjnej nie ma już ucieczki - i wtedy rzeczywiście następuje sławetny "koniec historii", tyle że niekoniecznie w wydaniu fukuyamowskim. Kto zatem nie chce się znaleźć wśród tych, którzy do tej studni wpadną, ten powinien się upewnić, czy nie mówi czasem już od dawna "dialektyczną" prozą, tylko zachowuje przywiązanie do "tak, tak" i "nie, nie". Wtedy bowiem ma szansę do końca otwarcie afirmować to, co afirmacji warte, i równie otwarcie negować to, co warte negacji, choćby nawet "duch świata" zdołał pozbawić tej zdolności wszystkich pozostałych.
Thursday, September 16, 2021
Wariacje na temat boskiego pochodzenia etatyzmu
Etatyzm starożytny głosił, że władcy są bogami. Etatyzm średniowieczny - że są namiestnikami Boga. Etatyzm wczesnonowożytny - że są wyzwolicielami człowieka od Boga. Etatyzm współczesny - że są apostołami niezliczonych świeckich bożków. Ich wspólnym mianownikiem jest zatem błąd nie tyle nawet polityczny, co teologiczny - tzn. błąd niedostrzegania, że, poznając rzecz po owocach, trudno jest uczciwie uznać, że jakakolwiek ziemska władza może pochodzić od Boga, bardzo łatwo jest natomiast uczciwie uznać, że pochodzi ona wprost od "tego drugiego".
Wednesday, September 15, 2021
Planowany chaos jako antycywilizacyjne narzędzie
Spopularyzowane ostatnimi czasy frazy takie jak "nowa normalność", "wielki reset" czy "build back better", odnoszące się do planów budowy "popandemicznego" świata, to nic innego jak toporne współczesne wariacje na temat starych złowrogich formuł takich jak "ordo ab chao" czy "solve et coagula". Innymi słowy, trwające obecnie uparte niszczenie wszelkich cywilizacyjnych pozostałości przy pomocy ideologii sanitaryzmu, ekomaltuzjanizmu, neomarksizmu, "postmodernizmu", demokratyczno-redystrybucyjnego etatyzmu, keynesistowskiego komunizmu monetarnego itp. jest w ostatecznym rachunku nie przejawem niefortunnych zbiegów okoliczności czy "cywilizacyjnej inercji", tylko realizacją celowych, wyrachowanych działań.
Jakiż to porządek może wyłonić się z owego planowanego chaosu? Absolutnie żaden. Chaos rodzi wyłącznie chaos, destrukcja rodzi wyłącznie destrukcję, a konflikt wyłącznie konflikt. Domorośli "władcy świata" pieczołowicie tłumią jednak w sobie rozumienie tych kwestii: władza to wszak najgorsza forma pychy, a pycha to najgorsza forma moralnego zamroczenia. Kiedy bowiem rzeczeni "władcy" przesycą się pasożytowaniem na społeczeństwie czy jego kontrolowaniem, jedyną uciechą pozostaje dla nich jego jak najdotkliwsze rujnowanie. Nie należy w związku z tym oczekiwać z ich strony jakiegokolwiek opamiętania, niezależnie od wygłaszanych przez nich deklaracji czy czynionych przez nich okazjonalnych kurtuazyjnych gestów.
Zamiast tego - wiedząc, iż odbywające się uparte burzenie istniejących wciąż cywilizacyjnych fundamentów jest działaniem zamierzonym - powinno się poczuć dodatkową motywację, aby na owych fundamentach niestrudzenie trwać i bezustannie ich bronić. Biorąc pod uwagę kompleksowość odgórnie zaplanowanych i wdrażanych obecnie niszczycielskich procesów, nie ma się w tym kontekście nic do stracenia, podczas gdy zyskać można tu wszystko - na czele z zachowaniem własnego honoru.
Jakiż to porządek może wyłonić się z owego planowanego chaosu? Absolutnie żaden. Chaos rodzi wyłącznie chaos, destrukcja rodzi wyłącznie destrukcję, a konflikt wyłącznie konflikt. Domorośli "władcy świata" pieczołowicie tłumią jednak w sobie rozumienie tych kwestii: władza to wszak najgorsza forma pychy, a pycha to najgorsza forma moralnego zamroczenia. Kiedy bowiem rzeczeni "władcy" przesycą się pasożytowaniem na społeczeństwie czy jego kontrolowaniem, jedyną uciechą pozostaje dla nich jego jak najdotkliwsze rujnowanie. Nie należy w związku z tym oczekiwać z ich strony jakiegokolwiek opamiętania, niezależnie od wygłaszanych przez nich deklaracji czy czynionych przez nich okazjonalnych kurtuazyjnych gestów.
