Obecna sytuacja ma to do siebie, że jest z konieczności tymczasowa: strach szybko ustąpi miejsca znudzeniu, potem zniechęceniu, potem rozdrażnieniu i w końcu działaniu. Będzie to spektakularny przejaw spontanicznej koordynacji jednostkowych zachowań w oparciu o wspólnotę elementarnych przekonań: nikt, kto nie będzie się bał skutków ewentualnego zarażenia, nie będzie się tym bardziej bał ewentualnych represji ze strony reżimu, wiedząc doskonale, że podobnego strachu nie żywi większość jego współplemieńców. Innymi słowy, lud w niedługim czasie sięgnie na powrót po chleb i igrzyska, traktując wszelkie odgórne zakazy i pogróżki w tym zakresie jak legendarne zalecenia Marii Antoniny co do jedzenia ciastek, a szeregowi ochroniarze reżimu albo pozostaną wobec tego obojętni, albo się do ludu przyłączą.
Wnioskiem z tego płynącym nie jest ani to, że lud ma swój własny rozum, ani też to, że go nie ma, a jedynie to, że zorganizowaną agresją i zastraszaniem nie da się w sposób fundamentalny przetransformować rzeczywistości wbrew woli większej części jej mieszkańców. Inaczej rzecz ujmując, tam, gdzie ktoś chce w dobrej wierze wdrożyć rozwiązania wymagające znacznych poświęceń i drobiazgowej koordynacji ze strony ogółu członków społeczeństwa, tam w ostatecznym rozrachunku mogą sprawdzić się wyłącznie metody cywilizowane, czyli dobrowolne: perswazja, reputacja lub ostracyzm. Kto więc szczerze wierzy, że poważnie traktowana kwarantanna powinna trwać jeszcze przez kilka miesięcy, ten niech nie powtarza etatystycznej propagandy o rzekomo korzystnym wpływie ograniczania wolności w "sytuacjach wyjątkowych". Wolność w tej czy innej formie tak czy inaczej niebawem upomni się o siebie - kwestią jest tu jedynie to, co się jej wtedy zaoferuje.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment