Wobec pojęcia "marksizmu kulturowego" zachowuję pewien dystans, gdyż zbyt często staje się ono uniwersalnym wytrychem w rękach rozmaitych tropicieli globalnych spisków. Nie ukrywam przy tym jednak, że dostrzegam zjawisko agresywnej infantylizacji dyskursu publicznego - zwłaszcza w tzw. krajach zachodnich - polegającej na nachalnym forsowaniu przekonania, jakoby tożsamość była pojęciem dowolnie elastycznym i subiektywnym, a więc stwarzającym nieskończone możliwości w zakresie budowania w sobie mentalności ofiary, ciemiężonej rzekomo przez tych, którzy nie tolerują jej tożsamościowych fanaberii. Choć więc tego rodzaju kulturowa infantylizacja nie wpisuje się w klasyczną marksistowską narrację o walce obiektywnie zdefiniowanych klas społecznych, to sprzyja ona jednak realizacji marksistowskiego celu, jakim jest całkowita kontrola społeczna wynikająca z całkowitej antagonizacji i politycyzacji wszelkich relacji społecznych.
Nie sposób więc uciec tu od wniosku, że być może niszczyciele cywilizacji odebrali w tym kontekście kilka kluczowych lekcji od jej zwolenników. Wszakże np. Mises konsekwentnie podkreślał w "Teorii i historii", że - na przekór klasycznemu marksizmowi - to nie "siły produkcji" kształtują "relacje produkcji", ale na odwrót: to nie względy materialno-technologiczne kształtują deterministycznie kulturowo-instytucjonalny kształt danego społeczeństwa, tylko idee i wyrażające je instytucje określają, jaki poziom materialno-technologicznego rozwoju jest danemu społeczeństwu dostępny. To nie materialistyczno-biologistycznie rozumiana walka o zasoby generuje pojęcie własności prywatnej mające usankcjonować pozycję zwycięzców w owej walce, tylko autentycznie zinternalizowany szacunek dla własności prywatnej umożliwia zastąpienie walki o zasoby ich kooperacyjnym pomnażaniem.
Podobny wniosek wybrzmiewa konsekwentnie w literaturze ekonomicznej tzw. nowych instytucjonalistów - to nie dostępność zasobów naturalnych czy rozwiązań technologicznych jest kluczem do rozwoju społeczno-gospodarczego, tylko instytucje, idee i przymioty kulturowe umożliwiające uczynienie z tych pierwszych właściwego użytku. Obecność tych pierwszych w oderwaniu od tych drugich staje się wręcz na ogół katalizatorem społeczno-gospodarczego regresu, w ramach którego lokalni watażkowie otrzymują dodatkowe środki umożliwiające im korumpowanie wybranych grup społecznych i jeszcze intensywniejsze ciemiężenie grup pozostałych.
Przeniesienie prób całkowitej antagonizacji i politycyzacji relacji społecznych z obszaru obiektywno-ekonomicznego na obszar subiektywno-tożsamościowy zdaje się znamionować, że wrogowie wolnego społeczeństwa wzięli sobie do serca powyższe wnioski, wypracowane na ogół przez ich ideowych oponentów. Stąd też - zachowując ostrożność wobec posługiwania się pojęciem-wytrychem, jakim stał się "marksizm kulturowy" - należy zachowywać dziś szczególną świadomość, że rzetelna edukacja ekonomiczna musi być wyczulona na kulturowo-mentalnościowe fundamenty zdrowo działającej gospodarki.
Innymi słowy, szczególnie dziś należy konsekwentnie podkreślać, że tak jak nie ma specjalizacji, podziału pracy, akumulacji kapitału i przedsiębiorczości bez szacunku dla wolności osobistej i własności prywatnej, tak nie ma szacunku dla wolności osobistej i własności prywatnej bez kultury przepojonej zarówno klasycznymi "konserwatywnymi" cnotami roztropności, powściągliwości i dyskrecji, jak i klasycznymi "postępowymi" cnotami odwagi, odpowiedzialnej innowacyjności i ciągłej autorefleksji. Im solidniejsza bowiem staje się materialno-technologiczna "baza", tym bardziej krucha i narażona na pogrążenie się w rozkapryszonej, politykierskiej roszczeniowości może się stać jej mentalno-kulturowa "nadbudowa", która - co wykazali wspomniani wcześniej rzetelni ekonomiści - jest w rzeczywistości ową ostateczną "bazą", z której wynika nie tylko możliwość wypracowania społeczno-gospodarczego dobrobytu, ale również możliwość ocalenia - oraz zaprzepaszczenia - tego rodzaju dobrobytu wypracowanego przez poprzednie pokolenia.
Wrogowie cywilizacji zdają się dziś rozumieć to nadzwyczaj dobrze, tym lepiej więc muszą to dziś rozumieć wszyscy jej zwolennicy - zwłaszcza, że to spośród nich wywodzą się ci, którzy odkryli kluczowe w tym kontekście zależności.
Tuesday, May 29, 2018
Friday, May 25, 2018
Man is a Social, not a Tribalistic Creature
Man is not a tribal creature - or, worse still, a tribalistic creature - but a social creature. It is in his nature to undertake collective endeavors, but it is not in his nature to submit to collectivist enslavement. His natural urge is to cooperate, not to serve, and all of his specifically human accomplishments bear the clear mark of individual will, not of herd instinct.
Tribalism and collectivism may be alluring and addictive - as evil things usually are - but they are unnatural in the sense that they diminish our humanity and stifle its potential. They are a caricature of human coexistence, not its natural form, and it is crucial to bear this in mind whenever power-hungry swindlers equate what is popular with what is natural. Society is a harmony of individual desires - it is only the mob that is a cacophony of animalistic lusts. If we want to belong to the former and never fall victim to the latter, it is imperative to remember that they couldn't be further apart, and that the human mind needs to be stupefied if it is to forget this fact.
Tribalism and collectivism may be alluring and addictive - as evil things usually are - but they are unnatural in the sense that they diminish our humanity and stifle its potential. They are a caricature of human coexistence, not its natural form, and it is crucial to bear this in mind whenever power-hungry swindlers equate what is popular with what is natural. Society is a harmony of individual desires - it is only the mob that is a cacophony of animalistic lusts. If we want to belong to the former and never fall victim to the latter, it is imperative to remember that they couldn't be further apart, and that the human mind needs to be stupefied if it is to forget this fact.
Labels:
collectivism,
human nature,
individualism,
society,
tribalism
Saturday, May 12, 2018
Libertarianizm i aksjologiczna konkurencja
Libertarianizm nie tylko nie jest światopoglądem metafizycznym, ale nie jest nawet światopoglądem obyczajowym, a więc moralnym w pełnym tego słowa znaczeniu - jest on wyłącznie światopoglądem prawnym, czyli wyszczególniającym, w jakich okolicznościach dopuszczalne jest instytucjonalne wymuszenie bądź zablokowanie określonych działań. Co więcej, jest on, logicznie rzecz ujmując, jedynym możliwym światopoglądem czysto prawnym, a więc nie wikłającym prawa w narzucanie jakiejkolwiek metafizyki czy obyczajowości, zamiast tego widząc w nim instytucjonalne zabezpieczenie możliwości działania w zgodzie z dowolną nieagresywną metafizyką bądź obyczajowością.
Innymi słowy, libertarianizm jest filozofią społeczną w najwyższym stopniu odciążoną od metafizyki i obyczajowości. Z tego wynika jednakże, że jest on jednocześnie filozofią społeczną najbardziej wymagającą wobec metafizyki i obyczajowości - wymagającą od nich tego, aby przeszły one ostateczny test autentycznej społecznej akceptacji, jakim jest test skutecznej perswazji w ramach swobodnej aksjologicznej konkurencji. W im większym więc stopniu zwolennik danej metafizyki bądź obyczajowości reaguje wrogością wobec wizji życia społecznego opartego na zasadach libertariańskich, w tym większym stopniu zdradza on brak wiary w autentyczną wartość własnych propozycji metafizycznych i obyczajowych. Zdradza on bowiem wówczas przekonanie, że akceptacja dla owych propozycji powinna wynikać nie tylko z wiary w ich autentyczną wartość, ale również - czy może przede wszystkim - ze strachu przed fizycznymi represjami, a więc ze względów jednoznacznie koniunkturalnych.
Podsumowując, to nie zwolennik libertarianizmu zdradza z definicji jakiekolwiek inklinacje dekadenckie, ale ten, kto w imię rzekomego przywiązania do pewnego kanonu metafizycznych czy obyczajowych wartości wykazuje wobec libertarianizmu wrogość - tzn. ten, kto ostateczną gwarancję szacunku dla owych wartości widzi w zinstytucjonalizowanej agresji i miarą takiego poglądu mierzy wszystkich innych. Ten natomiast, kto jest do owego kanonu rzeczywiście i szczerze przywiązany, powinien tym bardziej zabiegać o możliwość przetestowania jego normatywnego wpływu w warunkach pełnego poszanowania dla wolności osobistej i swobody wyboru.
Innymi słowy, libertarianizm jest filozofią społeczną w najwyższym stopniu odciążoną od metafizyki i obyczajowości. Z tego wynika jednakże, że jest on jednocześnie filozofią społeczną najbardziej wymagającą wobec metafizyki i obyczajowości - wymagającą od nich tego, aby przeszły one ostateczny test autentycznej społecznej akceptacji, jakim jest test skutecznej perswazji w ramach swobodnej aksjologicznej konkurencji. W im większym więc stopniu zwolennik danej metafizyki bądź obyczajowości reaguje wrogością wobec wizji życia społecznego opartego na zasadach libertariańskich, w tym większym stopniu zdradza on brak wiary w autentyczną wartość własnych propozycji metafizycznych i obyczajowych. Zdradza on bowiem wówczas przekonanie, że akceptacja dla owych propozycji powinna wynikać nie tylko z wiary w ich autentyczną wartość, ale również - czy może przede wszystkim - ze strachu przed fizycznymi represjami, a więc ze względów jednoznacznie koniunkturalnych.
Podsumowując, to nie zwolennik libertarianizmu zdradza z definicji jakiekolwiek inklinacje dekadenckie, ale ten, kto w imię rzekomego przywiązania do pewnego kanonu metafizycznych czy obyczajowych wartości wykazuje wobec libertarianizmu wrogość - tzn. ten, kto ostateczną gwarancję szacunku dla owych wartości widzi w zinstytucjonalizowanej agresji i miarą takiego poglądu mierzy wszystkich innych. Ten natomiast, kto jest do owego kanonu rzeczywiście i szczerze przywiązany, powinien tym bardziej zabiegać o możliwość przetestowania jego normatywnego wpływu w warunkach pełnego poszanowania dla wolności osobistej i swobody wyboru.
Subscribe to:
Posts (Atom)