Zamiast tego - wiedząc, iż odbywające się uparte burzenie istniejących wciąż cywilizacyjnych fundamentów jest działaniem zamierzonym - powinno się poczuć dodatkową motywację, aby na owych fundamentach niestrudzenie trwać i bezustannie ich bronić. Biorąc pod uwagę kompleksowość odgórnie zaplanowanych i wdrażanych obecnie niszczycielskich procesów, nie ma się w tym kontekście nic do stracenia, podczas gdy zyskać można tu wszystko - na czele z zachowaniem własnego honoru.
Tuesday, September 14, 2021
Uświadomiony brak versus pozór zaspokojenia
Największym wrogiem zdrowia nie jest choroba, tylko hipochondria; największym wrogiem życia nie jest śmierć, tylko wegetacja; największym wrogiem dobrobytu nie jest nędza, tylko wygodnictwo; największym wrogiem sprawiedliwości nie jest niesprawiedliwość, tylko roszczeniowość; a największym wrogiem szczęścia nie jest cierpienie, tylko samozadowolenie. Prawdziwy i uświadomiony brak ma szansę pobudzić do działania, podczas gdy pozór zaspokojenia lub złudzenie krzywdy wpędza wyłącznie w odrętwienie lub jałową szamotaninę.
Saturday, September 11, 2021
Główną siłą tyranii jest entuzjazm kolaborantów
Przez ostatnie półtora roku mieliśmy do czynienia nie tyle z bezprecedensową konsolidacją fizycznego totalitaryzmu rządzących, co z bezprecedensowym ujawnieniem mentalnego totalitaryzmu rządzonych. Innymi słowy, głównym niebezpieczeństwem okazała się nie tyrania, ale kolaboracja. Wynika z tego, że powrót do normalności, albo czegoś lepszego, nastąpi nie z chwilą obalenia globalnego aparatu opresji, ale z chwilą masowego uzyskania świadomości, że w swoich codziennych wyborach jest się nadzwyczaj często jego ochoczym współpracownikiem - i że w przyspieszonym tempie zmierza się w ten sposób ku zatraceniu.
Wednesday, September 8, 2021
Przeszarżowanie reżimu jako pobudka z marazmu
Ilekroć reżimy tego świata bezceremonialnie próbują ubezwłasnowolnić człowieka w jakiś nowy sposób, a pryncypialni orędownicy wolności osobistej głośno nawołują do tego, żeby nie ustępować owym reżimom nawet o krok, to właściwą odpowiedzią nigdy nie jest: "Ale przecież one już nas ubezwłasnowolniły na różne sposoby, więc teraz nie dzieje się nic szczególnego". Właściwą odpowiedzią jest za to zawsze: "Każda okazja jest dobra, żeby im pokazać, iż się im nie ustąpi; a kiedy raz się to uda spektakularnie pokazać, należy pójść za ciosem i samemu przyjąć pozycję tego, który będzie je konsekwentnie zmuszał do ustępowania". Każde przeszarżowanie ze strony ciemiężcy jest doskonałą okazją do tego, żeby obudzić się z marazmu i odzyskać godność kogoś, kto nie pozwoli sobie więcej na bycie ciemiężonym.
Friday, September 3, 2021
Infantylizm jako wspólny mianownik starych, złych ideologii w nowych, kolorowych szatach
Wspólnym mianownikiem i jednym z najbardziej charakterystycznych znaków rozpoznawczych dzisiejszych odmian wszystkich najbardziej antyludzkich i antycywilizacyjnych ideologii jest ich infantylizm - sztubacka roszczeniowość połączona z gamoniowatą inercyjnością i miałkim samozadowoleniem.
Wspomniane ideologie same w sobie w żadnym razie nie są nowe, ale nowe są ich kostiumy, skrojone na miarę człowieka ulepionego z wyjątkowo miękkiej gliny. Przykładowo, romantyczny maltuzjanizm epatował grozą nieujarzmionej natury i hartem ducha mieszkańców głuszy, podczas gdy dzisiejszy bambinistyczny maltuzjanizm zaleca roztkliwianie się nad "masowym mordem" hodowlanych zwierzątek. Klasyczny scjentyzm mamił człowieka wizjami budowy upiornych panoptykonów i stachanowskich "gospodarek planowych", podczas gdy dzisiejszy wirtualno-gadżeciarski pop-scjentyzm kusi permanentnym zanurzeniem się w świecie niedorzecznych memów z kotkami, pieskami i popkulturowymi urywkami w rolach głównych. Klasyczny marksizm zagrzewał do jednoczenia się czerstwych, zaprawionych fizyczną pracą proletariuszy, podczas gdy dzisiejszy "tożsamościowy" neomarksizm zachęca do gremialnego tupania nóżką przez wszystkie emocjonalnie niedoważone indywidua "identyfikujące się" jako malowane ptaki czy różowe jednorożce.
Innymi słowy, wspólnym mianownikiem powyższych ideologii pozostaje niezmiennie chęć pozbawienia człowieka pozycji przysługującej mu w hierarchii bytu - pozycji jedynej istoty w świecie materialnym obdarzonej rozumem, sumieniem, wolną wolą i wynikającą z nich zdolnością do czynienia sobie ziemi poddaną. O ile jednak klasyczne wersje owych ideologii znajdowały posłuch wśród ludzi nie posiadających stosownej wiedzy, mających za to nieraz aż nadto charakteru, o tyle ich dzisiejsze odpowiedniki kierowane są do odbiorców, którzy stosownej wiedzy mają na ogół równie niewiele, za to charakteru nie mają przeważnie za grosz.
Stąd wniosek, że roztropne piętnowanie, ośmieszanie i przemaganie infantylizmu może być co najmniej równie ważne - a niewykluczone, że ważniejsze - w zakresie niwelowania wpływu rzeczonych doktryn, niż propagowanie suchej wiedzy obnażającej ich zasadnicze logiczne niedostatki. Może być to przy tym wniosek o tyle pilniejszy, o ile zdyscyplinowany ignorant z charakterem może po uzyskaniu stosownej wiedzy zacząć bardzo skutecznie odbudowywać to, co dotychczas niszczył, podczas gdy smarkaczowski ignorant bez krzty charakteru nawet po uzyskaniu stosownej wiedzy będzie pogrążał się w autodestrukcji. Nieporównanie łatwiej jest odremontować mózg, niż ducha - a to ten drugi potrzebuje dziś najpilniejszej uwagi.
Wspomniane ideologie same w sobie w żadnym razie nie są nowe, ale nowe są ich kostiumy, skrojone na miarę człowieka ulepionego z wyjątkowo miękkiej gliny. Przykładowo, romantyczny maltuzjanizm epatował grozą nieujarzmionej natury i hartem ducha mieszkańców głuszy, podczas gdy dzisiejszy bambinistyczny maltuzjanizm zaleca roztkliwianie się nad "masowym mordem" hodowlanych zwierzątek. Klasyczny scjentyzm mamił człowieka wizjami budowy upiornych panoptykonów i stachanowskich "gospodarek planowych", podczas gdy dzisiejszy wirtualno-gadżeciarski pop-scjentyzm kusi permanentnym zanurzeniem się w świecie niedorzecznych memów z kotkami, pieskami i popkulturowymi urywkami w rolach głównych. Klasyczny marksizm zagrzewał do jednoczenia się czerstwych, zaprawionych fizyczną pracą proletariuszy, podczas gdy dzisiejszy "tożsamościowy" neomarksizm zachęca do gremialnego tupania nóżką przez wszystkie emocjonalnie niedoważone indywidua "identyfikujące się" jako malowane ptaki czy różowe jednorożce.
Innymi słowy, wspólnym mianownikiem powyższych ideologii pozostaje niezmiennie chęć pozbawienia człowieka pozycji przysługującej mu w hierarchii bytu - pozycji jedynej istoty w świecie materialnym obdarzonej rozumem, sumieniem, wolną wolą i wynikającą z nich zdolnością do czynienia sobie ziemi poddaną. O ile jednak klasyczne wersje owych ideologii znajdowały posłuch wśród ludzi nie posiadających stosownej wiedzy, mających za to nieraz aż nadto charakteru, o tyle ich dzisiejsze odpowiedniki kierowane są do odbiorców, którzy stosownej wiedzy mają na ogół równie niewiele, za to charakteru nie mają przeważnie za grosz.
Stąd wniosek, że roztropne piętnowanie, ośmieszanie i przemaganie infantylizmu może być co najmniej równie ważne - a niewykluczone, że ważniejsze - w zakresie niwelowania wpływu rzeczonych doktryn, niż propagowanie suchej wiedzy obnażającej ich zasadnicze logiczne niedostatki. Może być to przy tym wniosek o tyle pilniejszy, o ile zdyscyplinowany ignorant z charakterem może po uzyskaniu stosownej wiedzy zacząć bardzo skutecznie odbudowywać to, co dotychczas niszczył, podczas gdy smarkaczowski ignorant bez krzty charakteru nawet po uzyskaniu stosownej wiedzy będzie pogrążał się w autodestrukcji. Nieporównanie łatwiej jest odremontować mózg, niż ducha - a to ten drugi potrzebuje dziś najpilniejszej uwagi.
Labels:
infantylizm,
maltuzjanizm,
neomarksizm,
ontologia,
scjentyzm
Thursday, September 2, 2021
O znaczeniu wolności w "stanach wyjątkowych"
Jeden z bardziej skutecznych sposobów na zneutralizowanie wzrastającej w społeczeństwie świadomości tego, jak kluczową wartością społeczną jest bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, to nie fizyczne stłumienie owej świadomości, ale jej mentalne rozbrojenie.
Należy w tym celu wprowadzić powszechny chaos - najlepiej o globalnym zasięgu - a następnie związany z owym chaosem przewlekły, bezterminowy "stan wyjątkowy", koniecznie uzupełniony o permanentną panikarską propagandę. Część globalnego społeczeństwa zacznie się naturalnie szybko buntować przeciwko takiemu stanowi rzeczowi, ale z punktu widzenia "siewców chaosu" rzecz nie w tym, żeby ją fizycznie spacyfikować, tylko żeby uniemożliwić jej skuteczne rozszerzanie swoich ideowych wpływów.
Jak to osiągnąć? Otóż w odniesieniu do owego segmentu populacji nie należy propagować narracji, jakoby wolność osobista była wartością, którą w pewnych okolicznościach należy poświęcić dla "większego dobra" - zamiast tego należy propagować narrację, iż w "stanach wyjątkowych" czy "sytuacjach podbramkowych" samo znaczenie wolności osobistej staje się niejasne, dyskusyjne i "nieredukowalnie kontekstowe". Innymi słowy, celem jest tu nie zagaszenie w rzeczonych osobach ich prowolnościowego zapału, tylko przekonanie ich, że w "danych okolicznościach przyrody" nie istnieją żadne przejrzyste kryteria tego, jak dawać mu upust. W ten sposób można "naturalnych buntowników" z jednej strony wewnętrznie podzielić, a z drugiej strony intelektualnie rozleniwić - do tego stopnia, żeby przynajmniej niektórzy z nich zaczęli w pewnym momencie głosić wprost, że ich pryncypia nie uległy zmianie, ale na daną chwilę rozmaite "szeroko zakrojone kryzysowe interwencje" dokonywane przez domorosłych "władców świata" są z owymi pryncypiami w pełni (albo przynajmniej wystarczająco) zgodne.
Świadomość powyższej strategii neutralizacyjnej stanowi wymowne przypomnienie, iż skuteczne działanie na rzecz jakiejkolwiek słusznej idei wymaga nie tylko szczerego moralnego entuzjazmu, ale też bezustannej intelektualnej trzeźwości, w tym zwłaszcza umiejętności przenikania na wylot wszelkich bałamutnych neosemantyzacji. "Niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie. Co nadto, od złego pochodzi" i tutaj okazuje się niezastąpionym drogowskazem.
Należy w tym celu wprowadzić powszechny chaos - najlepiej o globalnym zasięgu - a następnie związany z owym chaosem przewlekły, bezterminowy "stan wyjątkowy", koniecznie uzupełniony o permanentną panikarską propagandę. Część globalnego społeczeństwa zacznie się naturalnie szybko buntować przeciwko takiemu stanowi rzeczowi, ale z punktu widzenia "siewców chaosu" rzecz nie w tym, żeby ją fizycznie spacyfikować, tylko żeby uniemożliwić jej skuteczne rozszerzanie swoich ideowych wpływów.
Jak to osiągnąć? Otóż w odniesieniu do owego segmentu populacji nie należy propagować narracji, jakoby wolność osobista była wartością, którą w pewnych okolicznościach należy poświęcić dla "większego dobra" - zamiast tego należy propagować narrację, iż w "stanach wyjątkowych" czy "sytuacjach podbramkowych" samo znaczenie wolności osobistej staje się niejasne, dyskusyjne i "nieredukowalnie kontekstowe". Innymi słowy, celem jest tu nie zagaszenie w rzeczonych osobach ich prowolnościowego zapału, tylko przekonanie ich, że w "danych okolicznościach przyrody" nie istnieją żadne przejrzyste kryteria tego, jak dawać mu upust. W ten sposób można "naturalnych buntowników" z jednej strony wewnętrznie podzielić, a z drugiej strony intelektualnie rozleniwić - do tego stopnia, żeby przynajmniej niektórzy z nich zaczęli w pewnym momencie głosić wprost, że ich pryncypia nie uległy zmianie, ale na daną chwilę rozmaite "szeroko zakrojone kryzysowe interwencje" dokonywane przez domorosłych "władców świata" są z owymi pryncypiami w pełni (albo przynajmniej wystarczająco) zgodne.
Świadomość powyższej strategii neutralizacyjnej stanowi wymowne przypomnienie, iż skuteczne działanie na rzecz jakiejkolwiek słusznej idei wymaga nie tylko szczerego moralnego entuzjazmu, ale też bezustannej intelektualnej trzeźwości, w tym zwłaszcza umiejętności przenikania na wylot wszelkich bałamutnych neosemantyzacji. "Niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie. Co nadto, od złego pochodzi" i tutaj okazuje się niezastąpionym drogowskazem.
Subscribe to:
Posts (Atom)