Istnieją prawdziwe i fałszywe teorie spiskowe, tak samo jak istnieją prawdziwe i fałszywe spiski. Co być może w tym kontekście najistotniejsze, najgroźniejsze i potencjalnie najbardziej szkodliwe są te spiski, które są najlepiej zakamuflowane lub powiązane z najskuteczniejszymi kampaniami propagandowymi. Wynika z tego przykry, ale nieodparty wniosek, że nawet najrzetelniejsze próby obnażenia owych najgroźniejszych spisków będą najczęściej spotykać się z (nieraz przyzwoicie uzasadnionymi) zarzutami o uleganie efektowi potwierdzenia czy dobieranie danych pod tezę.
Generalna zasada poznawcza przedstawia się więc w rzeczonej tematyce następująco: w obliczu ograniczonych zasobów czasowych nie warto zajmować się teoriami spiskowymi dotyczącymi spraw błahych, bo - nawet jeśli prawdziwe - teorie te nie mają dużego praktycznego znaczenia; warto natomiast bardzo poważnie wziąć pod uwagę wariant spiskowy tam, gdzie jego prawdziwości nie da się z góry wykluczyć i gdzie owa prawdziwość wiązałaby się z bardzo poważnymi negatywnymi konsekwencjami dla wszystkich ofiar spiskowców. Warto bowiem poświęcić nawet znaczną ilość ograniczonych zasobów czasowych, żeby w razie czego w porę postawić tamę kolejnej rewolucji francuskiej, rewolucji bolszewickiej czy projektowi MKUltra - albo, w najgorszym przypadku, syntezie wszystkich powyższych zjawisk.
Sunday, May 30, 2021
Saturday, May 29, 2021
Dzisiejszość w służbie nie przyszłości, a wieczności
Im nachalniej promowane jest to, co "nowe", tym usilniej należy się trzymać nie tego, co stare, ale tego, co odwieczne. Im natarczywiej stręczone jest to, co "współczesne", tym pilniej należy trwać nie przy tym, co przebrzmiałe, ale przy tym, co ponadczasowe. Im zuchwalej zalecane jest to, co "postępowe", tym wytrwalej należy kultywować nie to, co reakcyjne, ale to, co pryncypialne. A im bezczelniej fetowane jest to, co "rewolucyjne", tym solenniej należy wdrażać nie to, co kontrrewolucyjne, ale to, co rewelacyjne.
Sunday, May 23, 2021
Nie należy "dialogować" z nierzeczywistością
Gdy jedna strona wychodzi od przesłanki, że 2+2=4, zaś druga od przesłanki, że 2+2=5, wówczas nie ma miejsca na żaden dialog, polemikę, wymianę myśli czy "konstruktywne współistnienie". Podobnie ma się sprawa, gdy jedna strona bezwzględnie akceptuje prawo niesprzeczności, a druga strona je odrzuca, czy też gdy jedna strona uznaje, że prawda to zgodność z rzeczywistością, a druga strona twierdzi, że prawda to "konstrukt narracyjny". W takich sytuacjach istnieją jedynie dwa rozwiązania: pokojowa wzajemna izolacja albo konflikt. Jeśli natomiast jedna ze stron - a w przeważającej mierze jest to w wymienionych wyżej sytuacjach strona druga - rozpycha się siłowo i coraz bardziej próbuje stronie pierwszej "wchodzić na głowę", wówczas jedyną pozostałą honorową opcją jest konflikt (opcją niehonorową jest kapitulacja).
Nie musi być to oczywiście konflikt zbrojny czy inna forma działań fizycznie agresywnych - optymalną formą działania jest tu zawsze "bycie roztropnym jak wąż i nieskazitelnym jak gołąb". Niemniej rzecz w tym, aby zrozumieć, że wtedy, gdy wszelkie kwestie szczegółowe zaczynają się otwarcie sprowadzać do najbardziej podstawowego i odwiecznego z konfliktów - tego między rzeczywistością a nierzeczywistością - wszelkie dialogi, polemiki czy wymiany myśli stają się stratą czasu pochłaniającą i marnotrawiącą zasoby intelektualne tych, którzy stoją po stronie rzeczywistości. Debatować o prawdzie można jedynie w kulturze szacunku dla prawdy, natomiast w kulturze pogardy dla prawdy trzeba się jedynie prawdy trzymać. Podobnie, w atmosferze niemoralności trzeba dawać świadectwo, nie toczyć "spory moralne". Działa tu jedna zasada: po owocach ich poznacie. Trzymać się zaś tej zasady to umieć rozpoznawać wszystkie te sytuacje, w których "wezwania do dialogu" czy "pięknego różnienia się" są niczym innym, niż próbą wciągnięcia ludzi dobrej woli w bezowocną paplaninę obliczoną na zmęczenie materiału.
Należy zachowywać nadzieję, że jak najmniej sytuacji będzie się przedstawiać w powyższy sposób. Trzeba przy tym jednak trwać w świadomości, że w dobie coraz zuchwalszego wierzgania przeciw kwestiom ewidentnym może się to okazać nadzieją płonną - a w takim wypadku nie można mieć wątpliwości co do tego, że trzeba reagować w sposób stanowczy.
Nie musi być to oczywiście konflikt zbrojny czy inna forma działań fizycznie agresywnych - optymalną formą działania jest tu zawsze "bycie roztropnym jak wąż i nieskazitelnym jak gołąb". Niemniej rzecz w tym, aby zrozumieć, że wtedy, gdy wszelkie kwestie szczegółowe zaczynają się otwarcie sprowadzać do najbardziej podstawowego i odwiecznego z konfliktów - tego między rzeczywistością a nierzeczywistością - wszelkie dialogi, polemiki czy wymiany myśli stają się stratą czasu pochłaniającą i marnotrawiącą zasoby intelektualne tych, którzy stoją po stronie rzeczywistości. Debatować o prawdzie można jedynie w kulturze szacunku dla prawdy, natomiast w kulturze pogardy dla prawdy trzeba się jedynie prawdy trzymać. Podobnie, w atmosferze niemoralności trzeba dawać świadectwo, nie toczyć "spory moralne". Działa tu jedna zasada: po owocach ich poznacie. Trzymać się zaś tej zasady to umieć rozpoznawać wszystkie te sytuacje, w których "wezwania do dialogu" czy "pięknego różnienia się" są niczym innym, niż próbą wciągnięcia ludzi dobrej woli w bezowocną paplaninę obliczoną na zmęczenie materiału.
Należy zachowywać nadzieję, że jak najmniej sytuacji będzie się przedstawiać w powyższy sposób. Trzeba przy tym jednak trwać w świadomości, że w dobie coraz zuchwalszego wierzgania przeciw kwestiom ewidentnym może się to okazać nadzieją płonną - a w takim wypadku nie można mieć wątpliwości co do tego, że trzeba reagować w sposób stanowczy.
Labels:
dialog,
konflikt,
logika,
nierzeczywistość,
prawda,
rzeczywistość
Friday, May 21, 2021
Wszelkie "nowe łady" to odgrzewane bałagany
Jedynie słowa bezprzymiotnikowe zachowują na ogół swój właściwy sens - a zwłaszcza te, które odnoszą się do zjawisk o charakterze ponadczasowym. W związku z tym - w duchu herbertowskich "mądrych tautologii natury" - jedynie ład jest ładem, jedynie porządek porządkiem i jedynie normalność normalnością. Innymi słowy, wszelkie "nowe łady" to jedynie odgrzewane bałagany, wszelkie "nowe porządki" to jedynie pudrowane bezhołowia, a wszelkie "nowe normalności" to jedynie strupieszałe absurdy.
Jeśli cokolwiek miałoby być w tym kontekście autentycznie nowe, to niech to wreszcie będzie pełna mentalna odporność na wszelkie tego rodzaju niewolnicze slogany - tylko prawda nas wyzwoli, a ta, jak wiadomo, domaga się niezmiennie tego, żeby "tak" było zawsze "tak", a "nie" zawsze "nie". Nic zaś nie zasługuje na bardziej kategoryczne "nie", niż dybanie na cudze, przekupywanie cudzym "swojego" i zaciemnianie różnicy między jednym a drugim.
Jeśli cokolwiek miałoby być w tym kontekście autentycznie nowe, to niech to wreszcie będzie pełna mentalna odporność na wszelkie tego rodzaju niewolnicze slogany - tylko prawda nas wyzwoli, a ta, jak wiadomo, domaga się niezmiennie tego, żeby "tak" było zawsze "tak", a "nie" zawsze "nie". Nic zaś nie zasługuje na bardziej kategoryczne "nie", niż dybanie na cudze, przekupywanie cudzym "swojego" i zaciemnianie różnicy między jednym a drugim.
Wednesday, May 19, 2021
Infantylizm jako niewolnictwo doskonałe
Infantylizm - dominującą obecnie orientację życiową - można zdefiniować jako przekonanie, że celem życia jest folgowanie swoim doraźnym zachciankom, wydumanym fanaberiom i ostentacyjnym kaprysom: im bardziej niedorzecznym, tym lepiej. W pierwszej chwili mogłoby się zdawać, że w świetle powyższej definicji orientacja ta zawiera w sobie pewien immanentny potencjał wolnościowy: niezgodę na status quo, kontestacyjny zapał itp. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Wolność to możliwość swobodnego odkrywania prawdy, czynienia dobra i obcowania z pięknem, podczas gdy infantylizm to ułuda tworzenia prawdy, redefiniowania dobra i przekształcania piękna. Innymi słowy, wolność usuwa przeszkody na drodze realizacji potencjału zawartego w rzeczywistości, podczas gdy infantylizm sugeruje, że to rzeczywistość jest przeszkodą na drodze realizacji potencjału zawartego w swoim widzimisię.
Tym samym infantylista - osoba przyzwyczajona do reagowania histerią na wszelkie napomnienia, że pierwszym warunkiem spełnionego życia jest szacunek wobec rzeczywistości - staje się niewolnikiem doskonałym: kimś, kto wierzy, że wolność to możliwość swobodnego zarządzania klatką zbudowaną z własnych złudzeń. Żeby w sposób pełny kontrolować wszelkie jego zachowania, wystarczy bezustannie dostarczać mu budulca owej klatki. A jako że inną bardzo wdzięczną definicją infantylizmu jest miałki, bezmyślny i roszczeniowy emocjonalizm, na ów budulec składają się głównie bezustannie dostarczane krótkotrwałe percepcyjne bodźce, pseudomoralizatorskie pochwały i lukrowane apele o "bycie sobą". Nie trzeba dodawać, że powyższy zestaw łączy w sobie najgorsze cechy politycznej propagandy, marketingowego pustosłowia i popkulturowej banalności, tym samym sprawiając, że infantyliści nie tylko nie są żadnymi twórczymi kontestatorami, ale są wręcz na ogół idealnie zaprogramowanymi "pudłami rezonansowymi" powtarzającymi wszystkie najbardziej sztampowe opinie polityczno-korporacyjnego głównego nurtu, twierdząc co gorsza, że są to ich oryginalne i kreatywne przemyślenia.
Pierwszym krokiem na drodze do wyzwolenia się od podobnego nastawienia jest przyjęcie, że warto wymagać od siebie, zaś pierwszym krokiem na drodze do wymagania od siebie jest uważne wsłuchanie się w to, czego gotowi są wymagać od nas inni, zwłaszcza rozmaici uczciwi moraliści, "boomerzy" czy herbertowskie "płaczliwe stare panny". Dopiero wówczas możemy sobie bowiem uświadomić, że warunkiem bycia wolnym jest chęć czynienia użytku ze swojej wolności - tego natomiast nie da się uczynić osiadając trwale na laurach zdziecinniałego samozadowolenia.
Tym samym infantylista - osoba przyzwyczajona do reagowania histerią na wszelkie napomnienia, że pierwszym warunkiem spełnionego życia jest szacunek wobec rzeczywistości - staje się niewolnikiem doskonałym: kimś, kto wierzy, że wolność to możliwość swobodnego zarządzania klatką zbudowaną z własnych złudzeń. Żeby w sposób pełny kontrolować wszelkie jego zachowania, wystarczy bezustannie dostarczać mu budulca owej klatki. A jako że inną bardzo wdzięczną definicją infantylizmu jest miałki, bezmyślny i roszczeniowy emocjonalizm, na ów budulec składają się głównie bezustannie dostarczane krótkotrwałe percepcyjne bodźce, pseudomoralizatorskie pochwały i lukrowane apele o "bycie sobą". Nie trzeba dodawać, że powyższy zestaw łączy w sobie najgorsze cechy politycznej propagandy, marketingowego pustosłowia i popkulturowej banalności, tym samym sprawiając, że infantyliści nie tylko nie są żadnymi twórczymi kontestatorami, ale są wręcz na ogół idealnie zaprogramowanymi "pudłami rezonansowymi" powtarzającymi wszystkie najbardziej sztampowe opinie polityczno-korporacyjnego głównego nurtu, twierdząc co gorsza, że są to ich oryginalne i kreatywne przemyślenia.
Pierwszym krokiem na drodze do wyzwolenia się od podobnego nastawienia jest przyjęcie, że warto wymagać od siebie, zaś pierwszym krokiem na drodze do wymagania od siebie jest uważne wsłuchanie się w to, czego gotowi są wymagać od nas inni, zwłaszcza rozmaici uczciwi moraliści, "boomerzy" czy herbertowskie "płaczliwe stare panny". Dopiero wówczas możemy sobie bowiem uświadomić, że warunkiem bycia wolnym jest chęć czynienia użytku ze swojej wolności - tego natomiast nie da się uczynić osiadając trwale na laurach zdziecinniałego samozadowolenia.
Labels:
dyscyplina,
infantylizm,
niewolnictwo,
rzeczywistość
Tuesday, May 18, 2021
Covidizm: nie "kult nauki", a kult próżnego strachu
Covidizm i jego społeczno-polityczne następstwa nie są przejawami żadnego "kultu nauki" i nie należy ich nobilitować podobnymi określeniami. Są one zamiast tego świadectwem kultu strachu i miałkiej próżności, który - w ramach całkowitej moralnej inwersji - wynosi strach do rangi roztropności, a samochwalcze epatowanie strachem do rangi "obywatelskiej postawy". Nie trzeba dodawać, że dalszą konsekwencją wspomnianej moralnej inwersji jest bezprecedensowa bierność w obliczu coraz to kolejnych prób zniewalania jednostki, które można wówczas automatycznie zracjonalizować jako "rozsądne środki zaradcze, które tak czy inaczej podjęłoby się samemu".
Jest to zatem, nomen omen, sytuacja demaskatorska, w której można się przekonać, jak konsekwentne bądź rachityczne było czyjeś zaangażowanie na rzecz określonych wartości. Pozostaje mieć nadzieję, że przynajmniej w części przypadków owa demaskatorska konfrontacja sprawi, że wspomniane zaangażowanie nie tyle całkowicie wyparuje, co - wręcz przeciwnie - otrzyma otrzeźwiający impuls pozwalający mu zakorzenić się w autentycznie solidnej podstawie.
Jest to zatem, nomen omen, sytuacja demaskatorska, w której można się przekonać, jak konsekwentne bądź rachityczne było czyjeś zaangażowanie na rzecz określonych wartości. Pozostaje mieć nadzieję, że przynajmniej w części przypadków owa demaskatorska konfrontacja sprawi, że wspomniane zaangażowanie nie tyle całkowicie wyparuje, co - wręcz przeciwnie - otrzyma otrzeźwiający impuls pozwalający mu zakorzenić się w autentycznie solidnej podstawie.
Monday, May 17, 2021
O szczerości pretensjonalnych autodeklaracji
Głupawe prześmiewki w rodzaju "mam wreszcie chipa od Gatesa, mogę teraz przełączać myślą kanały telewizyjne" świadczą o dwóch rzeczach. Po pierwsze znamionują one wewnętrzne uczucie niepokoju, które próbuje się wyprzeć bądź zbagatelizować poprzez ostentacyjne obracanie całej kwestii w niedorzeczność. Po drugie zaś sygnalizują one to, że nie jest się wcale przekonanym co do tego, czy należy szczerze namawiać bliźnich do pójścia w swoje ślady - wszakże dość oczywistym jest to, że konfrontacja z takimi parcianymi złośliwostkami działa odpychająco i utwierdza daną osobę na jej pierwotnym stanowisku. Podsumowując, jak to na ogół bywa w przypadku pretensjonalnych grupowych autodeklaracji, nie świadczą one o autentycznym przekonaniu co do słuszności działań danej grupy - nieraz mogą zaś świadczyć o czymś zgoła przeciwnym.
Thursday, May 13, 2021
Zasadniczy konflikt i nieuchronne zwycięstwo
Jaki jest właściwy i ostateczny cel wyjątkowo potężnej, wpływowej i bogatej globalnej koterii perorującej od roku o rzekomej potrzebie "zresetowania świata", pod którym podpisało się dotychczas wiele spośród najważniejszych rządów, największych korporacji i najznaczniejszych organizacji międzynarodowych? Pytanie to jest o tyle bardziej frapujące, o ile realizacja owego celu uwzględnia cały zestaw elementów jakby rozmyślnie połączonych pod kątem jak najpełniejszego poniżenia zwykłego człowieka, tak na płaszczyźnie materialnej, jak i duchowej.
Maltuzjański ekologizm to, po pierwsze, celowe zahamowanie potencjału rozwojowego globalnej gospodarki, a po drugie nakłanianie człowieka do upokarzającego płaszczenia się przed ontologicznie podrzędnym wobec niego światem natury. Socjoinżynieryjny technokratyzm to, po pierwsze, maksymalne "zrobotyzowanie" istoty ludzkiej, a po drugie sugerowanie, że nawet tak zrobotyzowany człowiek powinien pogodzić się z myślą, że prędzej czy później stanie się on podrzędny wobec "inteligentnych maszyn". Neomarksizm (alias "polityka tożsamości", "teoria krytyczna", "polityczna poprawność", "gospodarka inkluzywna" itp.) to podporządkowanie społeczeństwa bezustannie podsycanej ideologicznej awanturze toczącej się na wszelkich możliwych frontach. "Kapitalizm interesariuszy" to pseudomoralizatorska, oligarchiczna parodia systemu wolnej przedsiębiorczości. Zaś próba normalizacji "zarządzania kryzysowego" jako domyślnego stanu rzeczy w relacjach społeczno-gospodarczych to propaganda permanentnego strachu i samozniewolenia.
Jednoczesne zaistnienie wszystkich powyższych elementów doprowadziłoby do powstania autentycznego "piekła na Ziemi", w którym zwykli ludzie byliby skazani na odbywające się w zwolnionym tempie fizyczne i mentalne zbiorowe samobójstwo. Czy najpotężniejsze, najbogatsze i najbardziej wpływowe podmioty na tym świecie nie zdają sobie z tego sprawy? A jako że ich potęga, bogactwo i wpływy opierają się na inicjatywie i produktywności klasy średniej i niższej, czy nie zdają sobie sprawy z tego, że forsując powyższą agendę podcinają gałąź, na której siedzą?
Trudno założyć, że wszystkie powyższe podmioty działają w stanie tak daleko posuniętego ideologicznego zaślepienia, że nie pojmują nieuchronnych rezultatów swojego ewentualnego zwycięstwa. Jeśli nie chodzi tu zatem o władzę, pieniądze czy wpływy, to o co w tym wszystkim chodzi? Po co to wszystko? Tutaj nie pozostaje nic innego, jak zrezygnować z wszelkich redukcjonistycznych wyjaśnień i dokonać "zwrotu metafizycznego". Można się przeciw temu buntować, można próbować "zostawić metafizykę metafizykom", można próbować konstruować w zastępstwie fantazyjne kombinacje ignorancji, niefortunnych dobrych chęci i niezamierzonych konsekwencji, ale im dłużej będzie się to czynić, tym bardziej jedyne adekwatne wyjaśnienie będzie się nam narzucać ze swoją naturalnością, przejrzystością i odwieczną aktualnością. I choć na temat owego wyjaśnienia napisano już niezliczone tomy i równie niezliczone tomy można by wciąż o nim napisać, jego istotę można zawrzeć już choćby w następujących trzech znanych każdemu cytatach:
"Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma."
"Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich."
"Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie."
Tylko tyle - i aż tyle. Całe dzieje świata sprowadzają się w ostatecznym rachunku do tego jednego, zasadniczego konfliktu, którego wynik jest co prawda przesądzony, ale nie zmienia to faktu, że wraz ze zbliżaniem się do swego rozstrzygnięcia staje się on coraz jawniejszy, burzliwszy i bardziej bezpardonowy. Wszyscy ludzie dobrej woli muszą więc być trzeźwi i czujni - a jednocześnie powinni cieszyć się na nieuchronne zwycięstwo. Nie ma bowiem ostatecznie tego złego, co by na dobre nie wyszło - nawet jeśli w kluczowym momencie może się wydawać, że jest zupełnie na odwrót.
Maltuzjański ekologizm to, po pierwsze, celowe zahamowanie potencjału rozwojowego globalnej gospodarki, a po drugie nakłanianie człowieka do upokarzającego płaszczenia się przed ontologicznie podrzędnym wobec niego światem natury. Socjoinżynieryjny technokratyzm to, po pierwsze, maksymalne "zrobotyzowanie" istoty ludzkiej, a po drugie sugerowanie, że nawet tak zrobotyzowany człowiek powinien pogodzić się z myślą, że prędzej czy później stanie się on podrzędny wobec "inteligentnych maszyn". Neomarksizm (alias "polityka tożsamości", "teoria krytyczna", "polityczna poprawność", "gospodarka inkluzywna" itp.) to podporządkowanie społeczeństwa bezustannie podsycanej ideologicznej awanturze toczącej się na wszelkich możliwych frontach. "Kapitalizm interesariuszy" to pseudomoralizatorska, oligarchiczna parodia systemu wolnej przedsiębiorczości. Zaś próba normalizacji "zarządzania kryzysowego" jako domyślnego stanu rzeczy w relacjach społeczno-gospodarczych to propaganda permanentnego strachu i samozniewolenia.
Jednoczesne zaistnienie wszystkich powyższych elementów doprowadziłoby do powstania autentycznego "piekła na Ziemi", w którym zwykli ludzie byliby skazani na odbywające się w zwolnionym tempie fizyczne i mentalne zbiorowe samobójstwo. Czy najpotężniejsze, najbogatsze i najbardziej wpływowe podmioty na tym świecie nie zdają sobie z tego sprawy? A jako że ich potęga, bogactwo i wpływy opierają się na inicjatywie i produktywności klasy średniej i niższej, czy nie zdają sobie sprawy z tego, że forsując powyższą agendę podcinają gałąź, na której siedzą?
Trudno założyć, że wszystkie powyższe podmioty działają w stanie tak daleko posuniętego ideologicznego zaślepienia, że nie pojmują nieuchronnych rezultatów swojego ewentualnego zwycięstwa. Jeśli nie chodzi tu zatem o władzę, pieniądze czy wpływy, to o co w tym wszystkim chodzi? Po co to wszystko? Tutaj nie pozostaje nic innego, jak zrezygnować z wszelkich redukcjonistycznych wyjaśnień i dokonać "zwrotu metafizycznego". Można się przeciw temu buntować, można próbować "zostawić metafizykę metafizykom", można próbować konstruować w zastępstwie fantazyjne kombinacje ignorancji, niefortunnych dobrych chęci i niezamierzonych konsekwencji, ale im dłużej będzie się to czynić, tym bardziej jedyne adekwatne wyjaśnienie będzie się nam narzucać ze swoją naturalnością, przejrzystością i odwieczną aktualnością. I choć na temat owego wyjaśnienia napisano już niezliczone tomy i równie niezliczone tomy można by wciąż o nim napisać, jego istotę można zawrzeć już choćby w następujących trzech znanych każdemu cytatach:
"Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma."
"Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich."
"Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie."
Tylko tyle - i aż tyle. Całe dzieje świata sprowadzają się w ostatecznym rachunku do tego jednego, zasadniczego konfliktu, którego wynik jest co prawda przesądzony, ale nie zmienia to faktu, że wraz ze zbliżaniem się do swego rozstrzygnięcia staje się on coraz jawniejszy, burzliwszy i bardziej bezpardonowy. Wszyscy ludzie dobrej woli muszą więc być trzeźwi i czujni - a jednocześnie powinni cieszyć się na nieuchronne zwycięstwo. Nie ma bowiem ostatecznie tego złego, co by na dobre nie wyszło - nawet jeśli w kluczowym momencie może się wydawać, że jest zupełnie na odwrót.
Tuesday, May 11, 2021
Tiktok i Snapchat: wirtualne pralnie mózgów
Drodzy Rodzice: zadbajcie o to, żeby bezwzględnie odwieść Wasze pociechy - młodsze i starsze - od jakiegokolwiek kontaktu z aplikacjami nazywającymi się Tiktok i Snapchat. Nie siłowo, bo to może nadać im polor "zakazanego owocu", ale przy pomocy mądrej i troskliwej perswazji. Jest to zadanie tym pilniejsze w erze mniej lub bardziej wymuszonej wirtualizacji wielu dziedzin życia, kiedy to Internet staje się wyjątkowo żarłocznym pożeraczem czasu.
Czemu rzeczone aplikacje są tak groźne? Dosadnie, ale ze wszech miar prawdziwie rzecz ujmując, są to wielkie, wyjątkowo agresywne pralnie mózgów funkcjonujące w oparciu o "miękkie" formy technik MKUltra. Komu obcy jest ten termin, ten powinien zapoznać się choćby z podstawowymi materiałami na temat odnośnego zjawiska. Jest to zasadniczo temat "bez dna", ale w kontekście wyżej wymienionych "mediów społecznościowych" techniki MKUltra polegają na dosłownym "praniu mózgu" (konsekwentnym rozmiękczaniu zdolności poznawczych, wrażliwości moralnej, naturalnych intuicji duchowych i poczucia dobrego smaku) poprzez bezustanne, natarczywe bodźcowanie, percepcję podprogową i wytwarzanie permanentnej narkotyczno-hipnotycznej atmosfery. Do spreparowanego i trwale zinfantylizowanego w ten sposób umysłu - a szczególnie podatne na podobną preparację i trwałą infantylizację są wciąż rozwijające się umysły dzieci i młodzieży - można następnie wtłoczyć dźwięki, obrazy i komunikaty normalizujące każdy absurd, każde bałamuctwo, każdą wulgarność i każdą perwersję, które są wówczas traktowane jako kolejne formy "rozrywki", "kreatywności" czy "samoekspresji".
Biorąc powyższe pod uwagę, nie powinno dziwić, że w ostatnim czasie pojawił się wyjątkowy wysyp osób - a zwłaszcza dzieci i "młodszej młodzieży" - które, zachowując się przez dłuższy czas normalnie, deklarują nagle ni z tego, ni z owego, że chcą "zmienić płeć", że są "osobami bezpłciowymi", że mają depresję z powodu rzekomej "katastrofy klimatycznej", czy że należy klękać przed neomarksistowskimi terrorystami znanymi jako BLM (względnie przyłączać się do rynsztokowo-chuligańskich wybryków, jakich byliśmy świadkami w październiku zeszłego roku, abstrahując od materii intelektualnego sporu, który rzekomo je motywował). Przestrzegam przed bagatelizowaniem powyższych zjawisk i sprowadzaniem ich do poziomu zwyczajnego młodzieżowego fiksum dyrdum, które z czasem wietrzeje z głowy - to nie jest odwieczne sztubackie "eksperymentowanie z zakazanym owocem", ale typowe zachowania dysocjacyjne i post-traumatyczne wynikające ze stania się bezwiednymi ofiarami wyrachowanych technik kontroli behawioralnej.
Aplikacje Tiktok i Snapchat nie są tu jedynymi winowajcami - w mniejszym stopniu wpływ MKUltra zaznacza się również na Instagramie (do którego też proponuję swoje pociechy zniechęcić, bo nie jest to żadne nieodzowne medium komunikacyjne), a także w popularnych teledyskach i serialach (zwłaszcza na Netfliksie), ale tu już można stosować zasadę oddzielania ziarna od plew - na zasadzie kontrastu da się je na ogół odróżnić. Natomiast dwie pierwsze z wymienionych wyżej aplikacji zostały stworzone wyłącznie w nikczemnych celach psychomanipulacyjnych - przy czym pierwsza z nich była wedle niedawnych danych najczęściej pobieraną aplikacją na świecie. To powinno uzmysłowić nam skalę i intensywność odnośnych zagrożeń.
Powyższe uwagi nie są żartem, hiperbolą, panikarstwem ani gołosłowną gderliwością, ale rzetelnym opisem bardzo precyzyjnie zorganizowanych i bardzo sowicie opłacanych działań, które - jeśli nie postawi się im kontry - doprowadzą do powstania pokolenia tak intelektualnie, moralnie i duchowo wyjałowionego, że normalne życie będzie dla niego obowiązkiem absolutnie niemożliwym do udźwignięcia. Jeśli więc jesteście rodzicami, to podobną kontrę jak najszybciej postawcie - a jeśli nimi nie jesteście, to poinformujcie w tej sprawie wszystkich waszych znajomych, którzy nimi są: nie w duchu alarmistycznym, ale cierpliwie naświetlając związki przyczynowo-skutkowe, które nabrały szczególnej roli w dzisiejszym świecie bezprecedensowej komunikacyjnej niedbałości i dziecinnej doraźności.
Czemu rzeczone aplikacje są tak groźne? Dosadnie, ale ze wszech miar prawdziwie rzecz ujmując, są to wielkie, wyjątkowo agresywne pralnie mózgów funkcjonujące w oparciu o "miękkie" formy technik MKUltra. Komu obcy jest ten termin, ten powinien zapoznać się choćby z podstawowymi materiałami na temat odnośnego zjawiska. Jest to zasadniczo temat "bez dna", ale w kontekście wyżej wymienionych "mediów społecznościowych" techniki MKUltra polegają na dosłownym "praniu mózgu" (konsekwentnym rozmiękczaniu zdolności poznawczych, wrażliwości moralnej, naturalnych intuicji duchowych i poczucia dobrego smaku) poprzez bezustanne, natarczywe bodźcowanie, percepcję podprogową i wytwarzanie permanentnej narkotyczno-hipnotycznej atmosfery. Do spreparowanego i trwale zinfantylizowanego w ten sposób umysłu - a szczególnie podatne na podobną preparację i trwałą infantylizację są wciąż rozwijające się umysły dzieci i młodzieży - można następnie wtłoczyć dźwięki, obrazy i komunikaty normalizujące każdy absurd, każde bałamuctwo, każdą wulgarność i każdą perwersję, które są wówczas traktowane jako kolejne formy "rozrywki", "kreatywności" czy "samoekspresji".
Biorąc powyższe pod uwagę, nie powinno dziwić, że w ostatnim czasie pojawił się wyjątkowy wysyp osób - a zwłaszcza dzieci i "młodszej młodzieży" - które, zachowując się przez dłuższy czas normalnie, deklarują nagle ni z tego, ni z owego, że chcą "zmienić płeć", że są "osobami bezpłciowymi", że mają depresję z powodu rzekomej "katastrofy klimatycznej", czy że należy klękać przed neomarksistowskimi terrorystami znanymi jako BLM (względnie przyłączać się do rynsztokowo-chuligańskich wybryków, jakich byliśmy świadkami w październiku zeszłego roku, abstrahując od materii intelektualnego sporu, który rzekomo je motywował). Przestrzegam przed bagatelizowaniem powyższych zjawisk i sprowadzaniem ich do poziomu zwyczajnego młodzieżowego fiksum dyrdum, które z czasem wietrzeje z głowy - to nie jest odwieczne sztubackie "eksperymentowanie z zakazanym owocem", ale typowe zachowania dysocjacyjne i post-traumatyczne wynikające ze stania się bezwiednymi ofiarami wyrachowanych technik kontroli behawioralnej.
Aplikacje Tiktok i Snapchat nie są tu jedynymi winowajcami - w mniejszym stopniu wpływ MKUltra zaznacza się również na Instagramie (do którego też proponuję swoje pociechy zniechęcić, bo nie jest to żadne nieodzowne medium komunikacyjne), a także w popularnych teledyskach i serialach (zwłaszcza na Netfliksie), ale tu już można stosować zasadę oddzielania ziarna od plew - na zasadzie kontrastu da się je na ogół odróżnić. Natomiast dwie pierwsze z wymienionych wyżej aplikacji zostały stworzone wyłącznie w nikczemnych celach psychomanipulacyjnych - przy czym pierwsza z nich była wedle niedawnych danych najczęściej pobieraną aplikacją na świecie. To powinno uzmysłowić nam skalę i intensywność odnośnych zagrożeń.
Powyższe uwagi nie są żartem, hiperbolą, panikarstwem ani gołosłowną gderliwością, ale rzetelnym opisem bardzo precyzyjnie zorganizowanych i bardzo sowicie opłacanych działań, które - jeśli nie postawi się im kontry - doprowadzą do powstania pokolenia tak intelektualnie, moralnie i duchowo wyjałowionego, że normalne życie będzie dla niego obowiązkiem absolutnie niemożliwym do udźwignięcia. Jeśli więc jesteście rodzicami, to podobną kontrę jak najszybciej postawcie - a jeśli nimi nie jesteście, to poinformujcie w tej sprawie wszystkich waszych znajomych, którzy nimi są: nie w duchu alarmistycznym, ale cierpliwie naświetlając związki przyczynowo-skutkowe, które nabrały szczególnej roli w dzisiejszym świecie bezprecedensowej komunikacyjnej niedbałości i dziecinnej doraźności.
Labels:
Internet,
manipulacja,
mkultra,
propaganda,
psychologia
Monday, May 10, 2021
Covidizm: polityczna religia samozniewolenia
Covidizm to polityczna religia posiadająca swoje własne rytuały, kapłanów, pseudosakramenty, tabu i koncepcję świeckiego zbawienia. Jako taka służy ona upowszechnianiu zachowań depersonalizacyjnych, dystansujących od innych (tak fizycznie, jak i psychologicznie), hipochondrycznych i mizantropicznych, nadając im sankcję "rozsądnej profilaktyki zdrowotnej" i "obywatelskiego obowiązku". Ponadto jest to bezprecedensowy eksperyment psychologiczny testujący to, w jakim stopniu w erze powszechności wirtualnej komunikacji możliwe jest masowe kształtowanie opinii i urabianie trwałych nawyków społecznych przy pomocy wszechobecnego astroturfingu, gaslightingu, clickbaitingu, "gotowania żaby" i kultywowania syndromu sztokholmskiego (zwłaszcza w wydaniu pop-scjentystycznym).
Jako że nie ma tego złego, co by na dobre wyjść nie mogło, warto wykorzystać okres intensywnego krzewienia owej politycznej religii jako wielką i kluczową lekcję z zakresu praktycznej epistemologii, czyli rozpoznawania, kiedy, w jakim stopniu i w jaki sposób rzekomo obiektywne dane medyczne są manipulowane i przefiltrowywane w celu podporządkowania ich opisywanym wyżej celom socjotechnicznym. Nie jest to zadaniem prostym, gdyż uzyskanie w tym kontekście stosownych umiejętności poznawczych wymaga zdobycia odpowiedniej wiedzy z całego szeregu dyscyplin, żadnej z których - będąc laikiem - nie da się opanować w trybie przyspieszonym na poziomie specjalistycznym. Nie ma jednak innego sposobu na pogłębianie mądrości praktycznej, bez której zawsze będzie się ofiarą adeptów sztuki "ojca kłamstwa".
Jako że nie ma tego złego, co by na dobre wyjść nie mogło, warto wykorzystać okres intensywnego krzewienia owej politycznej religii jako wielką i kluczową lekcję z zakresu praktycznej epistemologii, czyli rozpoznawania, kiedy, w jakim stopniu i w jaki sposób rzekomo obiektywne dane medyczne są manipulowane i przefiltrowywane w celu podporządkowania ich opisywanym wyżej celom socjotechnicznym. Nie jest to zadaniem prostym, gdyż uzyskanie w tym kontekście stosownych umiejętności poznawczych wymaga zdobycia odpowiedniej wiedzy z całego szeregu dyscyplin, żadnej z których - będąc laikiem - nie da się opanować w trybie przyspieszonym na poziomie specjalistycznym. Nie ma jednak innego sposobu na pogłębianie mądrości praktycznej, bez której zawsze będzie się ofiarą adeptów sztuki "ojca kłamstwa".
Labels:
manipulacja,
mizantropia,
pandemia,
psychologia,
roztropność
Sunday, May 9, 2021
O kompletnym arsenale przeciw "piekłu na Ziemi"
Jeśli za cokolwiek można być wdzięcznym domorosłym "władcom świata", to za to, że wprost przedstawili oni ostatnimi czasy pełen zestaw elementów, z których pragnęliby zbudować swoje idealne "piekło na Ziemi". Na zestaw ów składają się: maltuzjańska "kontrola populacyjna", pseudopogański "kult natury", socjoinżynieryjny technokratyzm, permanentna neomarksistowska indoktrynacja oraz globalny polityczno-korporacyjny komunofaszyzm. Co istotne, w żadnym z owych elementów nie ma nic odkrywczego: są to wszystko zjawiska równie destruktywne i immanentnie dysfunkcjonalne, co ideologiczne wtórne i zwietrzałe.
Głównym pożytkiem z czytelnego opisania powyższej kombinacji jest to, że wszyscy ludzie dobrej woli mogą z kolei uzyskać jasną świadomość tego, zestawienie jakich elementów należy owej kombinacji przeciwstawić. W tym kontekście wspomnieć z kolei należy: wolność osobistą, własność prywatną, swobodę konkurencji, przedsiębiorczą innowacyjność, regionalną autonomię, silne rodziny i wspólnoty lokalne, klasyczne cnoty, prawo naturalne, dobrowolnie ukształtowane tradycje oraz "stary dobry Boży ład". Do tego pakietu również nie ma potrzeby niczego dodawać: jest on równie nienowatorski, co kompletny w swojej niezmiennej wartości.
Po obu stronach mamy zatem pełne i gotowe arsenały, co nieodparcie sugeruje, że "ostateczne starcie" jest już na horyzoncie. Ufam głęboko, że jego rozstrzygnięcie może być tylko jedno: dobra strona zwycięża - i to w sposób całkowity.
Głównym pożytkiem z czytelnego opisania powyższej kombinacji jest to, że wszyscy ludzie dobrej woli mogą z kolei uzyskać jasną świadomość tego, zestawienie jakich elementów należy owej kombinacji przeciwstawić. W tym kontekście wspomnieć z kolei należy: wolność osobistą, własność prywatną, swobodę konkurencji, przedsiębiorczą innowacyjność, regionalną autonomię, silne rodziny i wspólnoty lokalne, klasyczne cnoty, prawo naturalne, dobrowolnie ukształtowane tradycje oraz "stary dobry Boży ład". Do tego pakietu również nie ma potrzeby niczego dodawać: jest on równie nienowatorski, co kompletny w swojej niezmiennej wartości.
Po obu stronach mamy zatem pełne i gotowe arsenały, co nieodparcie sugeruje, że "ostateczne starcie" jest już na horyzoncie. Ufam głęboko, że jego rozstrzygnięcie może być tylko jedno: dobra strona zwycięża - i to w sposób całkowity.
Friday, May 7, 2021
"Bycie sobą": czyli bycie tym, kim chcą, żebyś był
Wszechobecne propagandowo-infantylizujące zwroty takie jak "bądź sobą", "bądź, kim chcesz", "możesz wszystko", "spełniaj marzenia", "kochaj siebie", "nie pozwalaj się osądzać" itp. można odbierać dwojako. Z jednej strony można się nauczyć je całkowicie ignorować jako lukrowane pustosłowie i pop-psychologiczną mowę-trawę - i to jest dla zdecydowanej większości osób wybór optymalny. Z drugiej jednak strony można do tego stopnia bezwiednie przesiąknąć ich wpływem, że sukcesywnie traci się wskutek tego zdolność do rozumowania w poważnych normatywnych kategoriach, takich jak obowiązki, cnoty, przywary, wyrzeczenia, samodyscyplina, skrucha czy sprawiedliwa kara. To zaś może być z moralnego punktu widzenia wyjątkowo i nieodwracalnie wyniszczające.
Dla porównania, bycie konsekwentnie indoktrynowanym abstrakcyjnymi, pseudonaukowymi frazami powiązanymi z ideologią udającą logicznie skonstruowany system myślowy może być w ostatecznym rachunku mniej groźne. Jeśli np. słyszy się bezustannie o "wartości poznawczej materializmu dialektycznego", "niewątpliwych ustaleniach laborystycznej teorii wartości" czy "walce klas jako o sile napędowej historii", to w pewnym momencie próbuje się przeanalizować wszystkie te ezoteryczne stwierdzenia i zrekonstruować we własnym umyśle opartą na nich doktrynę. Wówczas nasze zdolności dedukcyjne zostają mimo wszystko pobudzone do działania - i możemy wówczas dojść do wniosku, że rzeczona doktryna jest w ostatecznym rachunku jednym wielkim zbiorem sofizmatów i przekłamań.
Jeśli natomiast nasze zdolności dedukcyjne i nasza moralna wrażliwość zostaną wystarczająco rozmiękczone "byciem sobą", "kochaniem siebie" i resztą wspomnianej wcześniej lakierowanej paplaniny (wszakże logika to, jak wiadomo, etyka myślenia), wówczas możemy być całkowicie - choć bezwiednie - gotowi na to, by w następnej kolejności ochoczo połykać sałatki słowne na temat "zrównoważonego rozwoju", "holistycznej ekologii", "bezwarunkowego dochodu" czy "gospodarki inkluzywnej". Innymi słowy, tam, gdzie marksizm-leninizm ze swoimi naukowo-filozoficznymi pretensjami może się rozbić o mur obronny naszego zdrowego rozsądku, tam marksizm-lennonizm ze swoim upupiająco-sztubackim trajkotem może obrócić ten mur obronny w kartonową atrapę.
