Jedną z najgorszych reakcji na bankructwo ideologii opartej na karykaturalnie rozumianej "postępowości" (związanej z hasłami "politycznej poprawności", "sprawiedliwości społecznej" czy "akcji afirmatywnej") jest odnalezienie w sobie sympatii dla ideologii opartej na topornie rozumianym "konserwatyzmie" (związanej z natywizmem, protekcjonizmem i naiwną wiarą w odzyskiwanie "rajów utraconych") - i vice versa. W ten sposób można przez wieczność odchorowywać na przemian dżumę i cholerę.
Tymczasem po wydostaniu się z tego zaklętego kręgu okazuje się, że rozsądnie pojmowana postępowość doskonale uzupełnia się z rozsądnie pojmowanym konserwatyzmem - jeśli np. założyć, że spontanicznie rozwijające się tradycje przetrwały długi proces selekcji kulturowej i w związku z tym zawierają w sobie tzw. "mądrość wieków", to naturalnym jest tu wniosek, że swobodne (tzn. siłowo nie ograniczane ani nie subsydiowane) przenikanie się tych tradycji w skali globalnej jest niczym innym, jak kolejnym etapem owej selekcji kulturowej, a tym samym pozytywnej ewolucji tzw. "miękkich instytucji".
I co niezaskakujące - stałym warunkiem koniecznym kolejnych etapów owej ewolucji okazuje się szacunek dla szeroko rozumianych wartości liberalnych, takich jak wolność osobista, swobodna konkurencja oraz swobodny przepływ kapitału intelektualnego i kulturowego. Innymi słowy, pomostem łączącym rozsądnie rozumiany konserwatyzm i rozsądnie rozumianą postępowość okazuje się klasycznie rozumiany liberalizm.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment