Infantylizm w odniesieniu do dyskusji ideowych przejawia się nie tyle w tym, że próbuje się sofistycznie wykoślawiać prawdę, ale w tym, że kompletnie nie jest się nią zainteresowanym albo nawet nie rozumie się, co ten termin oznacza.
Przykładowo, w odniesieniu do dyskusji nad misesowskim teorematem o niemożliwości istnienia racjonalnie alokującej zasoby gospodarki socjalistycznej można wyróżnić następujące bazowe scenariusze:
1. W świecie przynajmniej pozorowanego szacunku dla logicznej argumentacji próba obalenia niniejszego teorematu wymaga wysunięcia kontrargumentu, np. langowskiej sugestii, że na bazie quasi-rynkowej metody prób i błędów można ustalić ceny równowagowe poszczególnych dóbr konsumpcyjnych, a następnie - zgodnie z prawem imputacji - przypisać niearbitralne ceny odnośnym czynnikom produkcji. Choćby nawet było się świadomym logicznych słabości powyższej argumentacji i tym samym używało się jej nieszczerze, to mimo wszystko posuwa to dyskusję naprzód, a więc służy odkrywaniu prawdy.
2. W świecie przynajmniej pozorowanego szacunku dla doświadczalnych danych próba podminowania niniejszego teorematu wymaga powołania się na rzekomo niemożliwe do pogodzenia z nim fakty, np. domniemane osiągnięcia gospodarcze Związku Sowieckiego. Choć jest to już podejście intelektualnie płytsze, bo ignorujące metodologiczne problemy związane z ujednoznacznianiem interpretacji w obszarze zjawisk ekonomicznych, to jest to mimo wszystko podejście umożliwiające dalszą rzeczową dyskusję (bądź to o kwestiach metodologicznych, bądź to o niewiarygodności sowieckich danych). Co istotne, tak jak w poprzednim przypadku jest tak nawet wtedy, gdy z owych danych korzysta się nieszczerze, mając pełną świadomość ich zwodniczego charakteru.
3. Natomiast w świecie infantylistycznym wobec prawdy nie wyraża się nawet pozorowanego szacunku i nie próbuje się jej dociekać nawet przy użyciu niewłaściwych w danym kontekście narzędzi poznawczych. Celem uczestnictwa w ideowej dyskusji nie jest w takim świecie nawet bałamutne przekonanie innych, że ma się rację (choćby i doskonale się wiedziało, że się jej nie ma), ale folgowanie miałkiemu intelektualnemu i emocjonalnemu samozadowoleniu. Cel ten można osiągnąć posługując się nie argumentami czy danymi, ale np. drwinami mającymi wywołać poklask wśród ideowych sojuszników czy chochołami mającymi sprowokować frustrację po stronie ideowych przeciwników. Odnośne przykłady typowych w takim świecie odpowiedzi mogłyby się prezentować następująco: "co kogo obchodzi jakiś Mises w erze sztucznej inteligencji", "rachunkami ekonomicznymi to niech się zajmują księgowi, ja wyrachowany nie jestem i mi z tym dobrze" albo "ten wasz Mises to by za komunistę uznał i Gordona Gekko".
Jakie należy wysnuć wnioski z powyższych obserwacji? Po pierwsze, ideowe dyskusje z ofiarami infantylizmu są w przeważającej większości przypadków całkowicie bezsensowne - niekoniecznie należy spisywać wszystkie takie osoby na straty, ale dbałość o rzadkie zasoby czasowe nakazuje raczej zakładać, że w większości przypadków perswazyjna gra jest tu niewarta świeczki. Można za to podejmować próby inteligentnego okpiwania infantylistycznych domorosłych kpiarzy po to, aby przyciągnąć uwagę osób postronnych, które zachowują wciąż w spojrzeniu na świat pewne elementy intelektualnej powagi. Po drugie zaś warto pozbyć się oporów przed pozostawaniem głównie w obrębie "intelektualnych baniek" czy "ideowych twierdz", jak długo owe bańki i twierdze pełnią rolę benedyktyńskich klasztorów zdolnych do przechowywania pozostałości solidnej intelektualnej kultury.
W ten sposób z jednej strony unika się rzucania pereł przed wieprze, zaś z drugiej strony wysyła się w świat sygnał sugerujący, że nawet jeśli ktoś nie ma zadatków na poławiacza pereł, nie powinien z tego powodu tarzać się w błocie z wieprzami. Nawet jeśli to obiektywnie niewiele, to warto pamiętać, że w wysoce niesprzyjających okolicznościach niewiele to w ostatecznym rozrachunku całkiem sporo.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment