Nie mogę odmówić sobie tego, żeby jeszcze jeden wpis poświęcić argumentowi pt. "właścicielami tzw. przestrzeni publicznej są wszyscy podatnicy, a więc państwo - jak długo istnieje - powinno być traktowane jako namiastka nadzorcy prywatnego stowarzyszenia sąsiedzkiego i jako taki postępować", gdyż jest to argument tak intelektualnie mierny, że ziejące logiczne dziury można w nim w zasadzie znajdować bez końca.
Zostawmy już w tym miejscu kwestię otwartych bądź zamkniętych granic, bo to jest tylko jedna, stosunkowo niewinna kwestia, na postrzeganie której musi wpływać akceptacja powyższego argumentu. Skupmy się na jego najogólniejszej implikacji: otóż właściciel prywatnego stowarzyszenia sąsiedzkiego czy jakiejkolwiek innej autonomicznej struktury własnościowej ma prawo ustalać dowolne reguły obowiązujące wszystkich jej mieszkańców zgodnie z libertariańską zasadą "my home is my castle". Ma prawo ustalić czynsz na poziomie 50% dochodu mieszkańców, zobligować ich do wykupienia ubezpieczenia zdrowotnego, zakazać spożywania na terenie swojej posesji alkoholu, itd. Ten wniosek, w zestawieniu z sugestią, że państwo - jak długo istnieje - ma zastępować podatników w pełnieniu roli takiego właśnie właściciela, daje nam potencjalnie nieograniczony etatyzm, z 50% podatkami dochodowymi, przymusem ubezpieczeń, prohibicją, itd.
Innymi słowy, powyższy argument jest intelektualnie jeszcze mierniejszy i bardziej szkodliwy, niż klasyczne argumenty etatystyczne. Klasyczne argumenty etatystyczne dochodzą do etatystycznych wniosków wychodząc z etatystycznych przesłanek ("umowa społeczna", "wola narodu", "boskie prawo królów", itp.), podczas gdy ten argument dochodzi do etatystycznych wniosków wychodząc z libertariańskich przesłanek. Jest to więc argument nie tylko zwyczajnie zły z logicznego punktu widzenia, ale też - eufemistycznie rzecz ujmując - montypythonowski w swoim przebiegu. W czym nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że pewna część samozwańczych (zwłaszcza europejskich) libertarian zdaje się traktować go jako coś więcej niż wisielczy żart.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment