To, co obecnie obserwujemy, to nie tyle przyspieszony upadek cywilizacji, co przyspieszone obnażanie jej już od dawna podupadłego charakteru. Jest to zasadniczo korzystne zjawisko, pozwalające ostatecznie zerwać z fasadowymi iluzjami i zająć się obroną osobistych "wysp cywilizacji".
Innymi słowy, to, co dzieje się od półtora roku, doskonale obnażyło fakt, że żyjemy w cywilizacji kadłubkowej, posiadającej mnóstwo technicznych gadżetów, ale za grosz siły charakteru. W związku z tym zamiast zachwycać się tymi pierwszymi, należy zacząć wreszcie likwidować deficyt tej drugiej: konserwować lub odbudowywać w skali lokalnej - a przede wszystkim indywidualnej - to, co od dawna było konsekwentnie podkopywane lub burzone w skali kolektywnej i globalnej. Narzędzi ku temu mamy aż nadto - grunt jednak w tym, żeby nie stały się one w naszych rękach jałowymi zabawkami.
Sunday, August 29, 2021
Wednesday, August 25, 2021
Nie bogactwo, lecz własność czyni szczęśliwym
Doskonale znane są ekonomiczne korzyści płynące z powszechnego szacunku dla instytucji własności prywatnej, takie jak możliwość pokojowego rozstrzygania konfliktów o rzadkie dobra, skłonność do podejmowania długoterminowych inwestycji kapitałowych i możliwość zaistnienia precyzyjnego rachunku ekonomicznego. Ścisły związek między własnością prywatną a owymi zjawiskami potwierdza słowa Ludwiga von Misesa, iż nie może istnieć nic takiego jak bezwłasnościowa cywilizacja.
Wydaje się jednakowoż, że obecnie jeszcze usilniej należy podkreślać moralne czy nawet duchowe walory wypływające z faktu sprawiedliwego posiadania określonych zasobów. Otóż przy wszystkich swoich gospodarczych zaletach, własność prywatna jest dodatkowo przedłużeniem woli człowieka, emanacją jego unikatowej jaźni i rozszerzoną przestrzenią jego niezbywalnej autonomii. Jest to zatem instytucja immanentnie powiązana z naturą człowieczeństwa oraz możliwością spełniania się w jego rozwojowym potencjale. Należy o tym zawsze pamiętać i podkreślać to przy każdej stosownej okazji - między innymi po to, żeby działać na pohybel wszystkim złowrogim sitwom i koteriom pieczętującym się sloganem "nie będziesz miał niczego i będziesz szczęśliwy".
Otóż, wręcz przeciwnie, człowiek rozumiejący swoją wolność i godność jest szczęśliwy między innymi właśnie dzięki temu, co ma - niekoniecznie dlatego, że ma wiele, ale dlatego, że to, co ma, jest jego i tylko jego. Trzeba mieć to zawsze na uwadze i konsekwentnie przypominać o tym każdemu, kto wciąż miewa chwile słabości nastrajające go pozytywnie do mirażu "bezwłasnościowego szczęścia". Tylko w ten sposób zneutralizuje się bowiem tych, którzy nie ustają w stręczeniu ludzkości wciąż tych samych dystopijnych koszmarów.
Wydaje się jednakowoż, że obecnie jeszcze usilniej należy podkreślać moralne czy nawet duchowe walory wypływające z faktu sprawiedliwego posiadania określonych zasobów. Otóż przy wszystkich swoich gospodarczych zaletach, własność prywatna jest dodatkowo przedłużeniem woli człowieka, emanacją jego unikatowej jaźni i rozszerzoną przestrzenią jego niezbywalnej autonomii. Jest to zatem instytucja immanentnie powiązana z naturą człowieczeństwa oraz możliwością spełniania się w jego rozwojowym potencjale. Należy o tym zawsze pamiętać i podkreślać to przy każdej stosownej okazji - między innymi po to, żeby działać na pohybel wszystkim złowrogim sitwom i koteriom pieczętującym się sloganem "nie będziesz miał niczego i będziesz szczęśliwy".
Otóż, wręcz przeciwnie, człowiek rozumiejący swoją wolność i godność jest szczęśliwy między innymi właśnie dzięki temu, co ma - niekoniecznie dlatego, że ma wiele, ale dlatego, że to, co ma, jest jego i tylko jego. Trzeba mieć to zawsze na uwadze i konsekwentnie przypominać o tym każdemu, kto wciąż miewa chwile słabości nastrajające go pozytywnie do mirażu "bezwłasnościowego szczęścia". Tylko w ten sposób zneutralizuje się bowiem tych, którzy nie ustają w stręczeniu ludzkości wciąż tych samych dystopijnych koszmarów.
Tuesday, August 24, 2021
Większe i mniejsze zła a priorytety działania
Jeden z bardziej znanych cytatów z Chestertona głosi, że świat podzielił się na dwa obozy - konserwatystów i postępowców - gdzie zadaniem tych drugich jest popełniać coraz to kolejne błędy, podczas gdy zadaniem tych pierwszych jest uniemożliwiać ich naprawianie. Wynika z tego, że choć "konserwatyzm" (rozumiany jako cel sam w sobie) jest zły, "postępowość" (rozumiana jako cel sam w sobie) jest znacznie gorsza, gdyż to ta druga przyjmuje rolę pierwotną w zakresie popychania świata w złym kierunku.
Ogólną prawidłowość zawartą w powyższym cytacie można odnieść do całego szeregu innych par szkodliwych zjawisk ideologicznych czy światopoglądowych. Ściślej zaś rzecz ujmując, nie chodzi tu o sugestię, jakoby "mniejsze zła" były bardziej usprawiedliwionymi wyborami, ale o sugestię, że "większe zła" są bardziej zasadniczymi niebezpieczeństwami. Rzecz zatem nie w tym, żeby sprzymierzać się z "mniejszymi złami" przeciwko "większym złom", ale żeby wiedzieć, czego - w świetle rzadkości zasobów i czasu - wystrzegać się w pierwszej kolejności i czemu przede wszystkim stawiać opór.
Przykładowo, rasistowski bądź trybalistyczny natywizm jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu neomarksizm (alias "marksizm kulturowy", "polityka tożsamości", "teoria krytyczna" itp.).
Trucicielski industrializm jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu maltuzjański ekologizm.
Luddystyczny prymitywizm jest zły, ale dużo gorsza jest przeciwstawiana mu socjoinżynieryjna technokracja.
Etatystyczny nacjonalizm jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu dyktat międzynarodowej biurokracji zmierzającej ku stworzeniu nieformalnego "rządu światowego".
"Kapitalizm kolesiowski" jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu w dowolnej formie socjalizm (w tym socjalizm "demokratyczny", "partycypacyjny" itd.).
Pryncypialna antyeksperckość jest zła, ale dużo gorsza jest przeciwstawiana jej domyślna ustępliwość wobec "polityk eksperckich".
Podsumowując, mniej złym elementem każdego z powyższych przeciwstawień jest ten, który odpowiada na realną potrzebę zawartą w ludzkiej naturze (np. potrzebę rodziny, wspólnoty, autonomii, twórczości, przedsiębiorczości, estetyki itd.), ale czyni to w sposób przesadny, wykoślawiony, bałamutny lub z innego względu niewłaściwy. Gorszym elementem jest tu natomiast zawsze ten, który w najlepszym razie stara się zabić w człowieku jego naturalne potrzeby, zaś w najgorszym razie wiąże się z buntem przeciwko ludzkiej naturze - tzn. próbuje człowieka wynaturzyć, a więc odebrać mu jego miejsce w hierarchii rzeczywistości lub mamić go wizjami nierzeczywistości.
Poprawne dokonywanie normatywnych rozeznań w podobnych sytuacjach nie zawsze jest łatwe, nie oznacza to jednak, że należy z niego rezygnować. Jeśli się to bowiem uczyni, łatwo jest popaść w wyjątkowo szkodliwe formy "symetryzmu", które sprzyjają plenieniu się zła w najbardziej niszczycielskich postaciach. Wszakże, cytując klasyka, "aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił". Parafrazując zaś klasyka, aby zatriumfowało największe zło, wystarczy, by dobry człowiek był cały czas zajęty walką ze złami mniejszymi.
Ogólną prawidłowość zawartą w powyższym cytacie można odnieść do całego szeregu innych par szkodliwych zjawisk ideologicznych czy światopoglądowych. Ściślej zaś rzecz ujmując, nie chodzi tu o sugestię, jakoby "mniejsze zła" były bardziej usprawiedliwionymi wyborami, ale o sugestię, że "większe zła" są bardziej zasadniczymi niebezpieczeństwami. Rzecz zatem nie w tym, żeby sprzymierzać się z "mniejszymi złami" przeciwko "większym złom", ale żeby wiedzieć, czego - w świetle rzadkości zasobów i czasu - wystrzegać się w pierwszej kolejności i czemu przede wszystkim stawiać opór.
Przykładowo, rasistowski bądź trybalistyczny natywizm jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu neomarksizm (alias "marksizm kulturowy", "polityka tożsamości", "teoria krytyczna" itp.).
Trucicielski industrializm jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu maltuzjański ekologizm.
Luddystyczny prymitywizm jest zły, ale dużo gorsza jest przeciwstawiana mu socjoinżynieryjna technokracja.
Etatystyczny nacjonalizm jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu dyktat międzynarodowej biurokracji zmierzającej ku stworzeniu nieformalnego "rządu światowego".
"Kapitalizm kolesiowski" jest zły, ale dużo gorszy jest przeciwstawiany mu w dowolnej formie socjalizm (w tym socjalizm "demokratyczny", "partycypacyjny" itd.).
Pryncypialna antyeksperckość jest zła, ale dużo gorsza jest przeciwstawiana jej domyślna ustępliwość wobec "polityk eksperckich".
Podsumowując, mniej złym elementem każdego z powyższych przeciwstawień jest ten, który odpowiada na realną potrzebę zawartą w ludzkiej naturze (np. potrzebę rodziny, wspólnoty, autonomii, twórczości, przedsiębiorczości, estetyki itd.), ale czyni to w sposób przesadny, wykoślawiony, bałamutny lub z innego względu niewłaściwy. Gorszym elementem jest tu natomiast zawsze ten, który w najlepszym razie stara się zabić w człowieku jego naturalne potrzeby, zaś w najgorszym razie wiąże się z buntem przeciwko ludzkiej naturze - tzn. próbuje człowieka wynaturzyć, a więc odebrać mu jego miejsce w hierarchii rzeczywistości lub mamić go wizjami nierzeczywistości.
Poprawne dokonywanie normatywnych rozeznań w podobnych sytuacjach nie zawsze jest łatwe, nie oznacza to jednak, że należy z niego rezygnować. Jeśli się to bowiem uczyni, łatwo jest popaść w wyjątkowo szkodliwe formy "symetryzmu", które sprzyjają plenieniu się zła w najbardziej niszczycielskich postaciach. Wszakże, cytując klasyka, "aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił". Parafrazując zaś klasyka, aby zatriumfowało największe zło, wystarczy, by dobry człowiek był cały czas zajęty walką ze złami mniejszymi.
Monday, August 23, 2021
Kapitalizm jako esencja konstruktywnej współpracy międzyludzkiej: czyli przyjaciół poznaje się po ich wrogach
Czysty i konsekwentny kapitalizm jest atakowany i oczerniany przez praktycznie wszystkie ideologiczne fronty, które pragną władzy nad społeczeństwem - zwłaszcza władzy mentalnej. Kapitalizm jest zniesławiany i wyszydzany zarówno przez komunistyczne "kolektywy pracownicze", jak i przez oligarchiczno-korporacyjną koterię z Davos; potępiają go zarówno nacjonalistyczni protekcjoniści, jak i międzynarodowi biurokraci zaangażowani w budowę "rządu światowego"; nad jego rzekomymi niedostatkami rozwodzą się zarówno ekologistyczni zwolennicy "życia w harmonii z naturą", jak i technokraci rojący o centralnym sterowaniu gospodarką przez "sztuczną inteligencję"; zjednoczeni przeciwko niemu są zarówno "czerwoni" i "zieloni", jak i "brunatni" i "tęczowi".
Jaki z tego wniosek? Otóż wniosek z tego taki, że jeśli przeciwko danej wizji organizacji stosunków społeczno-gospodarczych występują praktycznie wszystkie niewolnicze, antyspołeczne ideologie tego świata, to można mieć niezmąconą pewność, że jest to wizja poprawnie opisująca niezmienną esencję konstruktywnej międzyludzkiej współpracy i zawartego w niej zdrowego potencjału rozwojowego. Tym samym jest to ostrzeżenie, że świat w tym większym stopniu będzie się pogrążał w rozgardiaszu, tandecie i degrengoladzie, w im większym stopniu będzie w nim brakowało osób nie tolerujących żadnych kompromisów w zakresie obrony instytucjonalnych i normatywnych fundamentów kapitalizmu - bezwarunkowego szacunku dla wolności osobistej, własności prywatnej, swobody zrzeszania się i nieskrępowanej konkurencji, a także konsekwentnego kultywowania klasycznych cnót roztropności, męstwa, wstrzemięźliwości i sprawiedliwości.
Niech siłą napędową pojawiania się jak największej liczby tego rodzaju osób będzie nieustająca świadomość, że im większy i pozornie zróżnicowany jest występujący przeciwko nim front, tym pilniejsza jest potrzeba "dogmatycznego" stania na straży swoich przekonań - i tym większa jest związana z tym zasługa.
Jaki z tego wniosek? Otóż wniosek z tego taki, że jeśli przeciwko danej wizji organizacji stosunków społeczno-gospodarczych występują praktycznie wszystkie niewolnicze, antyspołeczne ideologie tego świata, to można mieć niezmąconą pewność, że jest to wizja poprawnie opisująca niezmienną esencję konstruktywnej międzyludzkiej współpracy i zawartego w niej zdrowego potencjału rozwojowego. Tym samym jest to ostrzeżenie, że świat w tym większym stopniu będzie się pogrążał w rozgardiaszu, tandecie i degrengoladzie, w im większym stopniu będzie w nim brakowało osób nie tolerujących żadnych kompromisów w zakresie obrony instytucjonalnych i normatywnych fundamentów kapitalizmu - bezwarunkowego szacunku dla wolności osobistej, własności prywatnej, swobody zrzeszania się i nieskrępowanej konkurencji, a także konsekwentnego kultywowania klasycznych cnót roztropności, męstwa, wstrzemięźliwości i sprawiedliwości.
Niech siłą napędową pojawiania się jak największej liczby tego rodzaju osób będzie nieustająca świadomość, że im większy i pozornie zróżnicowany jest występujący przeciwko nim front, tym pilniejsza jest potrzeba "dogmatycznego" stania na straży swoich przekonań - i tym większa jest związana z tym zasługa.
Sunday, August 22, 2021
Ulubione slogany domorosłych "władców świata"
Ilekroć domorośli "władcy świata" perorują o promowaniu "różnorodności", mają na myśli wprowadzanie coraz to liczniejszych planów rządzenia przez dzielenie; ilekroć perorują o budowaniu "inkluzywności", mają na myśli tworzenie coraz bardziej wszechogarniającego systemu kontroli i inwigilacji; ilekroć perorują o konieczności "zrównoważenia rozwoju", mają na myśli konsolidację jak największej ilości zasobów w swoich rękach; a ilekroć perorują o "nowej normalności", mają na myśli upokarzanie społeczeństwa niekończącą się serią wymyślnych aberracji.
Słowa nic nie kosztują, ale bardzo wiele może kosztować realizacja ukrytych za nimi zamiarów - wszyscy ludzie dobrej woli muszą zatem zadbać, aby stosowne koszty ponieśli snujący owe zamiary, nie zaś ci, przeciwko którym są one snute. Tylko wówczas udowodnią oni, że nie na darmo otrzymali oczy do patrzenia, uszy do słuchania, rozum do rozeznawania i wolność do bronienia swej godności.
Słowa nic nie kosztują, ale bardzo wiele może kosztować realizacja ukrytych za nimi zamiarów - wszyscy ludzie dobrej woli muszą zatem zadbać, aby stosowne koszty ponieśli snujący owe zamiary, nie zaś ci, przeciwko którym są one snute. Tylko wówczas udowodnią oni, że nie na darmo otrzymali oczy do patrzenia, uszy do słuchania, rozum do rozeznawania i wolność do bronienia swej godności.
Thursday, August 12, 2021
Cywilizacja, samobójstwo "elit" i typologia zła
Coraz bardziej uzasadnione wydaje się wrażenie, że rządzące "elity" - zwłaszcza te działające w skali globalnej - konsekwentnie uruchamiają mechanizmy autodestrukcyjne w jak najliczniejszych obszarach znajdujących się w jakimkolwiek stopniu pod ich polityczną, gospodarczą bądź ideologiczną kontrolą.
W obszarze edukacyjno-kulturowym nachalnie promują one coraz bardziej groteskowe formy infantylnego buntu wobec elementarnych części składowych rzeczywistości, takich jak obiektywne kryteria logicznego wnioskowania czy obiektywna ludzka tożsamość płciowa.
W obszarze relacji międzygrupowych uporczywie forsują one neomarksistowską atmosferę permanentnego konfliktu, niezaspokajalnych roszczeń i wszechobecnego resentymentu, której doskonałym przykładem jest choćby to, co funkcjonuje w USA pod mianem "antyrasizmu" (w nawiązaniu do punktu poprzedniego, ostatnio coraz częściej "okazuje się", że rasistowska jest nawet nauczana w dotychczasowej formie matematyka).
W obszarze makroekonomicznym coraz chętniej deklarują one, że pojęcie długu publicznego traci swoje dotychczasowe znaczenie, bo zawsze można go "zadrukować" monetarną makulaturą, co równa się zupełnie otwartemu kierowaniu globalnej gospodarki ku scenariuszowi przewlekłej stagflacji bądź hiperinflacyjnej implozji.
Wreszcie w obszarze rozwoju gospodarczego coraz częściej perorują one o konieczności wejścia na ścieżkę "zerowego wzrostu", co w praktyce prowadzić musi do zapaści cywilizacji przemysłowej wraz z jej wszystkimi osiągnięciami (zgodnie z zasadą, że "aby utrzymać się w tym samym miejscu, trzeba biec ile sił", z czego wynika, iż stanięcie w miejscu równa się nie równowadze, ale konsekwentnej retrogresji).
Pytanie brzmi teraz: dlaczego globalne "elity" postanowiły podjąć tak uparcie zabójcze i samobójcze działania, które należałoby określić mianem nie tyle "wielkiego resetu", co "wielkiego delete'u" - i to takiego, który skasuje również kasujących? W końcu nie sposób sobie wyobrazić, aby były one w stanie zachowywać swoją "elitarną" pozycję nie zdając sobie sprawy z jednoznacznie niszczycielskich skutków wdrażania powyższych agend - zwłaszcza biorąc pod uwagę ich wzajemne napędzanie się i umacnianie.
Być może odpowiedź na niniejszą zagwozdkę kryje się w typologii zła zaproponowanej przez Rudolfa Steinera, wedle której wyróżnić można zło lucyferyczne, arymaniczne i soratyczne. Z typologii tej wynika, że nie każdy rodzaj złych działań musi się wiązać z konwencjonalnie rozumianymi korzyściami dla złoczyńcy, co pozwala na znaczne rozszerzenie gamy intencji możliwych do przypisania "elitom".
Zło lucyferyczne to autodestrukcyjny hedonizm zaciemniający rozum, deformujący sumienie i pozbawiający wolę wszelkiej dyscypliny - zachowania kojarzące się z "uciechami" markiza de Sade. Jest to zło impulsywne i krótkoterminowe, w którym gustują "elity" na dorobku, doskonalące dopiero metody pasożytowania na produktywnej części społeczeństwa i łatwo zachłystujące się uzyskanym w ten sposób bogactwem. Tym samym jest to ten rodzaj zła, który najszybciej uzależnia, ale jednocześnie najszybciej przestaje dawać satysfakcję.
Zło arymaniczne to narzucona kontrola o systemowym charakterze - polityczny i biurokratyczny totalitaryzm, socjoinżynieryjna manipulacja itp. Folgowanie temu gatunkowi zła wymaga sporej dyscypliny organizacyjnej i długoterminowego planowania, więc odnośna satysfakcja wyczerpuje się znacznie wolniej, niż ta związana z jego lucyferycznym odpowiednikiem. Wydaje się jednak, że i na tym polu dzisiejsze "elity" osiągnęły już tyle, ile mogły, zaś reżim sanitarystyczny ostatniego półtorarocza jest tutaj koronną zdobyczą, zadającą produktywnej części społeczeństwa cios na tyle dotkliwy, że musi się on odbić rykoszetem na samych arymanicznych strukturach kontroli, prowadząc do ich stopniowego uwiądu.
Tutaj dochodzimy do ostatecznej formy zła - zła soratycznego - które polega na sianiu chaosu i zniszczenia rozumianego jako cel sam w sobie. Innymi słowy, w momencie gdy arymaniczne struktury kontroli i pasożytnictwa osiągają swoją maksymalną dopuszczalną masę i zaczynają się walić pod własnym ciężarem, jedynym pozostałym źródłem satysfakcji dla "elit" jest już wyłącznie uczynienie postępującej systemowej destrukcji zjawiskiem maksymalnie dotkliwym i upokarzającym dla swoich ofiar, zwłaszcza na poziomie mentalnym. Stąd zorganizowana wola maksymalnego pozbawienia ludzi - zwłaszcza tych młodszych - ich intelektualnej, moralnej i duchowej trzeźwości w zakresie postrzegania otaczającej rzeczywistości, w tym wmówienia im, że źródłem obserwowanej degrengolady jest w ostatecznym rachunku nie wichrzycielstwo "elit", tylko "opresyjny patriarchat", "systemowy rasizm", "nieskrępowany kapitalizm", "katastrofa klimatyczna" czy wszelkie inne ideologiczne straszaki spreparowane i nachalnie promowane przez owe "elity".
Jaki konstruktywny wniosek wyłania się z powyższej analizy? Przede wszystkim taki, że nie ma już sensu zabiegać o "wymianę elit" czy "systemową transformację" - zwłaszcza na poziomie globalnym - bo jest już na to o wiele za późno. Należy raczej przyjąć podejście "benedyktyńskie" i zabiegać o to, żeby uczynić swoją "małą ojczyznę" - swoją wyspę cywilizowanego życia - maksymalnie niezależną pod względem organizacyjnym i maksymalnie zdrową pod względem intelektualno-kulturowym. Jednocześnie warto zidentyfikować inne potencjalne tego rodzaju wyspy i nawiązać z nimi współpracę - w takim stopniu, w jakim umożliwiają to warunki "soratycznych" zaburzeń komunikacyjnych i blokad logistycznych. Liczenie bowiem na to, że odwróci się kumulację opisanych wyżej niszczycielskich procesów, zdaje się być podręcznikowym wręcz przykładem "kopania się z koniem" i marnotrawienia mentalnych zasobów, które można lepiej spożytkować zupełnie gdzie indziej.
Jeśli komuś narzuca się podobne skojarzenie, to można nazwać opisywane tu podejście odmianą strategii "prepperskiej", z tym, że jest to przede wszystkim "prepperyzm" intelektualny i kulturowy, nie fizyczny, medyczny czy inżynieryjny. Kiedy bowiem ma się świadomość, że najpotężniejsze globalne ośrodki wpływu czerpią perwersyjną satysfakcję już wyłącznie z upartego rujnowania cywilizacji, to najroztropnijeszym, co można uczynić, jest zadbanie o to, żeby swój osobisty kawałek cywilizacji otoczyć jak najsolidniejszym murem obronnym. Jest to w gruncie rzeczy konstatacja optymistyczna, bo gdy już ostatecznie rozpadnie sie to, co się rozpaść musi, to może się okazać, że dzieła ewentualnej odbudowy będzie się dokonywać w świecie dużo bardziej zdecentralizowanym i wielobiegunowym - a więc dużo bardziej wolnym i samoświadomym. Ta perspektywa będzie jednak dostępna wyłącznie tym, którzy dokonają w międzyczasie benedyktyńskiej pracy ocalenia tego wszystkiego, co prawdziwe, dobre i piękne, a co soratyczne "elity" usilnie starają się wydać na zatracenie razem ze sobą.
W obszarze edukacyjno-kulturowym nachalnie promują one coraz bardziej groteskowe formy infantylnego buntu wobec elementarnych części składowych rzeczywistości, takich jak obiektywne kryteria logicznego wnioskowania czy obiektywna ludzka tożsamość płciowa.
W obszarze relacji międzygrupowych uporczywie forsują one neomarksistowską atmosferę permanentnego konfliktu, niezaspokajalnych roszczeń i wszechobecnego resentymentu, której doskonałym przykładem jest choćby to, co funkcjonuje w USA pod mianem "antyrasizmu" (w nawiązaniu do punktu poprzedniego, ostatnio coraz częściej "okazuje się", że rasistowska jest nawet nauczana w dotychczasowej formie matematyka).
W obszarze makroekonomicznym coraz chętniej deklarują one, że pojęcie długu publicznego traci swoje dotychczasowe znaczenie, bo zawsze można go "zadrukować" monetarną makulaturą, co równa się zupełnie otwartemu kierowaniu globalnej gospodarki ku scenariuszowi przewlekłej stagflacji bądź hiperinflacyjnej implozji.
Wreszcie w obszarze rozwoju gospodarczego coraz częściej perorują one o konieczności wejścia na ścieżkę "zerowego wzrostu", co w praktyce prowadzić musi do zapaści cywilizacji przemysłowej wraz z jej wszystkimi osiągnięciami (zgodnie z zasadą, że "aby utrzymać się w tym samym miejscu, trzeba biec ile sił", z czego wynika, iż stanięcie w miejscu równa się nie równowadze, ale konsekwentnej retrogresji).
Pytanie brzmi teraz: dlaczego globalne "elity" postanowiły podjąć tak uparcie zabójcze i samobójcze działania, które należałoby określić mianem nie tyle "wielkiego resetu", co "wielkiego delete'u" - i to takiego, który skasuje również kasujących? W końcu nie sposób sobie wyobrazić, aby były one w stanie zachowywać swoją "elitarną" pozycję nie zdając sobie sprawy z jednoznacznie niszczycielskich skutków wdrażania powyższych agend - zwłaszcza biorąc pod uwagę ich wzajemne napędzanie się i umacnianie.
Być może odpowiedź na niniejszą zagwozdkę kryje się w typologii zła zaproponowanej przez Rudolfa Steinera, wedle której wyróżnić można zło lucyferyczne, arymaniczne i soratyczne. Z typologii tej wynika, że nie każdy rodzaj złych działań musi się wiązać z konwencjonalnie rozumianymi korzyściami dla złoczyńcy, co pozwala na znaczne rozszerzenie gamy intencji możliwych do przypisania "elitom".
Zło lucyferyczne to autodestrukcyjny hedonizm zaciemniający rozum, deformujący sumienie i pozbawiający wolę wszelkiej dyscypliny - zachowania kojarzące się z "uciechami" markiza de Sade. Jest to zło impulsywne i krótkoterminowe, w którym gustują "elity" na dorobku, doskonalące dopiero metody pasożytowania na produktywnej części społeczeństwa i łatwo zachłystujące się uzyskanym w ten sposób bogactwem. Tym samym jest to ten rodzaj zła, który najszybciej uzależnia, ale jednocześnie najszybciej przestaje dawać satysfakcję.
Zło arymaniczne to narzucona kontrola o systemowym charakterze - polityczny i biurokratyczny totalitaryzm, socjoinżynieryjna manipulacja itp. Folgowanie temu gatunkowi zła wymaga sporej dyscypliny organizacyjnej i długoterminowego planowania, więc odnośna satysfakcja wyczerpuje się znacznie wolniej, niż ta związana z jego lucyferycznym odpowiednikiem. Wydaje się jednak, że i na tym polu dzisiejsze "elity" osiągnęły już tyle, ile mogły, zaś reżim sanitarystyczny ostatniego półtorarocza jest tutaj koronną zdobyczą, zadającą produktywnej części społeczeństwa cios na tyle dotkliwy, że musi się on odbić rykoszetem na samych arymanicznych strukturach kontroli, prowadząc do ich stopniowego uwiądu.
Tutaj dochodzimy do ostatecznej formy zła - zła soratycznego - które polega na sianiu chaosu i zniszczenia rozumianego jako cel sam w sobie. Innymi słowy, w momencie gdy arymaniczne struktury kontroli i pasożytnictwa osiągają swoją maksymalną dopuszczalną masę i zaczynają się walić pod własnym ciężarem, jedynym pozostałym źródłem satysfakcji dla "elit" jest już wyłącznie uczynienie postępującej systemowej destrukcji zjawiskiem maksymalnie dotkliwym i upokarzającym dla swoich ofiar, zwłaszcza na poziomie mentalnym. Stąd zorganizowana wola maksymalnego pozbawienia ludzi - zwłaszcza tych młodszych - ich intelektualnej, moralnej i duchowej trzeźwości w zakresie postrzegania otaczającej rzeczywistości, w tym wmówienia im, że źródłem obserwowanej degrengolady jest w ostatecznym rachunku nie wichrzycielstwo "elit", tylko "opresyjny patriarchat", "systemowy rasizm", "nieskrępowany kapitalizm", "katastrofa klimatyczna" czy wszelkie inne ideologiczne straszaki spreparowane i nachalnie promowane przez owe "elity".
Jaki konstruktywny wniosek wyłania się z powyższej analizy? Przede wszystkim taki, że nie ma już sensu zabiegać o "wymianę elit" czy "systemową transformację" - zwłaszcza na poziomie globalnym - bo jest już na to o wiele za późno. Należy raczej przyjąć podejście "benedyktyńskie" i zabiegać o to, żeby uczynić swoją "małą ojczyznę" - swoją wyspę cywilizowanego życia - maksymalnie niezależną pod względem organizacyjnym i maksymalnie zdrową pod względem intelektualno-kulturowym. Jednocześnie warto zidentyfikować inne potencjalne tego rodzaju wyspy i nawiązać z nimi współpracę - w takim stopniu, w jakim umożliwiają to warunki "soratycznych" zaburzeń komunikacyjnych i blokad logistycznych. Liczenie bowiem na to, że odwróci się kumulację opisanych wyżej niszczycielskich procesów, zdaje się być podręcznikowym wręcz przykładem "kopania się z koniem" i marnotrawienia mentalnych zasobów, które można lepiej spożytkować zupełnie gdzie indziej.
Jeśli komuś narzuca się podobne skojarzenie, to można nazwać opisywane tu podejście odmianą strategii "prepperskiej", z tym, że jest to przede wszystkim "prepperyzm" intelektualny i kulturowy, nie fizyczny, medyczny czy inżynieryjny. Kiedy bowiem ma się świadomość, że najpotężniejsze globalne ośrodki wpływu czerpią perwersyjną satysfakcję już wyłącznie z upartego rujnowania cywilizacji, to najroztropnijeszym, co można uczynić, jest zadbanie o to, żeby swój osobisty kawałek cywilizacji otoczyć jak najsolidniejszym murem obronnym. Jest to w gruncie rzeczy konstatacja optymistyczna, bo gdy już ostatecznie rozpadnie sie to, co się rozpaść musi, to może się okazać, że dzieła ewentualnej odbudowy będzie się dokonywać w świecie dużo bardziej zdecentralizowanym i wielobiegunowym - a więc dużo bardziej wolnym i samoświadomym. Ta perspektywa będzie jednak dostępna wyłącznie tym, którzy dokonają w międzyczasie benedyktyńskiej pracy ocalenia tego wszystkiego, co prawdziwe, dobre i piękne, a co soratyczne "elity" usilnie starają się wydać na zatracenie razem ze sobą.
Monday, August 9, 2021
Wolność, ekonomia i cywilizacja: darmowy ebook
Wskutek inicjatywy wydawniczej podjętej przez Stowarzyszenie Libertariańskie ukazał się kolejny ebook mojego autorstwa - zbiór krótkich artykułów zatytułowany "Wolność, ekonomia i cywilizacja". Składa się on z wpisów, które pierwotnie publikowałem na swoim blogu, pogrupowanych w cztery główne kategorie tematyczne. Może on posłużyć jako zwięzłe, choć jednocześnie wielostronne wprowadzenie do tematu filozofii wolnościowej i jej stanowiska w odniesieniu do wielu istotnych obszarów życia społecznego.
Bezpłatnego ebooka w formatach PDF, EPUB i MOBI można pobrać z dedykowanej strony internetowej pod adresem www.wec.slib.pl, natomiast bezpłatne egzemplarze drukowane będzie można otrzymać na stoisku Stowarzyszenia Libertariańskiego podczas zbliżającego się Weekendu Kapitalizmu oraz na kolejnych wolnościowych wydarzeniach z udziałem rzeczonej organizacji.
Do lektury zachęcam wszystkich zainteresowanych wymienionymi w tytule tematami, zwłaszcza zaś tych, którzy doceniają zachodzące między nimi kluczowe związki. Bez konsekwentnego szacunku dla wolności osobistej nie może wszakże powstać ani żadna rozwinięta gospodarka, ani żadna trwała i prawdziwie imponująca cywilizacja, natomiast bez pogłębionej refleksji na temat roli wolności osobistej w życiu społecznym nie jest w stanie powstać żadna rzetelna teoria ekonomii ani żaden gruntowny opis cywilizacyjnego rozwoju. W niniejszym zbiorze staram się zilustrować powyższą tezę - i liczę na to, że każdy intelektualnie wnikliwy czytelnik odniesie korzyść z zastanowienia się nad tym, czy jest to ilustracja przekonująca.
Bezpłatnego ebooka w formatach PDF, EPUB i MOBI można pobrać z dedykowanej strony internetowej pod adresem www.wec.slib.pl, natomiast bezpłatne egzemplarze drukowane będzie można otrzymać na stoisku Stowarzyszenia Libertariańskiego podczas zbliżającego się Weekendu Kapitalizmu oraz na kolejnych wolnościowych wydarzeniach z udziałem rzeczonej organizacji.
Do lektury zachęcam wszystkich zainteresowanych wymienionymi w tytule tematami, zwłaszcza zaś tych, którzy doceniają zachodzące między nimi kluczowe związki. Bez konsekwentnego szacunku dla wolności osobistej nie może wszakże powstać ani żadna rozwinięta gospodarka, ani żadna trwała i prawdziwie imponująca cywilizacja, natomiast bez pogłębionej refleksji na temat roli wolności osobistej w życiu społecznym nie jest w stanie powstać żadna rzetelna teoria ekonomii ani żaden gruntowny opis cywilizacyjnego rozwoju. W niniejszym zbiorze staram się zilustrować powyższą tezę - i liczę na to, że każdy intelektualnie wnikliwy czytelnik odniesie korzyść z zastanowienia się nad tym, czy jest to ilustracja przekonująca.
Wednesday, August 4, 2021
Wolność, bezpieczeństwo i mutujące slogany
Jeden z klasycznych kolektywistycznych sloganów głosił, iż "nikt nie jest wolny dopóki wszyscy nie są wolni". Jako że wolność traktował on jako cechę zbiorową, stwarzał on tym samym naturalne uzasadnienie dla innego, jeszcze bardziej złowieszczo brzmiącego sloganu, zgodnie z którym w imię "woli powszechnej" należało "zmuszać ludzi do bycia wolnymi". Logiczną implikacją połączenia obu powyższych haseł był zatem podręcznikowo orwellowski wniosek, iż wolność równa się powszechnemu zniewoleniu.
Raptownie ukonstytuowany ostatnimi czasy globalny reżim hipochondryczny używa dość namiętnie wariacji na temat pierwszego z wymienionych wyżej sloganów, a mianowicie: "nikt nie jest bezpieczny dopóki wszyscy nie są bezpieczni". Wniosek z tego taki, że w imię "troski powszechnej" należy - per analogiam - "narażać ludzi na bycie bezpiecznymi". To z kolei prowadzi do konstatacji, że bezpieczeństwo równa się powszechnemu zagrożeniu, choćby w postaci wymuszonej ruiny gospodarczej bądź sukcesywnego odcinania "niesubordynowanych" od możliwości swobodnego życia w przestrzeni publicznej.
Podsumowując, czasy trochę się zmieniają - koronną wartością przestaje być abstrakcyjna wolność, a staje się nią histeryczna potrzeba czucia się bezpiecznym - ale bałamutne kolektywistyczne frazesy i oparte na nich reżimowe działania pozostają bez zmian. Miejmy to na uwadze, żeby nie dopuścić przynajmniej do najbardziej kompromitujących powtórek z historii i wszelkie reżimy z ich orwellowskimi powszechnikami skutecznie trzymać na dystans.
Raptownie ukonstytuowany ostatnimi czasy globalny reżim hipochondryczny używa dość namiętnie wariacji na temat pierwszego z wymienionych wyżej sloganów, a mianowicie: "nikt nie jest bezpieczny dopóki wszyscy nie są bezpieczni". Wniosek z tego taki, że w imię "troski powszechnej" należy - per analogiam - "narażać ludzi na bycie bezpiecznymi". To z kolei prowadzi do konstatacji, że bezpieczeństwo równa się powszechnemu zagrożeniu, choćby w postaci wymuszonej ruiny gospodarczej bądź sukcesywnego odcinania "niesubordynowanych" od możliwości swobodnego życia w przestrzeni publicznej.
Podsumowując, czasy trochę się zmieniają - koronną wartością przestaje być abstrakcyjna wolność, a staje się nią histeryczna potrzeba czucia się bezpiecznym - ale bałamutne kolektywistyczne frazesy i oparte na nich reżimowe działania pozostają bez zmian. Miejmy to na uwadze, żeby nie dopuścić przynajmniej do najbardziej kompromitujących powtórek z historii i wszelkie reżimy z ich orwellowskimi powszechnikami skutecznie trzymać na dystans.
Subscribe to:
Posts (Atom)