Państwo i ogół jego działań, zwanych polityką, to, parafrazując klasyka, nie tylko wielka fikcja, w ramach której każdy próbuje żyć kosztem innych, ale też wielki, permanentny teatr absurdu, w ramach którego każdy próbuje wmusić w innych swoją ulubioną doktrynę. Innymi słowy, jest to permanentna arena sztucznych konfliktów i sfabrykowanych zbiorowych nienawiści, budowanych na bazie wcześniejszego siłowego wysterylizowania naturalnych, oddolnych, spontanicznych instytucji, takich jak rodzina, społeczność lokalna i wspólnota religijna.
Instytucje te, powstałe na gruncie ogromnej różnorodności tradycji, obyczajów, konwencji i precedensów, umożliwiają maksymalnie zdecentralizowane i wyczulone na kontekst, a tym samym maksymalnie satysfakcjonujące i możliwie jednomyślne rozstrzyganie tego rodzaju problemów etycznych, które trudno jest rozstrzygnąć wyłącznie na bazie czystego rozumu czy silnych intuicji - a do tego rodzaju problemów zaliczają się również te związane z obyczajowością w wymiarze seksualno-reprodukcyjnym.
Innymi słowy, ideologicznych wrogów nie powinni widzieć w sobie nawzajem zwolennicy różnych form obyczajowości powiązanych z rozmaitymi intymnymi obszarami ludzkiego życia - zamiast tego jako swojego wspólnego wroga powinni oni postrzegać politykę, państwo i doktrynę etatyzmu, czyli siły immanentnie niszczycielskie wobec instytucjonalnej różnorodności, lokalnej samorządności i kulturowej autonomii. Tylko wtedy jałowe uczestnictwo w sztucznych sporach stanowiących pożywkę dla monopolistycznych aparatów opresji będzie można zastąpić dojrzałą refleksją etyczną i praktyką moralną, umożliwiającą pokojowe współistnienie dobrowolnych społeczności różniących się w swoich rozstrzygnięciach kwestii ostatecznie nierozstrzygalnych.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment