Niezależnie od tego, jak wiele toksycznych emocji i słabych argumentów otacza dyskusje na temat aborcji, jedna rzecz jest w nich zazwyczaj dobra - mają one jasno i poprawnie zdefiniowany cel. Celem tym jest ustalenie, czy aborcja jest morderstwem, a jeśli tak, to w jakich szczególnych okolicznościach może ono być uzasadnione i wybaczone.
Tego samego nie można powiedzieć o głównonurtowych dyskusjach na temat etatyzmu i natury działań etatystycznych aparatów przemocy. Tutaj mamy do czynienia nie tylko z toksycznymi emocjami i słabymi argumentami, ale również z poruszaniem się w gęstej semantycznej mgle, utkanej z syndromu sztokholmskiego, plemiennych przesądów i ekonomicznych sofizmatów. Celem tego rodzaju głównonurtowych dyskusji nie jest ustalenie, czy tzw. państwo jest czymś więcej niż najpotężniejszą z okupujących dane terytorium grup wymuszenia rozbójniczego, tzw. podatki czymś więcej niż zinstytucjonalizowaną grabieżą, a tzw. redystrybucja czymś więcej niż zalegalizowanym paserstwem. Nie ma tu sporu o definicje i naturę kluczowych społecznych bytów i zjawisk, tylko o "optymalny" zakres ich oddziaływania i o "właściwe" cele ich wykorzystania.
Jeśli więc libertarianie i zwolennicy społeczeństwa dobrowolnego uważają, że odpowiedź na powyższe trzy kluczowe, definicyjne pytania brzmi "nie", i że odpowiedź ta ma po swojej stronie logikę i fakty, muszą oni przede wszystkim doprowadzić do sytuacji, w której tego rodzaju pytania są kluczową częścią głównonurtowych sporów na szeroko rozumiane tematy społeczne. Innymi słowy, zanim zaczną oni wygrywać odpowiednie publiczne dyskusje, muszą oni rozwiać wspomnianą wyżej semantyczną mgłę, która sprawia, że dyskusje te w ogóle nie są w stanie się rozpocząć - przy czym drugie z tych zadań jest prawdopodobnie znacznie bardziej intelektualnie wymagające, niż to pierwsze.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment