Tuesday, September 29, 2015
O zyskach wolnorynkowych i etatystycznych
Wolny rynek bezustannie eliminuje zyski poprzez proces konkurencyjnego arbitrażu cenowego. Państwo stara się bezustannie konserwować zyski poprzez ich przekształcanie w monopolistyczne renty. Innymi słowy, tzw. paskarstwo czy też spekulacja rozumiana jako sztuczne śrubowanie zysków to wyłącznie etatystyczne praktyki. Osiągnąć zysk na wolnym rynku to wyeliminować jego źródło. Osiągnąć zysk na "regulowanym" rynku to wytworzyć jego źródło w postaci monopolistycznego przywileju nadanego przez aparat zinstytucjonalizowanej przemocy. Należy zawsze o tym pamiętać, ilekroć zetknie się z wulgarnie nonsensownymi stwierdzeniami na temat rzekomej "wolnorynkowej chciwości".
Labels:
chciwość,
konkurencja,
monopol,
regulacja,
wolny rynek,
zysk
Sunday, September 27, 2015
Jeszcze raz o imigracji, własności i granicach
Nie mogę odmówić sobie tego, żeby jeszcze jeden wpis poświęcić argumentowi pt. "właścicielami tzw. przestrzeni publicznej są wszyscy podatnicy, a więc państwo - jak długo istnieje - powinno być traktowane jako namiastka nadzorcy prywatnego stowarzyszenia sąsiedzkiego i jako taki postępować", gdyż jest to argument tak intelektualnie mierny, że ziejące logiczne dziury można w nim w zasadzie znajdować bez końca.
Zostawmy już w tym miejscu kwestię otwartych bądź zamkniętych granic, bo to jest tylko jedna, stosunkowo niewinna kwestia, na postrzeganie której musi wpływać akceptacja powyższego argumentu. Skupmy się na jego najogólniejszej implikacji: otóż właściciel prywatnego stowarzyszenia sąsiedzkiego czy jakiejkolwiek innej autonomicznej struktury własnościowej ma prawo ustalać dowolne reguły obowiązujące wszystkich jej mieszkańców zgodnie z libertariańską zasadą "my home is my castle". Ma prawo ustalić czynsz na poziomie 50% dochodu mieszkańców, zobligować ich do wykupienia ubezpieczenia zdrowotnego, zakazać spożywania na terenie swojej posesji alkoholu, itd. Ten wniosek, w zestawieniu z sugestią, że państwo - jak długo istnieje - ma zastępować podatników w pełnieniu roli takiego właśnie właściciela, daje nam potencjalnie nieograniczony etatyzm, z 50% podatkami dochodowymi, przymusem ubezpieczeń, prohibicją, itd.
Innymi słowy, powyższy argument jest intelektualnie jeszcze mierniejszy i bardziej szkodliwy, niż klasyczne argumenty etatystyczne. Klasyczne argumenty etatystyczne dochodzą do etatystycznych wniosków wychodząc z etatystycznych przesłanek ("umowa społeczna", "wola narodu", "boskie prawo królów", itp.), podczas gdy ten argument dochodzi do etatystycznych wniosków wychodząc z libertariańskich przesłanek. Jest to więc argument nie tylko zwyczajnie zły z logicznego punktu widzenia, ale też - eufemistycznie rzecz ujmując - montypythonowski w swoim przebiegu. W czym nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że pewna część samozwańczych (zwłaszcza europejskich) libertarian zdaje się traktować go jako coś więcej niż wisielczy żart.
Zostawmy już w tym miejscu kwestię otwartych bądź zamkniętych granic, bo to jest tylko jedna, stosunkowo niewinna kwestia, na postrzeganie której musi wpływać akceptacja powyższego argumentu. Skupmy się na jego najogólniejszej implikacji: otóż właściciel prywatnego stowarzyszenia sąsiedzkiego czy jakiejkolwiek innej autonomicznej struktury własnościowej ma prawo ustalać dowolne reguły obowiązujące wszystkich jej mieszkańców zgodnie z libertariańską zasadą "my home is my castle". Ma prawo ustalić czynsz na poziomie 50% dochodu mieszkańców, zobligować ich do wykupienia ubezpieczenia zdrowotnego, zakazać spożywania na terenie swojej posesji alkoholu, itd. Ten wniosek, w zestawieniu z sugestią, że państwo - jak długo istnieje - ma zastępować podatników w pełnieniu roli takiego właśnie właściciela, daje nam potencjalnie nieograniczony etatyzm, z 50% podatkami dochodowymi, przymusem ubezpieczeń, prohibicją, itd.
Innymi słowy, powyższy argument jest intelektualnie jeszcze mierniejszy i bardziej szkodliwy, niż klasyczne argumenty etatystyczne. Klasyczne argumenty etatystyczne dochodzą do etatystycznych wniosków wychodząc z etatystycznych przesłanek ("umowa społeczna", "wola narodu", "boskie prawo królów", itp.), podczas gdy ten argument dochodzi do etatystycznych wniosków wychodząc z libertariańskich przesłanek. Jest to więc argument nie tylko zwyczajnie zły z logicznego punktu widzenia, ale też - eufemistycznie rzecz ujmując - montypythonowski w swoim przebiegu. W czym nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że pewna część samozwańczych (zwłaszcza europejskich) libertarian zdaje się traktować go jako coś więcej niż wisielczy żart.
Saturday, September 26, 2015
"Profiteering" is an Exclusively Statist Practice
The free market continually eliminates profits through the process of competitive arbitrage. The state continually tries to sustain them by converting them into monopoly rents. In other words, "profiteering" is an exclusively statist practice. In a free market, to pursue profit successfully is to eliminate it. In a "regulated" market, to pursue profit successfully is to petrify it into a monopolistic, coercive privilege. Bear that in mind whenever you hear the flagrant nonsense about "free market greed".
Labels:
competition,
free market,
greed,
monopoly,
profit,
regulation
Wednesday, September 23, 2015
Libertarianizm, imigracja i konflikt kulturowy
Samozwańczy liberałowie i libertarianie opowiadający się za zamkniętymi/kontrolowanymi granicami lubią powtarzać, że pewne grupy etniczne nie reprezentują "naszej" kultury i w związku z tym wiadomo, że ciągną do "nas" wyłącznie po to, żeby eksploatować lokalne systemy zasiłkowe. Jeśli jednak założyć, że "nasza" kultura ma w tym kontekście oznaczać kulturę pracowitości, produktywności, przedsiębiorczości, szacunku dla praw własności, itd., to powyższe zdanie okazuje się wewnętrznie sprzeczne - no bo jak to możliwe, że "nasza" kultura pracowitości, produktywności, przedsiębiorczości i szacunku dla praw własności wyłoniła z siebie wszechobecne i wszechwładne instytucje etatystycznego redystrybucjonizmu i zasiłkowego pasożytnictwa, tak atrakcyjne dla przedstawicieli "ich" kultury?
Wierzyć, że instytucje te zostały "nam" narzucone przez jakichś złowrogich, makiawelicznych centralnych planistów to wykazywać ekonomiczną i socjologiczną naiwność niegodną kogokolwiek, kto określa siebie mianem liberała czy libertarianina i kto, miejmy nadzieję, czytał stosowną klasykę w postaci Etienne de la Boetie, Hume'a, Misesa i nowych instytucjonalistów. Ktoś taki powinien doskonale wiedzieć, że - zwłaszcza w demokracji - formalne instytucje są w przeważającej mierze emanacją leżących u ich podstaw instytucji nieformalnych, czyli właśnie kultury akceptowanej przez większą część zamieszkującej dany obszar ludności. W związku z tym ktoś taki powinien zdawać sobie również sprawę, że zwabieni etatystycznym redystrybucjonizmem "oni" i utrzymujący go przy życiu "my" nie reprezentują pod najistotniejszym w tym kontekście względem żadnej jakościowo znaczącej różnicy - innymi słowy, ciągnie swój do swego.
Nie powinno się to oczywiście podobać libertarianinowi. Libertarianin musi jednak zdawać sobie sprawę z tego, że w rzeczonym kontekście nie należy on do żadnych "nas" ani "ich", do żadnych obrońców "cywilizacji europejskiej" czy "chrześcijańskiej" przed "azjatycką" czy "islamską" inwazją. Jest on kulturową wysepką na morzu pasożytniczego etatyzmu i kolektywizmu, przebierającego się w najróżniejsze kulturowe kostiumy. I jeśli chce on, żeby ta wysepka rosła, to musi wiedzieć, że o atrakcyjności jego edukacyjnej oferty i kulturotwórczej przedsiębiorczości nie będzie przesądzało to, czy będzie ona kierowana pod adresem syryjskiego zasiłkowego imigranta, polskiego dresiarza czy brytyjskiego chava. Za każdym razem będzie to równie trudne wyzwanie. Żeby jednak móc je w ogóle podjąć, trzeba mieć świadomość tego, jak istotnym w tym kontekście intelektualnym narzędziem jest metodologiczny indywidualizm i konsekwentne odrzucanie polilogizmu kulturowego.
Wierzyć, że instytucje te zostały "nam" narzucone przez jakichś złowrogich, makiawelicznych centralnych planistów to wykazywać ekonomiczną i socjologiczną naiwność niegodną kogokolwiek, kto określa siebie mianem liberała czy libertarianina i kto, miejmy nadzieję, czytał stosowną klasykę w postaci Etienne de la Boetie, Hume'a, Misesa i nowych instytucjonalistów. Ktoś taki powinien doskonale wiedzieć, że - zwłaszcza w demokracji - formalne instytucje są w przeważającej mierze emanacją leżących u ich podstaw instytucji nieformalnych, czyli właśnie kultury akceptowanej przez większą część zamieszkującej dany obszar ludności. W związku z tym ktoś taki powinien zdawać sobie również sprawę, że zwabieni etatystycznym redystrybucjonizmem "oni" i utrzymujący go przy życiu "my" nie reprezentują pod najistotniejszym w tym kontekście względem żadnej jakościowo znaczącej różnicy - innymi słowy, ciągnie swój do swego.
Nie powinno się to oczywiście podobać libertarianinowi. Libertarianin musi jednak zdawać sobie sprawę z tego, że w rzeczonym kontekście nie należy on do żadnych "nas" ani "ich", do żadnych obrońców "cywilizacji europejskiej" czy "chrześcijańskiej" przed "azjatycką" czy "islamską" inwazją. Jest on kulturową wysepką na morzu pasożytniczego etatyzmu i kolektywizmu, przebierającego się w najróżniejsze kulturowe kostiumy. I jeśli chce on, żeby ta wysepka rosła, to musi wiedzieć, że o atrakcyjności jego edukacyjnej oferty i kulturotwórczej przedsiębiorczości nie będzie przesądzało to, czy będzie ona kierowana pod adresem syryjskiego zasiłkowego imigranta, polskiego dresiarza czy brytyjskiego chava. Za każdym razem będzie to równie trudne wyzwanie. Żeby jednak móc je w ogóle podjąć, trzeba mieć świadomość tego, jak istotnym w tym kontekście intelektualnym narzędziem jest metodologiczny indywidualizm i konsekwentne odrzucanie polilogizmu kulturowego.
Labels:
cywilizacja,
granice,
imigracja,
indywidualizm,
kultura,
libertarianizm,
polilogizm,
przedsiębiorczość
Monday, September 21, 2015
Smith Makes Full Sense Only With Bastiat
My reading of the invisible hand principle is not that if everyone follows their self-interest, socially optimal outcomes will result, but that the best way to satisfy one's self-interest is to satisfy the interests of others. In other words, the former is true, but only given the recognition of the economic harmony of all peaceful interests: Smith starts to make full sense only when combined with Bastiat.
Labels:
adamsmith,
Bastiat,
economics,
efficiency,
invisible hand,
self-interest
Sunday, September 20, 2015
Konserwatyzm, postępowość i społeczny rozwój
Głównym powodem, dla którego tzw. "konserwatyści" bronią określonych instytucji i norm kulturowych, jest to, że "tak było od zawsze". Jest to dokładnie ten sam powód, dla którego te same instytucje i normy kulturowe atakują tzw. "postępowcy", starający się zniszczyć "hegemonię tego, jak było od zawsze". Jednym wydaje się, że bronią harmonii naturalnego ładu, drugim, że obalają tyranię zapyziałego status quo.
Oba te podejścia są w gruncie rzeczy podejściami emocjonalnymi, a nie racjonalnymi, i stąd wynika fałszywość przedstawianej przez nie alternatywy. Tymczasem podejście racjonalne umożliwia zdanie sobie sprawy z tego, że "tak było od zawsze" nie jest samo w sobie ani argumentem za, ani przeciw, i że najistotniejsze w tym kontekście pytanie brzmi "dlaczego tak było od zawsze?". Czasem "tak było od zawsze" wynika z tego, że dana instytucja czy norma obyczajowa dzięki swojej sile adaptacyjnej przetrwała długofalowy proces selekcji kulturowej, co sugeruje, że zawiera ona w sobie "mądrość wieków" sprzyjającą społecznemu rozwojowi. Czasem natomiast "tak było od zawsze" wynika z tego, że daną instytucję czy normę obyczajową przy życiu utrzymywały irracjonalne lub sprzeczne z faktami przesądy, bądź też wpływ zinstytucjonalizowanej przemocy, co jednoznacznie świadczy o jej społecznej szkodliwości.
Innymi słowy, czasem - choć z błędnych powodów - rację mogą mieć tzw. "konserwatyści", a czasem - z równie błędnych powodów - tzw. "postępowcy", i - co najważniejsze - ich racje mogą ze sobą współistnieć, a nawet się wzajemnie wzmacniać i uzupełniać, jeśli tylko podejdzie się do nich w sposób, nomen omen, racjonalny, tzn. dociekający tego, które instytucje i normy obyczajowe służą spełnianiu się człowieka w jego człowieczeństwie (w jego naturze wolnej, rozumnej istoty), a więc w swobodnym wykorzystywaniu jego jednostkowych, unikatowych talentów, umiejętności, wiedzy i zasobów w celu realizacji jego jednostkowych, unikatowych celów, pragnień i aspiracji w ramach pokojowej współpracy i konkurencji z innymi, w podobny sposób swobodnie spełniającymi się ludźmi.
Oba te podejścia są w gruncie rzeczy podejściami emocjonalnymi, a nie racjonalnymi, i stąd wynika fałszywość przedstawianej przez nie alternatywy. Tymczasem podejście racjonalne umożliwia zdanie sobie sprawy z tego, że "tak było od zawsze" nie jest samo w sobie ani argumentem za, ani przeciw, i że najistotniejsze w tym kontekście pytanie brzmi "dlaczego tak było od zawsze?". Czasem "tak było od zawsze" wynika z tego, że dana instytucja czy norma obyczajowa dzięki swojej sile adaptacyjnej przetrwała długofalowy proces selekcji kulturowej, co sugeruje, że zawiera ona w sobie "mądrość wieków" sprzyjającą społecznemu rozwojowi. Czasem natomiast "tak było od zawsze" wynika z tego, że daną instytucję czy normę obyczajową przy życiu utrzymywały irracjonalne lub sprzeczne z faktami przesądy, bądź też wpływ zinstytucjonalizowanej przemocy, co jednoznacznie świadczy o jej społecznej szkodliwości.
Innymi słowy, czasem - choć z błędnych powodów - rację mogą mieć tzw. "konserwatyści", a czasem - z równie błędnych powodów - tzw. "postępowcy", i - co najważniejsze - ich racje mogą ze sobą współistnieć, a nawet się wzajemnie wzmacniać i uzupełniać, jeśli tylko podejdzie się do nich w sposób, nomen omen, racjonalny, tzn. dociekający tego, które instytucje i normy obyczajowe służą spełnianiu się człowieka w jego człowieczeństwie (w jego naturze wolnej, rozumnej istoty), a więc w swobodnym wykorzystywaniu jego jednostkowych, unikatowych talentów, umiejętności, wiedzy i zasobów w celu realizacji jego jednostkowych, unikatowych celów, pragnień i aspiracji w ramach pokojowej współpracy i konkurencji z innymi, w podobny sposób swobodnie spełniającymi się ludźmi.
Labels:
konserwatyzm,
kultura,
postęp,
prawo naturalne,
progresywizm,
tradycja
Friday, September 18, 2015
Najlepszy test "wolnościowej dojrzałości"
Najlepszym testem "wolnościowej dojrzałości" poszczególnych jednostek - autentyczności, szczerości i wiarygodności ich przywiązania do wartości, jaką jest wolność osobista - jest intelektualna i emocjonalna konfrontacja z sytuacjami trudnymi i złożonymi, a jednocześnie nagłymi. Co najistotniejsze, o wyniku tego testu w większym stopniu niż odpowiedzi na pytania związane z tymi sytuacjami decyduje sposób, w jaki poszukuje się na nie odpowiedzi.
Przyglądając się tego rodzaju poszukiwaniom, należy zwrócić uwagę na to, czy dana osoba konsekwentnie stosuje zasady metodologicznego indywidualizmu i zachowuje świadomość nieredukowalnej złożoności spontanicznych porządków i procesów społecznych (w tym również tych destruktywnych), czy też ulega stosowaniu łatwych, kolektywistycznych kategoryzacji oraz wierze w monokauzalne wyjaśnienia zjawisk społecznych i manichejskie zderzenia grupowych hierarchii wartości.
Tego rodzaju poszlakowa analiza pozwala w dużej mierze stwierdzić, czy dana osoba traktuje poważnie intelektualny aparat poznawczy szeroko rozumianej tradycji wolnościowej, czy też widzi w deklaratywnym przywiązaniu do niej akces do snobującej się na niezależną w swoich osądach intelektualnych i indywidualistyczną w swoich ocenach moralnych, ale w gruncie rzeczy wciąż plemiennej kasty.
Przyglądając się tego rodzaju poszukiwaniom, należy zwrócić uwagę na to, czy dana osoba konsekwentnie stosuje zasady metodologicznego indywidualizmu i zachowuje świadomość nieredukowalnej złożoności spontanicznych porządków i procesów społecznych (w tym również tych destruktywnych), czy też ulega stosowaniu łatwych, kolektywistycznych kategoryzacji oraz wierze w monokauzalne wyjaśnienia zjawisk społecznych i manichejskie zderzenia grupowych hierarchii wartości.
Tego rodzaju poszlakowa analiza pozwala w dużej mierze stwierdzić, czy dana osoba traktuje poważnie intelektualny aparat poznawczy szeroko rozumianej tradycji wolnościowej, czy też widzi w deklaratywnym przywiązaniu do niej akces do snobującej się na niezależną w swoich osądach intelektualnych i indywidualistyczną w swoich ocenach moralnych, ale w gruncie rzeczy wciąż plemiennej kasty.
Thursday, September 17, 2015
Ten Unobvious Truths Concerning Liberty and Related Matters
1. Libertarianism does not imply the belief that monopolistic apparatuses of violence known as states are the only enemies of liberty.
2. Libertarianism does not imply the belief that the disappearance of monopolistic apparatuses of violence known as states will automatically result in the emergence of a free society.
3. The scale of statism does not directly imply the degree of its harmfulness.
4. Relative antipathy towards democracy does not imply relative sympathy towards monarchy.
5. Opposing the welfare state does not imply supporting restrictions on immigration.
6. Antipathy towards grumpy conservatism does not imply sympathy for goofy libertinism, nor vice versa.
7. Realizing that the US is rapidly wasting its heritage of liberty does not imply faith in the growing power of the so-called BRICS.
8. Recognizing the inherent harmfulness of corporate statism, central banking and fiat money does not imply the belief that financial markets are a casino or one big manipulation.
9. Realizing that fiat credit expansion necessarily triggers destructive business cycles does not imply the belief that gold in any form or precious metals in general are a smart investment for the recession period.
10. Realizing that one is fortunate to live in the best time so far in all of human history does not imply a belief in the Whig theory of history.
2. Libertarianism does not imply the belief that the disappearance of monopolistic apparatuses of violence known as states will automatically result in the emergence of a free society.
3. The scale of statism does not directly imply the degree of its harmfulness.
4. Relative antipathy towards democracy does not imply relative sympathy towards monarchy.
5. Opposing the welfare state does not imply supporting restrictions on immigration.
6. Antipathy towards grumpy conservatism does not imply sympathy for goofy libertinism, nor vice versa.
7. Realizing that the US is rapidly wasting its heritage of liberty does not imply faith in the growing power of the so-called BRICS.
8. Recognizing the inherent harmfulness of corporate statism, central banking and fiat money does not imply the belief that financial markets are a casino or one big manipulation.
9. Realizing that fiat credit expansion necessarily triggers destructive business cycles does not imply the belief that gold in any form or precious metals in general are a smart investment for the recession period.
10. Realizing that one is fortunate to live in the best time so far in all of human history does not imply a belief in the Whig theory of history.
Wednesday, September 16, 2015
"Publiczni intelektualiści", przedsiębiorczy innowatorzy i budowanie cywilizowanego społeczeństwa
Być może jednym z najbardziej obiecujących przejawów tego, że ludzkość konsekwentnie odsuwa się od modelu społeczeństwa nakazowego i zmierza w kierunku modelu społeczeństwa kontraktowego jest całkowity zanik prestiżu tzw. "publicznego intelektualisty". Nie ma obecnie żadnych Einsteinów ani Freudów - intelektualistów, których nazwiska znane byłyby wszystkim i których idee wpływałyby na wszystkich przynajmniej na podświadomym poziomie. Osoby podziwiane obecnie za swoje intelektualne osiągnięcia to nie akademiccy teoretycy, tylko przedsiębiorczy innowatorzy, tacy jak Gates, Jobs czy Zuckerberg (albo - dla nieco bardziej wtajemniczonych - Satoshi Nakamoto).
Jest to przejaw dobrej, intelektualnie i moralnie zdrowej ewolucji kulturowej, sprawiającej, że intelektualny podziw kieruje się ku tym, którzy na niego naprawdę zasługują - ku tym, których propozycje i sposoby ich wdrażania wygrały na wolnym rynku idei dotyczących tego, jak uczynić życie szerokich grup społecznych bezprecedensowo wygodnym, otwartym i przyjemnym. Zdaje się to sugerować, że w społeczeństwie istnieje rosnące, nawet jeśli wciąż podświadome przekonanie, że to, czego wymaga materialny, kulturowy i moralny rozwój ludzkości, to nie "wielkie", wszechogarniające idee i "wielcy mężowie stanu" zdolni je wdrożyć, ale konkurencyjna, oparta na metodzie prób i błędów intelektualna przedsiębiorczość działająca w obrębie wysoce zdecentralizowanego, kontraktowego świata. Jest to intelektualnie, moralnie i estetycznie inspirująca wizja cywilizowanego społeczeństwa, którą warto promować jako praktyczny ideał i wdrażać jako praktyczną rzeczywistość.
Jest to przejaw dobrej, intelektualnie i moralnie zdrowej ewolucji kulturowej, sprawiającej, że intelektualny podziw kieruje się ku tym, którzy na niego naprawdę zasługują - ku tym, których propozycje i sposoby ich wdrażania wygrały na wolnym rynku idei dotyczących tego, jak uczynić życie szerokich grup społecznych bezprecedensowo wygodnym, otwartym i przyjemnym. Zdaje się to sugerować, że w społeczeństwie istnieje rosnące, nawet jeśli wciąż podświadome przekonanie, że to, czego wymaga materialny, kulturowy i moralny rozwój ludzkości, to nie "wielkie", wszechogarniające idee i "wielcy mężowie stanu" zdolni je wdrożyć, ale konkurencyjna, oparta na metodzie prób i błędów intelektualna przedsiębiorczość działająca w obrębie wysoce zdecentralizowanego, kontraktowego świata. Jest to intelektualnie, moralnie i estetycznie inspirująca wizja cywilizowanego społeczeństwa, którą warto promować jako praktyczny ideał i wdrażać jako praktyczną rzeczywistość.
Tuesday, September 15, 2015
Międzynarodowy socjalizm z czasem nieodmiennie degeneruje się w narodowy socjalizm
Międzynarodowy socjalizm (etatyzm, interwencjonizm, biurokratyzm) z czasem nieodmiennie degeneruje się w narodowy socjalizm. W miarę jak dokonuje on siłowej redystrybucji zasobów między różnymi grupami narodowymi, podsyca on ich wzajemne animozje i sprawia, że ich członkowie w coraz większym stopniu widzą w sobie nawzajem pasożyty i wyzyskiwaczy. Tak więc, w miarę jak utwierdzają się oni w swojej przemocowej, kolektywistycznej mentalności, zaczynają oni domagać się rozmontowania istniejącego ponadplemiennego kolektywizmu na całą serię kolektywizmów plemiennych. W ten sposób jedną warstwę przemocowego kolektywizmu (biurokratyczny etatyzm) wzmacnia inna warstwa przemocowego kolektywizmu (nacjonalistyczny trybalizm). Jest to kolejna ilustracja starej, oczywistej prawdy, że zinstytucjonalizowana przemoc pod jakąkolwiek postacią prowadzi wyłącznie do jeszcze większej ilości zinstytucjonalizowanej przemocy, i że jedynie bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej i wartości indywidualizmu jest w stanie ucywilizować relacje społeczne, zarówno w skali narodowej, jak i międzynarodowej.
Labels:
etatyzm,
interwencjonizm,
kolektywizm,
nacjonalizm,
socjalizm,
trybalizm
Friday, September 11, 2015
Border Control is Just as Bad as Gun Control
Claiming that state borders have to be closed/controlled in order to hinder terrorist operations is exactly analogous to claiming that access to guns has to be restricted in order to hinder criminal activity. Just as the latter does not hinder the criminals in any way, but only disarms their victims, both physically and mentally (thus actually facilitating criminal activity), the former does not hinder the terrorists in any way, since their comparative advantage lies in, among others, obtaining illegal access to various strategic locations (it actually strengthens them, both materially and ideologically, by allowing them to turn into human smuggling mafias), but only shackles the masses of those interested in obtaining legal access to a better world, where they wish to live peaceful, productive lives, as well as makes non-criminals all over the world increasingly more vulnerable, both physically and mentally, by being increasingly more exposed to statist panic-mongering and statist parasitism in the form of ever increasing "defense expenditures".
Własność, granice, imigracja i kryptoetatyzm
Groteskowy pseudoargument pt. "skoro państwo utrzymuje całą swoją infrastrukturę poprzez regularne ograbianie większości mieszkańców danego obszaru, to ma prawo [albo wręcz powinność] domyślnie blokować dostęp do niej osobom z zewnątrz, jako że te nie były dotąd w podobny sposób ograbiane na poczet jej utrzymania" rozplenił się ostatnio na tyle, że warto mu poświęcić jeszcze jeden wpis.
Ten rodzaj myślenia można streścić frazą "jak długo ja sam jestem niewolnikiem, tak długo mam prawo popierać zniewalanie innych". Jak długo ja sam jestem pozbawiony pełnej swobody zrzeszania się z innymi na bazie dobrowolnych kontaktów, tak długo mam prawo popierać pozbawianie tej możliwości innych poprzez siłowe zatrzymywanie ich na arbitralnych liniach wytyczonych przez terytorialne, monopolistyczne aparaty opresji. Jak długo ja sam jestem ograbiany na poczet utrzymywania pasożytniczego "państwa opiekuńczego", tak długo mam prawo popierać siłowe pozbawianie innych możliwości swobodnego poszukiwania lepszych ofert produktywnego życia z góry zakładając, że będą oni pasożytniczymi klientami tegoż "państwa opiekuńczego".
Otóż jest to esencja światopoglądu etatystycznego i pewny sposób na wieczystą konserwację etatystycznego status quo. Akceptacja redukcji etatyzmu tylko wtedy, gdy będzie się ona odbywała jednocześnie na wszystkich możliwych frontach jest de facto akceptacją dla istniejącego poziomu etatyzmu, bo działanie bastiatowskiej "wielkiej fikcji", wciągającej wszystkich w kocioł zinstytucjonalizowanego, powszechnego pasożytnictwa praktycznie gwarantuje, że jej redukcja nigdy nie odbędzie się jednocześnie na wszystkich możliwych frontach. Ponadto, w momencie gdy rzekomo niewierzący w mit hobbesowskiej "umowy społecznej" wypowiadają kwestie w rodzaju "skoro państwo wbrew mojej woli robi wobec mnie to i tamto, to niech już przynajmniej wbrew woli innych robi też tamto i owamto", demonstrują oni, że de facto w pełni akceptują hobbesowską "umowę społeczną", która nie była w końcu nigdy opisywana jako historyczny fakt, tylko jako coś, w mit czego uwierzą działający pod przymusem pragmatycznie myślący ludzie, gdyż uznają taką wiarę za "mniejsze zło".
Ten wpis nie ma na celu wykazania, że powyższe myślenie jest pozbawione swojego rodzaju krótkoterminowego, konformistycznego pragmatyzmu, którego nie da się bronić logicznie brzmiącymi argumentami. Ma on jednak na celu wykazanie, że tego rodzaju myślenia nie da się pogodzić z traktowaniem wolności osobistej (i własności prywatnej jako jej najważniejszego przejawu w świecie ekonomicznie rzadkich dóbr) jako najważniejszej wartości społecznej; innymi słowy, nie da się go pogodzić z libertarianizmem. Czy tym gorzej dla libertarianizmu, czy dla osoby tak myślącej - tego nie będę tutaj oceniał. Tutaj staram się jedynie wykazać, czego wymaga intelektualna i moralna konsekwencja w traktowaniu wolności osobistej jako najwyższej społecznej wartości.
Ten rodzaj myślenia można streścić frazą "jak długo ja sam jestem niewolnikiem, tak długo mam prawo popierać zniewalanie innych". Jak długo ja sam jestem pozbawiony pełnej swobody zrzeszania się z innymi na bazie dobrowolnych kontaktów, tak długo mam prawo popierać pozbawianie tej możliwości innych poprzez siłowe zatrzymywanie ich na arbitralnych liniach wytyczonych przez terytorialne, monopolistyczne aparaty opresji. Jak długo ja sam jestem ograbiany na poczet utrzymywania pasożytniczego "państwa opiekuńczego", tak długo mam prawo popierać siłowe pozbawianie innych możliwości swobodnego poszukiwania lepszych ofert produktywnego życia z góry zakładając, że będą oni pasożytniczymi klientami tegoż "państwa opiekuńczego".
Otóż jest to esencja światopoglądu etatystycznego i pewny sposób na wieczystą konserwację etatystycznego status quo. Akceptacja redukcji etatyzmu tylko wtedy, gdy będzie się ona odbywała jednocześnie na wszystkich możliwych frontach jest de facto akceptacją dla istniejącego poziomu etatyzmu, bo działanie bastiatowskiej "wielkiej fikcji", wciągającej wszystkich w kocioł zinstytucjonalizowanego, powszechnego pasożytnictwa praktycznie gwarantuje, że jej redukcja nigdy nie odbędzie się jednocześnie na wszystkich możliwych frontach. Ponadto, w momencie gdy rzekomo niewierzący w mit hobbesowskiej "umowy społecznej" wypowiadają kwestie w rodzaju "skoro państwo wbrew mojej woli robi wobec mnie to i tamto, to niech już przynajmniej wbrew woli innych robi też tamto i owamto", demonstrują oni, że de facto w pełni akceptują hobbesowską "umowę społeczną", która nie była w końcu nigdy opisywana jako historyczny fakt, tylko jako coś, w mit czego uwierzą działający pod przymusem pragmatycznie myślący ludzie, gdyż uznają taką wiarę za "mniejsze zło".
Ten wpis nie ma na celu wykazania, że powyższe myślenie jest pozbawione swojego rodzaju krótkoterminowego, konformistycznego pragmatyzmu, którego nie da się bronić logicznie brzmiącymi argumentami. Ma on jednak na celu wykazanie, że tego rodzaju myślenia nie da się pogodzić z traktowaniem wolności osobistej (i własności prywatnej jako jej najważniejszego przejawu w świecie ekonomicznie rzadkich dóbr) jako najważniejszej wartości społecznej; innymi słowy, nie da się go pogodzić z libertarianizmem. Czy tym gorzej dla libertarianizmu, czy dla osoby tak myślącej - tego nie będę tutaj oceniał. Tutaj staram się jedynie wykazać, czego wymaga intelektualna i moralna konsekwencja w traktowaniu wolności osobistej jako najwyższej społecznej wartości.
Labels:
dobra publiczne,
granice,
hobbes,
imigracja,
państwo opiekuńcze,
pasożytnictwo,
własność
Thursday, September 10, 2015
Praxeology and the Meaning of Life
One of the pop-philosophical slogans says that the meaning of life is to give life meaning. However, slogan or not, it is actually true: the essential element of specifically human action is to choose one's individual, subjective purposes and to pursue their implementation. As soon as this activity ceases, one ceases to be a purposive being and becomes a vegetative one. Thus, a pop-philosophical slogan turns out to be a serious praxeological axiom.
Imigracja, terroryzm, pasożytnictwo i kultura
Parę uwag dotyczących kwestii imigracyjnych:
1. Twierdzenie, że granice trzeba zamknąć/kontrolować, żeby utrudnić przedostawanie się przez nie terrorystom, jest dokładnie analogiczne do twierdzenia, że należy reglamentować dostęp do broni, żeby utrudnić przestępcom dostęp do narzędzi zbrodni. Otóż tak samo jak to drugie niczego nie utrudnia przestępcom, mającym czarnorynkowy dostęp do broni, a jedynie rozbraja nie-przestępców, tak fizycznie, jak i mentalnie (co summa summarum ułatwia przestępcom ich działalność), tak to pierwsze niczego nie utrudnia terrorystom, których przewaga komparatywna leży m.in. w nielegalnym przemieszczaniu się z miejsca na miejsca, a jedynie utrudnia dostęp do lepszego świata tym, którzy chcą do niego wnieść pokojowy, produktywny wkład.
2. Twierdzenie, że granice trzeba zamknąć/kontrolować, ponieważ istnieje uzasadnione przypuszczenie, że większość przekraczających je imigrantów okaże się "zasiłkowymi pasożytami", implikuje albo siermiężny nacjonalizm, względnie wręcz narodowy socjalizm (oparty na zasadzie "rodzime pasożyty są do ścierpienia, ale zagraniczne nie"), albo elementarną logiczną niekonsekwencję, z dziwnych powodów nie domagającą się deportacji "rodzimych pasożytów", które zdążyły już dawno obnażyć swoją pasożytniczą naturę, w przeciwieństwie do niedoszłych imigrantów, których dopiero się o nią podejrzewa. Poza tym imigrant, który z definicji okazał się zdolny do rzucenia tego wszystkiego, co zna, i wykazał minimum przedsiębiorczej inicjatywy nawet po to, żeby stać się "zasiłkowym pasożytem" w bogatszej części świata, lepiej rokuje pod względem ewentualnego porzucenia swoich pasożytniczych przyzwyczajeń niż "rodzimy pasożyt", który nigdy nie wykazał nawet tego rodzaju przedsiębiorczego minimum.
3. To, czy większym zagrożeniem kulturowym jest masowy napływ imigrantów reprezentujących inną od dominującej na danym obszarze kulturę, czy siermiężny nacjonalizm i nakazowo-reglamentacyjny etatyzm, który jest immanentnym fundamentem nastrojów antyimigracyjnych, pozostaje kwestią co najmniej otwartą, jeśli nie rozstrzygniętą na niekorzyść tego drugiego.
1. Twierdzenie, że granice trzeba zamknąć/kontrolować, żeby utrudnić przedostawanie się przez nie terrorystom, jest dokładnie analogiczne do twierdzenia, że należy reglamentować dostęp do broni, żeby utrudnić przestępcom dostęp do narzędzi zbrodni. Otóż tak samo jak to drugie niczego nie utrudnia przestępcom, mającym czarnorynkowy dostęp do broni, a jedynie rozbraja nie-przestępców, tak fizycznie, jak i mentalnie (co summa summarum ułatwia przestępcom ich działalność), tak to pierwsze niczego nie utrudnia terrorystom, których przewaga komparatywna leży m.in. w nielegalnym przemieszczaniu się z miejsca na miejsca, a jedynie utrudnia dostęp do lepszego świata tym, którzy chcą do niego wnieść pokojowy, produktywny wkład.
2. Twierdzenie, że granice trzeba zamknąć/kontrolować, ponieważ istnieje uzasadnione przypuszczenie, że większość przekraczających je imigrantów okaże się "zasiłkowymi pasożytami", implikuje albo siermiężny nacjonalizm, względnie wręcz narodowy socjalizm (oparty na zasadzie "rodzime pasożyty są do ścierpienia, ale zagraniczne nie"), albo elementarną logiczną niekonsekwencję, z dziwnych powodów nie domagającą się deportacji "rodzimych pasożytów", które zdążyły już dawno obnażyć swoją pasożytniczą naturę, w przeciwieństwie do niedoszłych imigrantów, których dopiero się o nią podejrzewa. Poza tym imigrant, który z definicji okazał się zdolny do rzucenia tego wszystkiego, co zna, i wykazał minimum przedsiębiorczej inicjatywy nawet po to, żeby stać się "zasiłkowym pasożytem" w bogatszej części świata, lepiej rokuje pod względem ewentualnego porzucenia swoich pasożytniczych przyzwyczajeń niż "rodzimy pasożyt", który nigdy nie wykazał nawet tego rodzaju przedsiębiorczego minimum.
3. To, czy większym zagrożeniem kulturowym jest masowy napływ imigrantów reprezentujących inną od dominującej na danym obszarze kulturę, czy siermiężny nacjonalizm i nakazowo-reglamentacyjny etatyzm, który jest immanentnym fundamentem nastrojów antyimigracyjnych, pozostaje kwestią co najmniej otwartą, jeśli nie rozstrzygniętą na niekorzyść tego drugiego.
Labels:
emigracja,
granice,
imigracja,
kultura,
państwo opiekuńcze,
pasożytnictwo
Wednesday, September 9, 2015
O libertariańskiej wizji organizacji terytorialnej
Po zapoznaniu się z libertariańską wizją świata złożonego z globalnej sieci niezależnych stref ekonomicznych, prywatnych stowarzyszeń sąsiedzkich, miast czarterowych i innych form suwerennych obszarów własnościowych, zapoznany odpowiada czasem: "a czym by się to właściwie różniło od sytuacji obecnej? Podoba ci się w danym miejscu, to trzymasz się obowiązujących w nim reguł. Nie podoba ci się, to przenosisz się gdzie indziej. Tak by było i tak jest".
Tymczasem różnice pomiędzy tym, jak by było i jak jest są zasadnicze. Po pierwsze, wszelkie powyższe formy suwerennych obszarów własnościowych musiałyby powstawać na drodze pierwotnego zawłaszczenia poprzez produktywne przekształcenie zasobów niczyich lub na bazie swobodnej wymiany uczciwie zdobytych tytułów własności. Obecny administracyjny podział świata jest natomiast w przeważającej mierze efektem zawłaszczeń odbywających się przy użyciu zmonopolizowanej na danym obszarze, zinstytucjonalizowanej agresji lub groźby jej wykorzystania.
Po drugie - co wynika bezpośrednio z punktu poprzedniego - zamieszkiwanie dowolnej z wyżej opisanych form suwerennych obszarów własnościowych byłoby efektem obopólnie dobrowolnej umowy między właścicielem (deweloperem) a nowoprzybyłym rezydentem. Obecnie natomiast zamieszkiwanie dowolnego obszaru świata jest uwarunkowane nie tego rodzaju obopólnie dobrowolnymi umowami, ale odgórnie narzucanymi ustaleniami terytorialnych, monopolistycznych aparatów opresji.
Po trzecie wreszcie - co wynika bezpośrednio z dwóch poprzednich punktów - wszelkie reguły obowiązujące na danym suwerennym obszarze własnościowym byłyby z definicji akceptowane na zasadzie (kontraktowej) jednomyślności przez wszystkich jego rezydentów. Obecnie natomiast reguły obowiązujące w obrębie poszczególnych obszarów administracyjnych są akceptowane w najlepszym wypadku na zasadzie większościowego wyboru między odgórnie i siłowo narzuconymi alternatywami, a w najgorszym wypadku na zasadzie biernego przyzwolenia na autokratyczny dyktat danego terytorialnego, monopolistycznego aparatu opresji.
Innymi słowy, libertariańska wizja organizacji terytorialnej opiera się na zasadach produktywnego przekształcania i swobodnej wymiany zasobów ziemskich, dobrowolnych umów lokatorskich i kontraktowej jednomyślności, podczas gdy obecny, etatystyczny stan organizacji terytorialnej opiera się na zasadach agresywnego zawłaszczania zasobów ziemskich i odgórnego, siłowego narzucania reguł ich użytkowania. Niezależnie więc od tego, którą z powyższych wizji społecznego porządku dana osoba uzna za bardziej atrakcyjną, powinna ona uczciwie przyznać, że są to wizje diametralnie różne.
Tymczasem różnice pomiędzy tym, jak by było i jak jest są zasadnicze. Po pierwsze, wszelkie powyższe formy suwerennych obszarów własnościowych musiałyby powstawać na drodze pierwotnego zawłaszczenia poprzez produktywne przekształcenie zasobów niczyich lub na bazie swobodnej wymiany uczciwie zdobytych tytułów własności. Obecny administracyjny podział świata jest natomiast w przeważającej mierze efektem zawłaszczeń odbywających się przy użyciu zmonopolizowanej na danym obszarze, zinstytucjonalizowanej agresji lub groźby jej wykorzystania.
Po drugie - co wynika bezpośrednio z punktu poprzedniego - zamieszkiwanie dowolnej z wyżej opisanych form suwerennych obszarów własnościowych byłoby efektem obopólnie dobrowolnej umowy między właścicielem (deweloperem) a nowoprzybyłym rezydentem. Obecnie natomiast zamieszkiwanie dowolnego obszaru świata jest uwarunkowane nie tego rodzaju obopólnie dobrowolnymi umowami, ale odgórnie narzucanymi ustaleniami terytorialnych, monopolistycznych aparatów opresji.
Po trzecie wreszcie - co wynika bezpośrednio z dwóch poprzednich punktów - wszelkie reguły obowiązujące na danym suwerennym obszarze własnościowym byłyby z definicji akceptowane na zasadzie (kontraktowej) jednomyślności przez wszystkich jego rezydentów. Obecnie natomiast reguły obowiązujące w obrębie poszczególnych obszarów administracyjnych są akceptowane w najlepszym wypadku na zasadzie większościowego wyboru między odgórnie i siłowo narzuconymi alternatywami, a w najgorszym wypadku na zasadzie biernego przyzwolenia na autokratyczny dyktat danego terytorialnego, monopolistycznego aparatu opresji.
Innymi słowy, libertariańska wizja organizacji terytorialnej opiera się na zasadach produktywnego przekształcania i swobodnej wymiany zasobów ziemskich, dobrowolnych umów lokatorskich i kontraktowej jednomyślności, podczas gdy obecny, etatystyczny stan organizacji terytorialnej opiera się na zasadach agresywnego zawłaszczania zasobów ziemskich i odgórnego, siłowego narzucania reguł ich użytkowania. Niezależnie więc od tego, którą z powyższych wizji społecznego porządku dana osoba uzna za bardziej atrakcyjną, powinna ona uczciwie przyznać, że są to wizje diametralnie różne.
Labels:
dobrowolność,
emigracja,
granice,
imigracja,
własność
Sunday, September 6, 2015
Trybalizm a społeczna przedsiębiorczość
Podstawową przeszkodą na drodze rozwiązywania problemów społecznych jest tworzenie społecznych fikcji, iluzorycznych plemiennych kolektywów, zarówno negatywnych, jak i pozytywnych. Być może tendencja do zasiedlania własnej wizji świata podobnymi kolektywami jest elementem naszego ewolucyjnego dziedzictwa, który przydawał się w paleolitycznej walce o przetrwanie, obecnie jest jednak jedynie groźną mentalną kulą u nogi.
Epatowanie odbiorcy środków masowego przekazu z jednej strony dziecięcymi trupkami, a z drugiej strony grupami chuliganów dewastującymi samochody jest wyjątkowo wulgarnym przejawem tworzenia i eksploatowania wyżej wspomnianych kolektywnych fikcji. Jedno apeluje do infantylnego sentymentalizmu, drugie do równie infantylnego "świętego oburzenia". Jedno i drugie w oczywisty sposób utrudnia więc konkretnym, indywidualnym ludziom dobrej woli zrzeszanie się w (nomen omen) dobrowolne grupy wsparcia dla potrzebujących i ochrony przed szkodnikami wmieszanymi w tłum potrzebujących.
Etatyzm - ideologia zgodnie z którą wspomniane wyżej plemienne fikcje potrzebują koordynującego ich działania plemiennego przywództwa w postaci zarządców monopolistycznych aparatów opresji zwanych państwami narodowymi i (politycznymi) organizacjami międzynarodowymi - potrafi jednak na problemy społeczne odpowiadać jedynie podsycaniem tego rodzaju infantylnych, zbiorowych emocji. Tylko kategoryczne odrzucenie mentalności etatystycznej pozwala na dostrzeżenie prawdy, że społeczeństwo to suma unikatowych jednostek, a więc rozwiązanie dowolnego problemu społecznego to suma unikatowych, indywidualnych rozwiązań, wdrażanych przez konkretne osoby i grupy osób w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu, a także wymagające swobodnego dysponowania konkretnymi, należącymi do nich zasobami.
Tylko wówczas, gdy poszczególne jednostki i grupy jednostek będą mogły (i chciały) tworzyć w pełni suwerenne obszary własnościowe na tyle małe, że na ich obszarze będzie można podejmować decyzje na zasadzie autentycznej jednomyślności, wspomniana wyżej spontaniczna konfiguracja indywidualnych, lokalnych, oddolnych rozwiązań społecznych będzie w stanie skutecznie odpowiadać nawet na najbardziej globalne problemy społeczne; mieszkańcy tego rodzaju obszarów będą mogli wówczas decydować w autentycznie przemyślany, jednomyślny sposób o tym, które z jednostek deklarujących pilne potrzeby humanitarne wpuścić na teren swojej prywatnej posesji, a którym odmówić wstępu jako osobom nie dość wiarygodnym lub generującym zbyt duże obciążenia finansowe. Tylko wówczas tego rodzaju decyzje będą mogły nosić znamiona zarówno gospodarczej racjonalności, jak i moralnej akceptowalności.
Nie dawajmy więc kolejnym problemom społecznym wzmacniać prymitywnej, plemiennej mentalności, jaką karmi się etatyzm i jego żądni kontroli nad innymi propagandyści. Zamiast tego wykorzystujmy je jako okazję do promocji wszelkich form społecznej przedsiębiorczości, łączących w sobie edukację ekonomiczną i etyczną, której celem jest wykazywanie, że bezwarunkowy szacunek dla praw własności prywatnej, swoboda dobrowolnego zrzeszania się ponad podziałami kulturowymi czy etnicznymi oraz pokojowe współistnienie w ramach wolnej, przedsiębiorczej wymiany dóbr, usług i idei daje jedyną szansę na minimalizację wszelkiego rodzaju społecznych konfliktów i na maksymalizację społecznego dobrobytu.
Epatowanie odbiorcy środków masowego przekazu z jednej strony dziecięcymi trupkami, a z drugiej strony grupami chuliganów dewastującymi samochody jest wyjątkowo wulgarnym przejawem tworzenia i eksploatowania wyżej wspomnianych kolektywnych fikcji. Jedno apeluje do infantylnego sentymentalizmu, drugie do równie infantylnego "świętego oburzenia". Jedno i drugie w oczywisty sposób utrudnia więc konkretnym, indywidualnym ludziom dobrej woli zrzeszanie się w (nomen omen) dobrowolne grupy wsparcia dla potrzebujących i ochrony przed szkodnikami wmieszanymi w tłum potrzebujących.
Etatyzm - ideologia zgodnie z którą wspomniane wyżej plemienne fikcje potrzebują koordynującego ich działania plemiennego przywództwa w postaci zarządców monopolistycznych aparatów opresji zwanych państwami narodowymi i (politycznymi) organizacjami międzynarodowymi - potrafi jednak na problemy społeczne odpowiadać jedynie podsycaniem tego rodzaju infantylnych, zbiorowych emocji. Tylko kategoryczne odrzucenie mentalności etatystycznej pozwala na dostrzeżenie prawdy, że społeczeństwo to suma unikatowych jednostek, a więc rozwiązanie dowolnego problemu społecznego to suma unikatowych, indywidualnych rozwiązań, wdrażanych przez konkretne osoby i grupy osób w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu, a także wymagające swobodnego dysponowania konkretnymi, należącymi do nich zasobami.
Tylko wówczas, gdy poszczególne jednostki i grupy jednostek będą mogły (i chciały) tworzyć w pełni suwerenne obszary własnościowe na tyle małe, że na ich obszarze będzie można podejmować decyzje na zasadzie autentycznej jednomyślności, wspomniana wyżej spontaniczna konfiguracja indywidualnych, lokalnych, oddolnych rozwiązań społecznych będzie w stanie skutecznie odpowiadać nawet na najbardziej globalne problemy społeczne; mieszkańcy tego rodzaju obszarów będą mogli wówczas decydować w autentycznie przemyślany, jednomyślny sposób o tym, które z jednostek deklarujących pilne potrzeby humanitarne wpuścić na teren swojej prywatnej posesji, a którym odmówić wstępu jako osobom nie dość wiarygodnym lub generującym zbyt duże obciążenia finansowe. Tylko wówczas tego rodzaju decyzje będą mogły nosić znamiona zarówno gospodarczej racjonalności, jak i moralnej akceptowalności.
Nie dawajmy więc kolejnym problemom społecznym wzmacniać prymitywnej, plemiennej mentalności, jaką karmi się etatyzm i jego żądni kontroli nad innymi propagandyści. Zamiast tego wykorzystujmy je jako okazję do promocji wszelkich form społecznej przedsiębiorczości, łączących w sobie edukację ekonomiczną i etyczną, której celem jest wykazywanie, że bezwarunkowy szacunek dla praw własności prywatnej, swoboda dobrowolnego zrzeszania się ponad podziałami kulturowymi czy etnicznymi oraz pokojowe współistnienie w ramach wolnej, przedsiębiorczej wymiany dóbr, usług i idei daje jedyną szansę na minimalizację wszelkiego rodzaju społecznych konfliktów i na maksymalizację społecznego dobrobytu.
Labels:
emigracja,
imigracja,
indywidualizm,
kolektywizm,
przedsiębiorczość,
trybalizm
The Freedom of Others is Not Yours to Reject
A relatively frequent comment that one hears upon familiarizing others with the libertarian philosophy is the following: "This is all based on a psychologically mistaken assumption that people want to be free. Meanwhile, the truth is that the majority of people do not want freedom, but bread, circuses, the appearance of security, the feeling of tribal smugness, etc."
This comment is based on a fundamental misunderstanding of the nature of libertarianism. Libertarianism does not claim that nobody is permitted to voluntarily assume the role of a slave, but that nobody is permitted to impose such a role on others; it does not claim that nobody is permitted to voluntarily join a slavish system, driven by bread, circuses, and tribal superstition, but that nobody is permitted to impose such a system on those who reject it or finance it out of their pockets, no matter how much of a minority group such rejecters constitute.
In other words, this kind of comment immediately betrays a collectivict slant, which libertarianism rejects from the outset. It is always worth bearing that in mind in order to maintain one's awareness that libertarianism is a social philosophy, not a marketing proposal or a party platform.
This comment is based on a fundamental misunderstanding of the nature of libertarianism. Libertarianism does not claim that nobody is permitted to voluntarily assume the role of a slave, but that nobody is permitted to impose such a role on others; it does not claim that nobody is permitted to voluntarily join a slavish system, driven by bread, circuses, and tribal superstition, but that nobody is permitted to impose such a system on those who reject it or finance it out of their pockets, no matter how much of a minority group such rejecters constitute.
In other words, this kind of comment immediately betrays a collectivict slant, which libertarianism rejects from the outset. It is always worth bearing that in mind in order to maintain one's awareness that libertarianism is a social philosophy, not a marketing proposal or a party platform.
Saturday, September 5, 2015
Social Justice: A Redundancy or an Absurdity
"Social justice" is either a redundancy (since all justice is inherently social in nature) or an absurdity (since, by dividing justice into social and, presumably, individual, it suggests that society and the individuals that compose it are separate moral agents).
Wednesday, September 2, 2015
Etatyzm, społeczeństwo, instytucje i wartości
Zwalczenie etatyzmu to nie kwestia zniszczenia pewnych instytucji, ale zbudowania pewnych wartości. Wolne społeczeństwo może być wyłącznie społeczeństwem prezentującym odpowiednie wartości intelektualne i moralne - nie dlatego, że bezmyślnych i nieprzyzwoitych trzeba "trzymać krótko", tylko dlatego, że bezmyślni i nieprzyzwoici zawsze doprowadzą do powstania systemu, w ramach którego jedni będą próbowali "trzymać krótko" innych; nie dlatego, że bezmyślni i nieprzyzwoici nie zasługują na wolność, ale dlatego, że bezmyślni i nieprzyzwoici nigdy nie zrozumieją i nie docenią wolności.
Instytucje w równym stopniu sprzyjają rozwojowi pewnych wartości, co są pochodną ich wcześniejszego rozwoju. Dlatego próba zmiany instytucji w oderwaniu od zmiany normatywnej kultury organizacyjnej danego społeczeństwa jest skazana na porażkę. I dlatego bardzo wątpliwe jest, że próba odśrodkowej zmiany instytucji politycznych - a więc instytucji z definicji wyrosłych z kultury zinstytucjonalizowanej przemocy, syndromu sztokholmskiego i libido dominandi - jest w stanie w znaczącym stopniu przełożyć się na rozwój wolnego społeczeństwa.
Znacznie bardziej obiecujące są w tym kontekście wszelkie formy społecznej przedsiębiorczości, łączące w sobie edukację ekonomiczną i etyczną, i jednocześnie wykazujące, w jaki sposób wynikające z niej wartości intelektualne i moralne przekładają się nie tylko na materialny dostatek, ale też na najszerzej rozumianą życiową satysfakcję. Jeśli większość nie jest w stanie osiągnąć odpowiedniego poziomu intelektualnego i moralnego, to ludzkość rzeczywiście skazana jest na tę czy inną formę etatyzmu, czyli męczarnię bezustannej wojny domowej każdego z każdym. Jeśli jednak teoretycy i praktycy wolnego społeczeństwa naprawdę cenią swój intelekt, swój kodeks wartości, swoją wizję i zaangażowanie, i jeśli postrzegają oni stan bezustannej, etatystycznej wojny domowej każdego z każdym za sytuację autentycznie nieznośną, to wytrwają oni w działaniu na rzecz budowania lepszej alternatywy - równie idealistycznej, co pragmatycznej. Najistotniejsze jest zachowanie w kontekście tego działania świadomości, że jego ostatecznym celem jest nie tyle pozbycie się zewnętrznych, instytucjonalnych pasożytów, ile pozbycie się wewnętrznych, mentalnych pasożytów, które umożliwiają istnienie tych pierwszych - nie instytucjonalne "pozwolenie" ludziom na bycie wolnymi, ale intelektualne i moralne uświadomienie im, że nie potrzebują oni czyjegokolwiek pozwolenia na bycie wolnymi.
Instytucje w równym stopniu sprzyjają rozwojowi pewnych wartości, co są pochodną ich wcześniejszego rozwoju. Dlatego próba zmiany instytucji w oderwaniu od zmiany normatywnej kultury organizacyjnej danego społeczeństwa jest skazana na porażkę. I dlatego bardzo wątpliwe jest, że próba odśrodkowej zmiany instytucji politycznych - a więc instytucji z definicji wyrosłych z kultury zinstytucjonalizowanej przemocy, syndromu sztokholmskiego i libido dominandi - jest w stanie w znaczącym stopniu przełożyć się na rozwój wolnego społeczeństwa.
Znacznie bardziej obiecujące są w tym kontekście wszelkie formy społecznej przedsiębiorczości, łączące w sobie edukację ekonomiczną i etyczną, i jednocześnie wykazujące, w jaki sposób wynikające z niej wartości intelektualne i moralne przekładają się nie tylko na materialny dostatek, ale też na najszerzej rozumianą życiową satysfakcję. Jeśli większość nie jest w stanie osiągnąć odpowiedniego poziomu intelektualnego i moralnego, to ludzkość rzeczywiście skazana jest na tę czy inną formę etatyzmu, czyli męczarnię bezustannej wojny domowej każdego z każdym. Jeśli jednak teoretycy i praktycy wolnego społeczeństwa naprawdę cenią swój intelekt, swój kodeks wartości, swoją wizję i zaangażowanie, i jeśli postrzegają oni stan bezustannej, etatystycznej wojny domowej każdego z każdym za sytuację autentycznie nieznośną, to wytrwają oni w działaniu na rzecz budowania lepszej alternatywy - równie idealistycznej, co pragmatycznej. Najistotniejsze jest zachowanie w kontekście tego działania świadomości, że jego ostatecznym celem jest nie tyle pozbycie się zewnętrznych, instytucjonalnych pasożytów, ile pozbycie się wewnętrznych, mentalnych pasożytów, które umożliwiają istnienie tych pierwszych - nie instytucjonalne "pozwolenie" ludziom na bycie wolnymi, ale intelektualne i moralne uświadomienie im, że nie potrzebują oni czyjegokolwiek pozwolenia na bycie wolnymi.
Subscribe to:
Posts (Atom)