Można powtarzać za de Jasayem, że konstytucja to "pas cnoty, do którego pani sama posiada klucz". Można twierdzić, że model monteskiuszowski to jedynie symulacja konkurencji w obrębie (przemocowego) monopolu. Można sądzić, że "checks and balances" to jedynie pozór mający maskować immanentnie monopolistyczny charakter terytorialnego aparatu opresji. To wszystko prawda.
Stwierdziwszy jednak to wszystko, trzeba zadać kluczowe w tym kontekście pytanie: po co ta symulacja? Po co te pozory? Być może świadczą one o tym, że społeczeństwo - jakkolwiek podległe syndromowi sztokholmskiemu, każącemu mu wierzyć, że jakiejś "władzy" podporządkować się musi - mimo to zachowuje pewną zdrową świadomość, że "władza" ta nie powinna być zbyt silna, monolityczna i wewnętrznie zwarta. Być może wspomniane instytucje są odpowiedzią na tę świadomość, świadczącą o paralelnej świadomości tzw. "klasy rządzącej", że pewne grupy społeczne otwarcie zbuntują się przeciw zbyt skrajnym i aroganckim przejawom libido dominandi.
Wbrew pozorom pozory są ważne. A jeśli wystarczającą wagę przykłada do nich wystarczająco wiele osób, to mogą one stać się czymś więcej niż pozorami. Tam więc na przykład, gdzie pewne grupy społeczne są gotowe otwarcie i konsekwentnie buntować się przeciwko próbom naruszania pozoru instytucjonalnego osłabiania władzy poprzez jej wewnętrzne rozdrobnienie, tam owe grupy są w stanie faktycznie władzę osłabić. Temu zaś - przy wszystkich komplikacjach i niedoskonałościach rzeczonego rozwiązania - powinien przyklasnąć każdy, kto widzi najwyższą wartość społeczną w wolności osobistej.
Wednesday, December 16, 2015
Libertarianizm, konstytucjonalizm i siła pozorów
Labels:
filozofia prawa,
konkurencja,
konstytucja,
monopol,
Monteskiusz,
sprawiedliwość
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment