Nacjonalizm jest materialistyczno-biologistycznym odpowiednikiem panteizmu. Tak jak pewne osoby o "wschodnim" typie duchowości dążą do ekstazy będącej rezultatem roztopienia swojej indywidualnej świadomości w duchowej jedności wszelkiego istnienia, tak nacjonalista dąży do ekstazy będącej rezultatem roztopienia swojej indywidualnej świadomości w instynkcie stadnym. O ile więc panteistyczny mistycyzm stanowi poświęcenie własnej indywidualności na rzecz celebrowania wspólnotowej duchowości, o tyle nacjonalizm stanowi poświęcenie własnej indywidualności na rzecz celebrowania stadnej zwierzęcości.
Z tą istotną różnicą, że duchowa jedność postulowana przez panteizm jest bezgraniczna, a więc nie jest w stanie się ustawić w opozycji do jakiejkolwiek innej jedności, podczas gdy stadna jedność postulowana przez nacjonalizm - tkwiąca ściśle w porządku czysto biologicznej konkurencji - ustawia się zawsze w opozycji do innych stadnych jedności. O ile więc panteizm jest próbą obłaskawienia i wysublimowania agresywnych tendencji plemiennego kolektywizmu, o tyle nacjonalizm jest ich najbardziej zaawansowanym katalizatorem.
Thursday, June 30, 2016
Wednesday, June 29, 2016
Knight and Kirzner Reconciled by Mises
Perhaps the best way to reconcile Knight's and Kirzner's views of entrepreneurship is to suggest that the former explains entrepreneurial action in the context of reaching what Mises called "the plain state of rest", while the latter - in the context of tending towards what Mises called "the final state of rest". And while the former is a realistic state of affairs, unlike the latter, which is purely hypothetical, Mises clearly saw the two as analytically complementary. Thus, perhaps it is no more difficult to see Knight's and Kirzner's analytical approaches as equally complementary.
Labels:
entrepreneurship,
Kirzner,
knight,
market process,
Mises
Monday, June 27, 2016
Właściwą alternatywą dla międzynarodowej biurokracji nie jest "narodowa suwerenność", ale wolny rynek usług zarządczych
Właściwą alternatywą dla międzynarodowej biurokracji nie jest "narodowa suwerenność", ale wolny rynek usług zarządczych. Właściwą alternatywą dla subsydiowanego "multikulturalizmu" nie jest kulturowa jednorodność, ale swobodna kulturowa interakcja. Właściwą alternatywą dla politycznej centralizacji nie jest polityczna decentralizacja, ale rynkowy policentryzm. A właściwą alternatywą dla technokratycznego interwencjonizmu nie jest protekcjonistyczny natywizm, ale konsekwentny klasyczny liberalizm.
Sunday, June 26, 2016
O niechęci wobec kulturowych kolektywizmów
Zdrowa niechęć wobec nacjonalizmu nie bierze się z niechęci wobec zbiorowych tożsamości, ale z niechęci wobec redukowania owych tożsamości do plemiennych kompleksów. Natomiast zdrowa niechęć wobec subsydiowanego "multikulturalizmu" nie bierze się z niechęci wobec międzykulturowych interakcji, ale z niechęci wobec podporządkowywania owych interakcji socjoinżynieryjnym machinacjom. Innymi słowy, wspólnym źródłem obu powyższych zdrowych niechęci jest bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, bez którego niemożliwe jest ani zdrowe przywiązanie do zasługujących na nie znajomych, ani zdrowa otwartość wobec zasługujących na nią nieznajomych.
Labels:
multikulturalizm,
nacjonalizm,
paternalizm,
trybalizm
Saturday, June 25, 2016
The Good Alternative to an International Bureaucracy is not "National Sovereignty", but a Free Market in Governance
The good alternative to an international bureaucracy is not "national sovereignty", but a free market in governance. The good alternative to subsidized "multiculturalism" is not cultural homogeneity, but free cultural interaction. The good alternative to political centralization is not political decentralization, but market polycentrism. And the good alternative to technocratic interventionism is not protectionist nativism, but consistent classical liberalism.
Labels:
decentralization,
multiculturalism,
nationalism,
polycentrism
Friday, June 24, 2016
To Advance Liberty is to Make Politics Irrelevant
Decentralization prompted primarily by protectionist nationalism is bad for liberty, as is centralization prompted primarily by technocratic interventionism. In other words, politics is generally bad for liberty - it is at worst a vehicle of destruction and at best a tool of distraction. The way to advance liberty is to make politics irrelevant through entrepreneurial innovation, economic education, and voluntary formation of social capital, while trying to identify political "lesser evils" in the context of non-obvious electoral choices is ultimately an exercise in rational ignorance. All things considered, the opportunity cost of assessing the relative badness of various slavemasters is always the promotion of the absolute goodness of the anti-slavery mentality.
Thursday, June 23, 2016
The Non-Explanation of the "Love of Money"
Explaining market operations by invoking "the love of money" is as nonsensical as explaining them by invoking "the love of language". Both money and language are indispensable tools for engaging in large-scale social cooperation based on productive specialization and division of labor, but neither is its goal. The fact that only the former is routinely mistaken for it can only be explained by the influence of common envy masquerading as a psychological insight. As should be all too obvious, envy is the greed of the loser.
Wednesday, June 22, 2016
O rzekomej "antyspołeczności" libertarianizmu
Libertarianizm jest "antyspołeczny" w tym samym sensie, w jakim abolicjonizm był "antyhierarchiczny", a równouprawnienie płci "antyrodzinne". Co oznacza, że libertarianizm rzeczywiście sprzyja zanikowi pewnego rodzaju społeczeństw - tych opartych na prymitywnej, plemienno-niewolniczej koncepcji, zgodnie z którą najbardziej podstawowym spoiwem społecznym jest zinstytucjonalizowana agresja i wielkoskalowy syndrom sztokholmski. I nie ma co ukrywać, że w związku z tym domaga się on dość zasadniczych zmian w myśleniu na temat natury społeczeństwa, wymagających uwolnienia się od pewnych dobrze oswojonych mitów i przesądów.
Jeśli jednak jedyną alternatywą jest uporczywe budowanie racjonalizacji dla immanentnie dysfunkcyjnych, etatystycznych atrap społeczeństw, to tego rodzaju demaskatorska "antyspołeczność" jest wysoce pożądana. Widocznie, tak jak nie da się być dobrze poinformowanym nie będąc niepodatnym na pewne "informacje", nie da się też być naprawdę społecznym nie będąc w odpowiednim sensie "antyspołecznym". Tyle, że to nie wada, ale zaleta.
Jeśli jednak jedyną alternatywą jest uporczywe budowanie racjonalizacji dla immanentnie dysfunkcyjnych, etatystycznych atrap społeczeństw, to tego rodzaju demaskatorska "antyspołeczność" jest wysoce pożądana. Widocznie, tak jak nie da się być dobrze poinformowanym nie będąc niepodatnym na pewne "informacje", nie da się też być naprawdę społecznym nie będąc w odpowiednim sensie "antyspołecznym". Tyle, że to nie wada, ale zaleta.
Tuesday, June 21, 2016
Światowy pokój to wolny handel doprowadzony do swojego logicznego zwieńczenia
Jeśli towary nie będą swobodnie przekraczać granic, zrobią to armie. I analogicznie, jeśli towary swobodnie przekraczają granice, armie nie są w stanie tego zrobić: jednym z największych dobrodziejstw gospodarczej globalizacji jest to, że toczenie wojny w świecie rozwiniętym staje się zwyczajnie zbyt kosztowne, żeby było wykonalne. Innymi słowy, światowy pokój to wolny handel doprowadzony do swojego logicznego zwieńczenia.
Monday, June 20, 2016
Era informacji, specjalizacja i zdrowy rozsądek
W świecie wypełnionym informacją na znaczeniu zyskuje zarówno specjalistyczna wiedza, jak i zdrowy rozsądek, traci natomiast tzw. erudycja i tzw. autorytet. W tego rodzaju świecie z jednej strony trzeba pogodzić się z faktem, że wiedzieć się będzie dużo, ale rozumieć niewiele, więc warto swoją umiejętność rozumienia skoncentrować na konkretnym, stosunkowo wąskim obszarze, do którego chcemy naprawdę coś wnieść. Natomiast wszelkich domniemanych erudytów, a więc tych, którzy rzekomo opanowali w wyższym stopniu wiedzę z wielu różnych obszarów, należy domyślnie traktować ze znaczną podejrzliwością.
Z drugiej strony jednak nie wolno też w tego rodzaju świecie dawać się bałamucić rzekomym specjalistom z dziedzin, których sami nie rozumiemy. Tu kluczowy okazuje się zdrowy rozsądek, czyli wszechstronna umiejętność kojarzenia faktów i przeprowadzania nieformalnych logicznych dedukcji. Być może najlepszym przykładem tak rozumianego zdroworozsądkowego podejścia jest ufanie tym rzekomo eksperckim propozycjom i projektom, które otrzymują pozytywną długoterminową wycenę rynkową, ucieleśniającą zbiorową wiedzę produktywnych członków społeczeństwa, i kategoryczne nieufanie tym z nich, które próbują obejść proces rynkowej wyceny i zagwarantować swoją realizację przy użyciu metod politycznych, czyli instytucjonalnej agresji.
Innymi słowy, sprawne poruszanie się w świecie wypełnionym informacją wymaga umiejętności operowania z jednej strony w perspektywie bardzo szczegółowej i specjalistycznej, a z drugiej strony w perspektywie bardzo ogólnej i wszechstronnej. Jest to oczywiście duże wyzwanie, ale zdaje się ono należeć do gatunku tych, które z entuzjazmem podejmie każda szanująca swój intelekt osoba.
Z drugiej strony jednak nie wolno też w tego rodzaju świecie dawać się bałamucić rzekomym specjalistom z dziedzin, których sami nie rozumiemy. Tu kluczowy okazuje się zdrowy rozsądek, czyli wszechstronna umiejętność kojarzenia faktów i przeprowadzania nieformalnych logicznych dedukcji. Być może najlepszym przykładem tak rozumianego zdroworozsądkowego podejścia jest ufanie tym rzekomo eksperckim propozycjom i projektom, które otrzymują pozytywną długoterminową wycenę rynkową, ucieleśniającą zbiorową wiedzę produktywnych członków społeczeństwa, i kategoryczne nieufanie tym z nich, które próbują obejść proces rynkowej wyceny i zagwarantować swoją realizację przy użyciu metod politycznych, czyli instytucjonalnej agresji.
Innymi słowy, sprawne poruszanie się w świecie wypełnionym informacją wymaga umiejętności operowania z jednej strony w perspektywie bardzo szczegółowej i specjalistycznej, a z drugiej strony w perspektywie bardzo ogólnej i wszechstronnej. Jest to oczywiście duże wyzwanie, ale zdaje się ono należeć do gatunku tych, które z entuzjazmem podejmie każda szanująca swój intelekt osoba.
Labels:
autorytet,
informacja,
mądrość,
specjalizacja,
wiedza
Sunday, June 19, 2016
Two Kinds of Scarcity and the Value of Ideas
Scarcity seems to have a double meaning. On the one hand, good ideas are scarce in the sense that they are not superabundant - developing a really good idea is not an everyday occurrence. On the other hand, they are not scarce in the sense that they are non-rivalrous - as soon as any good idea is developed, it becomes in principle infinitely replicable.
So far good ideas seem to have been economically valuable primarily due to the former of the above two kinds of scarcity - it takes time before others learn how to replicate any sufficiently complex idea, and until that time its originator can enjoy the position of its sole distributor. However, as specialization and division of labor progress, intellectual capital becomes increasingly more important, and ever more workers become highly advanced specialists in their fields, ideas may begin to derive economic value primarily from the latter kind of scarcity. In other words, they may become more abundant, but less communicable and thus less replicable. Which, it seems to me, will ultimately make them increasingly more valuable.
This appears fully compatible with Julian Simon's suggestion that human capital is the ultimate resource. However, its potentially surprising implication seems to be that as civilization develops and all other resources become ever less scarce, human capital seems to become ever more so - not in terms of its quantitative availability, but in terms of its qualitative complexity (and the attendant non-replicability). Which, in turn, appears to me to bring sharply into focus the underappreciated fact that - just as all other central economic categories - scarcity is not an objective and quantitative, but a subjective and qualitative phenomenon. Or, in short, the more we have and the more we are, the more we want to have and the more we want to become: social and economic development is endless creative destruction and an endless discovery procedure.
So far good ideas seem to have been economically valuable primarily due to the former of the above two kinds of scarcity - it takes time before others learn how to replicate any sufficiently complex idea, and until that time its originator can enjoy the position of its sole distributor. However, as specialization and division of labor progress, intellectual capital becomes increasingly more important, and ever more workers become highly advanced specialists in their fields, ideas may begin to derive economic value primarily from the latter kind of scarcity. In other words, they may become more abundant, but less communicable and thus less replicable. Which, it seems to me, will ultimately make them increasingly more valuable.
This appears fully compatible with Julian Simon's suggestion that human capital is the ultimate resource. However, its potentially surprising implication seems to be that as civilization develops and all other resources become ever less scarce, human capital seems to become ever more so - not in terms of its quantitative availability, but in terms of its qualitative complexity (and the attendant non-replicability). Which, in turn, appears to me to bring sharply into focus the underappreciated fact that - just as all other central economic categories - scarcity is not an objective and quantitative, but a subjective and qualitative phenomenon. Or, in short, the more we have and the more we are, the more we want to have and the more we want to become: social and economic development is endless creative destruction and an endless discovery procedure.
Labels:
human capital,
ideas,
progress,
scarcity,
specialization
Friday, June 17, 2016
World Peace is Free Trade Taken to its Ultimate Conclusion
When goods do not cross borders, soldiers will. But, equally, if goods cross borders, soldiers can't: one of the greatest benefits of economic globalization is that war in the developed world is simply too expensive to be feasible. World peace is free trade taken to its ultimate conclusion.
Labels:
business,
commerce,
free trade,
globalization,
peace
Thursday, June 16, 2016
The Second Quadrilemma of Authority
If you believe that rulers are necessary, then you are a slave to your barbarity.
If you believe that rulers are benevolent, then you are a slave to your stupidity.
If you believe that rulers are inevitable, then you are a slave to your defeatism.
If you know that rulers are a superstition, then you are already free.
If you believe that rulers are benevolent, then you are a slave to your stupidity.
If you believe that rulers are inevitable, then you are a slave to your defeatism.
If you know that rulers are a superstition, then you are already free.
Monday, June 13, 2016
No "Lesser Evil" Deserves the Support of Good Persons
An evil always deserves to be radically condemned. But an apparent "lesser evil" never deserves to be "pragmatically" supported. It should be condemned according to its own measure - if it really is a lesser evil, then it should be condemned less radically, but it should be condemned nonetheless. To defeat evil is to make it thoroughly detestable, even in its relatively milder forms. To make these milder forms even marginally respectable or "pragmatically acceptable" is to pave the way for the emergence of their ever purer counterparts, thus allowing evil to score a major victory.
Sunday, June 12, 2016
Ponadczasowość najłatwiej odnaleźć w przeszłości
Rozsądną zasadą jest szukanie sobie (nawet bardzo wąsko rozumianych) autorytetów wyłącznie wśród zmarłych, a nawet dawno zmarłych. Po pierwsze, wybieramy w ten sposób wyłącznie spośród osób, których spuścizna najczęściej przeszła już pewną próbę czasu. Po drugie, zabezpieczamy się w ten sposób przed nieuchronnymi w zasadzie rozczarowaniami wobec tego, co mogą jeszcze zrobić nawet najbardziej obiecujący spośród żywych. Po trzecie wreszcie, wyrażamy w ten sposób zdrowy sceptycyzm chroniący przed przypuszczeniem, że żyjemy w jednym z tych rzadkich i szczególnych czasów, które nielicznym zdarza się dzielić z kimkolwiek naprawdę zasługującym na miano autorytetu. Innymi słowy, nie wydaje się nierozsądnym przypuszczenie, że ponadczasowość, z którą chcielibyśmy iść w przyszłość, najłatwiej odnaleźć w przeszłości.
Saturday, June 11, 2016
Marksizm jako intelektualny bankrut i ideologiczne zombie
Marksizm jest ideologią całkowicie zbankrutowaną, nie tylko empirycznie, ale, co dużo istotniejsze, również logicznie - innymi słowy, był on zbankrutowany już od chwili powstania. I to w zasadzie pod każdym względem:
1. Laborystyczna teoria wartości została obalona już w latach 70-tych XIX wieku przez pionierów rewolucji marginalistycznej oraz subiektywistycznej analizy podażowo-popytowej, w tym przede wszystkim przez Carla Mengera.
2. "Eksploatacyjna" teoria zysku została obalona przez Eugena von Bohm-Bawerka. Procent (nie zysk! Marx nie odróżniał tych dwu pojęć), czyli przychód kapitalisty, został przez niego wyjaśniony jako rekompensata za obniżoną preferencję czasową - tzn. odroczenie bieżącej konsumpcji w celu zgromadzenia oszczędności na zakup czynników produkcji. Dlatego płaca pracownika jest zdyskontowana przez wysokość preferencji czasowej - on otrzymuje płacę natychmiast, a nie w chwili oddania końcowego produktu do użytku.
3. Marx nie ma więc tak naprawdę żadnej teorii zysku, który we współczesnej literaturze na temat przedsiębiorczości definiuje się jako wynagrodzenie za umiejętność przewidywania niepewnej przyszłości przez przedsiębiorcę (Frank Knight), jego umiejętność kierowania rynku ku stanowi równowagi (Israel M. Kirzner) i tworzenie innowacyjnych produktów (Joseph Schumpeter).
4. Idea "walki klas" całkowicie ignoruje różnicę między transakcjami dobrowolnymi (rynkowymi) a wymuszonymi (polityka, rozbójnictwo, itp.). Pracownik najemny i przedsiębiorca zawierają transakcję dla obopólnej korzyści, a wolny rynek jest sumą tego rodzaju harmonijnych transakcji, co bardzo elokwentnie opisuje w swoich dziełach przede wszystkim Frederic Bastiat.
Mimo to, z uwagi na swój quasi-religijny powab, wybielający, a nawet nobilitujący wszelkiego rodzaju indywidualne i społeczne przywary (przede wszystkim zazdrość i nienawiść), marksizm trwa jako ideologiczne zombie. W związku z tym konieczne jest permanentne odsyłanie go do trumny przy pomocy kompilacji klasycznych argumentów krytycznych, takich jak te zebrane w pozycji wydanej ostatnio przez Instytut Misesa. Innymi słowy, jest to pozycja ponadczasowa, której lekturę należy rekomendować szeroko i regularnie, co niniejszym z przyjemnością czynię.
1. Laborystyczna teoria wartości została obalona już w latach 70-tych XIX wieku przez pionierów rewolucji marginalistycznej oraz subiektywistycznej analizy podażowo-popytowej, w tym przede wszystkim przez Carla Mengera.
2. "Eksploatacyjna" teoria zysku została obalona przez Eugena von Bohm-Bawerka. Procent (nie zysk! Marx nie odróżniał tych dwu pojęć), czyli przychód kapitalisty, został przez niego wyjaśniony jako rekompensata za obniżoną preferencję czasową - tzn. odroczenie bieżącej konsumpcji w celu zgromadzenia oszczędności na zakup czynników produkcji. Dlatego płaca pracownika jest zdyskontowana przez wysokość preferencji czasowej - on otrzymuje płacę natychmiast, a nie w chwili oddania końcowego produktu do użytku.
3. Marx nie ma więc tak naprawdę żadnej teorii zysku, który we współczesnej literaturze na temat przedsiębiorczości definiuje się jako wynagrodzenie za umiejętność przewidywania niepewnej przyszłości przez przedsiębiorcę (Frank Knight), jego umiejętność kierowania rynku ku stanowi równowagi (Israel M. Kirzner) i tworzenie innowacyjnych produktów (Joseph Schumpeter).
4. Idea "walki klas" całkowicie ignoruje różnicę między transakcjami dobrowolnymi (rynkowymi) a wymuszonymi (polityka, rozbójnictwo, itp.). Pracownik najemny i przedsiębiorca zawierają transakcję dla obopólnej korzyści, a wolny rynek jest sumą tego rodzaju harmonijnych transakcji, co bardzo elokwentnie opisuje w swoich dziełach przede wszystkim Frederic Bastiat.
Mimo to, z uwagi na swój quasi-religijny powab, wybielający, a nawet nobilitujący wszelkiego rodzaju indywidualne i społeczne przywary (przede wszystkim zazdrość i nienawiść), marksizm trwa jako ideologiczne zombie. W związku z tym konieczne jest permanentne odsyłanie go do trumny przy pomocy kompilacji klasycznych argumentów krytycznych, takich jak te zebrane w pozycji wydanej ostatnio przez Instytut Misesa. Innymi słowy, jest to pozycja ponadczasowa, której lekturę należy rekomendować szeroko i regularnie, co niniejszym z przyjemnością czynię.
Labels:
ASE,
ekonomia,
ekonomia austriacka,
ideologia,
marksizm
Friday, June 10, 2016
Wolny rynek to naturalny wróg nacjonalizmu
Wolny rynek - czyli najbardziej zaawansowany instytucjonalny przejaw wolności osobistej i dobrowolnej współpracy społecznej - jest z definicji internacjonalistyczny i kosmopolityczny. Nie dba on o plemienne nepotyzmy, etniczne resentymenty i prowincjonalne uprzedzenia, a jedynie o skuteczność w zakresie wytwarzania społecznej wartości w ramach swobodnej, globalnej wymiany dóbr i usług. Tym samym czyni on szanujące go osoby nie tylko zamożnymi, ale też światowymi w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Z tego samego względu nacjonalizm pod wszelką postacią jest jego naturalnym wrogiem, którego naturalnymi sojusznikami są protekcjonizm, merkantylizm i militaryzm. Wolny rynek respektuje separację, segregację i preferencyjne traktowanie, ale tylko wtedy, gdy zjawiska te oparte są na zasadach dobrowolności i kontraktowości, tak jak w przypadku konkurujących ze sobą firm czy nawet poszczególnych, niezależnych tytułów własności. Tymczasem zasad tych z definicji nie respektuje nacjonalizm, będący najprymitywniejszą formą wymuszonego kolektywizmu. Kto więc wierzy w możliwość stabilnej, długofalowej współpracy między wolnym rynkiem a nacjonalizmem pod jakąkolwiek postacią, ten nie rozumie istoty albo jednego, albo drugiego.
Z tego samego względu nacjonalizm pod wszelką postacią jest jego naturalnym wrogiem, którego naturalnymi sojusznikami są protekcjonizm, merkantylizm i militaryzm. Wolny rynek respektuje separację, segregację i preferencyjne traktowanie, ale tylko wtedy, gdy zjawiska te oparte są na zasadach dobrowolności i kontraktowości, tak jak w przypadku konkurujących ze sobą firm czy nawet poszczególnych, niezależnych tytułów własności. Tymczasem zasad tych z definicji nie respektuje nacjonalizm, będący najprymitywniejszą formą wymuszonego kolektywizmu. Kto więc wierzy w możliwość stabilnej, długofalowej współpracy między wolnym rynkiem a nacjonalizmem pod jakąkolwiek postacią, ten nie rozumie istoty albo jednego, albo drugiego.
Labels:
kosmopolityzm,
nacjonalizm,
protekcjonizm,
wolny handel,
wolny rynek
Thursday, June 9, 2016
Zaangażowanie ideowe jako wewnętrzna uczciwość
Zaangażowanie ideowe to w ostatecznym rachunku kwestia uczciwości wobec własnego intelektu, sumienia i poczucia smaku. W swojej dojrzałej formie jest ono niezależne od możliwości pełnego wdrożenia danych idei w konkretnych uwarunkowaniach kulturowych czy organizacyjnych. Innymi słowy, np. dojrzały anarchokapitalista nie musi wierzyć (choć oczywiście nie powinien też z góry nie wierzyć), że za jego życia uda się zlikwidować monopolistyczne aparaty opresji i wszelkie instytucjonalne przeszkody na drodze swobodnego rozporządzania swoją wolnością osobistą i własnością prywatną.
Bardziej liczy się to, że - dysponując stosowną wiedzą, przemyśleniami i doświadczeniami - nigdy nie obrazi on własnego intelektu, sumienia i poczucia smaku uznając przed sobą lub innymi, że istnienie monopolistycznych aparatów opresji jest uzasadnione i słuszne, a wolność osobista i własność prywatna może być przez nie naruszana w imię zbiorowych resentymentów i plemiennych fikcji. Tylko wtedy będzie też w swojej postawie wiarygodny, a tym samym nie tylko intelektualnie uczciwy wobec samego siebie, ale też intelektualnie przekonujący dla innych, łącząc w sposób naturalny względy deontologiczne i utylitarne.
Bardziej liczy się to, że - dysponując stosowną wiedzą, przemyśleniami i doświadczeniami - nigdy nie obrazi on własnego intelektu, sumienia i poczucia smaku uznając przed sobą lub innymi, że istnienie monopolistycznych aparatów opresji jest uzasadnione i słuszne, a wolność osobista i własność prywatna może być przez nie naruszana w imię zbiorowych resentymentów i plemiennych fikcji. Tylko wtedy będzie też w swojej postawie wiarygodny, a tym samym nie tylko intelektualnie uczciwy wobec samego siebie, ale też intelektualnie przekonujący dla innych, łącząc w sposób naturalny względy deontologiczne i utylitarne.
Wednesday, June 8, 2016
Wolność i własność jako rozwojowa konieczność
Wielu traktuje bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej wymiany dóbr i usług jako pewien ideał, który miło byłoby osiągnąć i którego osiągnięcie znacznie przyspieszyłoby rozwój cywilizacyjny.
Tymczasem całkiem możliwe, że bardziej poprawna jest inna perspektywa, w ramach której bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej wymiany dóbr i usług to nie chwalebny dodatek, ale rozwojowa konieczność, bez której rozwój cywilizacyjny nie tyle będzie wolniejszy, co stanie w miejscu albo nawet zacznie się cofać.
Im większą rolę spełnia w ramach rozwoju gospodarczego tzw. kapitał ludzki, złożony z hayekowskiej wiedzy kontekstowej i polanyiowskiej wiedzy utajonej, tym bardziej niszczycielskie stają się wszelkie biurokratyczne próby jego "regulowania" czy subsydiowania. Im więcej w danej gospodarce organizacyjnych innowacji, tym bardziej nieadekwatny staje się etatystyczny centralizm prawny, a tym bardziej konieczny staje się przedsiębiorczy prawny policentryzm. Im bardziej wzrasta dynamizm gospodarczy opierający się na schumpeterowskiej "kreatywnej destrukcji", tym bardziej paraliżujący staje się interwencjonizm konserwujący wszelkie zasiedziałe grupy specjalnych interesów. A wątpliwe jest, czy między tymi dwoma wystarczająco rozpędzonymi siłami - siłą skokowego przedsiębiorczego rozwoju a siłą reakcyjnego etatystycznego pasożytnictwa - możliwa jest jakakolwiek długofalowa równowaga. Mises uważał, że jest niemożliwa, a pisał o tym na długo przed nastaniem "ery informacji", kryptowalut i "ekonomii współdzielenia".
Innymi słowy, zwolennicy bezwarunkowego szacunku dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej wymiany dóbr i usług mają z dużym prawdopodobieństwem prawo czuć się uczestnikami rozgrywki va banque: jeśli ich przedsiębiorcza, edukacyjna i kulturotwórcza oferta ma zwyciężyć, to musi być to zwycięstwo całkowite. Być może tego rodzaju świadomość okaże się jedną z najskuteczniejszych motywacji do tego, żeby budować i wdrażać rzeczoną ofertę w sposób równie konsekwentny i entuzjastyczny, co sprytny i przemyślany.
Tymczasem całkiem możliwe, że bardziej poprawna jest inna perspektywa, w ramach której bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej wymiany dóbr i usług to nie chwalebny dodatek, ale rozwojowa konieczność, bez której rozwój cywilizacyjny nie tyle będzie wolniejszy, co stanie w miejscu albo nawet zacznie się cofać.
Im większą rolę spełnia w ramach rozwoju gospodarczego tzw. kapitał ludzki, złożony z hayekowskiej wiedzy kontekstowej i polanyiowskiej wiedzy utajonej, tym bardziej niszczycielskie stają się wszelkie biurokratyczne próby jego "regulowania" czy subsydiowania. Im więcej w danej gospodarce organizacyjnych innowacji, tym bardziej nieadekwatny staje się etatystyczny centralizm prawny, a tym bardziej konieczny staje się przedsiębiorczy prawny policentryzm. Im bardziej wzrasta dynamizm gospodarczy opierający się na schumpeterowskiej "kreatywnej destrukcji", tym bardziej paraliżujący staje się interwencjonizm konserwujący wszelkie zasiedziałe grupy specjalnych interesów. A wątpliwe jest, czy między tymi dwoma wystarczająco rozpędzonymi siłami - siłą skokowego przedsiębiorczego rozwoju a siłą reakcyjnego etatystycznego pasożytnictwa - możliwa jest jakakolwiek długofalowa równowaga. Mises uważał, że jest niemożliwa, a pisał o tym na długo przed nastaniem "ery informacji", kryptowalut i "ekonomii współdzielenia".
Innymi słowy, zwolennicy bezwarunkowego szacunku dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej wymiany dóbr i usług mają z dużym prawdopodobieństwem prawo czuć się uczestnikami rozgrywki va banque: jeśli ich przedsiębiorcza, edukacyjna i kulturotwórcza oferta ma zwyciężyć, to musi być to zwycięstwo całkowite. Być może tego rodzaju świadomość okaże się jedną z najskuteczniejszych motywacji do tego, żeby budować i wdrażać rzeczoną ofertę w sposób równie konsekwentny i entuzjastyczny, co sprytny i przemyślany.
Labels:
Hayek,
innowacja,
kreatywna destrukcja,
polanyi,
rozwój,
schumpeter
Tuesday, June 7, 2016
Scjentyzm na tle innych redukcjonizmów
Scjentyzm jest najbardziej absurdalnym ze wszystkich popularnych redukcjonizmów. Redukcjonizmy takie jak marxizm czy freudyzm, choć też absurdalne, są przynajmniej redukcjonizmami obejmującymi swoim programem jedynie wybrane obszary tzw. nauk humanistycznych, nie mając tym samym uniwersalnych aspiracji ontologicznych. Nawet redukcjonizmy idealistyczne i panteistyczne - choć takie aspiracje mają, nieraz przybierające bardzo fantazyjne formy - akceptują na ogół dość znaczny poziom "metafizycznej złożoności" postulowanych przez siebie substancji bazowych, unikając tym samym popadnięcia w najbardziej rażące logiczne absurdy.
Tymczasem scjentyzm już na starcie podcina gałąź, na której siedzi, negując istnienie jakiejkolwiek nieprzekraczalnej jakościowej różnicy między podmiotem a przedmiotem poznania naukowego, twierdząc jednocześnie - w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej redukcjonizmów idealistycznych i panteistycznych - że w ostatecznym rachunku istnieją tylko przedmioty. Nic dziwnego, że okresy największej popularności scjentyzmu są jednocześnie okresami największego uwiądu poważnej filozofii - a tym samym również nauki o szerokich intelektualnych perspektywach.
Tymczasem scjentyzm już na starcie podcina gałąź, na której siedzi, negując istnienie jakiejkolwiek nieprzekraczalnej jakościowej różnicy między podmiotem a przedmiotem poznania naukowego, twierdząc jednocześnie - w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej redukcjonizmów idealistycznych i panteistycznych - że w ostatecznym rachunku istnieją tylko przedmioty. Nic dziwnego, że okresy największej popularności scjentyzmu są jednocześnie okresami największego uwiądu poważnej filozofii - a tym samym również nauki o szerokich intelektualnych perspektywach.
Monday, June 6, 2016
Achieving Peace of Mind in the World of Statist Madness
Achieving peace of mind is the dual process of:
1) Becoming aware of the extent to which the surrounding world of statism is a giant lunatic asylum, rife with the grotesquely insane glorification of institutionalized violence, aggression, coercion, and parasitism.
2) Creating one's personal bubble of common sense, common honesty and common decency, and making it mentally impervious to outside influences.
Having done that, even if one fails to save the world, one can greatly succeed in saving one's dignity, sanity, and even good humor.
1) Becoming aware of the extent to which the surrounding world of statism is a giant lunatic asylum, rife with the grotesquely insane glorification of institutionalized violence, aggression, coercion, and parasitism.
2) Creating one's personal bubble of common sense, common honesty and common decency, and making it mentally impervious to outside influences.
Having done that, even if one fails to save the world, one can greatly succeed in saving one's dignity, sanity, and even good humor.
O bliźniaczych pułapkach scjentyzmu i "postmodernizmu"
Scjentyzm i "postmodernizm" są swoimi lustrzanymi odbiciami. Ten pierwszy wulgaryzuje rozum, podczas gdy ten drugi go obraża. Ten pierwszy obłudnie zaprzecza swojej zasadniczej absurdalności, podczas gdy ten drugi ostentacyjnie ją eksponuje. Ten pierwszy nazywa filozofię nonsensem, podczas gdy ten drugi nazywa nonsens filozofią. Innymi słowy, oba stanowią pseudointelektualne sztuczki, które składają się na głęboko fałszywą, pseudointelektualną dychotomię. I tak jak w przypadku innych tego rodzaju ideologicznych bałamuctw, potrzeba starego, sprawdzonego, klasycznego racjonalizmu, logiki i zdrowego rozsądku, aby je natychmiast przejrzeć.
Sunday, June 5, 2016
Kantyzm, prakseologia, randyzm i noumeny
Randyzm usiłuje wyprowadzać z aksjomatu tożsamości (A=A) i z tautologicznego stwierdzenia o istnieniu istnienia daleko idące wnioski na temat obiektywnej struktury rzeczywistości i metafizycznych esencji składających się na nią obiektów. Jest to bardzo pouczający przykład filozoficznego porywania się z motyką na słońce. Otóż z samego faktu istnienia istnienia nie wynika nic względem właściwości, jakie przyjmuje istnienie jakiegokolwiek konkretnego obiektu, a co do dopiero względem jego właściwości obiektywnych czy też metafizycznie koniecznych. Podobnie, z A=A nie wynika, czy A na zawsze z konieczności pozostanie A, czy też w określonym momencie z konieczności stanie się B albo w ogóle przestanie istnieć. Bakteria=bakteria, a hominid=hominid, ale z tego rodzaju prostych tożsamości nie można wywnioskować nic względem np. natury procesu ewolucji biologicznej, a już zwłaszcza względem tego, czy jest to proces metafizycznie konieczny.
Dużo bardziej przemyślane jest pod tym względem podejście kantowskie, które, przy percepcyjnej świadomości ogromnej zmienności i przygodności procesów zachodzących w otaczającej rzeczywistości, zachowuje jednocześnie introspekcyjną świadomość tego, że istnieją pewne poznawczo nieprzekraczalne kategorie logiczne, przez pryzmat których racjonalne podmioty postrzegają ową rzeczywistość. Czy kategorie te mają status metafizycznych konieczności? Może tak, a może nie. W każdym razie zdają się go mieć z naszego punktu widzenia, i być może to jest wszystko, co możemy na ten temat powiedzieć. Umysł z konieczności tworzy świat własnych postrzeżeń, i z tego wynika świadomość zarówno jego unikatowej siły, jak i jego unikatowych słabości. Tylko tyle i aż tyle.
Dużo bardziej przemyślana jest również pod tym względem inspirowana podejściem kantowskim dyscyplina wiedzy, jaką jest misesowska prakseologia. Prakseologia, mając świadomość nieusuwalnego obciążenia racjonalnych podmiotów ich filtrującym rzeczywistość aparatem poznawczym, nie próbuje wysnuwać zbyt daleko idących wniosków dotyczących obiektywnej struktury owej rzeczywistości czy jej metafizycznych esencji. Ta świadomość prowadzi ją jednak do wniosku, że istnieje pewna logicznie nieusuwalna kategoria interakcji pomiędzy racjonalnymi podmiotami a ich wizją otaczającej rzeczywistości - kategoria działania wraz z jego przyczynową strukturą. Wniosek ten otwiera zaś przed nami ogromny obszar niezwykle użytecznej wiedzy syntetycznej a priori, której użyteczność nie wymaga umiejętności wykazania, że jest ona "metafizycznie pewna".
Tylko tyle i aż tyle - a więc tyle, ile oferuje każda należycie przemyślana filozofia, umiejąca mierzyć intelektualne siły na poznawcze zamiary.
Dużo bardziej przemyślane jest pod tym względem podejście kantowskie, które, przy percepcyjnej świadomości ogromnej zmienności i przygodności procesów zachodzących w otaczającej rzeczywistości, zachowuje jednocześnie introspekcyjną świadomość tego, że istnieją pewne poznawczo nieprzekraczalne kategorie logiczne, przez pryzmat których racjonalne podmioty postrzegają ową rzeczywistość. Czy kategorie te mają status metafizycznych konieczności? Może tak, a może nie. W każdym razie zdają się go mieć z naszego punktu widzenia, i być może to jest wszystko, co możemy na ten temat powiedzieć. Umysł z konieczności tworzy świat własnych postrzeżeń, i z tego wynika świadomość zarówno jego unikatowej siły, jak i jego unikatowych słabości. Tylko tyle i aż tyle.
Dużo bardziej przemyślana jest również pod tym względem inspirowana podejściem kantowskim dyscyplina wiedzy, jaką jest misesowska prakseologia. Prakseologia, mając świadomość nieusuwalnego obciążenia racjonalnych podmiotów ich filtrującym rzeczywistość aparatem poznawczym, nie próbuje wysnuwać zbyt daleko idących wniosków dotyczących obiektywnej struktury owej rzeczywistości czy jej metafizycznych esencji. Ta świadomość prowadzi ją jednak do wniosku, że istnieje pewna logicznie nieusuwalna kategoria interakcji pomiędzy racjonalnymi podmiotami a ich wizją otaczającej rzeczywistości - kategoria działania wraz z jego przyczynową strukturą. Wniosek ten otwiera zaś przed nami ogromny obszar niezwykle użytecznej wiedzy syntetycznej a priori, której użyteczność nie wymaga umiejętności wykazania, że jest ona "metafizycznie pewna".
Tylko tyle i aż tyle - a więc tyle, ile oferuje każda należycie przemyślana filozofia, umiejąca mierzyć intelektualne siły na poznawcze zamiary.
Labels:
epistemologia,
filozofia,
kantyzm,
prakseologia,
randyzm
On the Twin Nuisances of Scientism and "Postmodernism"
Scientism and "postmodernism" are mirror images of one another. The former vulgarizes reason, while the latter insults it. The former hypocritically denies its underlying absurdity, while the latter proudly embraces it. The former calls philosophy nonsense, while the latter calls nonsense philosophy. In other words, they are both pseudo-intellectual gimmicks that constitute a profoundly false, pseudo-intellectual dichotomy. And as with other ideological charades of this kind, you need good old classical rationalism, logic, and common sense to see through it.
Labels:
common sense,
logic,
postmodernism,
rationalism,
scientism
Saturday, June 4, 2016
Odrobina wiedzy skłania ku złemu, prawdziwa głębia wiedzy ku dobremu
Francis Bacon napisał, że odrobina filozofii skłania umysł człowieka ku ateizmowi, ale prawdziwa głębia filozofii zwraca umysł ku religii. Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że odrobina ekonomii skłania umysł człowieka ku interwencjonizmowi, ale prawdziwa głębia ekonomii zwraca umysł ku leseferyzmowi, jak również, że odrobina antropologii skłania umysł człowieka ku nacjonalizmowi, ale prawdziwa głębia antropologii zwraca umysł ku kosmopolityzmowi.
Labels:
ateizm,
interwencjonizm,
kosmopolityzm,
leseferyzm,
nacjonalizm,
religia
Thursday, June 2, 2016
Anarchokapitalizm jako idealna forma klasycznie liberalnej demokracji konstytucyjnej
Anarchokapitalizm jest w istotnym sensie ostateczną kulminacją zasad klasycznie liberalnej demokracji konstytucyjnej - systemem, w którym "władza" jest rozproszona pomiędzy teoretycznie nieograniczoną liczbę prywatnych firm ochronnych, mediacyjnych i arbitrażowych, rynkowa konkurencja stanowi najskuteczniejszą formę (niepisanych) konstytucyjnych ograniczeń, a suwerenność konsumencka w sposób bezpośredni determinuje, które podmioty będą odpowiedzialne za utrzymywanie prawa i porządku poprzez ochronę życia, wolności i własności. Innymi słowy, anarchokapitalizm nie jest "ekstremistycznym" odchyleniem od konstytucyjno-demokratycznej formy klasycznego liberalizmu, ale jego logicznym organizacyjnym zwieńczeniem.
Wednesday, June 1, 2016
O największej zalecie Internetu i pożytkach z informacyjnej wstrzemięźliwości
Największą zaletą Internetu nie jest to, że umożliwia on natychmiastowy dostęp do wszelkiego rodzaju informacyjnych "nowości", ale to, że umożliwia on nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju uczonych "staroci", które zdążyły już przejść intelektualną próbę czasu. 99.9% zawartości Internetu - w tym zwłaszcza tzw. mediów społecznościowych - zasługuje wyłącznie na to, żeby je zignorować. Nie przeanalizować, nie potwierdzić czy obalić w dyskusji, nie nawet przeczytać pobieżnie, ale całkowicie zignorować. Pod tym względem Internet nie różni się zresztą od jakiegokolwiek innego środka masowego przekazu, a najważniejszą epistemologiczną cnotą w kontakcie ze środkami masowego przekazu jest racjonalna ignorancja.
Internet różni się jednak od pozostałych środków masowego przekazu tym, że w pozostałym 0.1% jego zawartości znajduje się niemal cała wartościowa, utrwalona i przetestowana upływem czasu wiedza, jaką kiedykolwiek wygenerowała ludzkość - od Arystotelesa po Wittgensteina, od Homera po Tolkiena czy od Cantillona po Kirznera. Już nawet selekcja bardzo małego wycinka tego 0.1% (bo na rzetelne zapoznanie się z niczym więcej nie starczy ludzkiego życia) to poważny poznawczy problem. Sądzę jednak, że już samo uświadomienie sobie, że właśnie to jest prawdziwym, potencjalnie bardzo owocnym poznawczym problemem "wieku informacji", jest rozwiązaniem innego, fałszywego i jałowego problemu poznawczego - problemu tego, jak zagospodarować i wykorzystać pozostałe, wspomniane wcześniej 99.9% informacyjnej zawartości Internetu (z których wykluczam oczywiście informacje o charakterze czysto i bezpośrednio funkcjonalnym, takie jak prognozy pogody, kursy walut, itp.). Odpowiedź brzmi: nie zagospodarowywać i nie wykorzystywać. Rozmyślnie i wytrwale ignorować. Skupiać się wyłącznie na pozostałym 0.1%. Co jest oczywiście trudne i nikt nie jest tu bez grzechu, ale trudny jest każdy trening przymiotu, jakim jest wstrzemięźliwość, a wstrzemięźliwość informacyjna wydaje się być jednym z najważniejszych rodzajów wstrzemięźliwości w świecie środków masowego przekazu.
Podsumowując, Internet zdecydowanie nie czyni ludzi mądrzejszymi o tyle, o ile daje im wszystkim szansę stania się stałymi konsumentami najnowszych informacji, tzn. uzyskania stałego dostępu do serwisów informacyjnych czy mediów społecznościowych. Może ich jednak uczynić mądrzejszymi o tyle, o ile daje im wszystkim szansę stania się wybrednymi degustatorami sprawdzonej wiedzy, tzn. uzyskania nieograniczonego i pełnego dostępu do socjologii Oppenheimera, filozofii Arystotelesa czy ekonomii Misesa.
Internet różni się jednak od pozostałych środków masowego przekazu tym, że w pozostałym 0.1% jego zawartości znajduje się niemal cała wartościowa, utrwalona i przetestowana upływem czasu wiedza, jaką kiedykolwiek wygenerowała ludzkość - od Arystotelesa po Wittgensteina, od Homera po Tolkiena czy od Cantillona po Kirznera. Już nawet selekcja bardzo małego wycinka tego 0.1% (bo na rzetelne zapoznanie się z niczym więcej nie starczy ludzkiego życia) to poważny poznawczy problem. Sądzę jednak, że już samo uświadomienie sobie, że właśnie to jest prawdziwym, potencjalnie bardzo owocnym poznawczym problemem "wieku informacji", jest rozwiązaniem innego, fałszywego i jałowego problemu poznawczego - problemu tego, jak zagospodarować i wykorzystać pozostałe, wspomniane wcześniej 99.9% informacyjnej zawartości Internetu (z których wykluczam oczywiście informacje o charakterze czysto i bezpośrednio funkcjonalnym, takie jak prognozy pogody, kursy walut, itp.). Odpowiedź brzmi: nie zagospodarowywać i nie wykorzystywać. Rozmyślnie i wytrwale ignorować. Skupiać się wyłącznie na pozostałym 0.1%. Co jest oczywiście trudne i nikt nie jest tu bez grzechu, ale trudny jest każdy trening przymiotu, jakim jest wstrzemięźliwość, a wstrzemięźliwość informacyjna wydaje się być jednym z najważniejszych rodzajów wstrzemięźliwości w świecie środków masowego przekazu.
Podsumowując, Internet zdecydowanie nie czyni ludzi mądrzejszymi o tyle, o ile daje im wszystkim szansę stania się stałymi konsumentami najnowszych informacji, tzn. uzyskania stałego dostępu do serwisów informacyjnych czy mediów społecznościowych. Może ich jednak uczynić mądrzejszymi o tyle, o ile daje im wszystkim szansę stania się wybrednymi degustatorami sprawdzonej wiedzy, tzn. uzyskania nieograniczonego i pełnego dostępu do socjologii Oppenheimera, filozofii Arystotelesa czy ekonomii Misesa.
Labels:
informacja,
Internet,
komunikacja,
racjonalna ignorancja,
wiedza
Subscribe to:
Posts (Atom)