Podsumowując, przed wielopiętrowymi ideologiami należy się mieć w równym stopniu na baczności, co przed parowyrazowymi sloganami. Zwłaszcza, że intelektualne spustoszenie wywołane przez te pierwsze może być niczym innym, jak przygotowaniem gruntu pod skuteczne rozpanoszenie się tych drugich - najpierw trzeba zrujnować kulturę intelektualną, żeby potem zbudować w jej miejsce brokatową imitację. A zatem to przede wszystkim tę ostatnią należy starannie usunąć, żeby móc cokolwiek odbudować na stałych fundamentach rozumu, sumienia i dobrego smaku - w innym razie będzie się jedynie coraz dalej brnęło na manowce iluzji.
Dla porównania, bycie konsekwentnie indoktrynowanym abstrakcyjnymi, pseudonaukowymi frazami powiązanymi z ideologią udającą logicznie skonstruowany system myślowy może być w ostatecznym rachunku mniej groźne. Jeśli np. słyszy się bezustannie o "wartości poznawczej materializmu dialektycznego", "niewątpliwych ustaleniach laborystycznej teorii wartości" czy "walce klas jako o sile napędowej historii", to w pewnym momencie próbuje się przeanalizować wszystkie te ezoteryczne stwierdzenia i zrekonstruować we własnym umyśle opartą na nich doktrynę. Wówczas nasze zdolności dedukcyjne zostają mimo wszystko pobudzone do działania - i możemy wówczas dojść do wniosku, że rzeczona doktryna jest w ostatecznym rachunku jednym wielkim zbiorem sofizmatów i przekłamań.
Jeśli natomiast nasze zdolności dedukcyjne i nasza moralna wrażliwość zostaną wystarczająco rozmiękczone "byciem sobą", "kochaniem siebie" i resztą wspomnianej wcześniej lakierowanej paplaniny (wszakże logika to, jak wiadomo, etyka myślenia), wówczas możemy być całkowicie - choć bezwiednie - gotowi na to, by w następnej kolejności ochoczo połykać sałatki słowne na temat "zrównoważonego rozwoju", "holistycznej ekologii", "bezwarunkowego dochodu" czy "gospodarki inkluzywnej". Innymi słowy, tam, gdzie marksizm-leninizm ze swoimi naukowo-filozoficznymi pretensjami może się rozbić o mur obronny naszego zdrowego rozsądku, tam marksizm-lennonizm ze swoim upupiająco-sztubackim trajkotem może obrócić ten mur obronny w kartonową atrapę.
Podsumowując, przed wielopiętrowymi ideologiami należy się mieć w równym stopniu na baczności, co przed parowyrazowymi sloganami. Zwłaszcza, że intelektualne spustoszenie wywołane przez te pierwsze może być niczym innym, jak przygotowaniem gruntu pod skuteczne rozpanoszenie się tych drugich - najpierw trzeba zrujnować kulturę intelektualną, żeby potem zbudować w jej miejsce brokatową imitację. A zatem to przede wszystkim tę ostatnią należy starannie usunąć, żeby móc cokolwiek odbudować na stałych fundamentach rozumu, sumienia i dobrego smaku - w innym razie będzie się jedynie coraz dalej brnęło na manowce iluzji.
Labels:
ekologia,
infantylizm,
logika,
neomarksizm,
psychologia
Sunday, May 2, 2021
Media społecznościowe jako pogromcy złudzeń
Niektórzy ganią tzw. media społecznościowe za rzekome ogłupianie ludzi, budowanie podziałów i przyzwyczajanie do ordynarności. Tymczasem należałoby je raczej pochwalić za obnażenie złudzeń ludzi w kwestii ich domniemanej inteligencji, wzajemnej życzliwości i braterskiego współistnienia. Innymi słowy, tzw. media społecznościowe nie tyle podminowały intelektualne, moralne i estetyczne fundamenty ludzkiej cywilizacji ostatnich kilku dekad (a w pewnych obszarach może nawet ostatnich kilku wieków), co w istotnym sensie wykazały, że owe fundamenty zbudowane zostały na piasku.
Jak powszechnie wiadomo, prawda nas wyzwoli, a pierwszym krokiem na drodze wyzwolenia jest właśnie odarcie z iluzji - zaś w kwestii stworzenia zbiorowego obrazu współczesnych ludzi dysponujących powszechną możliwością "wyrażenia siebie" nikt się w większym stopniu nie przysłużył prawdzie, niż właśnie rzeczone media.
PS. Abstrahuję tutaj od tematu informacyjnej kryptocenzury i algorytmicznej manipulacji - to jest zupełnie osobne zagadnienie, ale i ono ma znaczący konstruktywny potencjał, związany przede wszystkim z budową świadomości, że zwłaszcza w tzw. erze informacji rzetelna wiedza wcale nie jest dostępna od ręki, w przeciwieństwie do nieskończonej masy jej ersatzów.
Jak powszechnie wiadomo, prawda nas wyzwoli, a pierwszym krokiem na drodze wyzwolenia jest właśnie odarcie z iluzji - zaś w kwestii stworzenia zbiorowego obrazu współczesnych ludzi dysponujących powszechną możliwością "wyrażenia siebie" nikt się w większym stopniu nie przysłużył prawdzie, niż właśnie rzeczone media.
PS. Abstrahuję tutaj od tematu informacyjnej kryptocenzury i algorytmicznej manipulacji - to jest zupełnie osobne zagadnienie, ale i ono ma znaczący konstruktywny potencjał, związany przede wszystkim z budową świadomości, że zwłaszcza w tzw. erze informacji rzetelna wiedza wcale nie jest dostępna od ręki, w przeciwieństwie do nieskończonej masy jej ersatzów.
Subscribe to:
Posts (Atom)