To, jaki wpływ cywilizacyjny jest w ostatecznym rachunku wywierany przez tą grupę osób, której najpopularniejszym przedstawicielem jest na obecną chwilę jungowski psycholog Peterson, jest dla mnie wciąż kwestią niejednoznaczną.
W swoim wymiarze "negatywnym" - tzn. w wymiarze tego, czemu owa grupa się przeciwstawia - jest to wpływ niemal całkowicie pożyteczny. Ci, którzy potrafią masowo odwodzić ludzi od trucizny neomarksizmu i jego intelektualnej przykrywki, czyli tzw. postmodernizmu, z całą pewnością przygotowują grunt pod odbudowę cywilizacji, zwłaszcza w jej wymiarze kulturowym. Nie muszą być oni nawet w tym zakresie szczególnie oryginalni - ważne za to, żeby byli sugestywni, a więc zdolni do skutecznego używania tych narzędzi promocyjnych, jakimi posługują się popularne dziś antycywilizacyjne nurty, po to, aby je umiejętnie obrócić przeciwko nim samym. W tym sensie Peterson i spółka radzą sobie zupełnie dobrze.
Sytuacja staje się mniej oczywista w momencie, gdy dochodzimy do pytania o zdolności owych osób w zakresie budowania autentycznie pozytywnego cywilizacyjnego potencjału. Najbardziej charakterystyczną cechą współczesnej kultury jest w mojej opinii infantylizm, czyli połączenie intelektualnej miałkości, emocjonalnej niedojrzałości, duchowej nonszalancji i komunikacyjnego niedbalstwa. Pozytywny potencjał cywilizacyjny buduje zatem ten, kto umożliwia uczestnikom kultury czynne przezwyciężenie wszystkich powyższych zjawisk. Jeśli więc np. terapeutyczne porady Petersona posiłkujące się jungowską analizą mitycznych archetypów są w stanie umożliwić szerokim rzeszom osób wzniesienie się ponad poziom terapeutyczny i mitotwórczy w swoim rozumieniu roli cywilizacji, wówczas można mówić w tym kontekście nie tylko o sukcesie prewencyjnym, ale również o sukcesie konstruktywnym. Tak byłoby choćby wówczas, gdyby petersonowska terapia i jungowska analiza była dla szerokich rzesz osób wyłącznie przystankiem pośrednim na drodze do np. filozofii arystotelesowsko-tomistycznej, mistyki chrześcijańskiej czy gruntownego zrozumienia ostatecznych celów "mitopoetyckiego" przedsięwzięcia literackiego takich dogłębnie konstruktywnych przedstawicieli kultury współczesnej (lub niemal współczesnej) jak Tolkien czy C. S. Lewis.
Jeśli natomiast osoby, które dostały się w orbitę Petersona i spółki pozostaną na poziomie przekonania, że cywilizacja to jedno wielkie terapeutyczne narzędzie umożliwiające nam życie "tak jakby wszechświat miał sens" - czy, używając bardziej ortodoksyjnie jungowskiego języka, umożliwiające nam życie w zgodzie z instynktownymi wymogami naszej "zbiorowej nieświadomości" - wówczas mówienie o nie tylko prewencyjnym, ale też konstruktywnym sukcesie cywilizacyjnym będzie mocno wątpliwe. Jedna forma kulturowego infantylizmu będzie bowiem wówczas zastąpiona wyłącznie inną jego formą - New Age miałkiego egzystencjalnego ludyzmu zostanie zastąpiony New Age'em równie miałkiego egzystencjalnego terapeutyzmu, jednakowo bezradnego w zakresie autentycznego pogłębiania relacji społeczeństwa z obiektywnymi kategoriami prawdy, dobra i piękna.
Podsumowując, to, czy popularność Petersona i osób mu podobnych to z dawna wyczekiwany zwiastun cywilizacyjnej odnowy, pozostaje kwestią wysoce dyskusyjną i o wiele zbyt wczesną do rozstrzygnięcia. Może tak być i chciałbym, żeby tak było, ale jeśli ma tak być, to ci, których Peterson i spółka odwiedli od najbardziej toksycznych antycywilizacyjnych zjawisk, muszą zachowywać stałą i głęboką świadomość, że to dopiero początek ich drogi ku autentycznej kulturowej dojrzałości.
Sunday, May 12, 2019
Subscribe to:
Posts (Atom)