Wśród osób deklarujących przywiązanie do szeroko rozumianych wartości liberalnych i libertariańskich często pojawia się bezkrytyczne poparcie dla zjawiska secesji i wszelkiego rodzaju ruchów secesjonistycznych. Tymczasem secesja jest jedynie warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym poszerzenia zakresu wolności osobistej. Jeśli secesji dokonują wojujący etatyści, to bezpośrednią jej konsekwencją będzie wzmocnienie etatyzmu na świeżo odłączonym terytorium.
W tym miejscu często pojawia się argument, że secesja immanentnie wymusza reformy liberalizacyjne, bo mniejsze jednostki administracyjne w mniejszym stopniu mogą sobie pozwolić na inflacjonizm, protekcjonizm, fiskalizm, itp. I jest to co prawda argument prawdziwy, ale nie decydujący, bo odwołujący się do konsekwencji niebezpośrednich, obciążonych znacznym marginesem nieprzewidywalności i dopuszczających różnorakie scenariusze rozwoju wydarzeń. Otóż zamiast z czasem wprowadzić liberalizacyjne reformy, taka świeżo odłączona jednostka administracyjna może równie dobrze szybko zbankrutować, a następnie błagać o bycie wykupioną i na powrót wchłoniętą przez jednostkę, od której dokonała secesji, tym samym ostatecznie wzmacniając ideowo tendencję centralizacyjną, sprzyjającą rozrostowi etatyzmu, i ośmieszając w oczach opinii publicznej ideę secesyjnej decentralizacji.
Innymi słowy, secesja nie jest żadnym wytrychem do wolności, gdyż takich wytrychów nie ma. Może być ona istotnym elementem całościowej strategii liberalizacyjnej, ale w oderwaniu od wielu innych jej kluczowych elementów - wielu innych komplementarnych składników intelektualnej i organizacyjnej struktury produkcji - może ona, jak każdy z tych elementów występujący w błędnych kombinacjach, bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment