Jedną z dzisiejszych popularnonaukowych mód jest chętne powoływanie się na psychologiczne badania mające rzekomo wykazywać, że osądy moralne są w ostatecznym rachunku wyrazem emocjonalnych preferencji, a nie logicznego namysłu, i że argumenty etyczne są w związku z tym w większej mierze wyrazem racjonalizacji, niż racjonalności.
Moda ta nie jest niczym nowym, bo bardzo podobne hasła głosił kilkadziesiąt lat temu słusznie przebrzmiały dziś nurt "logicznego pozytywizmu" - nowe, albo przynajmniej stwarzające pozór nowości, jest w tym kontekście jedynie zakorzenienie owych haseł w rzekomych obserwacjach "psychologii eksperymentalnej" czy "nauk behawioralnych". Nowa zdaje się być jednak również powiązana z ową modą sugestia, jakoby akceptacja powyższej wizji moralności mogła służyć wolności osobistej, pokojowemu współistnieniu, dobrowolnej separacji i innym ideałom liberalnym oraz libertariańskim.
Sugestia ta zdaje się głosić, że jeśli skonfliktowane strony przekonają same siebie, że ich moralne dysputy polegają wyłącznie na przerzucaniu się wzajemnie przeciwstawnymi racjonalizacjami, to szybko dojdą do wniosku, że jedynym obopólnie satysfakcjonującym rozstrzygnięciem podobnych dysput jest pełna autonomia działań w indywidualnych prywatnych przestrzeniach i maksymalne zwiększenie zasięgu owych przestrzeni. Kluczowym powodem, dla którego jest to sugestia błędna, jest fakt, iż powyższa "racjonalizacyjna" wizja moralności jest niczym innym, jak kolejną odsłoną błędu genetycznego, na którym była oparta m.in. ideologia marksistowska.
Ściślej rzecz ujmując, tak samo jak z faktu, że pewien argument służy czyimś "klasowym interesom", nie wynika, że jest to argument błędny, z faktu, że pewien osąd moralny jest naturalnie zgodny z czyimś przyrodzonym temperamentem, nie wynika, że osąd ów nie zawiera w sobie logicznie wydedukowanej etycznej prawdy. Jeśli więc - zgodnie z "racjonalizacyjną" wizją moralności - argument na rzecz rozstrzygania moralnych sporów poprzez tworzenie autonomicznych prywatnych przestrzeni można domyślnie uznać za przejaw temperamentalnej preferencji i związanych z nią zabiegów racjonalizacyjnych, to oczywiście w żaden sposób nie wyda się on przekonujący tym, którzy mają temperamentalnie odmienne wizje rozstrzygania podobnych sporów - np. poprzez podporządkowanie wszystkich stron konfliktu monopolistycznemu aparatowi agresji.
Innymi słowy, na gruncie antyracjonalistycznej metaetyki nie zbuduje się racjonalnych praktyk rozstrzygania etycznych kwestii. Natomiast negatywne efekty działań racjonalizacyjnych - których istnienie i naturalny powab jest przecież rzeczą znaną od starożytności - zdoła się uśmierzyć nie w takim stopniu, w jakim uzna się je za fundament osądów moralnych, ale w takim stopniu, w jakim nauczy się je odróżniać od autentycznie racjonalnej moralnej argumentacji.
Podsumowując, szeroka akceptacja "racjonalizacyjnej" wizji moralności nie jest w stanie w żaden znaczący sposób sprzyjać szerokiej akceptacji dla wartości klasycznie liberalnych czy libertariańskich - filozofia oparta na tych wartościach, chcąc trwale zwiększać zasięg swojego oddziaływania, musi trzymać się świadomości, że, nomen omen, tylko prawda wyzwala. Mając zaś ową świadomość, musi ona tę prawdę w konsekwentnie dogłębny i przejrzysty jednocześnie sposób badać, opisywać i ilustrować.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment