Monday, October 30, 2017
O siłowym zbawianiu bliźnich od grzechu
Każdy domniemany chrześcijanin, który twierdzi, że ma prawo i obowiązek zbawiać innych od grzechu przemocą, powinien pamiętać, że istnienie piekła jest ostatecznym dowodem na świętą nienaruszalność ludzkiej wolności: każdy ma prawo nieodwołalnie zbuntować się przeciwko swojemu duchowemu potencjałowi i przez wieczność oddawać się jego rujnowaniu. Co więcej, wydaje się, że jest to perspektywa tym bardziej kusząca, im bardziej samozwańczy strażnicy cudzego zbawienia próbują na siłę odwodzić od niej bliźnich. Zakazanego owocu zakazuje Bóg, ale tylko człowiek próbuje ten zakaz wymuszać, łamiąc go tym samym w swojej uzurpatorskiej pysze: absolutną wartość ma tylko to dobro, które zawsze można w sposób absolutny odrzucić, zaś absolutnym złem jest dążność do absolutnego unicestwienia wolnego wyboru w tej kwestii.
Saturday, October 28, 2017
Katalonia, secesja i szacunek dla samostanowienia
Nie miałem jednoznacznego zdania w sprawie Katalonii, gdyż secesję uważam za jednoznacznie skuteczne narzędzie poszerzania zakresu wolności osobistej tylko wówczas, gdy posługują się nim jednoznaczni zwolennicy tego rodzaju poszerzania, co w tym przypadku nie było dla mnie oczywiste.
W świetle reakcji Madrytu można jednak pokusić się o tezę, że pokojowe ruchy niepodległościowe w obrębie krajów UE - choćby nie reprezentowały one czysto libertariańskiego ducha - pełnią korzystną rolę o tyle, o ile obnażają całkowitą pogardę reprezentantów politycznego status quo dla wizji unijnej współpracy opartej w większym stopniu o wartości kontraktowego samostanowienia i decentralizacyjnej autonomii.
Szczególnie obłudnie brzmi w tym kontekście argumentacja, jakoby sukces tego rodzaju ruchów z definicji służył Rosji czy innym monolitycznym dyktaturom, bo - nawet jeśli owe dyktatury mają swoją wizję skorumpowania owych ruchów - UE przebudowana w duchu autentycznie wielostronnych, zdecentralizowanych umów pomiędzy regionami jak najbardziej jednomyślnymi w swojej autonomiczności byłaby dużo silniejsza jedyną zdrową w tym kontekście siłą - siłą społeczną, nie polityczną. Owe dyktatury byłyby zaś o tyle słabsze, że również w ich łonie mogłyby się wówczas pojawić znaczące, dobrze zorganizowane i zdeterminowane ruchy secesjonistyczne, mogące wówczas odrzucić cynizm każący im wierzyć, że członkowie UE są pod względem szacunku dla regionalnego samostanowienia nie lepsi od ich własnych ciemiężycieli.
Innymi słowy, secesja nie jest żadną prostą drogą wiodącą do królestwa wolności, a czasami jej wpływ w tym zakresie jest wręcz mocno ambiwalentny, ale w większości przypadków odgrywa ona pozytywną rolę w takim stopniu, w jakim w pokojowy sposób demistyfikuje ona etatystycznego bożka "nienaruszalności ustanowionej władzy". To zaś stanowi zawsze istotny krok na drodze do takiej zmiany świadomości społecznej, której rezultatem jest coraz większa społeczna akceptacja wyłącznie dla struktur organizacyjnych opartych na dobrowolności, kontraktowości i decyzyjnej jednomyślności.
W świetle reakcji Madrytu można jednak pokusić się o tezę, że pokojowe ruchy niepodległościowe w obrębie krajów UE - choćby nie reprezentowały one czysto libertariańskiego ducha - pełnią korzystną rolę o tyle, o ile obnażają całkowitą pogardę reprezentantów politycznego status quo dla wizji unijnej współpracy opartej w większym stopniu o wartości kontraktowego samostanowienia i decentralizacyjnej autonomii.
Szczególnie obłudnie brzmi w tym kontekście argumentacja, jakoby sukces tego rodzaju ruchów z definicji służył Rosji czy innym monolitycznym dyktaturom, bo - nawet jeśli owe dyktatury mają swoją wizję skorumpowania owych ruchów - UE przebudowana w duchu autentycznie wielostronnych, zdecentralizowanych umów pomiędzy regionami jak najbardziej jednomyślnymi w swojej autonomiczności byłaby dużo silniejsza jedyną zdrową w tym kontekście siłą - siłą społeczną, nie polityczną. Owe dyktatury byłyby zaś o tyle słabsze, że również w ich łonie mogłyby się wówczas pojawić znaczące, dobrze zorganizowane i zdeterminowane ruchy secesjonistyczne, mogące wówczas odrzucić cynizm każący im wierzyć, że członkowie UE są pod względem szacunku dla regionalnego samostanowienia nie lepsi od ich własnych ciemiężycieli.
Innymi słowy, secesja nie jest żadną prostą drogą wiodącą do królestwa wolności, a czasami jej wpływ w tym zakresie jest wręcz mocno ambiwalentny, ale w większości przypadków odgrywa ona pozytywną rolę w takim stopniu, w jakim w pokojowy sposób demistyfikuje ona etatystycznego bożka "nienaruszalności ustanowionej władzy". To zaś stanowi zawsze istotny krok na drodze do takiej zmiany świadomości społecznej, której rezultatem jest coraz większa społeczna akceptacja wyłącznie dla struktur organizacyjnych opartych na dobrowolności, kontraktowości i decyzyjnej jednomyślności.
Tuesday, October 17, 2017
Wolność osobista a społeczna różnorodność
Wśród niektórych deklaratywnych zwolenników wolności osobistej i własności prywatnej regularnie pojawia się stwierdzenie, jakoby pokojowy porządek społeczny sprzyjający powyższym wartościom wymagał jednorodności kulturowej, językowej, religijnej i obyczajowej. Tymczasem tego rodzaju stwierdzenie stanowi natywistyczno-kolektywistyczne odrzucenie fundamentu tradycji klasycznego liberalizmu, jakim jest świadomość, że szacunek dla wolności osobistej i własności prywatnej jest właśnie tym, co umożliwia pokojowe współżycie i pokojową współpracę osób reprezentujących różne tradycje, kultury i religie. Cała teoria i historia klasycznego liberalizmu jest tego świadectwem - im silniej zinternalizowane na danym obszarze były wartości klasycznie liberalne, w tym większym stopniu był to obszar wieloetniczny, wielokulturowy, wielojęzyczny i wieloreligijny.
Bardzo wymowne jest tu choćby to, co pisał Wolter o XVIII-wiecznej giełdzie londyńskiej, gdzie chrześcijanie, muzułmanie i Żydzi spotykali się, by wspólnie praktykować "religię przedsiębiorczości", a następnie rozchodzili się do swoich kościołów, meczetów i synagog, często znajdujących się w tej samej dzielnicy. Jeszcze bardziej wymowna jest tu historia USA - kraju, który w okresie swojej największej świetności w największym stopniu ucieleśniał kulturę klasycznego liberalizmu, i który - nieprzypadkowo - swój dobrobyt zbudował dzięki wysiłkowi imigrantów ze wszystkich kontynentów, kultur i grup etnicznych.
Warto wreszcie przypomnieć sobie w tym kontekście, co pisał Ludwig von Mises o kanonie wartości klasycznych liberałów i libertarian: "The ultimate ideal envisioned by liberalism is the perfect cooperation of all mankind, taking place peacefully and without friction. Liberal thinking always has the whole of humanity in view and not just parts. It does not stop at limited groups; it does not end at the border of the village, of the province, of the nation, or of the continent. Its thinking is cosmopolitan and ecumenical: it takes in all men and the whole world. Liberalism is, in this sense, humanism; and the liberal, a citizen of the world, a cosmopolite."
Klasyczny liberalizm oraz jego konsekwentna, współczesna wersja - libertarianizm - to tylko tyle i aż tyle: metodologiczny indywidualizm, pryncypialny, a nie wybiórczy szacunek dla zasady nieagresji, i budowanie wspólnoty uniwersalnych idei, a nie etno-kolektywizm i wynikające z niego postrzeganie zjawiska interakcji społecznych przez pryzmat fałszywej, z gruntu antyliberalnej dychotomii pt. "wzajemna izolacja albo konflikt".
Bardzo wymowne jest tu choćby to, co pisał Wolter o XVIII-wiecznej giełdzie londyńskiej, gdzie chrześcijanie, muzułmanie i Żydzi spotykali się, by wspólnie praktykować "religię przedsiębiorczości", a następnie rozchodzili się do swoich kościołów, meczetów i synagog, często znajdujących się w tej samej dzielnicy. Jeszcze bardziej wymowna jest tu historia USA - kraju, który w okresie swojej największej świetności w największym stopniu ucieleśniał kulturę klasycznego liberalizmu, i który - nieprzypadkowo - swój dobrobyt zbudował dzięki wysiłkowi imigrantów ze wszystkich kontynentów, kultur i grup etnicznych.
Warto wreszcie przypomnieć sobie w tym kontekście, co pisał Ludwig von Mises o kanonie wartości klasycznych liberałów i libertarian: "The ultimate ideal envisioned by liberalism is the perfect cooperation of all mankind, taking place peacefully and without friction. Liberal thinking always has the whole of humanity in view and not just parts. It does not stop at limited groups; it does not end at the border of the village, of the province, of the nation, or of the continent. Its thinking is cosmopolitan and ecumenical: it takes in all men and the whole world. Liberalism is, in this sense, humanism; and the liberal, a citizen of the world, a cosmopolite."
Klasyczny liberalizm oraz jego konsekwentna, współczesna wersja - libertarianizm - to tylko tyle i aż tyle: metodologiczny indywidualizm, pryncypialny, a nie wybiórczy szacunek dla zasady nieagresji, i budowanie wspólnoty uniwersalnych idei, a nie etno-kolektywizm i wynikające z niego postrzeganie zjawiska interakcji społecznych przez pryzmat fałszywej, z gruntu antyliberalnej dychotomii pt. "wzajemna izolacja albo konflikt".
Labels:
indywidualizm,
kolektywizm,
multikulturalizm,
natywizm,
współpraca
Monday, October 9, 2017
"Ekonomia behawioralna" i "miękki paternalizm"
Kilka uwag w kontekście tegorocznej nagrody szwedzkiego banku centralnego:
1. Cała dziedzina, którą reprezentuje laureat, miałaby dużo większą wartość, gdyby jednoznacznie określić ją mianem pewnego działu psychologii i oderwać ją od neoklasycznego aparatu metodologicznego. Wtedy mogłaby ona pełnić ekonomicznie korzystną funkcję, dokumentując rozmaite przejawy domniemanej zbiorowej irracjonalności i tym samym przyspieszając ich autokorektę (tak jak było np. w przypadku tzw. efektu styczniowego na rynkach finansowych, który im gruntowniej był opisany, tym szybciej zanikał). Tymczasem próbując uchodzić za dopełnienie podejścia neoklasycznego, dziedzina ta utrwala wszystkie jego metodologiczne błędy (ambicje tworzenia ilościowo ścisłych prognoz gospodarczych, stosowanie pseudoeksperymentalnych metod, itd.) i grzęźnie w walce z chochołami (rynek "efektywny" jako rynek złożony z wszechwiedzących optymalizatorów użyteczności, itp.). Tym samym, chcąc nie chcąc, rozbudza ona też na nowo ambicje wszelkich domorosłych inżynierów społecznych (patrz punkt kolejny).
2. Tzw. libertariański paternalizm, poza tym, że jest klasycznym orwellizmem, jest też doskonałym przykładem opisanej przez Misesa logiki interwencjonizmu - najpierw powstaje tzw. państwo opiekuńcze wraz ze swoimi "powszechnymi" systemami "ubezpieczeń" czy "opieki zdrowotnej", a potem, w obliczu ich immanentnej niewydolności, próbuje ono optymalizować odnośne koszty przy pomocy odpowiednio "subtelnej" inżynierii społecznej ("szturchanie" konsumentów w kierunku "zdrowego jedzenia", żeby nie byli oni później poważnym obciążeniem kosztowym dla "publicznej służby zdrowia", itp.). I tak jak w przypadku wszelkich innych interwencjonistycznych "optymalizacji", tu również mamy do czynienia z groźbą stromego zbocza - bo jeśli np. supermarkety "libertariańsko zmuszone" do wysuwania na pierwszy plan "zdrowej żywności" zaczną finansowo niedomagać, to później przyjdzie pora na ich "libertariańskie subwencjonowanie", w tym subwencjonowanie reklam "zdrowej żywności", itd. Nie jest to więc żaden substytut dla swobodnej konkurencji rynkowych przedsiębiorców, w tym przedsiębiorców pragnących realizować rozmaite "cele społeczne" - w przeciwieństwie do "libertariańskich paternalistów", przedsiębiorcy nie próbują majstrować przy "architekturze wyborów" konsumenta, tylko składają mu różne oferty w ramach "architektury", którą konsument buduje sobie sam w postaci indywidualnej skali preferencji i konfrontacji owej skali z rzeczonymi ofertami.
3. To dość symptomatyczne, że zarówno tzw. libertariańscy paternaliści, jak i tzw. ekonomiści behawioralni, znajdują popyt na swoje usługi w przeważającej mierze wśród instytucji polityczno-biurokratycznych, a nie np. w działach marketingu prywatnych firm czy prywatnych funduszach inwestycyjnych. Niech każdy odpowie sobie sam, czy nie sugeruje to przypadkiem, że te z ich wniosków, które są w jakiejś mierze oryginalne, nie mają żadnej szczególnej wartości organizacyjnej, natomiast te z ich wniosków, które taką wartość mają, są już od dawna znane skutecznym przedsiębiorcom i wdrażane na poziomie intuicyjno-osądowym.
1. Cała dziedzina, którą reprezentuje laureat, miałaby dużo większą wartość, gdyby jednoznacznie określić ją mianem pewnego działu psychologii i oderwać ją od neoklasycznego aparatu metodologicznego. Wtedy mogłaby ona pełnić ekonomicznie korzystną funkcję, dokumentując rozmaite przejawy domniemanej zbiorowej irracjonalności i tym samym przyspieszając ich autokorektę (tak jak było np. w przypadku tzw. efektu styczniowego na rynkach finansowych, który im gruntowniej był opisany, tym szybciej zanikał). Tymczasem próbując uchodzić za dopełnienie podejścia neoklasycznego, dziedzina ta utrwala wszystkie jego metodologiczne błędy (ambicje tworzenia ilościowo ścisłych prognoz gospodarczych, stosowanie pseudoeksperymentalnych metod, itd.) i grzęźnie w walce z chochołami (rynek "efektywny" jako rynek złożony z wszechwiedzących optymalizatorów użyteczności, itp.). Tym samym, chcąc nie chcąc, rozbudza ona też na nowo ambicje wszelkich domorosłych inżynierów społecznych (patrz punkt kolejny).
2. Tzw. libertariański paternalizm, poza tym, że jest klasycznym orwellizmem, jest też doskonałym przykładem opisanej przez Misesa logiki interwencjonizmu - najpierw powstaje tzw. państwo opiekuńcze wraz ze swoimi "powszechnymi" systemami "ubezpieczeń" czy "opieki zdrowotnej", a potem, w obliczu ich immanentnej niewydolności, próbuje ono optymalizować odnośne koszty przy pomocy odpowiednio "subtelnej" inżynierii społecznej ("szturchanie" konsumentów w kierunku "zdrowego jedzenia", żeby nie byli oni później poważnym obciążeniem kosztowym dla "publicznej służby zdrowia", itp.). I tak jak w przypadku wszelkich innych interwencjonistycznych "optymalizacji", tu również mamy do czynienia z groźbą stromego zbocza - bo jeśli np. supermarkety "libertariańsko zmuszone" do wysuwania na pierwszy plan "zdrowej żywności" zaczną finansowo niedomagać, to później przyjdzie pora na ich "libertariańskie subwencjonowanie", w tym subwencjonowanie reklam "zdrowej żywności", itd. Nie jest to więc żaden substytut dla swobodnej konkurencji rynkowych przedsiębiorców, w tym przedsiębiorców pragnących realizować rozmaite "cele społeczne" - w przeciwieństwie do "libertariańskich paternalistów", przedsiębiorcy nie próbują majstrować przy "architekturze wyborów" konsumenta, tylko składają mu różne oferty w ramach "architektury", którą konsument buduje sobie sam w postaci indywidualnej skali preferencji i konfrontacji owej skali z rzeczonymi ofertami.
3. To dość symptomatyczne, że zarówno tzw. libertariańscy paternaliści, jak i tzw. ekonomiści behawioralni, znajdują popyt na swoje usługi w przeważającej mierze wśród instytucji polityczno-biurokratycznych, a nie np. w działach marketingu prywatnych firm czy prywatnych funduszach inwestycyjnych. Niech każdy odpowie sobie sam, czy nie sugeruje to przypadkiem, że te z ich wniosków, które są w jakiejś mierze oryginalne, nie mają żadnej szczególnej wartości organizacyjnej, natomiast te z ich wniosków, które taką wartość mają, są już od dawna znane skutecznym przedsiębiorcom i wdrażane na poziomie intuicyjno-osądowym.
Labels:
interwencjonizm,
paternalizm,
psychologia,
racjonalność
Tuesday, October 3, 2017
Współczesny etatyzm i jego główne narzędzia
Współczesny etatyzm posługuje się trzema głównymi narzędziami: nacjonalizmem (budowaniem plemiennej satysfakcji z przynależności do bandy największego z lokalnych rozbójników), klasowym "redystrybucjonizmem" (bastiatowską wielką fikcją, w ramach której każdy próbuje żyć kosztem wszystkich pozostałych) i technokratycznym scjentyzmem (iluzją tego, że centralne sterowanie społeczeństwem jest przedłużeniem "metody naukowej"). Klasowy "redystrybucjonizm" dostarcza chleba, nacjonalizm igrzysk, a technokratyczny scjentyzm pozoru organizacyjnej sprawności w zawiadywaniu jednym i drugim.
Wszystkie współczesne "konflikty polityczne" są przejawem napięć pomiędzy powyższymi elementami. Gdy etatyzm zbytnio eksploatuje fikcję konfliktów klasowych, wtedy większego uznania domagają się wszyscy żyjący głównie fikcją jedności narodowej. Gdy zbytnio eksploatowana jest fikcja jedności narodowej, wtedy coraz głośniej zaczynają szemrać wszyscy żyjący głównie fikcją konfliktów klasowych. A gdy w zbytnie samozadowolenie popadną praktycy technokratycznego scjentyzmu, wówczas "obrońcy narodu" i "bojownicy o sprawiedliwość społeczną" zgodnie burzą się przeciw "globalistom" czy "neoliberałom". Zasada "dziel i rządź" nie jest narzędziem łatwym w obsłudze, więc trudno się dziwić stałym nawrotom tego rodzaju napięć. Należy jednak zawsze zachowywać świadomość, że wszystko to są spory w wielkiej patologicznej rodzinie etatystów, czyli miłośników zorganizowanej agresji i grabieży.
Immanentnie chwiejne współistnienie powyższych trzech zjawisk jest stanem rzeczy bardzo drogim w utrzymaniu, zatem współczesny etatyzm toleruje pewien zakres indywidualizmu i liberalizmu, stanowiących źródło bezprecedensowego dobrobytu, a tym samym bezprecedensową gratkę dla struktur zorganizowanego pasożytnictwa. Dlatego też współczesny etatyzm rzadko bywa twardym totalitaryzmem - na ogół jest totalitaryzmem miękkim, który nie morduje swoich ofiar, ale powoli i systematycznie wysysa z nich życiowe soki, co jakiś czas przyzwalając na ich regenerację.
Nie zmienia to jednakże faktu, że współczesny etatyzm we wszystkich swych postaciach - nacjonalistycznej, klasowo-redystrybucyjnej i technokratyczno-scjentystycznej - jest absolutnym wrogiem indywidualizmu, klasycznego liberalizmu, libertarianizmu i wszelkich innych form konsekwentnego szacunku dla wolności osobistej i naturalnych praw jednostki, nie różniąc się w tym niczym od etatyzmu przedwspółczesnego. Tym samym we wszystkich konfliktach pomiędzy jego niezliczonymi szczegółowymi postaciami - "lewicą", "prawicą", natywizmem, "globalizmem", neoluddyzmem, "inżynierią społeczną", itd. - liberalizm pozostaje równie wrogi wobec nich wszystkich, dlatego że jako jedyny jest on przyjazny wartościom pokojowego, cywilizowanego życia społecznego. Jeśli ktoś twierdzi, że stanowi to jego wyjątkową słabość, to powinien też wiedzieć, że stanowi to również jego unikatową siłę - etiam si omnes, ego non.
Wszystkie współczesne "konflikty polityczne" są przejawem napięć pomiędzy powyższymi elementami. Gdy etatyzm zbytnio eksploatuje fikcję konfliktów klasowych, wtedy większego uznania domagają się wszyscy żyjący głównie fikcją jedności narodowej. Gdy zbytnio eksploatowana jest fikcja jedności narodowej, wtedy coraz głośniej zaczynają szemrać wszyscy żyjący głównie fikcją konfliktów klasowych. A gdy w zbytnie samozadowolenie popadną praktycy technokratycznego scjentyzmu, wówczas "obrońcy narodu" i "bojownicy o sprawiedliwość społeczną" zgodnie burzą się przeciw "globalistom" czy "neoliberałom". Zasada "dziel i rządź" nie jest narzędziem łatwym w obsłudze, więc trudno się dziwić stałym nawrotom tego rodzaju napięć. Należy jednak zawsze zachowywać świadomość, że wszystko to są spory w wielkiej patologicznej rodzinie etatystów, czyli miłośników zorganizowanej agresji i grabieży.
Immanentnie chwiejne współistnienie powyższych trzech zjawisk jest stanem rzeczy bardzo drogim w utrzymaniu, zatem współczesny etatyzm toleruje pewien zakres indywidualizmu i liberalizmu, stanowiących źródło bezprecedensowego dobrobytu, a tym samym bezprecedensową gratkę dla struktur zorganizowanego pasożytnictwa. Dlatego też współczesny etatyzm rzadko bywa twardym totalitaryzmem - na ogół jest totalitaryzmem miękkim, który nie morduje swoich ofiar, ale powoli i systematycznie wysysa z nich życiowe soki, co jakiś czas przyzwalając na ich regenerację.
Nie zmienia to jednakże faktu, że współczesny etatyzm we wszystkich swych postaciach - nacjonalistycznej, klasowo-redystrybucyjnej i technokratyczno-scjentystycznej - jest absolutnym wrogiem indywidualizmu, klasycznego liberalizmu, libertarianizmu i wszelkich innych form konsekwentnego szacunku dla wolności osobistej i naturalnych praw jednostki, nie różniąc się w tym niczym od etatyzmu przedwspółczesnego. Tym samym we wszystkich konfliktach pomiędzy jego niezliczonymi szczegółowymi postaciami - "lewicą", "prawicą", natywizmem, "globalizmem", neoluddyzmem, "inżynierią społeczną", itd. - liberalizm pozostaje równie wrogi wobec nich wszystkich, dlatego że jako jedyny jest on przyjazny wartościom pokojowego, cywilizowanego życia społecznego. Jeśli ktoś twierdzi, że stanowi to jego wyjątkową słabość, to powinien też wiedzieć, że stanowi to również jego unikatową siłę - etiam si omnes, ego non.
Labels:
etatyzm,
liberalizm,
nacjonalizm,
redystrybucja,
scjentyzm
Subscribe to:
Posts (Atom)