Państwa istnieją dlatego, że zdecydowana większość życzy sobie ich istnienia. A zdecydowana większość życzy sobie ich istnienia nie dlatego, że można dzięki nim realizować mityczny "interes publiczny", tylko dlatego, że niektórzy mogą dzięki nim realizować swój interes prywatny kosztem prywatnych interesów innych - nie sprawiając tym samym, że im samym będzie bezwzględnie lepiej, tylko, jak to bywa w grach o sumie ujemnej, że tym drugim będzie względnie gorzej. Etatyzm to jedno wielkie zinstytucjonalizowane rzucanie kłód pod nogi bardziej przedsiębiorczym od siebie, a zatem - w wersji demokratycznej - jest to najwyżej zorganizowana forma zazdrości i chciwości "człowieka masowego".
Dziś reprezentacyjną wręcz twarzą owego człowieka mogłaby być twarz korporacyjnego taksówkarza. I jeśli jest to wizerunek wyjątkowo brzydki, to warto zdać sobie sprawę, że jest to wierne odbicie wyjątkowej brzydoty całego systemu etatystycznego i sentymentów leżących u jego podstaw. Warto zawsze mieć go przed oczami, ilekroć będzie się miało do czynienia z co bardziej przypudrowanymi przejawami etatystycznej propagandy, zachowując tym samym świadomość, że istoty tego zjawiska nie da się w żaden sposób upiększyć. Można je jedynie zastąpić mniej odstręczającymi alternatywami, jedną z których jest z całą pewnością etos roztropnego, innowacyjnego przedsiębiorcy i równie roztropnego, umiejącego go rozpoznać konsumenta.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment