Każda, nawet najlepsza idea ulega pewnej degeneracji w miarę przenikania do masowej świadomości. Albo, ściślej rzecz ujmując, sama idea pozostaje bez zmian, ale niektóre jej popularne wyobrażenia przyjmują groteskowe i wykoślawione formy. Wiara wyradza się w siermiężny fanatyzm. Tolerancja w obyczajową autocenzurę albo bezrefleksyjny relatywizm. Wolność osobista w "wolność tylko dla naszych" albo wolność przede wszystkim do bycia gburem. Wskutek czego z coraz większą liczbą osób określających się mianem np. chrześcijan, postępowców czy libertarian nie czuje się żadnej intelektualnej, moralnej ani estetycznej bliskości.
Jak się do tego odnieść? Nie odnosić się wcale. Robić wszystko po dawnemu. Ani nie przestawać powoływać się na dane wartości, a wręcz przeciwnie, bo dla zapoznających się z nimi coraz bardziej potrzebne są dobre punkty odniesienia, ani nie nobilitować ich wulgarnych form ostentacyjnie potępiając ich zwolenników czy ogólnie poświęcając wiele czasu ich krytyce. I przede wszystkim pogodzić się z myślą, że wzrastająca popularność określonych etykiet czy sloganów wcale nie musi oznaczać wzrastającej popularności zawartych w nich idei - co nie znaczy, że nie stwarza większych szans na to drugie. Rzecz w tym, by te szanse odpowiednio wykorzystać, a to wymaga stałego wysiłku na rzecz przedstawiania stosownych idei w ich intelektualnie najgłębszej, moralnie najdojrzalszej i estetycznie najbardziej wyważonej formie.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment