Nawet największa wartość ma na tym niedoskonałym świecie swoją ciemną, a przynajmniej szarawą stronę. W związku z tym np. wolność i dobrobyt potrafi wzmagać kulturowy i osobowościowy infantylizm spod znaku mody, urody, tabloidu, dyskoteki, libacji, narcyzmu i ogólnej bezmyślnej wesołkowatości.
Niektórzy mogą się na to w zrozumiały sposób boczyć. Niektórzy mogą nawet przejść od boczenia się do promowania bardziej angażujących rozum i ducha sposobów spędzania czasu. Nikomu nie powinno jednak nawet przejść przez myśl, że dopuszczalnym narzędziem tego rodzaju promocji mogłoby być celowe ograniczenie rzekomego "nadmiaru" wolności i dobrobytu.
Bo o ile, co zostało już wyżej uznane, wolność i dobrobyt rzeczywiście potrafi wzmagać tego rodzaju infantylizm, to jakiekolwiek ograniczenia wolności i dobrobytu nie wzmagają kulturowej i osobowościowej dojrzałości, tylko infantylizm znacznie gorszego rodzaju - infantylizm spod znaku wiary w "opatrznościowych mężów stanu" i oczyszczającą moc zbiorowej przemocy, pensjonarskiej egzaltacji nad "prawdziwymi mężczyznami" i "cnotliwymi panienkami", koturnowego moralizatorstwa, kiczu propagandowych broszurek, i ogłupiającej gotowości "poświęcenia się w imię Wielkich Spraw", a więc różnego rodzaju wielkich kolektywnych fikcji.
O ile wydobycie się z pierwszego z wyżej opisanych rodzajów infantylizmu jest na ogół wyłącznie kwestią czasu, o tyle wydobycie się z drugiego z nich jest zazwyczaj kwestią długiej, mozolnej walki o odzyskanie tej wolności i dobrobytu, które wcześniej próbowali "rozsądnie ograniczać" różni samozwańczy strażnicy rozumu i moralności, okazujący się w rzeczywistości rzecznikami bezmyślności, konformizmu i moralnego kiczu, wiedzącymi co prawda, że wolność i dobrobyt nie są bezpośrednim źródłem jakiegokolwiek intelektualnego czy moralnego przymiotu, ale nie wiedzącymi, że są one jednakowoż ich warunkiem koniecznym.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment