Kilka uwag w kontekście tegorocznej nagrody szwedzkiego banku centralnego:
1. Cała dziedzina, którą reprezentuje laureat, miałaby dużo większą wartość, gdyby jednoznacznie określić ją mianem pewnego działu psychologii i oderwać ją od neoklasycznego aparatu metodologicznego. Wtedy mogłaby ona pełnić ekonomicznie korzystną funkcję, dokumentując rozmaite przejawy domniemanej zbiorowej irracjonalności i tym samym przyspieszając ich autokorektę (tak jak było np. w przypadku tzw. efektu styczniowego na rynkach finansowych, który im gruntowniej był opisany, tym szybciej zanikał). Tymczasem próbując uchodzić za dopełnienie podejścia neoklasycznego, dziedzina ta utrwala wszystkie jego metodologiczne błędy (ambicje tworzenia ilościowo ścisłych prognoz gospodarczych, stosowanie pseudoeksperymentalnych metod, itd.) i grzęźnie w walce z chochołami (rynek "efektywny" jako rynek złożony z wszechwiedzących optymalizatorów użyteczności, itp.). Tym samym, chcąc nie chcąc, rozbudza ona też na nowo ambicje wszelkich domorosłych inżynierów społecznych (patrz punkt kolejny).
2. Tzw. libertariański paternalizm, poza tym, że jest klasycznym orwellizmem, jest też doskonałym przykładem opisanej przez Misesa logiki interwencjonizmu - najpierw powstaje tzw. państwo opiekuńcze wraz ze swoimi "powszechnymi" systemami "ubezpieczeń" czy "opieki zdrowotnej", a potem, w obliczu ich immanentnej niewydolności, próbuje ono optymalizować odnośne koszty przy pomocy odpowiednio "subtelnej" inżynierii społecznej ("szturchanie" konsumentów w kierunku "zdrowego jedzenia", żeby nie byli oni później poważnym obciążeniem kosztowym dla "publicznej służby zdrowia", itp.). I tak jak w przypadku wszelkich innych interwencjonistycznych "optymalizacji", tu również mamy do czynienia z groźbą stromego zbocza - bo jeśli np. supermarkety "libertariańsko zmuszone" do wysuwania na pierwszy plan "zdrowej żywności" zaczną finansowo niedomagać, to później przyjdzie pora na ich "libertariańskie subwencjonowanie", w tym subwencjonowanie reklam "zdrowej żywności", itd. Nie jest to więc żaden substytut dla swobodnej konkurencji rynkowych przedsiębiorców, w tym przedsiębiorców pragnących realizować rozmaite "cele społeczne" - w przeciwieństwie do "libertariańskich paternalistów", przedsiębiorcy nie próbują majstrować przy "architekturze wyborów" konsumenta, tylko składają mu różne oferty w ramach "architektury", którą konsument buduje sobie sam w postaci indywidualnej skali preferencji i konfrontacji owej skali z rzeczonymi ofertami.
3. To dość symptomatyczne, że zarówno tzw. libertariańscy paternaliści, jak i tzw. ekonomiści behawioralni, znajdują popyt na swoje usługi w przeważającej mierze wśród instytucji polityczno-biurokratycznych, a nie np. w działach marketingu prywatnych firm czy prywatnych funduszach inwestycyjnych. Niech każdy odpowie sobie sam, czy nie sugeruje to przypadkiem, że te z ich wniosków, które są w jakiejś mierze oryginalne, nie mają żadnej szczególnej wartości organizacyjnej, natomiast te z ich wniosków, które taką wartość mają, są już od dawna znane skutecznym przedsiębiorcom i wdrażane na poziomie intuicyjno-osądowym.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment