W angielskojęzycznych środkach przekazu coraz popularniejsze staje się określenie "clown world". Zdaje się, że należy je tłumaczyć po prostu jako "świat klaunów", bo np. sformułowanie "świat błazeński" brzmi już zbyt dostojnie - wszakże od nadwornego błazna oczekiwało się intelektualnej przenikliwości i emocjonalnej powściągliwości. Tutaj zaś chodzi nie o cięty dowcip czy nawet o zwykłą, poczciwą śmieszność, ale o groteskę i zażenowanie.
Ów świat klaunów - jak sama nazwa wskazuje - jest zjawiskiem o charakterze globalnym i wielopłaszczyznowym. Nie oszczędza więc on również rynków finansowych, gdzie rozmaite przejawy "klaunowatości" (nieunikniony neologizm) dopełniają się w sposób przewidywalnie symetryczny. Oto z jednej strony można na nich zaobserwować trwającą już od miesięcy i coraz bardziej bezwstydną groteskę pt. "im gorzej, tym lepiej", w ramach której - na tle zrujnowanej gospodarki pozagiełdowej - centralnoplanistyczne politbiura zwane bankami centralnymi transferują na konta skoligaconych z nimi oligarchów biliony "wyczarowanych z powietrza" wirtualnych wpisów księgowych. Z drugiej strony natomiast można tam zaobserwować zaskakująco skuteczne hece urządzane przez giełdową drobnicę, która zajmuje pozycje przeciwne względem oligarchów nie po to, żeby współuczestniczyć w hayekowskiej procedurze "zbiorowego odkrywania cen", ale po to, by udowodnić, że ona również potrafi od czasu do czasu wykonywać manipulacyjne cyrkowe sztuczki.
Użyte w tych okolicznościach stwierdzenie, że rynki finansowe są kluczowym obszarem dokonywania się rachunku ekonomicznego, który jest fundamentem racjonalnej alokacji zasobów gospodarczych, brzmi - oględnie rzecz ujmując - osobliwie. Nie trzeba też dodawać, że powyższe zjawiska stanowią krystalicznie czystą wodę na młyn "ekonomistów ludowych", utwierdzonych jak nigdy w swoim przeświadczeniu, że rynki finansowe równają się na poziomie definicyjnym "wielkiemu kasynu" i "oligarchicznej zabawce do okradania naiwnych".
Co może uczynić w tym momencie ktoś, kto aspiruje do szerzenia rzetelnej wiedzy ekonomicznej? Wydaje się, że może uczynić tylko to, co zawsze - tzn. opisywać logiczną naturę konkretnych narzędzi i instytucji gospodarczych, podkreślając jednakowoż, że owe narzędzia i instytucje mogą sprzyjać wielkoskalowej współpracy społecznej tylko w takim stopniu, w jakim ich użytkownicy dorośli do owego celu. Instrumenty takie jak akcje, obligacje, spekulacja czy krótka sprzedaż nie różnią się pod tym względem od instrumentów takich jak język, pismo, logika czy matematyka - ich konstruktywny bądź destruktywny potencjał jest wyłącznie pochodną osobowej jakości użytkownika. Przy czym w świecie klaunów stwierdzenie, że ową osobową jakość mogą zapewnić odpowiednie "regulacje" i "obostrzenia", brzmi wyjątkowo niedorzecznie, bo najniebezpieczniejszy jest ten klaun, który, żyjąc złudzeniami własnej powagi, próbuje dyrygować innymi ("zaiste, wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie").
Czy takie ujęcie sprawy nie skazuje krzewiciela rzetelnej wiedzy ekonomicznej na "funkcjonalną bierność"? Być może tak właśnie jest, ale niewykluczone, że jest to pozycja optymalna. Próby politycznego szarpania się ze światem klaunów to ostatnie, na co taka osoba powinna się decydować. Kiedy natomiast ów świat ostatecznie wykolei się w swojej autodestrukcyjnej inercji i - w optymistycznym wariancie - trzeba będzie zacząć "budować od zera", wówczas taka osoba może mieć nadzieję, że w międzyczasie zdołała zgromadzić choćby minimalnie liczne audytorium tych, którzy wiedzą teraz, co budować, jak i po co (oraz czego absolutnie nie odbudowywać). Jeśli natomiast - w wariancie pesymistycznym - świat klaunów okaże się ostateczną "fazą schyłkową", wówczas krzewiciel rzetelnej wiedzy do końca zachowa swoją godność, trwając na "intelektualnym posterunku" niczym legendarny wartownik z Pompejów.
Tak czy inaczej, w żadnym przypadku nie dołączy on ani do etatystyczno-oligarchicznych deformatorów rynków finansowych, ani do "trybunów ludowych" pokrzykujących, że rynki finansowe są z definicji zdeformowane i jako takie powinny zniknąć. Innymi słowy, w żadnym przypadku nie ugnie się on przed potwarzą sugerującą, że rzetelna wiedza staje się fałszywa z uwagi na karygodną (i zupełnie przewidywalną) nierzetelność jej użytkowników. Pod względem intelektualnym to już bardzo wiele - a być może to nawet wszystko, co w podobnych okolicznościach można i warto uczynić.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment