Infantylizm w odniesieniu do dyskusji ideowych przejawia się nie tyle w tym, że próbuje się sofistycznie wykoślawiać prawdę, ale w tym, że kompletnie nie jest się nią zainteresowanym albo nawet nie rozumie się, co ten termin oznacza.
Przykładowo, w odniesieniu do dyskusji nad misesowskim teorematem o niemożliwości istnienia racjonalnie alokującej zasoby gospodarki socjalistycznej można wyróżnić następujące bazowe scenariusze:
1. W świecie przynajmniej pozorowanego szacunku dla logicznej argumentacji próba obalenia niniejszego teorematu wymaga wysunięcia kontrargumentu, np. langowskiej sugestii, że na bazie quasi-rynkowej metody prób i błędów można ustalić ceny równowagowe poszczególnych dóbr konsumpcyjnych, a następnie - zgodnie z prawem imputacji - przypisać niearbitralne ceny odnośnym czynnikom produkcji. Choćby nawet było się świadomym logicznych słabości powyższej argumentacji i tym samym używało się jej nieszczerze, to mimo wszystko posuwa to dyskusję naprzód, a więc służy odkrywaniu prawdy.
2. W świecie przynajmniej pozorowanego szacunku dla doświadczalnych danych próba podminowania niniejszego teorematu wymaga powołania się na rzekomo niemożliwe do pogodzenia z nim fakty, np. domniemane osiągnięcia gospodarcze Związku Sowieckiego. Choć jest to już podejście intelektualnie płytsze, bo ignorujące metodologiczne problemy związane z ujednoznacznianiem interpretacji w obszarze zjawisk ekonomicznych, to jest to mimo wszystko podejście umożliwiające dalszą rzeczową dyskusję (bądź to o kwestiach metodologicznych, bądź to o niewiarygodności sowieckich danych). Co istotne, tak jak w poprzednim przypadku jest tak nawet wtedy, gdy z owych danych korzysta się nieszczerze, mając pełną świadomość ich zwodniczego charakteru.
3. Natomiast w świecie infantylistycznym wobec prawdy nie wyraża się nawet pozorowanego szacunku i nie próbuje się jej dociekać nawet przy użyciu niewłaściwych w danym kontekście narzędzi poznawczych. Celem uczestnictwa w ideowej dyskusji nie jest w takim świecie nawet bałamutne przekonanie innych, że ma się rację (choćby i doskonale się wiedziało, że się jej nie ma), ale folgowanie miałkiemu intelektualnemu i emocjonalnemu samozadowoleniu. Cel ten można osiągnąć posługując się nie argumentami czy danymi, ale np. drwinami mającymi wywołać poklask wśród ideowych sojuszników czy chochołami mającymi sprowokować frustrację po stronie ideowych przeciwników. Odnośne przykłady typowych w takim świecie odpowiedzi mogłyby się prezentować następująco: "co kogo obchodzi jakiś Mises w erze sztucznej inteligencji", "rachunkami ekonomicznymi to niech się zajmują księgowi, ja wyrachowany nie jestem i mi z tym dobrze" albo "ten wasz Mises to by za komunistę uznał i Gordona Gekko".
Jakie należy wysnuć wnioski z powyższych obserwacji? Po pierwsze, ideowe dyskusje z ofiarami infantylizmu są w przeważającej większości przypadków całkowicie bezsensowne - niekoniecznie należy spisywać wszystkie takie osoby na straty, ale dbałość o rzadkie zasoby czasowe nakazuje raczej zakładać, że w większości przypadków perswazyjna gra jest tu niewarta świeczki. Można za to podejmować próby inteligentnego okpiwania infantylistycznych domorosłych kpiarzy po to, aby przyciągnąć uwagę osób postronnych, które zachowują wciąż w spojrzeniu na świat pewne elementy intelektualnej powagi. Po drugie zaś warto pozbyć się oporów przed pozostawaniem głównie w obrębie "intelektualnych baniek" czy "ideowych twierdz", jak długo owe bańki i twierdze pełnią rolę benedyktyńskich klasztorów zdolnych do przechowywania pozostałości solidnej intelektualnej kultury.
W ten sposób z jednej strony unika się rzucania pereł przed wieprze, zaś z drugiej strony wysyła się w świat sygnał sugerujący, że nawet jeśli ktoś nie ma zadatków na poławiacza pereł, nie powinien z tego powodu tarzać się w błocie z wieprzami. Nawet jeśli to obiektywnie niewiele, to warto pamiętać, że w wysoce niesprzyjających okolicznościach niewiele to w ostatecznym rozrachunku całkiem sporo.
Wednesday, June 23, 2021
Monday, June 14, 2021
Syndrom sztokholmski, totalitaryzm hipochondryczny i konieczność kontrpropagandy
Próba przeforsowania permanentnych "paszportów zdrowotnych" oraz kolejnych elementów totalitaryzmu hipochondrycznego będzie najprawdopodobniej polegać na bezceremonialnym, konsekwentnym kultywowaniu syndromu sztokholmskiego wśród tych, którzy są i będą gotowi na podporządkowanie się odnośnym obostrzeniom w imię "wygody życia", "świętego spokoju", "wymogów biznesowych" czy innych względów nie rzutujących rzekomo wcale na ich przekonania moralne czy polityczne.
Najskuteczniejszym katalizatorem owego syndromu sztokholmskiego będzie zaś opór i złość pryncypialnych przeciwników totalitaryzmu hipochondrycznego. Otóż im więcej ludzi będzie się godziło "ze względów praktycznych" na okazywanie "paszportów zdrowotnych" i inne tego rodzaju upokarzające procedury, tym namiętniej będą oni regularnie wyzywani od "potulnych baranów", "dającego się oznakować bydła" itd. To zaś sprawi, że embrionalna forma syndromu sztokholmskiego obecna u "pragmatyków" - przekonanie, że stanowią oni "elitę zdrowego rozsądku", której nie dzieje się w gruncie rzeczy żadna krzywda - zostanie dodatkowo wzmocniona głęboko urażonym (i coraz silniej urażanym) ego. Tym samym "pragmatycy" tym chętniej staną po stronie reżimu winszującego im "zdrowego rozsądku", a nie po stronie "zacietrzewionej tłuszczy" wymyślającej im na okrągło od pokornego bydła czy ogłupiałych lemingów.
Potem zaś wystarczy poczekać, aż "pragmatyków" gratulujących sobie nawzajem "używania normalności" zrobi się wystarczająco dużo, zaś umiarkowanych przeciwników nie chcących stawać w jednym szeregu z "coraz bardziej agresywnymi radykałami" zrobi się wystarczająco mało, aby uznać, że kwestia uległa "znormalizowaniu" i że "radykałowie" nie wpływają już w żaden istotny sposób na "opinię publiczną".
Jak zapobiec powyższemu scenariuszowi? Nie zasugeruję, że najlepszym wyjściem jest tu rezygnacja z miotania animalistycznych obelg pod adresem osób bardziej "giętkich", bo i tak zawsze znajdzie się wystarczająco dużo takich, dla których możliwość pofolgowania podobnym obelgom jest kwintesencją wirtualnego (a czasem i realnego) życia - abstrahując od tego, że motywującej je złości nie sposób odmówić w tym przypadku sporej dozy słuszności. Lepiej zamiast tego wykorzystać bieżący rozwój wypadków do jak najszerszego i jak najusilniejszego wykazywania, że kultywowanie syndromów sztokholmskich, "gotowanie żaby" i rządzenie przez dzielenie to stały zestaw zgrzebnych etatystycznych sztuczek, którym w dobie powszechnego i natychmiastowego dostępu do "kontrpropagandy" naprawdę nie wypada już ulegać. Należy przy tym konsekwentnie podkreślać, że wrogiem jest zawsze ten, kto dybie na cudzą wolność, a nie ten, kto strofuje innych za jej lekkomyślne oddawanie - zwłaszcza, że ci, którym wydaje się, że "pragmatycznie" oddali niewiele naturalnej wolności za sporo "wolności nadanej", tracą z czasem coraz więcej i jednej, i drugiej.
Można przy tym - w ramach "zademonstrowanej preferencji" - tak długo, tak licznie i tak pryncypialnie unikać wszelkich sytuacji, w których oczekiwane jest podporządkowanie się procedurom totalitaryzmu hipochondrycznego, aż rozmaite potężne grupy interesu (np. przemysł turystyczny, akademicki, modowy itp.) same zaczną lobbować na rzecz jak najszybszego wycofania odnośnych obostrzeń.
Tak czy inaczej, kluczowe wnioski są tu, zdaje się, dwa. Po pierwsze, nie należy liczyć na to, że jakikolwiek reżim (a zwłaszcza ich konsolidujące się globalne zrzeszenie) łatwo zrezygnuje z jakichkolwiek prób dodatkowego poniżania wolnych ludzi. Po drugie zaś, nie wolno dopuścić do tego, aby dowolny reżim mógł liczyć na to, że podobne próby ujdą mu na sucho. Im bardziej tamci próbują się panoszyć, tym bardziej należy pójść za ciosem i powiedzieć: basta.
Najskuteczniejszym katalizatorem owego syndromu sztokholmskiego będzie zaś opór i złość pryncypialnych przeciwników totalitaryzmu hipochondrycznego. Otóż im więcej ludzi będzie się godziło "ze względów praktycznych" na okazywanie "paszportów zdrowotnych" i inne tego rodzaju upokarzające procedury, tym namiętniej będą oni regularnie wyzywani od "potulnych baranów", "dającego się oznakować bydła" itd. To zaś sprawi, że embrionalna forma syndromu sztokholmskiego obecna u "pragmatyków" - przekonanie, że stanowią oni "elitę zdrowego rozsądku", której nie dzieje się w gruncie rzeczy żadna krzywda - zostanie dodatkowo wzmocniona głęboko urażonym (i coraz silniej urażanym) ego. Tym samym "pragmatycy" tym chętniej staną po stronie reżimu winszującego im "zdrowego rozsądku", a nie po stronie "zacietrzewionej tłuszczy" wymyślającej im na okrągło od pokornego bydła czy ogłupiałych lemingów.
Potem zaś wystarczy poczekać, aż "pragmatyków" gratulujących sobie nawzajem "używania normalności" zrobi się wystarczająco dużo, zaś umiarkowanych przeciwników nie chcących stawać w jednym szeregu z "coraz bardziej agresywnymi radykałami" zrobi się wystarczająco mało, aby uznać, że kwestia uległa "znormalizowaniu" i że "radykałowie" nie wpływają już w żaden istotny sposób na "opinię publiczną".
Jak zapobiec powyższemu scenariuszowi? Nie zasugeruję, że najlepszym wyjściem jest tu rezygnacja z miotania animalistycznych obelg pod adresem osób bardziej "giętkich", bo i tak zawsze znajdzie się wystarczająco dużo takich, dla których możliwość pofolgowania podobnym obelgom jest kwintesencją wirtualnego (a czasem i realnego) życia - abstrahując od tego, że motywującej je złości nie sposób odmówić w tym przypadku sporej dozy słuszności. Lepiej zamiast tego wykorzystać bieżący rozwój wypadków do jak najszerszego i jak najusilniejszego wykazywania, że kultywowanie syndromów sztokholmskich, "gotowanie żaby" i rządzenie przez dzielenie to stały zestaw zgrzebnych etatystycznych sztuczek, którym w dobie powszechnego i natychmiastowego dostępu do "kontrpropagandy" naprawdę nie wypada już ulegać. Należy przy tym konsekwentnie podkreślać, że wrogiem jest zawsze ten, kto dybie na cudzą wolność, a nie ten, kto strofuje innych za jej lekkomyślne oddawanie - zwłaszcza, że ci, którym wydaje się, że "pragmatycznie" oddali niewiele naturalnej wolności za sporo "wolności nadanej", tracą z czasem coraz więcej i jednej, i drugiej.
Można przy tym - w ramach "zademonstrowanej preferencji" - tak długo, tak licznie i tak pryncypialnie unikać wszelkich sytuacji, w których oczekiwane jest podporządkowanie się procedurom totalitaryzmu hipochondrycznego, aż rozmaite potężne grupy interesu (np. przemysł turystyczny, akademicki, modowy itp.) same zaczną lobbować na rzecz jak najszybszego wycofania odnośnych obostrzeń.
Tak czy inaczej, kluczowe wnioski są tu, zdaje się, dwa. Po pierwsze, nie należy liczyć na to, że jakikolwiek reżim (a zwłaszcza ich konsolidujące się globalne zrzeszenie) łatwo zrezygnuje z jakichkolwiek prób dodatkowego poniżania wolnych ludzi. Po drugie zaś, nie wolno dopuścić do tego, aby dowolny reżim mógł liczyć na to, że podobne próby ujdą mu na sucho. Im bardziej tamci próbują się panoszyć, tym bardziej należy pójść za ciosem i powiedzieć: basta.
Labels:
kontrpropaganda,
pandemia,
syndrom sztokholmski,
totalitaryzm,
zdrowie
Monday, June 7, 2021
W przygotowaniu na upadek nierzeczywistości
To, że neomarksistowsko-"postmodernistyczno"-infantylistyczny świat nachalnie stręczony zwykłym ludziom przez globalny kompleks polityczno-korporacyjno-"rozrywkowo"-indoktrynacyjny rozpadnie się w niedługim czasie z głośnym hukiem, powinno już być dla każdego rzeczą oczywistą. W przyspieszonym tempie obiera on bowiem tor kolizyjny z fundamentami rzeczywistości - i to w każdym aspekcie - umieszczając na swych sztandarach coraz bardziej otwarcie śmieszno-straszne wymysły ("bezpłciowi ludzie", "nierasistowska matematyka", ujemne stopy procentowe itp.).
Rzeczą nieoczywistą może być wciąż za to odpowiednie ustosunkowanie się do bliskiej perspektywy owego wielkiego rozpadu. Otóż kardynalnym błędem jest w tym kontekście przekonanie, że owemu światu powinno dawać się odpór na bazie kompleksowych analiz, wyczerpujących zestawów logicznych kontrargumentów, życzliwych dialogów itp. Takie podejście stanowi bowiem wielkie marnotrawienie rzadkiego czasu i rzadkich zasobów intelektualnych na przysłowiowe "strzelanie do ryb w beczce". Pokrewnym błędem jest przeświadczenie, że powinno się nad tym światem załamywać ręce i toczyć przeciwko niemu wielką moralną krucjatę - to jest bowiem z kolei wielkie marnotrawienie rzadkich zasobów etycznych i kulturowych na nobilitowanie ostatniej rzeczy, jaka na to zasługuje.
W jaki sposób należy zatem czekać na nieuniknione? Otóż należy po prostu żyć w sposób maksymalnie normalny i zdroworozsądkowy, ostentacyjnie ignorując wszelkie żądania, roszczenia i "zalecenia", jakie wystosowują promotorzy wyżej opisanej nierzeczywistości. Trzeba przy tym zachowywać dobry humor, spokój ducha i głęboką świadomość, że żadna ilość propagandy, pogróżek czy fałszywej przymilności nie zdoła naruszyć naszej osobistej godności i poczucia szacunku wobec prawdy. Nic więcej nie potrzeba - a przy tym nic innego nie wymaga bardziej konsekwentnej dyscypliny intelektu, sumienia i woli.
Rzeczą nieoczywistą może być wciąż za to odpowiednie ustosunkowanie się do bliskiej perspektywy owego wielkiego rozpadu. Otóż kardynalnym błędem jest w tym kontekście przekonanie, że owemu światu powinno dawać się odpór na bazie kompleksowych analiz, wyczerpujących zestawów logicznych kontrargumentów, życzliwych dialogów itp. Takie podejście stanowi bowiem wielkie marnotrawienie rzadkiego czasu i rzadkich zasobów intelektualnych na przysłowiowe "strzelanie do ryb w beczce". Pokrewnym błędem jest przeświadczenie, że powinno się nad tym światem załamywać ręce i toczyć przeciwko niemu wielką moralną krucjatę - to jest bowiem z kolei wielkie marnotrawienie rzadkich zasobów etycznych i kulturowych na nobilitowanie ostatniej rzeczy, jaka na to zasługuje.
W jaki sposób należy zatem czekać na nieuniknione? Otóż należy po prostu żyć w sposób maksymalnie normalny i zdroworozsądkowy, ostentacyjnie ignorując wszelkie żądania, roszczenia i "zalecenia", jakie wystosowują promotorzy wyżej opisanej nierzeczywistości. Trzeba przy tym zachowywać dobry humor, spokój ducha i głęboką świadomość, że żadna ilość propagandy, pogróżek czy fałszywej przymilności nie zdoła naruszyć naszej osobistej godności i poczucia szacunku wobec prawdy. Nic więcej nie potrzeba - a przy tym nic innego nie wymaga bardziej konsekwentnej dyscypliny intelektu, sumienia i woli.
Labels:
infantylizm,
neomarksizm,
nierzeczywistość,
normalność,
postmodernizm
Friday, June 4, 2021
Decorum jako wyznacznik wartościowej treści
W czasach wszechobecnego informacyjnego szumu udającego rzetelne fakty, parcianej dialektyki udającej argumentację i miałkich sloganów udających idealizm, najszybszym kryterium rozpoznania wartościowej treści jest decorum, czyli zgodność zdroworozsądkowej merytoryki i dojrzałej stylistyki.
Treść bezwartościowa lub zwodnicza jest zawsze albo sensacjonalistyczna i panikarska, albo łzawa i infantylna, albo bełkotliwa i żargonowa, albo wulgarna i pozerska, albo hasłowa i protekcjonalna, albo napastliwa i nowinkarska. Tymczasem treść godna uwagi pozostaje logicznie przejrzysta nawet wtedy, gdy nie rozumiemy niuansów przeprowadzonego wywodu, i językowo elegancka nawet wtedy, gdy obce jest nam opisywane zjawisko.
Nie ma obecnie takiej treści wiele. Tym łatwiej jednak rozpoznawać te jej nieliczne przejawy, na jakie można się od czasu do czasu natknąć - i tym więcej przestrzeni umysłowej można przeznaczyć na to, aby je pieczołowicie przechowywać.
Treść bezwartościowa lub zwodnicza jest zawsze albo sensacjonalistyczna i panikarska, albo łzawa i infantylna, albo bełkotliwa i żargonowa, albo wulgarna i pozerska, albo hasłowa i protekcjonalna, albo napastliwa i nowinkarska. Tymczasem treść godna uwagi pozostaje logicznie przejrzysta nawet wtedy, gdy nie rozumiemy niuansów przeprowadzonego wywodu, i językowo elegancka nawet wtedy, gdy obce jest nam opisywane zjawisko.
Nie ma obecnie takiej treści wiele. Tym łatwiej jednak rozpoznawać te jej nieliczne przejawy, na jakie można się od czasu do czasu natknąć - i tym więcej przestrzeni umysłowej można przeznaczyć na to, aby je pieczołowicie przechowywać.
Thursday, June 3, 2021
O zasłudze utrzymywania świata w posadach
Rzeczywistość i całe jej nieskończone bogactwo opiera się na rozróżnieniach, granicach, naturach i esencjach - rasowych, płciowych, gatunkowych, rodzinnych, własnościowych itd. Owe cechy rzeczywistości są gwarantem unikatowości każdej istoty - zwłaszcza rozumnej - a jednocześnie jej przynależności do szerszego wspólnotowego kontekstu i jej kooperacyjnej komplementarności wobec innych istot.
Kiedy więc jedną z najsilniej forsowanych i najobficiej opłacanych form ideologicznej indoktrynacji jest ta zmierzająca do rozmycia lub zaciemnienia w umysłach i sumieniach odbiorców wyżej opisanych zjawisk, wówczas możemy mieć pewność, że zbliżamy się w przyspieszonym tempie do istotnego "horyzontu zdarzeń" - albo, ujmując rzecz bardziej swojsko, do sytuacji typu "wóz albo przewóz". Jest tak zwłaszcza wtedy, gdy owa indoktrynacja nie dba już zupełnie nawet o pozór argumentacji czy budowania w odbiorcach estetycznie atrakcyjnych "uniesień", tylko - rozmiękczywszy wcześniej w wystarczającym stopniu poznawcze i estetyczne zdolności swoich docelowych ofiar - posługuje się już wyłącznie nachalnym komunikacyjnym bombardowaniem, bodźcowaniem i sloganowym urabianiem.
Mowa tu o procesach, których nie warto być może nawet skrótowo definiować, bo wszystkie określenia typu "szaleństwo", "wandalizm", "demoralizacja", "antycywilizacja" itp. wydają się tu nieadekwatne albo wręcz nobilitujące. Lepiej więc być może skupić się w tym kontekście przede wszystkim na sobie i na pewności swojego ugruntowania w rzeczywistości. Innymi słowy, tak jak w czasach powszechnego fałszu mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym, tak w czasach powszechnej wojny z rzeczywistością podobnie rewolucyjnym aktem jest bycie konsekwentnie normalnym w myśli, mowie, uczynku i staraniu - tzn. bycie całkowicie wolnym od zniszczeń niesionych przez ową wojnę. W opisywanych tu bowiem okolicznościach nawet tak, zdałoby się, najoczywistsza i najbardziej odruchowa rzecz, jak bycie normalnym, może wymagać pogłębionego, świadomego wysiłku intelektu, sumienia i woli.
Jeśli więc przeczuwa się zbliżający się "horyzont zdarzeń", to właśnie w owym wysiłku należy niezłomnie trwać aż do końca: nie rozpaczając nad tym, że "nie ruszyło się świata z posad", tylko spokojnie ciesząc się z tego, że się świat w posadach utrzymało. Nie ma i nie może być większej zasługi i wartościowszej nagrody.
Kiedy więc jedną z najsilniej forsowanych i najobficiej opłacanych form ideologicznej indoktrynacji jest ta zmierzająca do rozmycia lub zaciemnienia w umysłach i sumieniach odbiorców wyżej opisanych zjawisk, wówczas możemy mieć pewność, że zbliżamy się w przyspieszonym tempie do istotnego "horyzontu zdarzeń" - albo, ujmując rzecz bardziej swojsko, do sytuacji typu "wóz albo przewóz". Jest tak zwłaszcza wtedy, gdy owa indoktrynacja nie dba już zupełnie nawet o pozór argumentacji czy budowania w odbiorcach estetycznie atrakcyjnych "uniesień", tylko - rozmiękczywszy wcześniej w wystarczającym stopniu poznawcze i estetyczne zdolności swoich docelowych ofiar - posługuje się już wyłącznie nachalnym komunikacyjnym bombardowaniem, bodźcowaniem i sloganowym urabianiem.
Mowa tu o procesach, których nie warto być może nawet skrótowo definiować, bo wszystkie określenia typu "szaleństwo", "wandalizm", "demoralizacja", "antycywilizacja" itp. wydają się tu nieadekwatne albo wręcz nobilitujące. Lepiej więc być może skupić się w tym kontekście przede wszystkim na sobie i na pewności swojego ugruntowania w rzeczywistości. Innymi słowy, tak jak w czasach powszechnego fałszu mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym, tak w czasach powszechnej wojny z rzeczywistością podobnie rewolucyjnym aktem jest bycie konsekwentnie normalnym w myśli, mowie, uczynku i staraniu - tzn. bycie całkowicie wolnym od zniszczeń niesionych przez ową wojnę. W opisywanych tu bowiem okolicznościach nawet tak, zdałoby się, najoczywistsza i najbardziej odruchowa rzecz, jak bycie normalnym, może wymagać pogłębionego, świadomego wysiłku intelektu, sumienia i woli.
Jeśli więc przeczuwa się zbliżający się "horyzont zdarzeń", to właśnie w owym wysiłku należy niezłomnie trwać aż do końca: nie rozpaczając nad tym, że "nie ruszyło się świata z posad", tylko spokojnie ciesząc się z tego, że się świat w posadach utrzymało. Nie ma i nie może być większej zasługi i wartościowszej nagrody.
Labels:
nierzeczywistość,
normalność,
ontologia,
rzeczywistość
Wednesday, June 2, 2021
Tiktok and Snapchat: Virtual Brainwashers
Dear parents: make sure to discourage your children - both younger and older - from any contact with applications called Tiktok and Snapchat. Not by force, as this can make them look like "forbidden fruit", but with the help of wise and caring persuasion. This task is even more urgent in the era of more or less forced virtualization of many areas of life, when the Internet is becoming an exceptionally voracious time eater.
Why are these applications so dangerous? To put things bluntly but accurately, they are essentially giant, extremely aggressive brainwashers that operate on the basis of "soft" forms of MKUltra techniques. Anyone who is unfamiliar with this term should consult at least the basic materials on the phenomenon in question. While, at the end of the day, it is truly a bottomless subject, in the context of the aforementioned "social media", MKUltra techniques involve literal brainwashing (i.e., dissolving one's cognitive abilities, moral sensitivity, good taste, and natural spiritual intuitions) by means of ceaseless, intrusive stimulation, subliminal perception, and creating a mind-numbingly hypnotic, narcotic atmosphere. When one's mind is sufficiently conditioned and permanently infantilized in this way - and the developing minds of children and adolescents are particularly susceptible to such influences - it can subsequently be infiltrated with sounds, images, and messages capable of normalizing every absurdity, every delusion, every vulgarity, and every perversion, which is then treated as just another form of "entertainment", "creativity" or "self-expression".
In view of the above, it should come as no surprise that there has recently been a veritable outpouring of individuals - especially children and "young adults" - who, having behaved normally for a longer period of time, suddenly declare that they want to "change their gender", that they are "genderless", that they are depressed due to an alleged "climate catastrophe", or that it is necessary to kneel before Neo-Marxist terrorists known as BLM. I caution against downplaying the above phenomena and reducing them to the level of ordinary youthful silliness, which is naturally bound to dissipate over time - this is not age-old juvenile experimentation with the forbidden fruit, but typical dissociative and post-trumatic attitudes caused by falling prey to devious techniques of behavioral control.
Applications such as Tiktok and Snapchat are not the only culprits here - to a lesser extent, the influence of "soft" MKUltra brainwashing can also be seen on Instagram (whose use should also be discouraged, especially among children, since it is by no means an indispensable medium of communication), as well as in numerous popular music videos and TV series (especially on Netflix), but here one can resort to the principle of separating the wheat from the chaff - they are typically distinguishable on the basis of contrast. The first two of the abovementioned applications, on the other hand, were created solely for the purpose of nefarious psychological manipulation, the former being, according to recent data, the most downloaded application in the world. This should make us realize the scale and intensity of the relevant threats.
The foregoing remarks are neither a joke, nor a hiperbole, nor panic-mongering, nor groundless grumbling, but an accurate description of meticulously organized and very well-paid operations which, if not countered, will lead to the emergence of a generation so intellectually, morally, and spiritually emasculated that living a normal life will be an absolutely unbearable duty for it. Thus, if you are parents, counter these machinations as quickly as possible, and if you are not, inform your parent friends on the matter: not in the spirit of alarmism, but by patiently elucidating the causal relationships which have become exceptionally (and negatively) influential in today's world of unprecedented communicative sloppiness and childish immediatism.
Why are these applications so dangerous? To put things bluntly but accurately, they are essentially giant, extremely aggressive brainwashers that operate on the basis of "soft" forms of MKUltra techniques. Anyone who is unfamiliar with this term should consult at least the basic materials on the phenomenon in question. While, at the end of the day, it is truly a bottomless subject, in the context of the aforementioned "social media", MKUltra techniques involve literal brainwashing (i.e., dissolving one's cognitive abilities, moral sensitivity, good taste, and natural spiritual intuitions) by means of ceaseless, intrusive stimulation, subliminal perception, and creating a mind-numbingly hypnotic, narcotic atmosphere. When one's mind is sufficiently conditioned and permanently infantilized in this way - and the developing minds of children and adolescents are particularly susceptible to such influences - it can subsequently be infiltrated with sounds, images, and messages capable of normalizing every absurdity, every delusion, every vulgarity, and every perversion, which is then treated as just another form of "entertainment", "creativity" or "self-expression".
In view of the above, it should come as no surprise that there has recently been a veritable outpouring of individuals - especially children and "young adults" - who, having behaved normally for a longer period of time, suddenly declare that they want to "change their gender", that they are "genderless", that they are depressed due to an alleged "climate catastrophe", or that it is necessary to kneel before Neo-Marxist terrorists known as BLM. I caution against downplaying the above phenomena and reducing them to the level of ordinary youthful silliness, which is naturally bound to dissipate over time - this is not age-old juvenile experimentation with the forbidden fruit, but typical dissociative and post-trumatic attitudes caused by falling prey to devious techniques of behavioral control.
Applications such as Tiktok and Snapchat are not the only culprits here - to a lesser extent, the influence of "soft" MKUltra brainwashing can also be seen on Instagram (whose use should also be discouraged, especially among children, since it is by no means an indispensable medium of communication), as well as in numerous popular music videos and TV series (especially on Netflix), but here one can resort to the principle of separating the wheat from the chaff - they are typically distinguishable on the basis of contrast. The first two of the abovementioned applications, on the other hand, were created solely for the purpose of nefarious psychological manipulation, the former being, according to recent data, the most downloaded application in the world. This should make us realize the scale and intensity of the relevant threats.
The foregoing remarks are neither a joke, nor a hiperbole, nor panic-mongering, nor groundless grumbling, but an accurate description of meticulously organized and very well-paid operations which, if not countered, will lead to the emergence of a generation so intellectually, morally, and spiritually emasculated that living a normal life will be an absolutely unbearable duty for it. Thus, if you are parents, counter these machinations as quickly as possible, and if you are not, inform your parent friends on the matter: not in the spirit of alarmism, but by patiently elucidating the causal relationships which have become exceptionally (and negatively) influential in today's world of unprecedented communicative sloppiness and childish immediatism.
Labels:
Internet,
manipulation,
mkultra,
propaganda,
psychology
Subscribe to:
Posts (Atom)