Pojęcie "marksizm kulturowy" jest lustrzanym odbiciem pojęcia "neoliberalizm". Oba te pojęcia - przy odpowiedniej precyzji definicyjnej - mogą teoretycznie służyć opisowi pewnych konkretnych zjawisk, takich jak, odpowiednio, marksizm odwracający relację baza-nadbudowa i "liberalizm" zanieczyszczony wpływami "państwa regulacyjnego" (czyli inaczej tzw. kapitalizm kolesiowski), ale w praktyce funkcjonują niemal wyłącznie jako przeciwstawne, nieskończenie pojemne oszczerstwa. Tym samym są na dobrą sprawę spalone jako elementy jakiejkolwiek rzetelnej analizy zjawisk ekonomiczno-społecznych.
Innymi słowy, żaden postęp intelektualny nie dokonałby się w sytuacji, w której produkcja typowej akademickiej makulatury z zakresu "nauk społecznych", gdzie co parę zdań pojawia się mityczny potwór neoliberalizmu, zostałaby zrównoważona czy też zastąpiona produkcją akademickiej makulatury, gdzie co parę zdań pojawiałby się równie mityczny potwór marksizmu kulturowego. Definicje i zbiorcze kategorie mają swoje istotne poznawcze zastosowania, ale te z nich, które funkcjonują prawie wyłącznie jako obelgi i semantyczne pałki, mają na ogół ujemną wartość poznawczą. Wówczas tam, gdzie najczęściej się one pojawiają, potrzeba tym większego analitycznego wysiłku, by precyzyjnie, beznamiętnie i bezstronnie opisać zaciemniane przez nie zjawiska.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment