Parę uwag do przemyślenia dla deklarujących sympatie libertariańskie, ale wciąż podatnych na reakcje pt. "jak trwoga, to do państwa":
1. Jedynym podmiotem, którego bezpieczeństwem jest zainteresowane państwo, jest samo państwo, a najbezpieczniej czuje się ono wtedy, kiedy społeczeństwo czuje się najbardziej niebezpiecznie. Przywołując nieśmiertelne słowa Randolpha Bourne'a: "wojna to zdrowie państwa". A zaczyna się ona wtedy, kiedy społeczeństwo daje sobie wmówić, że w niej uczestniczy, pomimo że zawsze jest w niej przegranym, w przeciwieństwie do jej immanentnych ideologicznych zwycięzców - organizmów państwowych i parapaństwowych (terrorystycznych). Warto pamiętać, że syndrom sztokholmski nie musi oznaczać, że ofiara kocha swojego prześladowcę - może również oznaczać, że uważa swojego prześladowcę za "najmniejsze zło" i "sojusznika z konieczności".
2. Jedynym podmiotem, który może zapewnić bezpieczeństwo społeczeństwu wolnych jednostek, jest społeczeństwo wolnych jednostek. Niezależnie od charakteru zagrożenia, jakiemu stawia ono czoła, zestaw skutecznych rozwiązań jest zawsze ten sam - dobrowolne porozumienia pomiędzy autonomicznymi strukturami własnościowymi, wykorzystujące w maksymalnym stopniu produktywny i organizacyjny potencjał wolnej przedsiębiorczości, decyzyjnej decentralizacji, zdroworozsądkowej edukacji i ideowego zaangażowania. To, że bieżące warunki mogą być niesprzyjające albo bardzo niesprzyjające próbom realizacji tego rodzaju rozwiązań, nie jest żadną wymówką. Po pierwsze, wartość danego rozwiązania mierzy się tym, jak sprawdza się ono w scenariuszach nieoptymalnych. A po drugie, istotą przedsiębiorczego potencjału wolności osobistej jest nic innego, jak właśnie umiejętność wynajdywania w warunkach pozornie niesprzyjających możliwości przekształcenia ich w warunki sprzyjające. Jeśli ktoś w to wątpi albo tego nie rozumie, to wątpliwe jest jego rozumienie filozoficznych i prakseologicznych podstaw libertarianizmu.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment