Nie, umowa o wolnym handlu nie musi się składać z "dwóch zdań". To, że argumenty na rzecz wolnego handlu są proste i logicznie przejrzyste, nie oznacza, że można je traktować i wykorzystywać w sposób prostacki. Wiele stosownych terminów gospodarczych, prawnych i finansowych to terminy nieostre, wymagające doprecyzowania w odniesieniu do szczegółowych okoliczności miejsca i czasu. Nawet w świecie anarchokapitalistycznym tego rodzaju umowy zawierałyby odniesienia do prywatnych systemów prawno-regulacyjnych i zbiorów uzupełniających je precedensów. Jedną z głównych zalet wolności gospodarczej jest to, że umożliwia ona działaniom gospodarczym przyjmowanie dowolnie złożonych i zaawansowanych form, których kontraktowa koordynacja nie wyczerpuje się w jednozdaniowej formule.
To prawda, że tego rodzaju umowy nie powinny się też składać z ponad 1000 stron - to jest już doskonała ilustracja etatystycznego chaosu. Niemniej z obserwacji tej nie wynika wcale, że owe ponad 1000 stron nie może stanowić kroku w dobrą stronę w stosunku do tego ponad 1000 stron, z jakim mamy do czynienia obecnie. Bo jeśli istotnie jest to krok w dobrą stronę, to - w miarę konsekwentnego poszerzania obszaru wolności gospodarczej i zwalczania choroby protekcjonizmu - liczba owych stron będzie z czasem konsekwentnie maleć.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment