Monday, May 30, 2016
Anarcho-Capitalism as the Ideal Form of Classical Liberal Constitutional Democracy
In an important sense, anarcho-capitalism is the ultimate culmination of the principles of classical liberal constitutional democracy: it is a system in which "power" is decentralized among a theoretically unlimited number of private protection, mediation, and arbitration companies, market competition provides the most effective form of (unwritten) constitutional constraints, and popular (consumer) sovereignty directly determines who is in charge of keeping law and order by protecting life, liberty, and property. In other words, far from being an extremist deviation from the constitutional democratic form of the classical liberal project, anarcho-capitalism is its logical organizational conclusion.
Sunday, May 29, 2016
"Moralność libertariańska" to pleonazm
Istnieje w zasadzie filozoficzny i kulturowy konsensus co do tego, że moralność to zbiór zasad, reguł, zakazów i nakazów mających na celu przeciwdziałać instrumentalnemu i niedobrowolnemu wykorzystywaniu innych - widać to choćby w dziesięciorgu przykazań, złotej regule, imperatywie kategorycznym, itd. W związku z tym oksymoronem jest pojęcie "moralność agresji" - kto działa wobec drugiego w sposób agresywny, z definicji postępuje niemoralnie. Na tej samej zasadzie pleonazmem jest pojęcie "moralność nieagresji", "moralność wolności osobistej" czy "moralność libertariańska", gdyż wolność osobista i nieagresja są z definicji fundamentem moralności, choćby nawet wysoce kontrowersyjne były jej bardziej szczegółowe, "pozytywne" wymogi.
Innymi słowy, warto zdać sobie sprawę, że bardzo młoda filozofia społeczna (a w zasadzie, ściślej rzecz ujmując, filozofia prawna), jaką jest libertarianizm, nie proponuje żadnych radykalnych moralnych przewartościowań, tylko postuluje ściśle i konsekwentne trzymanie się odwiecznych fundamentów moralności, opisując jednocześnie w sposób bezprecedensowo precyzyjny pozytywne społeczne konsekwencje tego rodzaju podejścia. Skuteczna libertariańska edukacja jest w związku z tym niczym innym, jak umiejętnym obnażaniem i uświadamianie moralnie intuicyjnych oczywistości, będących warunkiem niezbędnym cywilizowanego współistnienia - co powinno być odebrane jako wniosek stanowiący równie wielkie wyzwanie, co wielką inspirację.
Innymi słowy, warto zdać sobie sprawę, że bardzo młoda filozofia społeczna (a w zasadzie, ściślej rzecz ujmując, filozofia prawna), jaką jest libertarianizm, nie proponuje żadnych radykalnych moralnych przewartościowań, tylko postuluje ściśle i konsekwentne trzymanie się odwiecznych fundamentów moralności, opisując jednocześnie w sposób bezprecedensowo precyzyjny pozytywne społeczne konsekwencje tego rodzaju podejścia. Skuteczna libertariańska edukacja jest w związku z tym niczym innym, jak umiejętnym obnażaniem i uświadamianie moralnie intuicyjnych oczywistości, będących warunkiem niezbędnym cywilizowanego współistnienia - co powinno być odebrane jako wniosek stanowiący równie wielkie wyzwanie, co wielką inspirację.
Saturday, May 28, 2016
Etatyzm: najgorszy z kulturowych narkotyków
Jeśli etatyzm jest taki zły, marnotrawczy i niszczycielski, to dlaczego jest tak niezmiennie popularny czy wręcz wielbiony, zwłaszcza przez swoje ofiary? Odpowiedź brzmi: ponieważ jest to kulturowy narkotyk, prawdopodobnie najtwardszy i najniebezpieczniejszy ze wszystkich. Im narkotyk daje większy pozór satysfakcji, tym bardziej wyniszcza swojego użytkownika, a im bardziej go wyniszcza, w tym większym stopniu zapewnia sobie ciągłość użytkowania.
Etatystyczny narkotyk umożliwia bezustanne uczestnictwo w orgii zinstytucjonalizowanej przemocy, która zdaje się oferować szybkie, spektakularne rozwiązania wszystkich osobistych i zbiorowych problemów. Co gorsza, w przeciwieństwie do użytkowników fizycznych narkotyków, zażywający narkotyk etatyzmu bardzo rzadko zdają sobie sprawę ze skali umysłowego spustoszenia, jakiego doznali, gdyż wcale nie musi im ono utrudniać codziennego funkcjonowania na czysto fizycznym poziomie.
Stąd też odpowiedź na pytanie, dlaczego tak trudny jest odwyk od etatyzmu. I stąd sugestia, że jedyny naprawdę skuteczny sposób na jego ułatwienie to pozbawienie etatyzmu jego narkotycznych pokus - uczynienie go bezsilnym anachronizmem, zupełnie impotentnym w świecie przedsiębiorczej "kreatywnej destrukcji", łatwości budowania szarej strefy i prywatnych systemów prawno-regulacyjnych, powszechnej dostępności rzetelnej wiedzy rozwiewającej opary etatystycznej propagandy, itp. Jeśli tylko wystarczająca liczba odpowiednio kreatywnych i przedsiębiorczych osób szczerze uwierzy, że ożywcza trzeźwość jest w stanie dać każdemu znacznie głębszą i prawdziwszą satysfakcję, niż narkotyczne zamroczenie, ów zbiorowy kulturowy odwyk zakończy się ostatecznie sukcesem.
Etatystyczny narkotyk umożliwia bezustanne uczestnictwo w orgii zinstytucjonalizowanej przemocy, która zdaje się oferować szybkie, spektakularne rozwiązania wszystkich osobistych i zbiorowych problemów. Co gorsza, w przeciwieństwie do użytkowników fizycznych narkotyków, zażywający narkotyk etatyzmu bardzo rzadko zdają sobie sprawę ze skali umysłowego spustoszenia, jakiego doznali, gdyż wcale nie musi im ono utrudniać codziennego funkcjonowania na czysto fizycznym poziomie.
Stąd też odpowiedź na pytanie, dlaczego tak trudny jest odwyk od etatyzmu. I stąd sugestia, że jedyny naprawdę skuteczny sposób na jego ułatwienie to pozbawienie etatyzmu jego narkotycznych pokus - uczynienie go bezsilnym anachronizmem, zupełnie impotentnym w świecie przedsiębiorczej "kreatywnej destrukcji", łatwości budowania szarej strefy i prywatnych systemów prawno-regulacyjnych, powszechnej dostępności rzetelnej wiedzy rozwiewającej opary etatystycznej propagandy, itp. Jeśli tylko wystarczająca liczba odpowiednio kreatywnych i przedsiębiorczych osób szczerze uwierzy, że ożywcza trzeźwość jest w stanie dać każdemu znacznie głębszą i prawdziwszą satysfakcję, niż narkotyczne zamroczenie, ów zbiorowy kulturowy odwyk zakończy się ostatecznie sukcesem.
Labels:
etatyzm,
syndrom sztokholmski,
szczęście,
wielka fikcja
Mises, Hayek, intelektualna konsekwencja i stanie na ramionach gigantów
W swoich licznych stwierdzeniach na temat tego, że tylko terytorialny monopol przemocy jest w stanie zapewnić ład i porządek, Mises brzmi jak podręcznikowy wręcz hobbesista. Tymczasem jego równie liczne - i zawsze dogłębniej uargumentowane - stwierdzenia na temat tego, że każda dobrowolnie ukonstytuowana grupa ma prawo dokonać secesji od terytorialnego monopolu przemocy, są diametralnie anty-hobbesowskie - innymi słowy, anarchistyczne we właściwym tego słowa znaczeniu (podkreślające naturalne prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa dowolnej "władzy").
Podobnie, Hayek twierdzi nieraz, że nie wyobraża sobie prywatnego, rynkowego stanowienia prawa i porządku, po to tylko, by potem długo pisać o prawie jako o doskonałym przykładzie ładu spontanicznego i o średniowiecznym prawie precedensowym odkrywanym (nie tworzonym!) przez konkurujące ze sobą sądy jako o najlepszej z dotychczasowych form ładu jurydycznego. Anegdota głosi, że gdy grupa młodszych kolegów zasugerowała Hayekowi, że w świetle powyższych wniosków powinien on przyjąć stanowisko anarchokapitalistyczne, Hayek odpowiedział: "gdybym był z waszego pokolenia, to pewnie bym je przyjął".
Innymi słowy, warto mieć świadomość, w jakim stopniu nawet najwybitniejsi myśliciele swojej epoki bywają w takim stopniu skrępowani pewnymi typowymi dla niej konwencjonalnymi przekonaniami (a może nawet przesądami), że nie są gotowi udać się do samego końca drogi wyznaczanej im przez ich analityczne dociekania. Nie powinno dziwić, że nawet intelektualni giganci bywają niekonsekwentni, ale powinno cieszyć, że z owych niekonsekwencji potrafią wydobyć się ci, którzy stoją na ich ramionach.
Podobnie, Hayek twierdzi nieraz, że nie wyobraża sobie prywatnego, rynkowego stanowienia prawa i porządku, po to tylko, by potem długo pisać o prawie jako o doskonałym przykładzie ładu spontanicznego i o średniowiecznym prawie precedensowym odkrywanym (nie tworzonym!) przez konkurujące ze sobą sądy jako o najlepszej z dotychczasowych form ładu jurydycznego. Anegdota głosi, że gdy grupa młodszych kolegów zasugerowała Hayekowi, że w świetle powyższych wniosków powinien on przyjąć stanowisko anarchokapitalistyczne, Hayek odpowiedział: "gdybym był z waszego pokolenia, to pewnie bym je przyjął".
Innymi słowy, warto mieć świadomość, w jakim stopniu nawet najwybitniejsi myśliciele swojej epoki bywają w takim stopniu skrępowani pewnymi typowymi dla niej konwencjonalnymi przekonaniami (a może nawet przesądami), że nie są gotowi udać się do samego końca drogi wyznaczanej im przez ich analityczne dociekania. Nie powinno dziwić, że nawet intelektualni giganci bywają niekonsekwentni, ale powinno cieszyć, że z owych niekonsekwencji potrafią wydobyć się ci, którzy stoją na ich ramionach.
Thursday, May 26, 2016
Wolne społeczeństwo jako intelektualna innowacja
W swoich najnowszych książkach Deirdre McCloskey sugeruje, że głównym źródłem bezprecedensowego wzbogacenia się świata na przestrzeni ostatnich dwustu lat była nie bezprecedensowa akumulacja kapitału, ale bezprecedensowa akumulacja innowacji - zarówno technologicznych, jak i intelektualnych (gdzie wśród tych drugich najważniejsza była szeroka akceptacja dla tzw. wartości burżuazyjnych).
Bardzo istotne jest w tym kontekście podkreślenie, że innowacje intelektualne stymulują rozwój innowacji technologicznych i vice versa, i że prawdopodobnie jedynie harmonijna współpraca tych dwóch rodzajów innowacji jest w stanie skutecznie utorować drogę wolnemu społeczeństwu i doprowadzić do ostatecznej eliminacji etatyzmu. Można powątpiewać, że naprawdę szerokie masy odrzucą kiedykolwiek etatyzm na bazie skrupulatnego zapoznania się z dedukcyjną argumentacją Bastiata, Misesa, Hayeka i Rothbarda. Można jednak liczyć na to, że wystarczająco liczna grupa innowatorów zainspirowana tego rodzaju argumentacją doprowadzi do takiego przeobrażenia świata, że etatyzm stanie się w nim całkowicie bezsilnym anachronizmem.
Przykładowo, można powątpiewać, że naprawdę szerokie masy kiedykolwiek opowiedzą się świadomie przeciwko bankowości centralnej wskutek dogłębnego zrozumienia austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego. Można jednak liczyć na to, że wystarczająco liczna grupa innowatorów rozumiejąca tę teorię doprowadzi ostatecznie do powstania świata, w którym sektor transakcji finansowych będzie zdominowany przez konkurujące kryptowaluty i rozproszone bazy danych, czyniąc banki centralne i ich "polityki pieniężne" impotentnymi przeżytkami. Podobnie, można powątpiewać, że naprawdę szerokie masy kiedykolwiek opowiedzą się świadomie przeciwko instytucji "państwa narodowego" wskutek dogłębnej lektury literatury anarchokapitalistycznej. Można jednak liczyć na to, że wystarczająco liczna grupa innowatorów rozumiejąca tę literaturę doprowadzi ostatecznie do powstania świata, w którym pojawienie się tysięcy seasteadów, miast czarterowych i innych autonomicznych stref własnościowych z prywatnymi infrastrukturami prawno-regulacyjnymi sprawi, że egzotycznymi reliktami staną się pojęcia "integralności terytorialnej" i "suwerenności prawnej" "państw narodowych". Na tej samej zasadzie dziś żyjemy już od pewnego czasu w bezprecedensowo nowatorskim świecie wolnym od klasycznego niewolnictwa i pełnym schumpeterowskiej "kreatywnej destrukcji", mimo to, że po dziś dzień bardzo niewielka część jego mieszkańców to staranni czytelnicy Locke'a i Schumpetera.
Podsumowując, tym, co w największym stopniu toruje drogę coraz bardziej wolnemu i zamożnemu społeczeństwu jest sojusz przedsiębiorczych intelektualistów i intelektualnych przedsiębiorców. Jeśli tylko okaże się on wystarczająco przemyślany, odkrywczy i trwały, przyszłość należy widzieć w bardzo jasnych barwach.
Bardzo istotne jest w tym kontekście podkreślenie, że innowacje intelektualne stymulują rozwój innowacji technologicznych i vice versa, i że prawdopodobnie jedynie harmonijna współpraca tych dwóch rodzajów innowacji jest w stanie skutecznie utorować drogę wolnemu społeczeństwu i doprowadzić do ostatecznej eliminacji etatyzmu. Można powątpiewać, że naprawdę szerokie masy odrzucą kiedykolwiek etatyzm na bazie skrupulatnego zapoznania się z dedukcyjną argumentacją Bastiata, Misesa, Hayeka i Rothbarda. Można jednak liczyć na to, że wystarczająco liczna grupa innowatorów zainspirowana tego rodzaju argumentacją doprowadzi do takiego przeobrażenia świata, że etatyzm stanie się w nim całkowicie bezsilnym anachronizmem.
Przykładowo, można powątpiewać, że naprawdę szerokie masy kiedykolwiek opowiedzą się świadomie przeciwko bankowości centralnej wskutek dogłębnego zrozumienia austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego. Można jednak liczyć na to, że wystarczająco liczna grupa innowatorów rozumiejąca tę teorię doprowadzi ostatecznie do powstania świata, w którym sektor transakcji finansowych będzie zdominowany przez konkurujące kryptowaluty i rozproszone bazy danych, czyniąc banki centralne i ich "polityki pieniężne" impotentnymi przeżytkami. Podobnie, można powątpiewać, że naprawdę szerokie masy kiedykolwiek opowiedzą się świadomie przeciwko instytucji "państwa narodowego" wskutek dogłębnej lektury literatury anarchokapitalistycznej. Można jednak liczyć na to, że wystarczająco liczna grupa innowatorów rozumiejąca tę literaturę doprowadzi ostatecznie do powstania świata, w którym pojawienie się tysięcy seasteadów, miast czarterowych i innych autonomicznych stref własnościowych z prywatnymi infrastrukturami prawno-regulacyjnymi sprawi, że egzotycznymi reliktami staną się pojęcia "integralności terytorialnej" i "suwerenności prawnej" "państw narodowych". Na tej samej zasadzie dziś żyjemy już od pewnego czasu w bezprecedensowo nowatorskim świecie wolnym od klasycznego niewolnictwa i pełnym schumpeterowskiej "kreatywnej destrukcji", mimo to, że po dziś dzień bardzo niewielka część jego mieszkańców to staranni czytelnicy Locke'a i Schumpetera.
Podsumowując, tym, co w największym stopniu toruje drogę coraz bardziej wolnemu i zamożnemu społeczeństwu jest sojusz przedsiębiorczych intelektualistów i intelektualnych przedsiębiorców. Jeśli tylko okaże się on wystarczająco przemyślany, odkrywczy i trwały, przyszłość należy widzieć w bardzo jasnych barwach.
Wednesday, May 25, 2016
A Statist Question in Search of a Libertarian Answer
"How do we create a free society?" sounds like a statist question in search of a libertarian answer. This is perhaps why it is unlikely to lead to many such answers of acceptable quality. Perhaps a more fruitful question to ask in this context is "how do I create or expand my personal free space and help specific others create or expand their personal free spaces?", knowing that a free society is nothing but the sum total of such private spaces and their voluntary interactions. Perhaps only millions of individual answers to this particular question can create a robust collective network of individual solutions - that is, a free society in the making.
Labels:
cooperation,
free society,
spontaneous order,
voluntaryism
Repugnancy, Marginalism, Transitivity, and Population Ethics
This paper attempts to build upon the “marginalist” solutions to various puzzles in the area of population ethics, including the so-called Repugnant Conclusion (seen as a major obstacle to the viability of the Total Utility Principle), the Ecstatic Psychopath Scenario (seen as a major obstacle to the viability of the Average Utility Principle) and the Negative Repugnant Conclusion. After rejecting the suggestion that the above puzzles should be resolved by abandoning the axiom of transitivity, I argue that the solution lies in the principle of diminishing marginal utility, whose effects apply not only to every individual added to any given population, but, even more importantly, also to the already existing members of that population.
[Read More]
[Read More]
Labels:
marginalism,
philosophy,
population ethics,
utility
Tuesday, May 24, 2016
A Note on Collective Action, Cooperation, Collusion, and Voluntary Production of Public Goods
In this note I challenge the claim that if it is possible to successfully produce public goods on a voluntary, decentralized basis, it must also be possible on the same basis to create stable cartels capable of reaping monopoly gains and frustrating consumer sovereignty. My proposed solution is rooted in the recognition that there is a fundamental asymmetry between the viability of beneficial and malevolent cooperation: the former is normally profitable both in the short and the long run, while the latter is profitable only in the short run.
[Read More]
[Read More]
Labels:
collective action,
collusion,
cooperation,
public goods
It Would Be Great if Capitalism and "Consumerism" Really Ruled the World
It would be great if capitalism and "consumerism" really ruled the world. Alas, instead of being preoccupied with the production of capital and the consumption of various useful goods and services, people still devote overwhelming attention to the parasitic ruse known as electoral politics, thus keeping it alive and well.
In other words, the cunning capitalists - for all their motivational advertisements, subliminal messages, planned obsolescences, etc. - still have a lot of work to do before they manage to do the world the favor of consuming and exploiting the institutionalized parasitism of politics out of existence.
Monday, May 23, 2016
Klasyczny liberalizm i libertarianizm a przyszłość Unii Europejskiej
Odpowiedź na pytanie, czy przedsięwzięcie zwane Unią Europejską należy odśrodkowo reformować, czy też się z niego wypisać, jest nieoczywista z punktu widzenia osoby, której bliskie są wartości klasycznie liberalne i libertariańskie. Warto więc zadać sobie w tym kontekście pytanie, z kim, chcąc nie chcąc, staje się w jednym froncie zajmując takie lub inne wobec niego stanowisko.
Opowiadając się za odśrodkową reformą UE w kierunku jej pierwotnego kształtu (strefy wolnego handlu i wolnej migracji, zintegrowanej na bazie wartości w wielu punktach zbieżnych z programem klasycznego liberalizmu), godzi się na przynajmniej tymczasowe przedłużanie współżycia przede wszystkim z technokratyczną, etatystyczną unijną biurokracją. Niemniej nawet owa biurokracja wykazuje momentami elementy zdrowego rozsądku, hamując protekcjonistyczne i dłużno-deficytowe zapędy rządów członkowskich.
Tymczasem opowiadając się za opuszczeniem UE i jej docelową likwidacją, godzi się na przynajmniej tymczasowe stanięcie we wspólnym froncie przede wszystkim z siermiężnym nacjonalizmem (w tym z narodowym socjalizmem), tzw. skrajną lewicą (z gatunku np. tej, która od kilku lat przysparza Grecji kolejnej spektakularnej "pięknej katastrofy") i apologetami kagiebowskiej mafii, z którymi to grupami - mimo wszystko w przeciwieństwie do unijnej biurokracji - klasyczny liberalizm i libertarianizm nie mają wspólnego absolutnie nic.
Innymi słowy, wybór między odśrodkowym reformowaniem UE a jej opuszczeniem i sprzyjaniem jej domyślnej likwidacji to wybór między grypą a dżumą, w ramach którego - jakkolwiek jest to oczywiście nieprzyjemne i niesatysfakcjonujące - należy jednak wybrać to pierwsze.
Opowiadając się za odśrodkową reformą UE w kierunku jej pierwotnego kształtu (strefy wolnego handlu i wolnej migracji, zintegrowanej na bazie wartości w wielu punktach zbieżnych z programem klasycznego liberalizmu), godzi się na przynajmniej tymczasowe przedłużanie współżycia przede wszystkim z technokratyczną, etatystyczną unijną biurokracją. Niemniej nawet owa biurokracja wykazuje momentami elementy zdrowego rozsądku, hamując protekcjonistyczne i dłużno-deficytowe zapędy rządów członkowskich.
Tymczasem opowiadając się za opuszczeniem UE i jej docelową likwidacją, godzi się na przynajmniej tymczasowe stanięcie we wspólnym froncie przede wszystkim z siermiężnym nacjonalizmem (w tym z narodowym socjalizmem), tzw. skrajną lewicą (z gatunku np. tej, która od kilku lat przysparza Grecji kolejnej spektakularnej "pięknej katastrofy") i apologetami kagiebowskiej mafii, z którymi to grupami - mimo wszystko w przeciwieństwie do unijnej biurokracji - klasyczny liberalizm i libertarianizm nie mają wspólnego absolutnie nic.
Innymi słowy, wybór między odśrodkowym reformowaniem UE a jej opuszczeniem i sprzyjaniem jej domyślnej likwidacji to wybór między grypą a dżumą, w ramach którego - jakkolwiek jest to oczywiście nieprzyjemne i niesatysfakcjonujące - należy jednak wybrać to pierwsze.
Labels:
biurokracja,
protekcjonizm,
Unia Europejska,
wolny handel
Sunday, May 22, 2016
Neoliberalizm i marksizm kulturowy, czyli o wiecowych oszczerstwach
Pojęcie "marksizm kulturowy" jest lustrzanym odbiciem pojęcia "neoliberalizm". Oba te pojęcia - przy odpowiedniej precyzji definicyjnej - mogą teoretycznie służyć opisowi pewnych konkretnych zjawisk, takich jak, odpowiednio, marksizm odwracający relację baza-nadbudowa i "liberalizm" zanieczyszczony wpływami "państwa regulacyjnego" (czyli inaczej tzw. kapitalizm kolesiowski), ale w praktyce funkcjonują niemal wyłącznie jako przeciwstawne, nieskończenie pojemne oszczerstwa. Tym samym są na dobrą sprawę spalone jako elementy jakiejkolwiek rzetelnej analizy zjawisk ekonomiczno-społecznych.
Innymi słowy, żaden postęp intelektualny nie dokonałby się w sytuacji, w której produkcja typowej akademickiej makulatury z zakresu "nauk społecznych", gdzie co parę zdań pojawia się mityczny potwór neoliberalizmu, zostałaby zrównoważona czy też zastąpiona produkcją akademickiej makulatury, gdzie co parę zdań pojawiałby się równie mityczny potwór marksizmu kulturowego. Definicje i zbiorcze kategorie mają swoje istotne poznawcze zastosowania, ale te z nich, które funkcjonują prawie wyłącznie jako obelgi i semantyczne pałki, mają na ogół ujemną wartość poznawczą. Wówczas tam, gdzie najczęściej się one pojawiają, potrzeba tym większego analitycznego wysiłku, by precyzyjnie, beznamiętnie i bezstronnie opisać zaciemniane przez nie zjawiska.
Innymi słowy, żaden postęp intelektualny nie dokonałby się w sytuacji, w której produkcja typowej akademickiej makulatury z zakresu "nauk społecznych", gdzie co parę zdań pojawia się mityczny potwór neoliberalizmu, zostałaby zrównoważona czy też zastąpiona produkcją akademickiej makulatury, gdzie co parę zdań pojawiałby się równie mityczny potwór marksizmu kulturowego. Definicje i zbiorcze kategorie mają swoje istotne poznawcze zastosowania, ale te z nich, które funkcjonują prawie wyłącznie jako obelgi i semantyczne pałki, mają na ogół ujemną wartość poznawczą. Wówczas tam, gdzie najczęściej się one pojawiają, potrzeba tym większego analitycznego wysiłku, by precyzyjnie, beznamiętnie i bezstronnie opisać zaciemniane przez nie zjawiska.
Friday, May 20, 2016
Liberalizm, teocentryzm, racjonalizm i scjentyzm
Niebezpodstawna wydaje się teza, że klasyczny liberalizm osiągał spektakularne sukcesy w zakresie rozwijania cywilizacji ludzkiej tak długo, jak długo sam rozwijał się na gruncie zasadniczo teocentrycznej wizji świata. Dla Locke'a naturalne, niezbywalne prawa jednostki mogły pochodzić wyłącznie od Boga - w innym wypadku stawały się mdłymi fikcjami prawnymi. Dla Webera etyka kapitalistycznej przedsiębiorczości mogła rozkwitać tylko wówczas, gdy świadomie służyła nie ziemskiemu bogaceniu się społeczeństwa, ale indywidualnemu zbawieniu. Dla Smitha słynną "niewidzialną ręką" koordynującą powstawanie spontanicznych porządków społecznych była ręka Boga.
Niebezpodstawna jest też teza, że oświeceniowy racjonalizm, który w najwyższym stopniu ucieleśniał wszystkie powyższe idee, zaczął się degenerować w socjoinżynieryjny scjentyzm właśnie wtedy, gdy wystarczająco popularne stało się przekonanie, że idee te będą się w stanie rozwijać równie dobrze, a nawet lepiej, jeśli wyruguje się z nich pierwiastek transcendentny. Od tamtego czasu - nawet po doświadczeniach XX-wiecznych etatystycznych koszmarów - ów wulgarny socjoinżynieryjny scjentyzm jest po dziś dzień domyślnym światopoglądem "klasy paplającej" (tzw. intelektualistów). Po dziś dzień słyszy się regularnie wśród przedstawicieli tej grupy, jakiego to niezwykłego wglądu w ludzką naturę może dostarczyć obserwacja życia mrówek (z czego wynika, że głównym problemem nauk społecznych jest to, jak dobrze skonstruować "ludzkie mrowisko") czy jak naturalnym źródłem "wyższego celu" ludzkiego życia jest podporządkowanie go ochronie "biosfery", "Gai", "naszej globalnej ojczyzny", itp. (co jest podręcznikowym wręcz przejawem neo-animizmu, czyli wyparcia dojrzałej teocentrycznej wizji świata nie przez jakikolwiek "świecki humanizm", ale przez zasadniczo paleolityczne formy religijności). Są to oczywiście deklaracje, które wśród pionierów klasycznego liberalizmu wzbudziłyby najwyżej rozbawienie lub zażenowanie, bo też w istocie jedynie zabawnie lub żenująco może brzmieć powoływanie się w kontekście tego rodzaju deklaracji na "niezbywalne prawa jednostki", "niewidzialną rękę" czy "przedsiębiorczą kreatywną destrukcję".
Podsumowując, wydaje się, że współcześni klasyczni liberałowie i libertarianie powinni poważnie wziąć pod rozwagę sugestię, że cywilizacja ludzka może być antropocentryczna w najlepszym tego słowa znaczeniu tylko wówczas, gdy spoczywa na dojrzałym teocentrycznym fundamencie. Z tego wynikałoby z kolei, że skuteczna ideowa edukacja w duchu wolności osobistej powinna się wiązać w kluczowym sensie ze społeczną odnową dojrzałej, personalistycznej wyobraźni religijnej. Może się bowiem okazać, że jedyną wobec tego alternatywą będzie bierna obserwacja straszno-śmiesznego konfliktu między socjoinżynieryjną karykaturą "świeckiego humanizmu" typową dla obecnych krajów Zachodu a fundamentalistyczną karykaturą teocentryzmu pleniącą się obecnie na Bliskim Wschodzie.
Niebezpodstawna jest też teza, że oświeceniowy racjonalizm, który w najwyższym stopniu ucieleśniał wszystkie powyższe idee, zaczął się degenerować w socjoinżynieryjny scjentyzm właśnie wtedy, gdy wystarczająco popularne stało się przekonanie, że idee te będą się w stanie rozwijać równie dobrze, a nawet lepiej, jeśli wyruguje się z nich pierwiastek transcendentny. Od tamtego czasu - nawet po doświadczeniach XX-wiecznych etatystycznych koszmarów - ów wulgarny socjoinżynieryjny scjentyzm jest po dziś dzień domyślnym światopoglądem "klasy paplającej" (tzw. intelektualistów). Po dziś dzień słyszy się regularnie wśród przedstawicieli tej grupy, jakiego to niezwykłego wglądu w ludzką naturę może dostarczyć obserwacja życia mrówek (z czego wynika, że głównym problemem nauk społecznych jest to, jak dobrze skonstruować "ludzkie mrowisko") czy jak naturalnym źródłem "wyższego celu" ludzkiego życia jest podporządkowanie go ochronie "biosfery", "Gai", "naszej globalnej ojczyzny", itp. (co jest podręcznikowym wręcz przejawem neo-animizmu, czyli wyparcia dojrzałej teocentrycznej wizji świata nie przez jakikolwiek "świecki humanizm", ale przez zasadniczo paleolityczne formy religijności). Są to oczywiście deklaracje, które wśród pionierów klasycznego liberalizmu wzbudziłyby najwyżej rozbawienie lub zażenowanie, bo też w istocie jedynie zabawnie lub żenująco może brzmieć powoływanie się w kontekście tego rodzaju deklaracji na "niezbywalne prawa jednostki", "niewidzialną rękę" czy "przedsiębiorczą kreatywną destrukcję".
Podsumowując, wydaje się, że współcześni klasyczni liberałowie i libertarianie powinni poważnie wziąć pod rozwagę sugestię, że cywilizacja ludzka może być antropocentryczna w najlepszym tego słowa znaczeniu tylko wówczas, gdy spoczywa na dojrzałym teocentrycznym fundamencie. Z tego wynikałoby z kolei, że skuteczna ideowa edukacja w duchu wolności osobistej powinna się wiązać w kluczowym sensie ze społeczną odnową dojrzałej, personalistycznej wyobraźni religijnej. Może się bowiem okazać, że jedyną wobec tego alternatywą będzie bierna obserwacja straszno-śmiesznego konfliktu między socjoinżynieryjną karykaturą "świeckiego humanizmu" typową dla obecnych krajów Zachodu a fundamentalistyczną karykaturą teocentryzmu pleniącą się obecnie na Bliskim Wschodzie.
Monday, May 9, 2016
Pseudo-darwinizm, moralność i ludzka natura
Pseudo-darwinowskie czy tzw. socjobiologiczne teorie moralne sugerują, że moralność nie jest niczym więcej, niż adaptacją służącą przetrwaniu gatunkowemu. Tymczasem żadna praktyka moralna nie rozwijała się nigdy pod sztandarem przetrwania gatunkowego, tylko dążyła do nadania trwaniu gatunkowemu jakościowo odpowiednich cech. Innymi słowy, każda szczera praktyka moralna polegała nie na tym, by być dobrym, aby przetrwać, ale na tym, by trwać, aby być dobrym.
Przetrwanie gatunkowe umożliwia trzymanie się ogromnej gamy różnorodnych i często przeciwstawnych sobie teorii moralnych, od arystotelizmu po utylitaryzm i od chrześcijaństwa po buddyzm, przy czym za każdym razem jest to trwanie inne jakościowo - i to przede wszystkim owe ponad-biologiczne czynniki jakościowe są dla zwolenników owych teorii moralnych kluczowym kryterium ich wartości. Innymi słowy, w dojrzałym sporze moralnym nie chodzi o ustalenie, co ma wartość w świetle celu, jakim jest przekazywanie genów, ale o ustalenie, co sprawia, że przekazywanie genów staje się wartościowym celem.
Pseudo-darwinowskie czy tzw. socjobiologiczne teorie moralne nie ubogacają więc dyskusji nad moralnością poprzez podkreślanie zwierzęcej części ludzkiej natury, ale zubażają je poprzez ich zezwierzęcanie - a już sam fakt, jak jednoznacznie pejoratywny i moralnie ujemny wydźwięk ma to słowo, powinien dawać badaczowi moralności do zrozumienia, że świadoma praktyka moralna była niemal zawsze i jest po dziś dzień próbą przezwyciężenia zwierzęcej części ludzkiej natury i jej jakościowego przewyższenia. Trudno się w związku z tym dziwić, że teorie te nie mają i prawdopodobnie nigdy nie będą mieć większego wpływu na to, jak o istocie moralności i kształcie własnej praktyki moralnej będzie myśleć przeważająca część ludzkości - i prawdopodobnie wyjdzie to moralności na dobre.
Przetrwanie gatunkowe umożliwia trzymanie się ogromnej gamy różnorodnych i często przeciwstawnych sobie teorii moralnych, od arystotelizmu po utylitaryzm i od chrześcijaństwa po buddyzm, przy czym za każdym razem jest to trwanie inne jakościowo - i to przede wszystkim owe ponad-biologiczne czynniki jakościowe są dla zwolenników owych teorii moralnych kluczowym kryterium ich wartości. Innymi słowy, w dojrzałym sporze moralnym nie chodzi o ustalenie, co ma wartość w świetle celu, jakim jest przekazywanie genów, ale o ustalenie, co sprawia, że przekazywanie genów staje się wartościowym celem.
Pseudo-darwinowskie czy tzw. socjobiologiczne teorie moralne nie ubogacają więc dyskusji nad moralnością poprzez podkreślanie zwierzęcej części ludzkiej natury, ale zubażają je poprzez ich zezwierzęcanie - a już sam fakt, jak jednoznacznie pejoratywny i moralnie ujemny wydźwięk ma to słowo, powinien dawać badaczowi moralności do zrozumienia, że świadoma praktyka moralna była niemal zawsze i jest po dziś dzień próbą przezwyciężenia zwierzęcej części ludzkiej natury i jej jakościowego przewyższenia. Trudno się w związku z tym dziwić, że teorie te nie mają i prawdopodobnie nigdy nie będą mieć większego wpływu na to, jak o istocie moralności i kształcie własnej praktyki moralnej będzie myśleć przeważająca część ludzkości - i prawdopodobnie wyjdzie to moralności na dobre.
Labels:
darwinizm,
etyka,
filozofia,
moralność,
socjobiologia
Sunday, May 8, 2016
O bliźniaczych podobieństwach nacjonalizmu i marxizmu
Nacjonalizm jest w warstwie swoich założeń "filozoficznych" wierną kopią marxizmu - i z tego względu jest to, podobnie jak marxizm, samoobalająca się ideologią. Marxizm zakłada istnienie wspólnych "interesów klasowych", ale jeśli jakiś rzekomy przedstawiciel danej klasy się do tych interesów nie poczuwa - np. rzekomy proletariusz czuje się świetnie w gospodarce kapitalistycznej - to rzuca się pod jego adresem logicznie puste oskarżenie o ulegnięcie "fałszywej świadomości". W ten sposób marxizm okazuje się psychologicznie i socjologicznie niefalsyfikowalny, a tym samym bezużyteczny zarówno jako teoria mająca wyjaśniać motywacje działań zbiorowych, jak i jako ideologia mająca nadawać społeczeństwu spójność i stabilność.
Dokładnie tak samo jest z nacjonalizmem, który zakłada istnienie wspólnych "interesów narodowych", ale jeśli jakiś rzekomy przedstawiciel danego narodu się do tych interesów nie poczuwa - np. niechętnie odnosi się do istnienia tworów zwanych "państwami narodowymi" - to rzuca się pod jego adresem logicznie puste oskarżenie o "ulegnięcie wynarodowieniu". W ten sposób nacjonalizm okazuje się równie psychologicznie i socjologicznie niefalsyfikowalny, co marxizm, a tym samym równie bezużyteczny zarówno jako teoria mająca wyjaśniać motywacje działań zbiorowych, jak i jako ideologia mająca nadawać społeczeństwu spójność i stabilność.
Jedyną różnicą jest tutaj to, że nacjonalizm - z uwagi na swój ludowy, aintelektualny charakter - okazał się znacznie trwalszym od marxizmu narzędziem szczucia ludzi przeciwko sobie i podsycania zbiorowych nienawiści. Stąd spowodował on może mniejsze spustoszenie intelektualne, ale wciąż ma szanse na spowodowanie znacznie większego spustoszenia materialnego.
Dokładnie tak samo jest z nacjonalizmem, który zakłada istnienie wspólnych "interesów narodowych", ale jeśli jakiś rzekomy przedstawiciel danego narodu się do tych interesów nie poczuwa - np. niechętnie odnosi się do istnienia tworów zwanych "państwami narodowymi" - to rzuca się pod jego adresem logicznie puste oskarżenie o "ulegnięcie wynarodowieniu". W ten sposób nacjonalizm okazuje się równie psychologicznie i socjologicznie niefalsyfikowalny, co marxizm, a tym samym równie bezużyteczny zarówno jako teoria mająca wyjaśniać motywacje działań zbiorowych, jak i jako ideologia mająca nadawać społeczeństwu spójność i stabilność.
Jedyną różnicą jest tutaj to, że nacjonalizm - z uwagi na swój ludowy, aintelektualny charakter - okazał się znacznie trwalszym od marxizmu narzędziem szczucia ludzi przeciwko sobie i podsycania zbiorowych nienawiści. Stąd spowodował on może mniejsze spustoszenie intelektualne, ale wciąż ma szanse na spowodowanie znacznie większego spustoszenia materialnego.
Friday, May 6, 2016
The Quadrilemma of Authority
If you believe that you have the right to rule others, then you are a villain.
If you believe that others have the right to rule you, then you are a slave.
If you believe that you have the right to rule others, and others have the right to rule you, then you are a dimwit.
If you believe that there is no such thing as the right to rule, then you are a friend.
If you believe that others have the right to rule you, then you are a slave.
If you believe that you have the right to rule others, and others have the right to rule you, then you are a dimwit.
If you believe that there is no such thing as the right to rule, then you are a friend.
Wednesday, May 4, 2016
Zamożność społeczeństw i przedsiębiorcza asceza
Według pewnych popularnych tez socjologicznych, wypracowanie osobistego bogactwa w epoce powszechnego niedostatku jest najlepszym dowodem siły charakteru, a więc wytężonej i wręcz ascetycznej pracy na rzecz doskonalenia własnej osobowości. W tego rodzaju aktywnej, przedsiębiorczej ascezie np. Weber widział źródło zamożności społeczeństw wyrosłych na gruncie etyki protestanckiej.
Być może zachowanie ducha tego rodzaju ascezy jest również niezbędne, aby epoka już wypracowanego powszechnego dobrobytu nie ustąpiła na powrót miejsca epoce powszechnego niedostatku. Być może tak samo, jak głównym wyzwaniem w epoce powszechnej biedy jest nieuleganie pokusie sentymentalnego pławienia się w swojej biedzie i aktywne jej zwalczanie poprzez rygorystyczne dyscyplinowanie własnego charakteru, głównym wyzwaniem w epoce powszechnego bogactwa jest nieuleganie pokusie epikurejskiego pławienia się w swoim bogactwie i nauczenie się myślenia o nim w kategoriach czysto instrumentalnych, nieznoszących blichtru i ostentacji.
Innymi słowy, prawdopodobnie jest tak, że bogactwo nigdy nie będzie w dłuższej perspektywie udziałem społeczeństwa, które traktuje je jako cel, a nie środek - czy to stanowiący kulminację pewnego etapu rygorystycznego doskonalenia własnej osobowości, czy będący narzędziem umożliwiającym wejście w kolejny tego rodzaju etap, bardziej jakościowo złożony i wymagający.
Powyższa obserwacja pozwala zrozumieć, dlaczego powszechny dobrobyt tak często nosi w sobie zarzewie powszechnego marnotrawstwa, i dlaczego immanentnie demoralizujące instytucje i idee takie jak "państwo opiekuńcze", "sprawiedliwość społeczna" czy "akcja afirmatywna" nie są w stanie sprzyjać humanitarnemu dzieleniu się dobrobytem, a jedynie jego pasożytniczemu ujmowaniu. Wdrożenie powyższych instytucji i idei sprawia bowiem, że biedni zaczynają się zachowywać tak, jak gdyby byli bogaci i chcieli tacy pozostać, podczas gdy bogactwo może przetrwać i wzrastać tylko tam, gdzie bogaci zachowują się tak, jak gdyby byli biedni i chcieli to zmienić.
Być może zachowanie ducha tego rodzaju ascezy jest również niezbędne, aby epoka już wypracowanego powszechnego dobrobytu nie ustąpiła na powrót miejsca epoce powszechnego niedostatku. Być może tak samo, jak głównym wyzwaniem w epoce powszechnej biedy jest nieuleganie pokusie sentymentalnego pławienia się w swojej biedzie i aktywne jej zwalczanie poprzez rygorystyczne dyscyplinowanie własnego charakteru, głównym wyzwaniem w epoce powszechnego bogactwa jest nieuleganie pokusie epikurejskiego pławienia się w swoim bogactwie i nauczenie się myślenia o nim w kategoriach czysto instrumentalnych, nieznoszących blichtru i ostentacji.
Innymi słowy, prawdopodobnie jest tak, że bogactwo nigdy nie będzie w dłuższej perspektywie udziałem społeczeństwa, które traktuje je jako cel, a nie środek - czy to stanowiący kulminację pewnego etapu rygorystycznego doskonalenia własnej osobowości, czy będący narzędziem umożliwiającym wejście w kolejny tego rodzaju etap, bardziej jakościowo złożony i wymagający.
Powyższa obserwacja pozwala zrozumieć, dlaczego powszechny dobrobyt tak często nosi w sobie zarzewie powszechnego marnotrawstwa, i dlaczego immanentnie demoralizujące instytucje i idee takie jak "państwo opiekuńcze", "sprawiedliwość społeczna" czy "akcja afirmatywna" nie są w stanie sprzyjać humanitarnemu dzieleniu się dobrobytem, a jedynie jego pasożytniczemu ujmowaniu. Wdrożenie powyższych instytucji i idei sprawia bowiem, że biedni zaczynają się zachowywać tak, jak gdyby byli bogaci i chcieli tacy pozostać, podczas gdy bogactwo może przetrwać i wzrastać tylko tam, gdzie bogaci zachowują się tak, jak gdyby byli biedni i chcieli to zmienić.
Labels:
bieda,
bogactwo,
państwo opiekuńcze,
przedsiębiorczość,
socjologia
Sunday, May 1, 2016
Stare, złe idee i intelektualne koszty alternatywne
Nigdy, przenigdy nie wpadnij w pułapkę wiary w to, że jakakolwiek rzekomo nowa i lepsza wersja socjalizmu, "rynkowego socjalizmu", "demokratycznego socjalizmu" czy "ekologicznego socjalizmu" ma w sobie choć cień intelektualnej powagi. Wszelkie idee sugerujące, że ekonomiczną racjonalność i moralny postęp można budować na bazie politycznej kontroli nad środkami produkcji zostały całkowicie i definitywnie zdyskwalifikowane przez precyzyjne, logiczne dowody zawarte w dziełach Bohm-Bawerka, Misesa, Hayeka i Rothbarda. Co więcej, jako że dowody te zostały w przeważającej mierze nonszalancko zignorowane, większa część XX wieku dostarczyła nam praktycznie nieskończoną liczbę ich empirycznych ilustracji.
Innymi słowy, nie ma nic dogmatycznego ani ideologicznego w automatycznym odrzucaniu czy wykpiwaniu wszelkiego rodzaju rzekomo nowych i lepszych socjalistycznych pomysłów, tak samo jak nie ma nic dogmatycznego ani ideologicznego w automatycznym odrzucaniu czy wykpiwaniu wszelkiego rodzaju rzekomo nowych i lepszych uzasadnień niewolnictwa, dyktatury czy eugenicznego rasizmu. Nie jest to kwestia ideologicznych uprzedzeń, ale elementarnego zarządzania intelektualnymi kosztami alternatywnymi. Istnieje zwyczajnie zbyt wiele interesujących i autentycznie obiecujących kwestii do rozważenia, aby można było uzasadnić tracenie czasu na dalszą eksplorację intelektualnego i moralnego ślepego zaułka zinstytucjonalizowanego gospodarczego chaosu znanego jako socjalizm.
Innymi słowy, nie ma nic dogmatycznego ani ideologicznego w automatycznym odrzucaniu czy wykpiwaniu wszelkiego rodzaju rzekomo nowych i lepszych socjalistycznych pomysłów, tak samo jak nie ma nic dogmatycznego ani ideologicznego w automatycznym odrzucaniu czy wykpiwaniu wszelkiego rodzaju rzekomo nowych i lepszych uzasadnień niewolnictwa, dyktatury czy eugenicznego rasizmu. Nie jest to kwestia ideologicznych uprzedzeń, ale elementarnego zarządzania intelektualnymi kosztami alternatywnymi. Istnieje zwyczajnie zbyt wiele interesujących i autentycznie obiecujących kwestii do rozważenia, aby można było uzasadnić tracenie czasu na dalszą eksplorację intelektualnego i moralnego ślepego zaułka zinstytucjonalizowanego gospodarczego chaosu znanego jako socjalizm.
Subscribe to:
Posts (Atom)