Obecna sytuacja ma to do siebie, że jest z konieczności tymczasowa: strach szybko ustąpi miejsca znudzeniu, potem zniechęceniu, potem rozdrażnieniu i w końcu działaniu. Będzie to spektakularny przejaw spontanicznej koordynacji jednostkowych zachowań w oparciu o wspólnotę elementarnych przekonań: nikt, kto nie będzie się bał skutków ewentualnego zarażenia, nie będzie się tym bardziej bał ewentualnych represji ze strony reżimu, wiedząc doskonale, że podobnego strachu nie żywi większość jego współplemieńców. Innymi słowy, lud w niedługim czasie sięgnie na powrót po chleb i igrzyska, traktując wszelkie odgórne zakazy i pogróżki w tym zakresie jak legendarne zalecenia Marii Antoniny co do jedzenia ciastek, a szeregowi ochroniarze reżimu albo pozostaną wobec tego obojętni, albo się do ludu przyłączą.
Wnioskiem z tego płynącym nie jest ani to, że lud ma swój własny rozum, ani też to, że go nie ma, a jedynie to, że zorganizowaną agresją i zastraszaniem nie da się w sposób fundamentalny przetransformować rzeczywistości wbrew woli większej części jej mieszkańców. Inaczej rzecz ujmując, tam, gdzie ktoś chce w dobrej wierze wdrożyć rozwiązania wymagające znacznych poświęceń i drobiazgowej koordynacji ze strony ogółu członków społeczeństwa, tam w ostatecznym rozrachunku mogą sprawdzić się wyłącznie metody cywilizowane, czyli dobrowolne: perswazja, reputacja lub ostracyzm. Kto więc szczerze wierzy, że poważnie traktowana kwarantanna powinna trwać jeszcze przez kilka miesięcy, ten niech nie powtarza etatystycznej propagandy o rzekomo korzystnym wpływie ograniczania wolności w "sytuacjach wyjątkowych". Wolność w tej czy innej formie tak czy inaczej niebawem upomni się o siebie - kwestią jest tu jedynie to, co się jej wtedy zaoferuje.
Tuesday, March 31, 2020
Friday, March 27, 2020
"Proeksperckość", "antyeksperckość" i roztropność
W ostatnim czasie widać nad wyraz jasno, że właściwym nastawieniem w obliczu sytuacji kryzysowej nie jest ani programowo przekorna "antyeksperckość", ani programowo czołobitna "proeksperckość". Oba te nastawienia biorą bowiem swoje źródło w pysze - albo w pysze wynikłej z urażonej godności kogoś, kto nie życzy sobie, żeby pouczano go co do tego, jak należy żyć, albo w pysze wynikłej z miałkiego samozadowolenia typowego dla tych, którzy weszli w rutynę pouczania innych co do tego, jak należy żyć.
Jak się okazuje, niespodziewane wydarzenie o złożonych, dalekosiężnych skutkach jest w stanie łatwo przywołać do porządku zwolenników obu powyższych podejść. Jednocześnie dostarcza nam ono kolejnego potwierdzenia od dawna znanej prawdy, że zwłaszcza w sytuacji kryzysowej nic nie jest w stanie zastąpić zdrowego rozsądku, inaczej zwanego roztropnością czy też mądrością praktyczną. Ów przymiot charakteru, typowy dla mentalności przedsiębiorcy, z jednej strony nakazuje posiłkować się specjalistyczną wiedzą wtedy, gdy jest ona wymagana, ale z drugiej strony pozwala na zachowanie świadomości, że w ostatecznym rachunku każdy musi samodzielnie oceniać wiarygodność różnych źródeł owej wiedzy i brać pełną odpowiedzialność za jakość owych ocen.
Z kluczowej roli mądrości praktycznej w stanach powyższego zagrożenia wynika z kolei jeszcze istotniejsza rola wolności osobistej i decyzyjnej autonomii w tego rodzaju scenariuszach. Bez nich nie może być bowiem mowy ani o zachowaniu niezależności osądu w obliczu zalewu domniemanych opinii eksperckich, ani o powściąganiu odruchowej przekory w konfrontacji z rzeczywistymi głosami rozsądku. Innymi słowy, jedyną godną polecenia alternatywą wobec bezmyślnego robienia tego, co każą i bezmyślnego kontestowania tego, co każą, jest przemyślane robienie tego, co w ostatecznym rachunku wydaje nam się właściwe. Innej opcji nie ma - i powinniśmy cieszyć się z takiego stanu rzeczy.
Jak się okazuje, niespodziewane wydarzenie o złożonych, dalekosiężnych skutkach jest w stanie łatwo przywołać do porządku zwolenników obu powyższych podejść. Jednocześnie dostarcza nam ono kolejnego potwierdzenia od dawna znanej prawdy, że zwłaszcza w sytuacji kryzysowej nic nie jest w stanie zastąpić zdrowego rozsądku, inaczej zwanego roztropnością czy też mądrością praktyczną. Ów przymiot charakteru, typowy dla mentalności przedsiębiorcy, z jednej strony nakazuje posiłkować się specjalistyczną wiedzą wtedy, gdy jest ona wymagana, ale z drugiej strony pozwala na zachowanie świadomości, że w ostatecznym rachunku każdy musi samodzielnie oceniać wiarygodność różnych źródeł owej wiedzy i brać pełną odpowiedzialność za jakość owych ocen.
Z kluczowej roli mądrości praktycznej w stanach powyższego zagrożenia wynika z kolei jeszcze istotniejsza rola wolności osobistej i decyzyjnej autonomii w tego rodzaju scenariuszach. Bez nich nie może być bowiem mowy ani o zachowaniu niezależności osądu w obliczu zalewu domniemanych opinii eksperckich, ani o powściąganiu odruchowej przekory w konfrontacji z rzeczywistymi głosami rozsądku. Innymi słowy, jedyną godną polecenia alternatywą wobec bezmyślnego robienia tego, co każą i bezmyślnego kontestowania tego, co każą, jest przemyślane robienie tego, co w ostatecznym rachunku wydaje nam się właściwe. Innej opcji nie ma - i powinniśmy cieszyć się z takiego stanu rzeczy.
Tuesday, March 24, 2020
Władza, wolność, autonomia i sytuacje kryzysowe
Tzw. władza nie jest żadnym organizatorem życia społecznego ani strażnikiem społecznego dobrobytu, tylko najszkodliwszym z instytucjonalnych pasożytów przyssanych do zdrowej społecznej tkanki. Widać to zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, kiedy to możliwość oddolnego koordynowania działań zaradczych w oparciu o własny zdrowy rozum i o swoją znajomość szczegółowych okoliczności miejsca i czasu jest paraliżowana przez instytucjonalną niepewność generowaną przez arbitralne, nieegzekwowane i częstokroć wzajemnie sprzeczne rozporządzenia tzw. politycznych decydentów.
Trudno wyobrazić sobie w sytuacji kryzysowej bardziej destabilizujące zjawisko, niż regularne podejmowanie prób odgórnego i arbitralnego wyznaczania innym "reguł życia" powiązane z groźbami represji wobec "niesubordynowanych". A tym jest właśnie esencja działania monopolistycznych aparatów opresji. Stąd raz jeszcze należy stanowczo podkreślić, że zwłaszcza w stanach podwyższonego zagrożenia wolność osobista i decyzyjna autonomia to dobra absolutnie kluczowe, bez których nie może być mowy o szybkim i skutecznym powrocie do normalności.
Trudno wyobrazić sobie w sytuacji kryzysowej bardziej destabilizujące zjawisko, niż regularne podejmowanie prób odgórnego i arbitralnego wyznaczania innym "reguł życia" powiązane z groźbami represji wobec "niesubordynowanych". A tym jest właśnie esencja działania monopolistycznych aparatów opresji. Stąd raz jeszcze należy stanowczo podkreślić, że zwłaszcza w stanach podwyższonego zagrożenia wolność osobista i decyzyjna autonomia to dobra absolutnie kluczowe, bez których nie może być mowy o szybkim i skutecznym powrocie do normalności.
Labels:
autonomia,
epidemia,
koordynacja,
niepewność,
organizacja,
władza
Tuesday, March 17, 2020
Atak wirusa makroekonomicznego komunizmu
Cytując klasyka: "To nie kryzys, to rezultat". Innymi słowy, pandemia koronawirusa nie jest ostateczną przyczyną zapaści na rynkach finansowych, a jedynie jej bezpośrednim katalizatorem. Ostateczną przyczyną jest tu natomiast trwające od kilkunastu lat wyjątkowo zintensyfikowane centralne sterowanie stopami procentowymi i podażą pieniądza przez centralnoplanistyczne politbiura zwane bankami centralnymi. Pandemia pełni tu jedynie rolę przysłowiowego chłopca, który nie bał się krzyknąć, że król jest nagi.
W przeciwieństwie jednak do komunizmu sowieckiego, makroekonomiczny komunizm bankowości centralnej nie tylko wciąż nie przyznaje się w obliczu swoich coraz to kolejnych porażek do swojego całkowitego intelektualnego bankructwa, ale zdaje się być zdeterminowany, żeby całkowicie zniszczyć globalne rynki finansowe. W tym kontekście warto sobie przypomnieć, jak mogą wyglądać kolejne, dotychczas niespotykane elementy owej destrukcji, w ramach której giełdy będą nie tyle znikać (jak w komunizmie klasycznym), co stawać się w coraz większym stopniu całkowicie dysfunkcjonalnymi wydmuszkami. Zdawszy zaś sobie sprawę z natury owych procesów, należy - na miarę własnych możliwości - dołożyć wszelkich starań, ażeby je zablokować, jeśli nie chce się dopuścić do zaprzepaszczenia produktywnego wysiłku co najmniej kilku ostatnich pokoleń.
W przeciwieństwie jednak do komunizmu sowieckiego, makroekonomiczny komunizm bankowości centralnej nie tylko wciąż nie przyznaje się w obliczu swoich coraz to kolejnych porażek do swojego całkowitego intelektualnego bankructwa, ale zdaje się być zdeterminowany, żeby całkowicie zniszczyć globalne rynki finansowe. W tym kontekście warto sobie przypomnieć, jak mogą wyglądać kolejne, dotychczas niespotykane elementy owej destrukcji, w ramach której giełdy będą nie tyle znikać (jak w komunizmie klasycznym), co stawać się w coraz większym stopniu całkowicie dysfunkcjonalnymi wydmuszkami. Zdawszy zaś sobie sprawę z natury owych procesów, należy - na miarę własnych możliwości - dołożyć wszelkich starań, ażeby je zablokować, jeśli nie chce się dopuścić do zaprzepaszczenia produktywnego wysiłku co najmniej kilku ostatnich pokoleń.
Labels:
bank centralny,
cykle koniunkturalne,
makroekonomia,
pandemia
Friday, March 13, 2020
Ułuda eksperckiej kontroli w stanach kryzysowych
Obecnie słyszymy już o dwóch wzajemnie sprzecznych zaleceniach: albo należy pozostawać w izolacji celem zapobieżenia rozprzestrzenianiu się wirusa, albo należy "żyć jak co dzień" celem stopniowego rozprzestrzenienia wirusa na jak największym obszarze, co ma sprzyjać sukcesywnemu budowaniu odporności na niego wśród globalnej populacji i zapobiec nawracaniu pandemicznych szczytów. Pod oboma zaleceniami podpisują się osoby określające siebie mianem epidemiologów i wirusologów, w tym osoby zasiadające w ciałach doradczych przy rozmaitych politycznych decydentach.
Wniosek wypływający z powyższego jest następujący: "koordynacyjne działania" dokonywane przez monopolistyczne aparaty opresji są równie zbędne i szkodliwe w sytuacjach kryzysowych, co w rutynie codziennego życia. Innymi słowy, żadna samozwańcza władza nigdy nie ocali nikogo przed nagłymi zagrożeniami o globalnym charakterze, i najgorsze, co w obliczu tego rodzaju zagrożeń można zrobić, to zrezygnować z własnego osądu sytuacji i z wolności reagowania na bazie owego osądu. Można wręcz powiedzieć, że to właśnie w obliczu tego rodzaju zagrożeń należy jak najusilniej zabiegać o pełne zachowanie (i jak największe rozszerzenie) jednostkowej autonomii.
Wyjątkowo nieodpowiedzialnym jest przy tym kapitulowanie w tym kontekście przed sugestią, że podporządkowanie się zaleceniom "władzy" jest uzasadnione faktem, iż ma ona na podorędziu szczególną wiedzę ekspercką. Na powyższym przykładzie widać bowiem w sposób wyraźny, że różne "władze" korzystają z zaleceń różnych ekspertów, którzy przeczą sobie nawzajem. Tym dobitniej widoczny staje się więc tutaj fakt, że w ostatecznym rozrachunku to zawsze wolna jednostka jest zmuszona do przyjęcia roli metaeksperta, który w oparciu o własne intuicje i własny zdrowy rozsądek oceni to, który z dostępnych ekspertów zdaje się oferować rozwiązania najlepsze.
Zasada ta, notabene, obala wszelkie sugestie z obszaru tzw. preskryptywnej ekonomii behawioralnej, zgodnie z którymi konsumenci korzystają na podporządkowaniu się eksperckim decyzjom w zakresie modyfikowania struktury dostępnych im opcji. Rzecz bowiem nie w negowaniu rozróżnienia na laików i ekspertów, ale w uświadomieniu sobie, iż to swobodnie działający laik - a nie żaden jego samozwańczy władca - jest osobą unikatowo predysponowaną do bycia ekspertem w wyborze ekspertów. Bo jakkolwiek nieroztropnie może on w tym kontekście postępować, to jedyną alternatywą wobec jego możliwej jednostkowej nieroztropności jest gwarantowana zbiorowa głupota.
Wniosek wypływający z powyższego jest następujący: "koordynacyjne działania" dokonywane przez monopolistyczne aparaty opresji są równie zbędne i szkodliwe w sytuacjach kryzysowych, co w rutynie codziennego życia. Innymi słowy, żadna samozwańcza władza nigdy nie ocali nikogo przed nagłymi zagrożeniami o globalnym charakterze, i najgorsze, co w obliczu tego rodzaju zagrożeń można zrobić, to zrezygnować z własnego osądu sytuacji i z wolności reagowania na bazie owego osądu. Można wręcz powiedzieć, że to właśnie w obliczu tego rodzaju zagrożeń należy jak najusilniej zabiegać o pełne zachowanie (i jak największe rozszerzenie) jednostkowej autonomii.
Wyjątkowo nieodpowiedzialnym jest przy tym kapitulowanie w tym kontekście przed sugestią, że podporządkowanie się zaleceniom "władzy" jest uzasadnione faktem, iż ma ona na podorędziu szczególną wiedzę ekspercką. Na powyższym przykładzie widać bowiem w sposób wyraźny, że różne "władze" korzystają z zaleceń różnych ekspertów, którzy przeczą sobie nawzajem. Tym dobitniej widoczny staje się więc tutaj fakt, że w ostatecznym rozrachunku to zawsze wolna jednostka jest zmuszona do przyjęcia roli metaeksperta, który w oparciu o własne intuicje i własny zdrowy rozsądek oceni to, który z dostępnych ekspertów zdaje się oferować rozwiązania najlepsze.
Zasada ta, notabene, obala wszelkie sugestie z obszaru tzw. preskryptywnej ekonomii behawioralnej, zgodnie z którymi konsumenci korzystają na podporządkowaniu się eksperckim decyzjom w zakresie modyfikowania struktury dostępnych im opcji. Rzecz bowiem nie w negowaniu rozróżnienia na laików i ekspertów, ale w uświadomieniu sobie, iż to swobodnie działający laik - a nie żaden jego samozwańczy władca - jest osobą unikatowo predysponowaną do bycia ekspertem w wyborze ekspertów. Bo jakkolwiek nieroztropnie może on w tym kontekście postępować, to jedyną alternatywą wobec jego możliwej jednostkowej nieroztropności jest gwarantowana zbiorowa głupota.
Labels:
autonomia,
ekonomia behawioralna,
epidemia,
kryzys,
racjonalność
Monday, March 9, 2020
Epidemie, wolność i syreni śpiew etatyzmu
Krótkie przypomnienie dla wszystkich, którzy w chwili słabości wywołanej przez epidemiologiczne lęki gotowi są na ulegnięcie emocjonalnemu stanowi pt. "jak trwoga, to do monopolistycznego aparatu opresji":
1. Brak szacunku dla wolności osobistej i swobody działania jest ujemnie skorelowany z poziomem higieny życia i rozwoju medycyny. To więc, że epidemie nadzwyczaj często biorą swój początek w krajach totalitarnych, nie powinno być najmniejszym zaskoczeniem, w związku z czym sugerowanie, że w obliczu oczywistych klęsk totalitaryzmu słuszne jest tym większe jego nasilanie, stanowi podręcznikowy wręcz przykład dodawania zniewagi do krzywdy.
2. Człowiek, który nie został jeszcze do końca zdemoralizowany mentalnością niewolniczą, nie da zrobić z siebie potencjalnie permanentnego więźnia na rozkaz monopolistycznego aparatu opresji. W związku z tym im bardziej rzeczone aparaty będą grozić, straszyć i się panoszyć, w tym większym stopniu przynajmniej część ludzi odmówi jakiejkolwiek z nimi współpracy, schodząc do przysłowiowych katakumb lub po kryjomu wyjeżdżając poza obszar ich jurysdykcji, tym samym zwiększając zagrożenie epidemiologiczne. Jest to sztandarowa ilustracja procesu powstawania niezamierzonych konsekwencji, która nie powinna w najmniejszym stopniu zaskakiwać jakichkolwiek osób zaznajomionych z tezami Ludwiga von Misesa na temat przeciwskutecznego charakteru interwencjonizmu.
3. Cytując klasyka: "Celem życia nie jest przeżycie". Cytując zaś klasyka nad klasykami: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Choćby więc nawet, per impossibile, prawdziwa była następująca alternatywa - albo zdrowie i bezpieczeństwo pod stałym nadzorem monopolistycznego aparatu opresji, albo ryzykowne bycie wolnym człowiekiem - to, szanując swoją ludzką godność, należałoby wybrać to drugie. Na szczęście, co wiadomo m.in. z punktów powyższych, a także z elementarnego zdrowego rozsądku, powyższa alternatywa jest całkowicie fałszywa, a działania totalitarnie podochoconych monopolistycznych aparatów opresji są znacznie większym zagrożeniem dla zdrowia i życia zarówno jednostek, jak i społeczeństw, niż wszystkie dotychczasowe epidemie razem wzięte.
1. Brak szacunku dla wolności osobistej i swobody działania jest ujemnie skorelowany z poziomem higieny życia i rozwoju medycyny. To więc, że epidemie nadzwyczaj często biorą swój początek w krajach totalitarnych, nie powinno być najmniejszym zaskoczeniem, w związku z czym sugerowanie, że w obliczu oczywistych klęsk totalitaryzmu słuszne jest tym większe jego nasilanie, stanowi podręcznikowy wręcz przykład dodawania zniewagi do krzywdy.
2. Człowiek, który nie został jeszcze do końca zdemoralizowany mentalnością niewolniczą, nie da zrobić z siebie potencjalnie permanentnego więźnia na rozkaz monopolistycznego aparatu opresji. W związku z tym im bardziej rzeczone aparaty będą grozić, straszyć i się panoszyć, w tym większym stopniu przynajmniej część ludzi odmówi jakiejkolwiek z nimi współpracy, schodząc do przysłowiowych katakumb lub po kryjomu wyjeżdżając poza obszar ich jurysdykcji, tym samym zwiększając zagrożenie epidemiologiczne. Jest to sztandarowa ilustracja procesu powstawania niezamierzonych konsekwencji, która nie powinna w najmniejszym stopniu zaskakiwać jakichkolwiek osób zaznajomionych z tezami Ludwiga von Misesa na temat przeciwskutecznego charakteru interwencjonizmu.
3. Cytując klasyka: "Celem życia nie jest przeżycie". Cytując zaś klasyka nad klasykami: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Choćby więc nawet, per impossibile, prawdziwa była następująca alternatywa - albo zdrowie i bezpieczeństwo pod stałym nadzorem monopolistycznego aparatu opresji, albo ryzykowne bycie wolnym człowiekiem - to, szanując swoją ludzką godność, należałoby wybrać to drugie. Na szczęście, co wiadomo m.in. z punktów powyższych, a także z elementarnego zdrowego rozsądku, powyższa alternatywa jest całkowicie fałszywa, a działania totalitarnie podochoconych monopolistycznych aparatów opresji są znacznie większym zagrożeniem dla zdrowia i życia zarówno jednostek, jak i społeczeństw, niż wszystkie dotychczasowe epidemie razem wzięte.
Sunday, March 8, 2020
Normatywne korzyści późnego dojścia do wolności
W późnych latach 80-tych, kiedy los tzw. bloku wschodniego był już na dobrą sprawę przypieczętowany, Murray Rothbard przewidywał, że przynajmniej niektóre kraje przynależące podówczas do tego bloku nie tylko dogonią z czasem tzw. kraje zachodnie pod względem poziomu szeroko rozumianej kultury wolności, ale wręcz je przegonią.
Choć w kontekście ówczesnych wydarzeń tego rodzaju przewidywania można było w pewnej mierze traktować nie jako ścisłą prognozę, ale jako przejaw woli pokrzepienia serc, dziś należałoby już poważnie zastanowić się nad tym, czy nie kryła się w nich całkowicie szczera i bardzo ścisła intuicja.
Wśród badaczy rozwoju gospodarczego coraz powszechniejsza wydaje się stawać świadomość, że warunkiem zaistnienia instytucji prawno-organizacyjnych sprzyjających owemu rozwojowi jest istnienie - i ciągłe trwanie - odpowiednich instytucji kulturowych i obyczajowych. Poza zaś szacunkiem dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej przedsiębiorczości, trzeba jeszcze wymienić w tym kontekście to, co, najoględniej rzecz ujmując, można by nazwać egzystencjalną powagą - tzn. świadomością, że wolność osobista nie jest zabawką służącą folgowaniu swoim kaprysom, tylko kluczowym narzędziem służącym pogłębianiu swojej relacji z obiektywnymi kategoriami prawdy, dobra i piękna.
Dość karkołomnymi byłyby próby udowadniania, że większa część mieszkańców tzw. krajów zachodnich zachowuje do dziś wspomnianą wyżej egzystencjalną powagę. Traktując tamtejsze wpływowe ośrodki opinii jako papierek lakmusowy ogólnej trajektorii rozwoju kulturowego i obyczajowego, należałoby raczej mówić o konsekwentnym brnięciu w coraz bardziej patologiczne formy egzystencjalnego infantylizmu. Innymi słowy - przy pełnej świadomości mocno uproszczonego charakteru niniejszej konkluzji - należałoby tu stwierdzić, że zbyt długie i zbyt bezrefleksyjne cieszenie się owocami wolności osobistej w zbyt dużym stopniu uśpiło świadomość jej beneficjentów dotyczącą jej najgłębszych normatywnych fundamentów.
W stwierdzeniu, iż przynajmniej niektóre kraje byłego "bloku niewoli" mają dziś przed sobą dużo jaśniejsze perspektywy konsekwentnego cywilizacyjnego rozwoju, nie ma zatem żadnego cierpiętniczego romantyzmu. Jest w nim jedynie czysto logiczna obserwacja, iż owe kraje znalazły się w kulturotwórczo dogodnym momencie historycznym, w którym - wciąż zachowując względny szacunek dla kluczowych w tym kontekście norm obyczajowych - same dopiero zaczęły na dobre korzystać z owoców wolności osobistej, widząc jednocześnie, do czego musi doprowadzić długotrwałe korzystanie z nich w sposób kulturowo bezrefleksyjny i egzystencjalnie nieodpowiedzialny.
W stwierdzeniu tym nie ma również żadnego taniego optymizmu, bo nawet znalezienie się w najdogodniejszym momencie historycznym nie gwarantuje, że będzie się umiało skorzystać z udzielanych przez niego lekcji. Jest w nim jedynie wskazanie na wciąż dość słabo rozpoznaną przewagę komparatywną naszej części świata, którą Murray Rothbard potrafił zidentyfikować już ponad 30 lat temu, a której potencjał jest dziś zarówno bezprecedensowo duży, jak i bezprecedensowo wymagający.
Choć w kontekście ówczesnych wydarzeń tego rodzaju przewidywania można było w pewnej mierze traktować nie jako ścisłą prognozę, ale jako przejaw woli pokrzepienia serc, dziś należałoby już poważnie zastanowić się nad tym, czy nie kryła się w nich całkowicie szczera i bardzo ścisła intuicja.
Wśród badaczy rozwoju gospodarczego coraz powszechniejsza wydaje się stawać świadomość, że warunkiem zaistnienia instytucji prawno-organizacyjnych sprzyjających owemu rozwojowi jest istnienie - i ciągłe trwanie - odpowiednich instytucji kulturowych i obyczajowych. Poza zaś szacunkiem dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej przedsiębiorczości, trzeba jeszcze wymienić w tym kontekście to, co, najoględniej rzecz ujmując, można by nazwać egzystencjalną powagą - tzn. świadomością, że wolność osobista nie jest zabawką służącą folgowaniu swoim kaprysom, tylko kluczowym narzędziem służącym pogłębianiu swojej relacji z obiektywnymi kategoriami prawdy, dobra i piękna.
Dość karkołomnymi byłyby próby udowadniania, że większa część mieszkańców tzw. krajów zachodnich zachowuje do dziś wspomnianą wyżej egzystencjalną powagę. Traktując tamtejsze wpływowe ośrodki opinii jako papierek lakmusowy ogólnej trajektorii rozwoju kulturowego i obyczajowego, należałoby raczej mówić o konsekwentnym brnięciu w coraz bardziej patologiczne formy egzystencjalnego infantylizmu. Innymi słowy - przy pełnej świadomości mocno uproszczonego charakteru niniejszej konkluzji - należałoby tu stwierdzić, że zbyt długie i zbyt bezrefleksyjne cieszenie się owocami wolności osobistej w zbyt dużym stopniu uśpiło świadomość jej beneficjentów dotyczącą jej najgłębszych normatywnych fundamentów.
W stwierdzeniu, iż przynajmniej niektóre kraje byłego "bloku niewoli" mają dziś przed sobą dużo jaśniejsze perspektywy konsekwentnego cywilizacyjnego rozwoju, nie ma zatem żadnego cierpiętniczego romantyzmu. Jest w nim jedynie czysto logiczna obserwacja, iż owe kraje znalazły się w kulturotwórczo dogodnym momencie historycznym, w którym - wciąż zachowując względny szacunek dla kluczowych w tym kontekście norm obyczajowych - same dopiero zaczęły na dobre korzystać z owoców wolności osobistej, widząc jednocześnie, do czego musi doprowadzić długotrwałe korzystanie z nich w sposób kulturowo bezrefleksyjny i egzystencjalnie nieodpowiedzialny.
W stwierdzeniu tym nie ma również żadnego taniego optymizmu, bo nawet znalezienie się w najdogodniejszym momencie historycznym nie gwarantuje, że będzie się umiało skorzystać z udzielanych przez niego lekcji. Jest w nim jedynie wskazanie na wciąż dość słabo rozpoznaną przewagę komparatywną naszej części świata, którą Murray Rothbard potrafił zidentyfikować już ponad 30 lat temu, a której potencjał jest dziś zarówno bezprecedensowo duży, jak i bezprecedensowo wymagający.
Labels:
historia,
infantylizm,
instytucje,
kultura,
obyczaje
Subscribe to:
Posts (Atom)