Najbardziej mściwy, złośliwy i destruktywny okazuje się na ogół ten, kto bezustannie gardłuje o potrzebie "miłości", "braterstwa" i "tolerancji". Jest tak dlatego, ponieważ tego rodzaju sloganowy trajkot świadczy o odarciu rzeczonych terminów z wszelkiej intelektualnej treści, czyniąc je wydmuszkami zawierającymi wyłącznie miałkie, próżne samozadowolenie.
"Tolerancja" odrywa się wówczas od świadomości, że, cytując klasyka, "to, co tolerujemy, nie zasługuje na nic więcej", "braterstwo" przestaje mieć związek z jakąkolwiek konkretnie zdefiniowaną wspólnotą celów i potwierdzoną odpowiedzialnością w ich osiąganiu, a "miłość" - histeryczna afirmacja własnych i cudzych fanaberii - staje się przeciwieństwem swojej właściwej natury, czyli bezinteresownego dążenia do obiektywnego dobra drugiej osoby.
Kiedy więc pojęcia moralne całkowicie tracą swoją intelektualną treść, można przy ich pomocy usprawiedliwiać dowolny zakres niemoralności, nie mając nawet pojęcia, że się to robi. Jest się wtedy rzeczywiście "poza dobrem i złem", trwając w stanie nie cynicznego amoralizmu - który zachowuje związek przynajmniej z rozumem instrumentalnym - ale permanentnego normatywnego infantylizmu, który pozwala widzieć świat już wyłącznie w kategoriach zaspokojonych bądź niezaspokojonych doraźnych zachcianek, niezależnie od stopnia ich niedorzeczności. Wówczas otrzeźwienie wymaga już naprawdę bolesnego i wstrząsającego kontaktu z rzeczywistością.
PS. Analogicznie ma się rzecz w przypadku sloganowego trajkotu wypełnionego głównie terminami bardziej jednoznacznie intelektualnymi: najzagorzalszymi rozsadnikami ćwierćintelektualizmu i zabobonu są na ogół ci, którzy bezustannie gardłują o "postępie", "ekspertach" i "nauce". Podobnie jest również w odniesieniu do każdej innej kategorii terminów normatywnych.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment