Infantylizm - dominującą obecnie orientację życiową - można zdefiniować jako przekonanie, że celem życia jest folgowanie swoim doraźnym zachciankom, wydumanym fanaberiom i ostentacyjnym kaprysom: im bardziej niedorzecznym, tym lepiej. W pierwszej chwili mogłoby się zdawać, że w świetle powyższej definicji orientacja ta zawiera w sobie pewien immanentny potencjał wolnościowy: niezgodę na status quo, kontestacyjny zapał itp. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Wolność to możliwość swobodnego odkrywania prawdy, czynienia dobra i obcowania z pięknem, podczas gdy infantylizm to ułuda tworzenia prawdy, redefiniowania dobra i przekształcania piękna. Innymi słowy, wolność usuwa przeszkody na drodze realizacji potencjału zawartego w rzeczywistości, podczas gdy infantylizm sugeruje, że to rzeczywistość jest przeszkodą na drodze realizacji potencjału zawartego w swoim widzimisię.
Tym samym infantylista - osoba przyzwyczajona do reagowania histerią na wszelkie napomnienia, że pierwszym warunkiem spełnionego życia jest szacunek wobec rzeczywistości - staje się niewolnikiem doskonałym: kimś, kto wierzy, że wolność to możliwość swobodnego zarządzania klatką zbudowaną z własnych złudzeń. Żeby w sposób pełny kontrolować wszelkie jego zachowania, wystarczy bezustannie dostarczać mu budulca owej klatki. A jako że inną bardzo wdzięczną definicją infantylizmu jest miałki, bezmyślny i roszczeniowy emocjonalizm, na ów budulec składają się głównie bezustannie dostarczane krótkotrwałe percepcyjne bodźce, pseudomoralizatorskie pochwały i lukrowane apele o "bycie sobą". Nie trzeba dodawać, że powyższy zestaw łączy w sobie najgorsze cechy politycznej propagandy, marketingowego pustosłowia i popkulturowej banalności, tym samym sprawiając, że infantyliści nie tylko nie są żadnymi twórczymi kontestatorami, ale są wręcz na ogół idealnie zaprogramowanymi "pudłami rezonansowymi" powtarzającymi wszystkie najbardziej sztampowe opinie polityczno-korporacyjnego głównego nurtu, twierdząc co gorsza, że są to ich oryginalne i kreatywne przemyślenia.
Pierwszym krokiem na drodze do wyzwolenia się od podobnego nastawienia jest przyjęcie, że warto wymagać od siebie, zaś pierwszym krokiem na drodze do wymagania od siebie jest uważne wsłuchanie się w to, czego gotowi są wymagać od nas inni, zwłaszcza rozmaici uczciwi moraliści, "boomerzy" czy herbertowskie "płaczliwe stare panny". Dopiero wówczas możemy sobie bowiem uświadomić, że warunkiem bycia wolnym jest chęć czynienia użytku ze swojej wolności - tego natomiast nie da się uczynić osiadając trwale na laurach zdziecinniałego samozadowolenia.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment