Czy świat, w którym nikt nie byłby gotów "umierać za sprawę", byłby lepszym światem? Oczywiście, że tak, bo byłby to świat, w którym konkret jednostkowego życia byłby ważniejszy od najbardziej nawet uwodzicielskiej kolektywnej abstrakcji. Tym samym byłby to świat, którego pierwszym odruchem w obliczu sporu czy konfliktu byłoby zawsze chłodne szukanie pokojowych, obopólnie satysfakcjonujących rozwiązań, a nie zaczadzanie się pieniacką egzaltacją "urażonej dumy" czy "zhańbionego honoru". Zwłaszcza, że autentycznie honorowi i mający uzasadnione powody, by być z siebie dumnymi, szanują swoje życie, nie dają się ponieść kompleksom, a swoich przeciwników potrafią w pokojowy sposób przechytrzyć.
Tyczy się to również "umierania za wolność", bo po pierwsze martwemu wolność na nic już nie jest potrzebna, a po drugie tam, gdzie jedni są gotowi umierać za wolność, tam drudzy z definicji gotowi są umierać za zniewolenie tych pierwszych - a więc w świecie, w którym nikt nie jest gotów "umierać za sprawę", do tego rodzaju konfliktu z definicji dojść nie może. Sytuacja staje się trudniejsza wtedy, kiedy tylko niektórzy są gotowi "umierać za sprawę", bo to w sposób naturalny wymusza na innych przyjęcie symetrycznej postawy, ale właśnie dlatego tak istotnym celem dla wszystkich szanujących jednostkowe życie i pokojowe społeczne współżycie powinno być jednoznaczne, konsekwentne uświadamianie światu, że słuszne jest nie "umieranie za sprawę", ale całkowite, globalne odrzucenie wiary w słuszność takiego umierania.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment